Strony

środa, 22 października 2014

Przykro mi, ale....

...zawieszam bloga. Tak po prostu dłużej nie mogę pisać. Jestem w klasie maturalnej i muszę wziąć się ostro do nauki. Cholernie mi przykro, bo takie czytelniczki jak wy to skarb. Może kiedyś wrócę, maybe ♥ Dziękuję za masę komentarzy, dziękuję Patce Cher, Pinki, Tinsley,♡~Smile~♡,  Tulii Marano, Klaudii Yeah, Karci Lynch, Aleksandrze Grzesik i oczywiście Rossy Lynch. Jeśli o kimś zapomniałam to sorry ale jest was dużo. Dziękuję wam dziewczyny, rozwalacie mnie swoimi komentarzami i rozdziałami (mówię o Rossy Lynch, która prowadzi chyba na moim blogu swój xD). Kurde ryczeć mi się chce, że muszę was opuścić, no ale teraz najważniejsza jest matura. Chciałam wam jeszcze podziękować za prawie 7000 tys. wyświetleń bloga, to dużo dla mnie znaczy, naprawdę. Miałam jeszcze sporo  pomysłów na to jak podkręcić akcję, niestety nie ujrzycie rozdziału z balem. To, że zawieszam Kopciuszka oznacza także, że nie powstanie nowy blog nad którym już zaczęłam pracować, zresztą rozdział jedenasty też mam napisany do połowy. Jednak teraz mam nawał obowiązków i nie mam kiedy tego dokończyć. Każdy rozdział piszę w zeszycie a dopiero później wstawiam na bloggera, to zabiera mnóstwo czasu, którego nie mam. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócę z rozdziałem (będę ryczeć) chociaż to mało prawdopodobne. Papatki♥
~ Kocham was Delly Lynch ♥♥♥
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
























































Taki żart z mojej strony xD Chciałam tylko powiedzieć, że na jedenasty rozdział musicie trochę poczekać bo w ten weekend nie mam czasu, muszę się uczyć do sprawdzianu z matmy. :) Może w przyszły weekend pojawi się nowy rozdział. Pozdrawiam Delly Lynch ♥

sobota, 18 października 2014

Rozdział dziesiąty

Laura siedziała ze Stacy w pokoiku dla służby. Hannah i bliźniaczki gdzieś wyszły, na szczęście. Przyjaciółka leżała na łóżku i przeglądała magazyn o modzie. Zawsze musiała być na topie. Wiedziała co się nosi, a co jest modowym  fo pa, dlatego często czepiała się Lau, która nie zwracała uwagi na wygląd. Ważne aby było wygodnie. Dlatego dzisiaj Marano założyła krótkie jeansowe szorty, fioletowe rajstopy i do tego miała duży, ciepły, brązowy sweter oraz zawiązała wokół szyi szary szalik, na nogi założyła czarne botki. Siedziała w fotelu, mając nogi założone na jeden z boków tegoż mebla. Sporo myślała od śmierci ojca. Rzadko bywała w domu. Ten pokoik poniekąd stał się jej nowym domem. Vanessa nie wiedziała gdzie pracuje, co umożliwiało w miarę normalne życie.
- Stacy, muszę ci o czymś powiedzieć. - wyjąkała brunetka.
- O czym? - koleżanka podniosła wzrok z nad  lektury.
- Wiesz, bo ja nie idę na ten bal. - wydusiła to z siebie.
- Że co?! - krzyknęła.
- Ciszej! Kim i Brooke chyba już wróciły. - Lau próbowała opanować przyjaciółkę.
- Żartujesz?! Siedzę od kilku tygodni nad sukienkami, wiesz ile nocy zarwałam? Poza tym to już jutro.
- Idź sama, a sukienki sprzedasz.
- Nie denerwuj mnie, ja ci chyba zaraz coś zrobię. Mogłaś powiedzieć wcześniej, a nie teraz, gdy ja tyle pracy w to włożyłam. Przecież to bal, każda dziewczyna o takim czymś marzy.
- Nie chcę tam iść.
- Niby czemu? - Stacy była bardzo zdenerwowana.
- Tam będzie tylu ludzi.
- Jak idziesz do supermarketu to też jest tam sporo ludzi. - odparła Stacy.
- Tak, ale wyobrażasz sobie mnie na tym balu? - Lau nie dawała za wygraną.
- Daj spokój idziesz ten bal i koniec.
- Ja przecież noszę żałobę. - powiedziała Laura.
- Po tym skurwysynie?!
- Nie mów tak o moim ojcu!- krzyknęła.
- A jak mam mówić.  Pamiętasz ile razy cię uderzył, albo ile razy uciekałaś z mieszkania w środku nocy? Uwierz nikt ci nie będzie miał za złe jak się rozerwiesz.
- Jednak to był mój ojciec, nie zawsze taki był.
- Tak wiem, jak twoja mama żyła był inny, lecz zrozum Laura to był zwyrodnialec nie twój tatuś, a po takim kimś nie trzeba nosić żałoby, zasłużył sobie na to. - Stacy nie mogła pojąć logiki Lau.
- Ale nie mamy partnerów?
- Ojej na pewno kogoś poznamy na balu, przecież nie każdy przyjdzie z kimś.
- Do mnie żaden chłopak nie zagada, bo jestem służącą. - Lau posmutniała, ale taka była prawda. Żaden facet nie zwracał na nią uwagi, chyba żeby liczyć Ross'a.
- Nikt na balu nie będzie wiedział, że jesteś służącą, bo będziemy mieć maski. - powiedziała ironicznie Stacy.
- To jak poznam, że ten chłopak jest przystojny i w ogóle fajny?
- Ci najfajniejsi zawsze dobrze tańczą.
- Sama nie wiem.
- No weź Laura, nie zostawiaj mnie samej. Chodźmy we dwie, będzie super zobaczysz...
- Stacy weź oddech jak mówisz. - uśmiechnęła się Lau.
- Ty to masz szczęście, może weź na bal Ross'a?
- Co? My się przecież nie znamy. - dziewczyna udawała oburzoną.
- Tak, jakoś często ze sobą się widujecie.
- Co masz na myśli?
- No wiesz ten taniec przy lustrze, teraz pogrzeb. To, że płacił za ceremonię, nie uważasz, że to dziwne?
- Nie wiem co ten blondasek sobie umyślił, ale wydaje mi się, że znalazł jakąś sierotę i chciał się nad nią ulitować. Ja jednak nie potrzebuje litości. Nie wiem jak, ale oddam mu te pieniądze.
- Dobra, dobra nie chciałam cię ze złościć. - Stacy podniosła ręce w geście poddania się.
- Muszę wracać do pracy. - odparła.
- Jesteś ich niewolnikiem czy co? - Stacy żartowała po chwili tych słów żałowała, widząc wzrok Laury.
- Dobra to ja lecę. - powiedziała i pożegnała się z przyjaciółką.
  Kylie szykowała się na bal. Kendall kończyła upinać jej włosy. Zawsze sobie pomagały. Rozmawiały o różnych sprawach lecz temat w końcu zszedł na Lynch'ów.
- Jak ty i Rocky?
- Dobrze, wręcz wspaniale. Jest przystojny, zabawny i opiekuńczy.
- Uuu zakochałaś się? - spytała brunetka.
- Wiesz chyba tak. Ciągle o nim myślę i nie mogę doczekać się spotkania z nim. - na twarzy dziewczyny pojawił się rumieniec.
- Zasługujesz na szczęście. - odparła Kylie.
- A ty i Ross? - Kendall zmieniła temat.
- Yyy...
- Coś nie tak?
- Nie skąd. Po prostu trudno mi określić relację między nami.
- Nie rozumiem. Myślałam, że się świetnie dogadujecie.
- Bo tak jest.
- To nie rozumiem o co ci chodzi?- Kendall nie rozumiała swojej siostry.
- Przecież zaprosił cię na bal. Więc musi mu wpadłaś w  oko.
- Mam właśnie wrażenie, że jemu chodzi tylko o ten cholerny bal!
- Czemu tak myślisz?
- Bo spotykamy się od pewnego czasu, a nawet się nie całowaliśmy. Żartujemy, flirtujemy lecz gdy sytuacja robi się napięta on się wycofuje.
- Jak to się wycofuje?
- No wiesz byliśmy ostatnio w Malibu. Surfowaliśmy, w pewnym momencie straciłam równowagę i wpadłam do wody, Ross też spadł z deski, zaczęliśmy się chlapać i wygłupiać, w pewnym momencie byliśmy tak blisko siebie. Myślałam, że mnie pocałuje, widziałam to w jego oczach. Zbliżył się do moich ust, lecz stchórzył. Zanurkował. Później było jeszcze kilka takich sytuacji. Zawsze coś go trzyma.
- Może miał kogoś i jeszcze się nie pogodził. - powiedziała.
- Blaire? To nie o nią chodzi, chyba nie jestem tą, którą szuka.
- Nie gadaj głupot! On za tobą szaleje, zobaczysz na balu.
- Może masz rację. Spotykamy się od niedawna. Wszystko się ułoży. - westchnęła.
- Będziesz jego księżniczką dzisiejszego wieczoru. - Kendall promiennie się uśmiechnęła.
  Hannah leżała na leżance do masażu. Dwóch mężczyzn sprawiało, że czuła się wspaniale. Nie ma nic lepszego niż masaż.
- Trochę mocniej panowie, to ma być jak salsa. - powiedziała skrzeczącym głosem. Do pokoju wparowały Kim i Brooke, były wściekłe.
- Mamo, mamo! - obydwie krzyczały.
- Co jest moje księżniczki? Poznajcie to Joshua i ktoś tam jeszcze. Oni będą moimi tatusiami, znaczy waszymi.
- Mamo ja i Brooke jedziemy zrobić manicure i pedicure przed balem.
- Pamiętacie o tym, że Laura umówiła was do fryzjera. - powiedziała mama bliźniaczek.
- Właśnie ona też idzie na bal! - wykrzyczała Kim.
- Co? - matka poderwała głowę.
- Słyszałyśmy jak rozmawia z tą swoją przyjaciółką. - odparła Brooke.
- Mamo, ona nie może iść na ten bal, wszytko zepsuje. To służąca. Niech posprząta mój pokój.
- Lub u mnie w szafie. - dodała Brooke.
- Ona nie może iść, to nie wchodzi w rachubę. - powiedziała Hannah.
- Wymyśl coś mamo. - powiedziała Kim.
- Mam dla niej specjalne zadanie. - odparła Hannah.
  Nadszedł dla Laury wielki dzień. Dzisiaj bal. Lau sprzątnęła już prawie cały dom. Zostało jeszcze wyjąć naczynia ze zmywarki i Laura pójdzie do domu się wyszykować do wyjścia. Nie chciała tam iść, ale czego się nie robi w imię przyjaźni? Z drugiej strony miała nadzieję, że ten wieczór odmieni jej życie. Siedziała i myła podłogę. Nagle jej oczom ukazały się różowe klapki Hannah. Podniosła głowę i ujrzała jej twarz.
- Tak? - zapytała Lau.
- Musisz zostać dzisiaj po godzinach. - odparła Hannah.
- Dzisiaj nie mogę. - odpowiedziała Lau.
- Dobrze usłyszałam? Nie możesz? Dziewczyno ty należysz do mnie. Za co ja ci płacę? Masz być na każde moje skinienie.
- Ale dzisiaj idę na bal. - powiedziała Laura.
- To nie pójdziesz. - zaśmiała się szyderczo kobieta.
- Ale ja już wszystko sprzątnęłam.
- Nie wszystko.- Hannah poszła w kierunku swojej sypialni. Laura podążyła za nią. Gdy kobieta pociągnęła za klamkę i otworzyła drzwi do swojego królestwa, dziewczyna zobaczyła ogromny bałagan. Wszędzie porozrzucane były ubrania, bielizna, peruki i oczywiście resztki jedzenia.
- Zostało jeszcze to, czyli moje małe królestwo. - powiedziała dumnie kobieta. Laura otworzyła usta ze zdziwienia.
- Ale żeby to posprzątać potrzeba miotacza ognia lub brygady antyterrorystycznej! - powiedziała ironicznie dziewczyna.
- Bez głupich żartów! Bo jak nie to obetnę ci pensję. Zrozumiano? - brunetka pokiwała głową.
- Mam o dwudziestej wywiad w telewizji, a potem z Rachel idę na wycieczkę po klubach. Wrócę do domu po północy, ma być tu wtedy czysto. Zacznij od pozbierania resztek, bo są obrzydliwe. - powiedział wychodząc. Laura spojrzała na zegarek, była za piętnaście trzecia.
- Może zdążę! - pomyślała. Poszła przyszykować się do pracy, wiedziała, że w pokoju Hannah odnajdzie niespotykane do tej pory robaki i być może szkodliwe bakterie. Dlatego postanowiła się przed tym uchronić. Założyła ogromne, gumowe spodnie na szelki, takie jak noszą rybacy i długie rękawice do tego nałożyła na twarz maskę. Zaczęła od zbierania z łóżka resztek jedzenia i ubrań. Uwijała się jak tylko mogła. Odkurzała, segregowała i składała rzeczy, myła i porządkowała ten bałagan. Ciągle miała nadzieję, że zdąży. Początkowo nie chciała iść na ten bal, lecz chyba zmieniła zdanie. Pragnęła tego balu, czuła, że może tam się wydarzyć coś wyjątkowego. Nie wie czy była to kobieca intuicja, czy tylko jakieś złudzenie. Chciała założyć tą sukienkę, pragnęła się poczuć kobieco. Stacy miała rację  na balu maskowym nikt nie będzie wiedział kim ona jest. Nie będzie już służącą czy nieśmiałą, szarą dziewczyną. Może zmienić się tam w zupełnie innego człowieka. Z brzydkiego kaczątka ma szansę stać się łabędziem. Laura zdawała sobie sprawę, że to właśnie ten moment w jej życiu. Siedziała na łóżku i składała kolorowe, nieco obciachowe ubrania Hannah. Przy pracy słuchała muzyki. To było jej życie. Tylko właśnie muzyka miała dla niej w życiu sens. Nagle usłyszała znajomą melodię. Uśmiechnęła się bo to była jedna z jej ulubionych piosenek. Zanuciła pod nosem pierwsze słowa piosenki:
- "Got my heart made up on you"
Tak uwielbiała piosenkę zespołu R5. Często przy Stacy mówiła, że nie zna ich, że nie wie nic o tym zespole. Podeszła do odbiornika i nieco zwiększyła głośność urządzenia. Lubiła niektóre ich piosenki. Na przykład przy "Stay with me" czy " One Last Dance" zawsze płakała, były piękne i smutne. Marzyła by kiedyś jakiś chłopak zaśpiewał jej taką piosenkę jak "If I can't be with you". Natomiast "Ain't no way we're goin home" podnosiło ją na duchu w trudnych chwilach. Przypomniały jej się słowa Stacy o tym jak Lau śliniła się do zdjęcia młodego Lynch'a. Tak Ross zawsze się jej podobał. Uwielbiała jego głos, ponieważ był przyjemny, ciepły ale męski. Potrafił zaśpiewać wysokie i niskie dźwięki. Był jedynym facetem, który umiał oczarować ją głosem. Jego ton i barwa uspokajały ją tak jak w parku lub tak jak przy piosence " Heart Made Up On You" sprawiały, że robiło się jej gorąco, że podnosiło się jej ciśnienie. To było coś jak miłosne uniesienie. Ile by ona dała, żeby Ross zaśpiewał jej to do ucha. Oddałaby mu wtedy wszystko. Zawsze na niego dziwnie reagowała, czuła się nieswojo lecz jednak dobrze gdy na nią wpadał. Ich ciała były wtedy blisko, bardzo blisko. Czuła wtedy jego oddech, zapach czy dotyk. Miał nie tylko seksowny głos ale w ogóle był cholernie przystojny. Laura lubiła wysokich mężczyzn a Ross nim właśnie był. Poza tym te jego blond włosy ach....Były nie za krótkie i nie za długie. Trochę początkowo nie rozumiała czemu zawsze ma je potargane lecz później dostrzegła, że dodaje mu to uroku bad boy'a. Uwielbiała jego brązowe oczy, coś się w nich kryło. Sprawiały, że nie mogła się od nich oderwać. Dlatego zawsze leżała totalnie bezbronna jak się na nią przewrócił. No i wreszcie usta, poznała już w parku ich dotyk. Były ciepłe i miękkie. Żałowała, że nie podniosła wtedy trochę wyżej głowy może wtedy by go sprowokowała  aby pocałował ją w usta. Uwielbiała jego dłonie. Czasami mężczyźni mieli łapy jak u goryla, on miał idealne. Tuląc się wtedy w parku do jego torsu czuła się bezpiecznie, nic nie było jej straszne. Łapała się czasami na tym, że tęskniła za jego dotykiem. Przecież to nienormalne. Był dla niej obcy a jednak wydawało się jej, że zna go dobrze. Po prostu marzyła o takim chłopaku jak on. Niestety on jest gwiazdą a ona służącą, tak naprawdę nikim. Przykra rzeczywistość.
- O czym ja myślę. - powiedziała zszokowana na głos. Spojrzała na zegarek była już piąta. Tak, spędziła dwie godziny na myśleniu o tym blondynie. Stwierdziła, że musi zadzwonić do Stacy. Wykręciła numer na telefonie stacjonarnym Pool'ów bo Hannah na czas pracy zabierała jej telefon.
- Cześć Stacy, sprzątam sypialnię Hannah... - powiedziała.
- Co?! Ta wiedźma wpuściła się do swojej jamy. - krzyknęła do słuchawki dziewczyna.
- Tak, ale to oznacza, że nie zdążę na bal.
- Dasz radę.
- Nie Stacy, tu jest taki bałagan ja w stajni Augiasza. Przepraszam ale nie pójdę na bal. - powiedziała i rozłączyła się bo usłyszała wściekły głos wiedźmy, która upomniała ją o tym, że nie wolno korzystać jej z telefonu.
   ***
Hejo wszystkim xD Przybywam z nowiutkim rozdziałem, jak zauważyliście w tym rozdziale są przygotowania do balu co oznacza, że kolejny rozdział to będzie... BAL!!! Ciekawi jesteście co wymyśliłam? Dziewiąty rozdział przyjęliście różnie, więc nie omieszkałam dodać w tym rozdziale Kylie i dorzuciłam bliźniaczki i ich matkę xD Ostatnio chodzi mi pomysł na nowy blog  Lau była by tam trochę sztywna i ubierała by się babcinie :P natomiast Ross byłby casanovą i zdradzał by notorycznie swoją dziewczynę, taki lekkoduch. Laura pracowałaby w kancelarii Lynch'ów i ona i Ross by się nie lubili bo przez Ross'a dostałaby gorsze stanowisko. Jednak z czasem ich wzajemne docinki przerodziłyby się w coś więcej. Co o tym sądzicie?
   

sobota, 11 października 2014

Rozdział dziewiąty

Z dedykacją dla Rossy Lynch ♥
   Ryland leżał na łóżku. Podłożył ręce pod głowę i wziął głęboki oddech. Czas spędzony z Savannah był odskocznią od problemów. Tylko ona wiedziała o nim wszystko. Poznał ją w zeszłym roku w klubie. Była na koncercie R5. Wypatrzył ją w tłumie i oszalał na jej punkcie. Szybko od rozmowy przeszło to w coś więcej. Tylko on w porównaniu do Rocky'ego zadzwonił później. Poczuł lekki chłód na swoim torsie naciągnął więc na siebie lekko kołdrę. Myślami wrócił Ross'a. Zaskoczył go solową płytą. Jednak dla Ryland'a w porównaniu do innych było to obojętne. Nie chciał już być w cieniu rodzeństwa, zawsze oni byli ważniejsi. On także tworzył muzykę tylko trochę inną, klubową. Zawsze liczyło się wyłącznie R5. Nagle wpadł na pewien pomysł jak mógłby ruszyć swoją karierę.
- Już wiem! - krzyknął. W tym momencie do pokoju weszła Sav. Miała na sobie tylko jego czarną koszulkę. Spojrzał na nią i nie mógł się oprzeć aby znowu z niej ściągnąć to ubranie.
- Co wiesz? - zapytała, lecz RyRy nie odpowiedział tylko wsunął swoją dłoń pod koszulkę. Dziewczyna poczuła dotyk jego dłoni na swoim ciele, po chwili T-shirt zaczął się podnosić, a Ryland wbił swoje usta w jej. Zaczął ją namiętnie całować. Savannah jednak złapała za bluzkę i opuściła ją w dół. Ryland oderwał się od niej.
- Co jest? - zapytał zdziwiony.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
- Oj tam. - chłopak zrobił kolejną próbę lecz dziewczyna go odepchnęła.
- No co ty? Nie chcesz już? Możemy powtórzyć przecież to co robiliśmy przed momentem, podobało ci się no nie? - młody mężczyzna uśmiechnął się uwodzicielsko. Brunetka odwzajemniła uśmiech. Zbliżyli się do siebie, Ryland chciał ją już pocałować gdy ona powiedziała:
- Ty tylko o jednym, pogadajmy. - po czym odsunęła się i usiadła na skraju łóżka.
- Niby o czym?
- Nie wiem, może o tym  o czym mi nie chcesz powiedzieć.
- Jej, ale robisz sceny. Po prostu wpadłem na pomysł by nagrać jakiś kawałek z Ross'em. Wiesz on jest sławny więc...
- Rozumiem, to dobry pomysł. Wiesz zawsze i ja mogę z tobą wystąpić. - Sav uśmiechnęła się.
- Wiem i za to cię kocham. - RyRy chwycił jej dłoń i splótł ze swoją. Siedzieli tak przez moment patrząc sobie w oczy. Po chwili odezwała się Savannah.
- Jak w domu? - na te słowa Ryland puścił dłoń swojej ukochanej, wyprostował się i wziął głęboki oddech.
- Sam nie wiem.
- To znaczy?
- Chyba już jest lepiej, każdy przetrawił informacje o płycie i szkole.
- Nieźle was zaskoczył. - zaśmiała się.
- Tak, mina rodziców bezcenna. - chłopak również zaczął się śmiać.
- Nadal jest kiepsko, bo panuje napięta atmosfera, ale da się już w domu wytrzymać.
- Co u twojego rodzeństwa?
- Czemu o to pytasz? Możemy spędzić ten czas inaczej niż na gadaniu o moim sławnym rodzeństwie. - mówiąc słowo "sławnym" zrobił cudzysłów w powietrzu.
- Chcę wiedzieć. - odparła.
- No dobra. Rocky spotyka się z taką Kendall, znaczy pisze z nią, dzisiaj ma pierwszą randkę.
- Czyli pozbierał się po rozstaniu z Alexą?
- Tak i to dawno. Trochę mnie zdziwił bo do te pory tylko je zaliczał.
- A co u Rydel? Dawno się z nią nie widziałam.
- Ona ciągle się liże z Ratliff'em, to już się robi obrzydliwe. Gdzie byś z nimi nie poszła to ciągle się całują i do tego obmacują. Riker natomiast jak to on ciągle żyje stratą Emily.
- On chyba się nigdy po tym nie otrząśnie. - na twarzy brunetki pojawił się smutek. Wszyscy wiedzieli, że Riker cierpi. Kochał tą dziewczynę tak bardzo i nagle ją stracił, załamał się. Kiedyś był energicznym, zabawnym chłopakiem a teraz jest jakiś nieobecny.
- A Ross? Pewnie przeżył ostatnie wydarzenia?
- Taaa...trochę go nie rozumiem. Bo zachowywał się jakoś przez ostatni miesiąc dziwnie. Upatrzył sobie taką dziewczynę i pomagał jej.
- Serio? Ale podobała mu się czy co?
- Nie mam pojęcia, płaci jej za studia, pomógł jej przy pogrzebie ojca, co najśmieszniejsze ona o tym nie wie. Jednak Rocky załatwił mu siostrę Kendall. Ma chyba na imię Kylie. Ross jest nią zachwycony. Spotykają się.
- Wiesz co już może nie gadajmy tylko przejdźmy do rzeczy.
- Nareszcie. - odpowiedział po czym rzucił się na ukochaną.
   Ross siedział z Kylie w pizzerii, zajadali pizzę hawajską.
- Mmm to moja ulubiona pizza. - powiedziała brunetka.
- Nie gadaj z pełnymi ustami. - Ross zaczął się śmiać i szturchnął lekko w ramię towarzyszkę. Ona to odwzajemniła.
- Przez ciebie będę gruba i brzydka.
- Przeze mnie? To ty wczoraj zaciągnęłaś mnie do McDonalda. Przypominam ci także, że to ty zamówiłaś dla siebie trzy hamburgery i jednego cheeseburgera.
- Bo ty na mnie tak działasz! - obydwoje śmiali się głośno.
- Dla mnie jesteś i tak piękna.
- Uuu Ross Shor Lynch powiedział mi komplement.
- Wariatka. - blondyn patrzył na nią i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Siedziała przed nim piękna dziewczyna średniego wzrostu ok. 175 cm i długich kruczoczarnych lekko kręconych włosach.
 Czuł się przy niej wspaniale. Spotykają się od tygodnia, a jemu wydaje się, że zna ją całe życie. Dziewczyna odgarnęła kosmyk włosów znad oczu i spojrzała na blondyna.
- Co? Jestem brudna?
- Nie, jesteś idealna. - odrzekł urzeczony Lynch.
- Ej nie mów tak bo się zaczerwienię. - Kylie sięgnęła po kolejny kawałek pizzy.
- Masz jakieś plany na jutrzejsze popołudnie?
- W sumie to nie, chociaż spotykam się z przyjaciółmi. - odpowiedziała.
- Szkoda. - odparł Ross.
- A to co proponujesz mi kolejną randkę? - brunetka odłożyła pizzę i spojrzała na chłopaka, Lynch zauważył, że ma lekko uniesione kąciki ust.
- Czy ja cię kiedyś zaprosiłem na randkę? Po prostu pomyślałem, że moglibyśmy po surfować mówiłaś, że to lubisz.
- Wiele rzeczy lubię.
- No, ale jeśli idziesz na spotkanie to nici z wycieczki na plaże w Malibu.
- Znam tam świetne  miejsce nikt by nam nie przeszkadzał. - obydwoje czuli, że temperatura między nimi rośnie. Ten mały flirt sprawiał im przyjemność.
- To co jutro o 4 p.m ?
- Dobrze. - dziewczyna poprawiła znowu niesforny kosmyk i wysłała Ross'owi promienny uśmiech.
- Miałeś już kogoś? - spytała nagle. To pytanie zaskoczyło blondyna.
- Tak a ty?
- Też. Miał na imię Matthew, chodziliśmy ze sobą rok. Poznałam go na domówce u mojej koleżanki. Bardzo go kochałam. - Ross nie przerywał jej, najwidoczniej potrzebowała to z siebie wyrzucić.
- Dlaczego zerwaliście?
- Hmm...- Kylie spojrzała na widok za oknem. - Któregoś dnia przyszedł i powiedział, że ma inną. Okazało się, że to moja przyjaciółka. - ciemnowłosa wreszcie spojrzała mu w oczy. Wiedział, że teraz jego kolej zwierzeń.
- Ja poznałem Blaire gdy miałem 13 lat. Była przy mnie zawsze, wspierała mnie i mój zespół gdy zaczynaliśmy karierę. Poznałem ją w szkole podczas akademii. Zawsze robiłem to co ona chciała. Lubiła być rozpieszczana. Wybrałem nawet to samo liceum co ona, tylko po to aby być przy mojej księżniczce.
- Co się stało?
- Otworzyły mi się oczy. Zobaczyłem jaka jest naprawdę, to działo się stopniowo, dostrzegałem jej wady. Któregoś dnia zobaczyłem przypadkiem jak ona i jej dwie przyjaciółki dokuczają dziewczynie. Ona płakała, a Blaire była taka bezduszna. Chyba rozumiesz.
- To co idziemy do kina na jakąś komedię? - Kylie chwyciła go za rękę, zapłacili i razem wyszli z pizzerii.
   Rocky i Kendall spacerowali wzdłuż plaży w Malibu. To była ich pierwsza randka, do tej pory pisali ze sobą i gadali przez Skype'a, w ten sposób Rocky załatwił Ross'owi dziewczynę.
- Twoje największe marzenie? - zapytała Dawson.
- Oł co ty za ciężkie pytania wytaczasz? - zaśmiał się brunet.
- Serio pytam.
- Chciałbym polecieć na jednorożcu w kosmos.
- Nie żartuj. - Kendall spojrzała ze złością na chłopaka.
- Ale się denerwujesz. - Rocky złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie. Próbował ją pocałować lecz oswobodziła się z jego uścisku.
- Nie tak prędko, najpierw mnie złap. -Kendall zaczęła uciekać a Rocky ruszył w pogoni za nią. Musiał przyznać, że szybko biegała. Nawet jak uciekała to wyglądała seksownie. Jej długie włosy rozwiał wiatr, co chwile się odwracała do tyłu by sprawdzić jak daleko za nią jest Lynch. Gdy ją doganiał zaczęła wrzeszczeć i śmiać się na przemian. W końcu po długiej ucieczce był już tak blisko, że złapał ją w pasie i przewrócił się razem z nią na gorący piasek. Obydwoje zaczęli się turlać po plaży. Śmiali się przy tym  wniebogłosy. Po kilku sekundach zatrzymali się. Rocky leżał na czarnowłosej. Patrzyła na niego, łapała szybko kolejne wdechy lecz już się nie śmiała. Wpatrywała się w oczy Rocky'ego. On przez moment wahał się co ma zrobić, jednak zbliżył się do jej ust i pocałował ją. Początkowo był to pocałunek jak każdy inny, lecz z każdą sekundą nabierał namiętności. Ręce chłopaka odruchowo powędrowały pod bluzkę dziewczyny, ale napotkał opór. Kendall zruciła go z siebie i podniosła się. Rocky'emu zrobiło się wstyd pomyślał, że za szybko próbował przejść do rzeczy, a to dopiero pierwsza randka. Dziewczyna popatrzyła na niego z zalotnym uśmieszkiem.
- Chodź do samochodu, tutaj ktoś może nas zobaczyć. - powiedziała. Chłopak natychmiast się podniósł i podążył w stronę zaparkowanego na uboczu samochodu. Sam nie wiedział jak szybko wylądowali na tylnym siedzeniu. Zaczęli się całować. Pocałunek był namiętny, wręcz nie do zniesienia. Odrywali swoje usta tylko gdy potrzebowali powietrza. Rocky zszedł nieco niżej i zaczął całować jej szyję. Co jakiś czas Kendall lekko pojękiwała, co go nakręcało. Poczuł, że ściąga mu koszulkę. Sama także zdjęła swoją. Rocky zaczął macać jej piersi. Na początku lekko, lecz przeszkadzał mu biustonosz, zaczął więc całować jej dekolt. Samochód nie był zbytnio wygodnym miejscem do tego typu rzeczy. W pewnym momencie Kendall zaczęła rozpinać mu guzik i rozporek u spodni. Rocky lekko się uśmiechnął, lubił takie dziewczyny. Pomógł jej i zdjął spodnie, po czym ściągnął z niej jej rurki i przy okazji niesforny stanik. Zaczął całować jej piersi, jego ręce wędrowały i poznawały jej ciało. Ona wplotła swoje dłonie w jego włosy i zaczęła dość głośno pojękiwać. Rocky postanowił wrócić do jej ust, które były dość duże i miękkie wręcz delikatne. Dłonie jego powędrowały w stronę jej biustu i zaczęły dość mocno go uciskać. Dawno nie czuł takiej przyjemności z seksu, być może dlatego, że nie była ona przypadkową dziewczyną. W końcu postanowił przejść do tego co najlepsze. Zdjął swoje bokserki i powoli ściągnął jej majtki. Dziewczyna ciągle go obserwowała i uśmiechała się. Powoli zaczął wkładać swojego przyjaciela do jej pochwy. Z każdym ruchem dziewczyna mocniej krzyczała, przesunęła palcami po tapicerce siedzenia i mocno je zacisnęła, usta natomiast miała ciągle lekko rozchylone. Każdy jego ruch wywoływał u niej rozkosz, krzyczała bo czuła się wspaniale. Jej i jego oddech przyśpieszał, a serce biło mocniej, nareszcie obydwoje doszli do punktu kulminacyjnego. Kendall tylko krzyknęła z bólu. Rocky wyjął swojego kumpla, założył z wielkim trudem bokserki i wyszedł z samochodu, gdzie zaczął się ubierać.Ona jeszcze przez chwilę leżała naga na jego siedzeniu i próbowała dojść do siebie.
- Ubieraj się, już późno. Odwiozę ci do domu. - powiedział, a dziewczyna posłusznie zaczęła zakładać kolejne części garderoby.
  Kylie i Ross wyszli razem z kina. Obydwoje śmiali się.
- Nie no, ten film był świetny. - powiedziała brunetka.
- Fakt, dawno się tak dobrze nie bawiłem w kinie. Szkoda tylko, że nie obejrzałem połowy filmu.
- Trzeba było nie spać.
- Ja spałem? Nie dało się spać bo ciągle paplałaś, aż ludzie musieli nas uciszać.
- Eee tam, to jakieś nerwusy były, ja tylko wyrażałam opinię o grze aktorskiej. - powiedziała,
- Przez dwie godziny? - Ross próbowała zapanować nad śmiechem.
- Przesadzasz.
- Kupiłaś już sukienkę? - zapytał.
- Yyy jaką sukienkę? - Kylie udawała, że nie wie o co chodzi.
- Na bal zgrywusie. Zapomniałaś?
- Jak mogłabym zapomnieć. W końcu idę na bal z wielką gwiazdą.
- Tak a z kim? - Ross znowu zaczął się śmiać. Ona po prostu tak na niego działała, czuł się wreszcie szczęśliwy. Skrycie wierzył, że coś z tego będzie. Fakt faktem była od niego prawie dwa lata młodsza. On miał prawie 19 lat ona dopiero 17. Jednak była dojrzała i czuł się z nią jak z rówieśniczką. Świetnie się dogadywali.
- Słyszałeś o Ross'ie Lynch'u?
- Nie a kto to?
- Taki marny piosenkarz.- parsknęła.
- Ja ci dam marny. - Ross złapał ją i zaczął łaskotać, ludzie mijali ich i patrzyli jak na wariatów. Co z tego? Ważne, że czuli się dobrze ze sobą.
- Przestań! - dziewczyna próbowała się wyrwać z jego uścisku. Ross ją puścił, a ona zaczęła poprawiać włosy bo niestety ją potargał, a Ross spojrzał w lewą stronę i zobaczył niską brunetkę wychodzącą z jednego ze sklepów lub kawiarni. Poznał ją to była Laura. Od incydentu na cmentarzu jej nie widział i nie myślał o niej. Kylie spojrzała w tą samą stronę co on. Ross zastanawiał się skąd wyszła, chyba ze Starbucks'a. Wzięła deskorolkę i odjechała. Blondyn jeszcze przez moment patrzył jeszcze w jej stronę.
- Znasz ją? - zapytała Kylie.
- Kogo? - zapytał zdezorientowany.
- Tą dziewczynę.
- W sumie to nie, znaczy z widzenia tylko, chodźmy już. - powiedział i objął Kylie, po czym w objęciu poszli dalej.
***
Hello, co tam? Przybywam z dziewiątym rozdziałem, za który jak się dowiedziałam od Rossy Lynch zostanę zamordowana, więc nie liczcie na kolejne rozdziały bo idę sobie wykopać grób, bo ona i tak mnie znajdzie. xD Wiem, że prosiliście mnie o to aby pojawił się Riker, lecz on pojawi się dopiero za kilka rozdziałów, bo mam dla niego specjalny wątek. Natomiast mamy Ryland'a jak wam się podoba w takiej odsłonie? No i najważniejsze, w sumie pierwszy raz waham się co do rozdziału, bo zdecydowałam się na scenę 18+, pewnie wyszła mi słabo, bo raczej do tej pory unikałam tego typu scen. Mamy kolejną nową postać czyli Kylie. Jak się wam podoba? :) To była ta niespodzianka, mówiłam, że was zaskoczę i chyba mi się to udało xD Dziękuję za masę wyświetleń i komentarzy pod poprzednim rozdziałem, jesteście wielcy ♥


 

czwartek, 2 października 2014

Rozdział ósmy

Laura właśnie weszła do swojego mieszkania. Była zmęczona. Nie była w domu od tygodnia. Od drzwi unosił się zapach sfermentowanego alkoholu i jakiejś zgnilizny. Wszędzie walały się butelki, całe lub potłuczone oraz niedopałki papierosów. Lau czuła jak zbiera w niej złość. Przez tydzień jej dom zamienił się w melinę.
- Wróciłam! - krzyknęła lecz nikt jej nie odpowiedział. Pomyślała, że Van znowu się włóczy po mieście a ojciec zapewne leży pijany w salonie. Skierowała się w stronę pokoju. Jednak coś było nie tak. Smród, który się unosił w mieszkaniu był jakby z rozkładających się zwłok, nie był to odór wymiocin czy moczu jaki przeważnie bił z salonu. Lau poczuła jak przechodzą przez jej ciało dreszcze. Weszła do pokoju i spojrzała na ojca. Siedział w fotelu, w ubrudzonej wymiocinami podkoszulce, głowę miał opuszczoną w dół, lecz oczy ciągle były otwarte. Laura podeszła do ojca i dotknęła jego ręki. Była zimna i sztywna. Dziewczyna wrzasnęła i wybiegła z pokoju.
   Ross biegł ile sił miał w nogach, mijał kolejne alejki w parku, nie wiedział dokąd biegnie.
- Oby przed siebie.- myślał. Sądził, że w rodzinie ma wsparcie. Tak naprawdę tylko ich miał. Kiedyś był z Blaire, ale to minęło. Widział przed oczami rodzinę jak na niego wrzeszczała. Czuł, że w jego oczach wzbierają się łzy. Tak bardzo potrzebował wsparcia, ale oni go nie rozumieją. Ross bał się, że już nigdy nie zaśpiewa. Płyta miała być jego lekarstwem. Zakładał szkołę z myślą, że jego rodzeństwo i rodzice będą w końcu z niego dumni, pochwalą go, a oni co? Wydarli się na niego. On chciał tylko pomóc biedniejszym. Nic tylko tyle. Przymknął na chwilę oczy. Chciał usunąć obraz wściekłej rodziny. Nagle poczuł, że wpada na coś, i że traci równowagę. To coś uderzyło go w bok, a potem przewaliło na plecy. Uderzył głową o ziemię. Na szczęście nie zbyt mocno. Przez moment nie wiedział co się dzieje. Totalna ciemność. Dopiero po chwili z mroku, w świetle latarni wyjawiła się twarz ludzka. Lynch poczuł, że ktoś na nim leży.
-  Ross nic ci nie jest? - powiedziała zachrypniętym głosem postać. W myślach chłopak próbował rozszyfrować kim jest ten ktoś i skąd zna jego imię. Poczuł, że klepie go po policzku, i że coś kapie na jego twarz. Z każdą sekundą obraz stawał się wyraźniejszy.
- Ross nic ci nie jest?
- Tym razem to ty na mnie wpadłaś. - uśmiechnął się chłopak. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Ross w świetle latarni zobaczył łzy w jej oczach.
- Co ci jest? Czemu płaczesz? Coś cię boli? - chłopak próbował się podnieść ale dziewczyna ciągle na nim leżała i chyba płakała.
- Leżysz na mnie. - powiedział.
- A tak, przepraszam. - brunetka podniosła się i usiadła na asfalcie. Ross podniósł się i usiadł naprzeciwko niej. Odgarnął jej włosy i zaczął wycierać łzy swoimi palcami. Płynęły strumieniem. Dziewczyna patrzyła w ziemię i obrywała skórki przy paznokciach. Ross nie wiedział czemu płacze, sam płakał przed momentem, ale widok kobiecych łez wyzwala u faceta poczucie winy i bezradność. Jedyne co mu przyszło do głowy to ją przytulić. Przysunął się do niej i objął ją, automatycznie wtuliła się w jego tors. Czuł, że koszulka mu przesiąka. Obejmował ją i głaskał po głowie: Do ucha szeptał:
- Cśśś... spokojnie.
Jego głos działał uspokajająco na Laurę. W jego objęciach czuła się bezpiecznie. Powoli przestawała płakać, słyszała bicie jego serca. Chłopak mocno ją ściskał, jakby chroniąc przed całym światem. Siedzieli tak na środku alejki z pół godziny. Dla Rossa nie było nic dziwnego w tym, że przytulał obcą dziewczynę, że  głaskał ją, że całował ją w czoło i ocierał łzy. Pragnął aby przestała płakać, nie mógł znieść widoku jej łez. Poczuł, że Laura go odpycha. Odsunęła się na kilka centymetrów i wreszcie spojrzała zapłakanymi oczkami prosto w jego brązowe oczy.
- Laura, co ci jest? Co się stało? - zapytał.
- M-m-mój...mó-ó-ój tata...
- Co twój tata? - blondyn próbował zrozumieć jąkającą się dziewczynę.
- Mój ojciec nie żyje, znalazłam go martwego w mieszkaniu przed chwilą. Ross ja się boję, co teraz będzie?-dziewczyna znowu wybuchła płaczem.
- Wszystko będzie dobrze.- wyszeptał jej do ucha, i znowu objął.
  Rocky szedł ulicami LA. Odkąd wrócili do miasta, w domu panowała ponura atmosfera, chodziło głównie o Rossa. Wszyscy byli na niego wściekli, myśleli, że poświęca zespół dla własnych celów. Nie mylili się. Jednak Rocky mógł nawet podziękować Rossowi. Przez karierę stracił Alexę. Myślał, że uda im się skleić to co się rozsypało, ale ona znalazła innego. Powiedziała, że nie chce mieć chłopaka, którego nie ma. Rocky codziennie imprezował, chodził przeważnie z Rikerem lub jakimiś kumplami. Uwielbiał nocne wypady. Mnóstwo alkoholu, o ile nie zabrał starszego brata, bo jak był z nim to przeważnie przymulali się przy barze, codziennie inna dziewczyna. Najczęściej było tak, że budził się rano w jakimś hotelu obok ładnej kobiety, nie pamiętając jej imienia. Później już nie dzwonił, bo żadna nie była godna jego zainteresowania. Chodziło tylko o sex bez zobowiązań. Poczuł, że telefon wibruje mu w kieszeni. Wyciągnął go i spojrzał na wyświetlacz. To mama. Odebrał.
- Halo, co chciałaś?
- Rocky jesteś samochodem?
- Tak.
- To zrobisz zakupy, listę  i pieniądze włożyłam ci do wewnętrznej kieszeni kurtki. - chłopak pomyślał, że jego matka jest cholernie przebiegła, no cóż jakoś trzeba sobie radzić jak ma się czerech synów.
- Dobra, pa. - odpowiedział i wrócił do samochodu. Pojechał do najbliższego sklepu. Wziął wózek i wyjął listę, zdziwiony był, że tyle jedzą, to przecież niemożliwe. Szukał kolejnych artykułów i wrzucał to do szybko wypełniającego się wózka. Rocky szedł i rozglądał się za płynem do kolorowych tkanin. Były wszystkie inne prócz tego, którego miał zapisanego na kartce. Rozglądał się i nagle wjechał w jakiś inny wózek. Nie spojrzał nawet w kogo uderzył, tylko burknął:
- Uważaj jak jeździsz!
- To ty uważaj patafianie! - krzyknęła dziewczyna. Rocky spojrzał na nią i zaniemówił, była piękna. Wysoka o figurze modelki i długich prostych włosach, ubrana była w czarny top, niebieską bluzę i obcisłe jeansy. Wyglądała cudownie.
- Ja...przepraszam. - wyjąkał.
- Spadaj. - dziewczyna minęła go i ruszyła dalej. Rocky zastanawiał się przez moment czy nie iść za nią, lecz dziewczyna zginęła w labiryncie półek sklepowych. Chłopak skończył zakupy i poszedł do kasy. Przed nim stała staruszka i jakiś grubas. Rocky wyładował część produktów i zaczął przeglądać Twittera. Nagle usłyszał rozmowę kasjerki z jakąś klientką.
- Przykro mi, ale ma pani za mało środków na koncie.
- Nie mam tyle pieniędzy przy sobie, niech pani sprawdzi jeszcze raz.
- Już sprawdzałam, proszę odłożyć trochę rzeczy.
- Nie, to nie wchodzi w rachubę, to niemożliwe. - dziewczyna była roztrzęsiona. Grubas i staruszka zaczęli na nią krzyczeć. Rocky wychylił się i zobaczył dziewczynę, którą spotkał kilka minut wcześniej. Kazał przypilnować swoje rzeczy i ruszył przed siebie. Dziewczyna zdziwiła się gdy go ujrzała.
- Ile się należy? - zapytał, a obie kobiety dziwnie się spojrzały.
- 232$ i 70 centów. - odpowiedziała kasjerka, Rocky wyjął pieniądze i zapłacił. Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia.
- Proszę. - powiedział i puścił jej oczko po czym wrócił do swojego miejsca w kolejce. Dziewczyna wzięła swoje zakupy i wyszła. Rocky'iemu zrobiło się trochę smutno, chciał się z nią umówić, a teraz stracił 232$ i dziewczynę. Nareszcie zapłacił za swoje zakupy i wyjechał wózkiem na parking. Nie wiedział czy to przypadek ale dziewczyna stała swoim Mini obok jego samochodu. Oparta była o bagażnik swojego wozu, miała skrzyżowane ręce na piersiach i obserwowała wyjście z supermarketu. Uśmiechnęła się gdy go zobaczyła. Rocky podjechał wózkiem do swojego samochodu.
- Dużo jesz! - powiedziała na widok wypełnionego jedzeniem sklepowego wózka.
- To nie dla mnie, mam sporą rodzinę.
- Ja także. - uśmiechnęła się.
- Tak?
- Tak, mam cztery siostry i dwóch braci, jednego przyrodniego.
- Ja mam trzech braci, siostrę i Ratliffa.
- Ratliff to jakiś pies? - Rocky się zaśmiał, Ellington psem, rozwaliła go.
- Czemu się śmiejesz? - dziewczyna również zaczęła się śmiać.
- Rat to mój przyjaciel z zespołu.
- Masz zespół?
- Tak, gram w R5?
- Serio, nie wierzę. Może ty jesteś Rocky Lynch?
- Tak to ja. Słyszałaś o naszym zespole?
- Trudno o was nie słyszeć, ciągle w telewizji, w radiu, w internecie, niczym 1D.
- Nie przesadzaj. - powiedział.
- My tu gadu gadu a ja nie wiem jak masz na imię.
- Jestem Kendall Dawson.
- Fajne imię, może umówimy się? Wisisz mi w końcu 232$.
- I 70 centów, z miła chęcią. - odpowiedziała.
  Minęło kilka dni, Ross stał na cmentarzu. To był skromny pogrzeb, kilka osób, najwyżej dziesięć. Laura siedziała sama przy trumnie. Płakała. Z tego co się dowiedział jej siostra nie przyszła. Były natomiast Kim, Brooke i Hannah. Nawet na pogrzebie nie umiały się zachować, krzyczały, komentowały. Po chwili odeszły. Ross znowu bawił się w Anioła Stróża, zadbał bowiem o to by Laura nie popadła w długi. To on zapłacił za całą ceremonię. Oczywiście i tym razem Laura o tym nie wiedziała. Wysłał potrzebne jej pieniądze pisząc, że są od bliskiego przyjaciela jej ojca z dzieciństwa. Przyjęła je. Czemu o nią dbał? Czemu się nią opiekował? Poczuł, że wibruje mu telefon. Spojrzał na wyświetlacz, to była Blaire, nękała go tym, aby poszedł z nią na bal, ale on stwierdził, że pójdzie sam lub wcale. Ludzie kończyli właśnie składać kondolencje. Ross był ostatni. Podszedł do niej. Miała na sobie czarną sukienkę, żakiet, szpilki i włosy zaplecione w warkocza. Ocierała chusteczką oczy.
- Przykro mi.
- Dziękuję.
- Dasz sobie radę. Jesteś silna. - powiedział.
- Czemu to robisz?
- Co? - Ross był zaskoczony, jej reakcją.
- Czemu ciągle jesteś, nie musiałeś tu przychodzić, nie musiałeś mnie wtedy pocieszać, nie musiałeś płacić za  pogrzeb. - powiedziała przez łzy.
- Ja wcale...
- Sprawdziłam skąd przyszły pieniądze, podałeś swój adres. - Ross pomyślał, że jest idiotą.
- Chciałem pomóc, potrzebowałaś pomocy.
- Nie potrzebuję litości.
- Może i nie, ale pieniędzy potrzebowałaś, chyba lepiej, że to ja ci dałem kasę, niż miałabyś wziąć pożyczkę lub zaciągnąć dług u Hannah, nie sądzisz?
- Dziękuję ci, ale tyle lat sobie radzę sama, że nie potrzebuję Anioła Stróża. - odpowiedziała.
- Oddam ci te pieniądze.
- Nie musisz! - krzyknął za nią. Gdy odeszła stwierdził, że już więcej nie będzie się interesować panną Marano, z wyjątkiem szkoły, za którą płacił, ale nie zamierza mieszać się do jej życia. Ona jest dla niego obcą osobą. Przecież nic do niej nie czuje. Płaci jej za studia, tylko dlatego, że żal mu jej. Postanowił wrócić do domu i zacząć żyć własnym życiem.
***
Boom!!!! Mamy już ósmy rozdział. Trochę w nim smutku, słitaśnej i wzruszającej sceny z Raurą i spinę między księciem a kopciuszkiem. Ostatnio pojawił się komentarz, że za mało jest Rocky'ego. Tak więc proszę!Pojawiła się nowa postać Kendall Dawson (proszę bez skojarzeń, zbieżność imion i nazwisk jest przypadkowa xD) Wielkimi krokami zbliża się bal, mam dla was małą niespodziankę, ale to w dziewiątym rozdziale. Zrobiłam ankietę o tym komu shippujecie nie bez przyczyny, ale o tym wkrótce na razie głosujcie.
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ ♥