Strony

czwartek, 24 września 2015

Rozdział dwudziesty czwarty

Pozwól mi być twoim bohaterem
Nie ma miejsca, do którego nie pójdę
Kiedy potrzebujesz mnie przy tobie
Ja Będę tam, będę tam  - Superhero, Ross Lynch


  Nie czuła się dziś dobrze. Vanessa była w ośrodku, a ona czuła się nieco samotna. Wiedziała, że to głupie, bo miała Rossa, a jednak. W ciągu kilku miesięcy wszystko się zmieniło. Ojciec umarł, Vanessa zaczęła walczyć z nałogiem, a ona chodziła z gwiazdą muzyki pop. Miała wrażenie, że cały świat zmienił się odkąd w restauracji wpadła na Rossa. Może nawet wcześniej kiedy spotkała go na zajęciach z tańca. To dziwne, ale z dnia na dzień stawał się coraz ważniejszą cząstką w jej życiu. Chociaż od czasu do czasu miała wrażenie, że wisi nad nimi jakiś cień. Czuła, że chłopak coś chce jej powiedzieć jednak się wstrzymuje. To odczucie nie towarzyszyło jej ciągle, tkwiło gdzieś w głębi jej podświadomości, ujawniając się od czasu do czasu. Nie martwiła się już brukowcami, prędzej czy później ich związek wyjdzie na jaw i ona musi się z tym zmierzyć. Kochała go jednak i nie chciała pozwolić by strach zniszczył jej uczucie do blondyna. Zapukała do drzwi. Weszła powoli.
- O Laura, siadaj - powiedziała pani dyrektor. Laura zajęła miejsce naprzeciw kobiety. Ta wyjęła teczkę z jej nazwiskiem i przerzuciła kilka kartek.
- Wzywała mnie pani - odezwała się dziewczyna.
- Tak.
- Czemu?
- Mamy z tobą mały problem. - Na twarzy Lau pojawiła się niepokojąca zmarszczka.
- Problem?
- Tak. Mieliśmy tu małą zawieruchę i zginęła nam część dokumentów - powiedziała spokojnie dyrektorka.
- Zginęła część dokumentów?! Co ja mam z tym wspólnego?
- Cóż...zginęły twoje dokumenty - odparła spokojnie kobieta.
- Te od stypendium, prawda? - Głos dziewczyny drżał. Nie wyobrażała sobie utraty stypendium.
- Niestety tak.
- Tracę stypendium?
- Nie spokojnie, do końca semestru nic się nie zmieni. Jednak od nowa musisz przejść procedurę.
- Czyli?
- Złożyć dokumenty i stawić się przed komisją na przesłuchanie.
- Ale czemu? Przecież to nie moja wina, że zgubiliście moje dokumenty.
- Owszem. Jednak takie jest prawo. - Kobieta podniosła się dając znak, że to koniec rozmowy. 
- Kiedy będę miała przesłuchanie?
- Zadzwonimy do ciebie.
- Dobrze - odpowiedziała i wyszła. Wzięła deskorolkę i szybko pognała korytarzami by znaleźć swojego chłopaka. Wpadła na niego chwilę później.
- Och, Laura uważaj. - Złapał ją w pasie. 
- Ross... - wydyszała.
- Spokojnie, wdech wydech - Zaśmiał się.
- Byłam u dyrektorki - powiedziała, po twarzy Rossa przebiegł cień, jednak szybko zniknął. Puścił ją i szedł w kierunku swojej sali. Laura wzięła deskorolkę i szła obok niego.
- Tak? Co powiedziała?
- Uwierzysz, zgubili moje dokumenty od stypendium! - powiedziała żywo Laura. Ross nerwowo przełknął ślinę.
- I?
- I muszę przejść od nowa procedurę. To chore! - krzyknęła.
- Spokojnie, takie rzeczy się zdarzają prawda? - powiedział. Laura spojrzała na niego zirytowana.
- Ross mogę stracić stypendium. Muszę teraz stawić się na przesłuchaniu. Musze opracować jakiś układ. Takie rzeczy nie powinny się zdarzać - odparła.
- Spokojnie, nie stracisz stypendium. Pomogę ci się przygotować - powiedział z pewnością.
- Tak?
- Owszem. Będę zawsze przy tobie kiedy będziesz mnie potrzebowała - powiedział, po czym objął ja ramieniem. Czuł się teraz znacznie gorzej.

  Patrzył na swoje ręce. Wciąż widniały na nich poziome kreski. Ślady po przeszłości. Coś, co już na zawsze będzie z nim. Co najgorsze miał wrażenie jakby jego historia zatoczyła koło. Znowu stracił ukochaną osobę na rzecz narkotyków. Jednak teraz nie rzucił się w wir alkoholu i cięć. Teraz siedział w pokoju i patrzył się godzinami w okno, albo w nacięcia na swojej skórze. Próbował pozbierać siebie i złożyć od nowa. Kolejny raz kogoś stracił. Ile jeszcze? Ile jeszcze razy, ktoś go opuści? Ile jeszcze razy będzie przeżywał ten ból? Czuł jakby jakaś otchłań go wciągała. Z transu wyrwało go pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknął. Do pokoju wszedł Ross. Mimo problemów Riker dostrzegł, że młodszy brat ma kłopoty.
- Hej, mogę? - zapytał. Riker skinął głową. Ross wszedł i usiadł na łóżku.
- Coś się stało? - zapytał starszy blondyn.
- Mam coś dla ciebie.
- Dla mnie?
- Tak. Laura kazała mi to przekazać. - Riker już wiedział, że Lau i Van to siostry. Spodziewał się przesyłki od Vanessy. Ross wyciągnął białą kopertę i podał bratu. Ten jej się chwilę przyglądał.
- Wszystko w porządku Ross?
- Nie - odparł szybko.
- Problemy z Laurą?
- Męczą mnie cienie przeszłości. Nie bardzo wiem jak je jej wyjaśnić, by ją nie stracić.
- Chcesz o tym pogadać?
- Nie. Sam muszę to ogarnąć. - blondyn podniósł się i ruszył do drzwi.
- Ross?
- Tak?
- Najlepszym lekarstwem jest prawda - powiedział Riker. Ross kiwnął głową i wyszedł z pokoju. Chłopak siedział i przyglądał się kopercie. Nie miał kontaktu z Van od tamtego popołudnia jak przyszła tu do domu. Wybrała narkotyki, więc kazał jej dać mu spokój. Czasami żałował tego, co wtedy powiedział. Że dał jej ultimatum. Jednak zdawał sobie sprawę, że nie może tego dłużej ciągnąć. Narkotyki będą ją zabijać powoli, a on będzie musiał na to patrzeć, tak jak kiedyś patrzył na śmierć Emily. Nie chciał by kolejny raz ktoś bliski umarł mu na rękach. Musiał więc, to skończyć. Czuł jednak pustkę w sercu. Tak jakby właśnie część jego duszy umarła. Wcześniej to czuł po stracie Emily. Rozerwał kopertę i od razu rozłożył kartkę. Dostrzegł ładne, kobiece pismo. Wiedział, że to od niej. Ręce mu drżały. Zaczął czytać:
Drogi Rikerze!
  Wiem, że zapewne nie chcesz mnie już znać. Nie winię Cię za to. Rozumiem. Nie chcesz bym była jak druga Emily, a póki co nie zrobiłam nic by przekonać Cię, że nią nie jestem.
   Pewnie zastanawiasz się po, co ta ćpunka do ciebie pisze. Zdaję sobie sprawę z tego, że lepiej by było trzymać się od Ciebie z daleka. Nie potrafię jednak tego zrobić. Gdy spotkałam Cię w parku myślałam, że jesteś kolejnym gościem, który myśli, że ma prawo mówić mi jak mam żyć. Poniekąd nim byłeś i jesteś. Nie naciskałeś jednak na mnie. Jako jedyny rozumiałeś ból jaki w sobie noszę. Rozumiesz co to znaczy winić się za śmierć ukochanej osoby. To sprawiało, że lubiłam z Tobą gadać. Słuchałeś, nie krzyczałeś, ani nie oceniałeś mnie tak jak inni. Starałeś się uświadomić mi, że nie jestem sama, że mam dla kogo żyć. Początkowo myślałam, że to tylko czcze gadanie, lecz z każdym dniem kruszyłeś mur jaki wokół siebie zbudowałam. Gdy kazałeś mi wybierać, chciałam powiedzieć, że dam radę się zmienić. Uwierz mi,  naprawdę chciałam tego dokonać. Brakowało mi jednak wiary w siebie i poniekąd motywacji. Myślałem, że mogę być w takim stanie pomiędzy. Szybko zrozumiałam, że zrobiłam błąd. Czułam jakbym straciła cząstkę siebie. Tak wiele we mnie zmieniłeś. Zrozumiałam, że mam dla kogo walczyć. Dla Ciebie, dla Lau, ale przede wszystkim dla ciebie.
     Śniło mi się ostatnio, że umarłam. Przedawkowałam i utopiłam się w wannie niczym ta Twoja...Emily. Co najgorsze to Ty i Laura mnie znaleźliście. Widziałam siebie martwą, byłam na własnym pogrzebie. I wiesz co? Czułam się bezsilna. Chciałam Was pocieszyć, być z Wami, ale byłam jakby za szybą. Mogłam tylko patrzeć jak ucieka moja szansa na szczęście. To było do bani.
     Postanowiłam, więc iść na odwyk. Nie wiem po, co Ci to mówię, ale chcę byś wiedział, że walczę ze sobą.
Mam nadzieję, że znajdziesz swoje szczęście.
Vanessa.
Poszła na odwyk, walczy. Poczuł jak wraca do niego nadzieja.
- Też mam nadzieję, że znajdę swoje szczęście Vanesso. - szepnął  i zaczął czytać list jeszcze raz.

  Podeszła do okna. Była mocno zaniepokojona. Ross siedział w ogrodzie z gitarą. Niby całkiem normalny widok, często mu się to zdarzało. Jednak czuła, że brata coś męczy, tak jak wtedy gdy szukał Kopciuszka. Teraz wyglądał tak samo. Pogrążony w myślach. Może ma kłopoty z Laurą? Nie sądziła jednak, by się rozstali. Widziała jak brat na nią patrzy. Zakochał się, to pewne. Jej obawy potwierdził Riker, który powiedział, że Rossa coś gnębi. Wyszła na zewnątrz i usiadła koło niego. Chwilę grał, a potem ucichł.
- Co cię gryzie Ross?
- Nic.
- Daj spokój. Dobrze wiesz, że mnie nie oszukasz. - Ross uśmiechnął się i spojrzał na nią. Jeśli chodzi o Rydel, to nie dało się przed nią nic ukryć.
- Nie spędzasz czasu z Laurą?
- Nie - odparł krótko.
- Coś się stało?
- Nie. Dziś pracuje u Hannah. Powiedziała, że pewnie będą ją trzymać do późnej nocy i przenocuje u nich.
- Pokłóciliście się?
- Czemu tak sądzisz?
- Bo..jesteś przybity. Nie tak wygląda człowiek zakochany - odpowiedziała. Ross westchnął.
- Jeśli pytasz czy jestem szczęśliwy to tak. Nigdy nie byłem bardziej.
- Jakoś tego nie okazujesz - docięła mu.
- Kocham ją do szaleństwa. W życiu tak nie kochałem. Mam wrażenie, że ona jest tą jedyną. To szalone Rydel, prawda? Mam 19 lat i czuję, że Laura powinna być moją żoną. Jestem chory.
- Tym się tak przejmujesz?
- No sama powiedz, czy myślisz o Ratliffie jako potencjalnym mężu?
- No, może nie wybiegam tak w przyszłość. Ross, mam 22 lata, ale oczywiście może kiedyś mogłabym...ale chyba nie chcesz się jej oświadczyć?
- Nie - prychnął.
- To o co chodzi?
- Oszukuję ją. - Zapadła cisza. Rydel czekała, aż brat coś dopowie.
- Jak to ją oszukujesz? Zdradzasz ją?
- Nie! - Stanowczo zaprzeczył Ross - Za bardzo ją kocham.
- To nie rozumiem. Co takiego zrobiłeś?
- To, że Laura studiuje to nie przypadek - powiedział cicho.
- Co?! Jak to nie jest przypadek?
- Ja płacę za jej studia.
- I ona nic o tym nie wie? - zapytała Rydel.
- Nie. Nie wie.
- Ale czemu? Ona nie ma stypendium?
- Kiedyś wracałem skądś i przechodziłem koło restauracji, usłyszałem muzykę w zaułku za restauracją. To ona tam śpiewała i tańczyła. Schowałem się i ją nagrałem.
- Co zrobiłeś?!
- Nagrałem. Wiem, to głupie. Była cudowna. Po prostu genialna. Ona urodziła się po to, by tańczyć. Gadałem z nią. Wtedy opowiedziała mi o ojcu pijaku i siostrze ćpunce. I wiesz co? Poczułem się strasznie. Jesteśmy w tym samym wieku. Jednak ona nie miała nic, nie przyjęli jej na uczelnię. Ja mogłem wszystko.
- Postanowiłeś jej pomóc - powiedziała Rydel. Ross pokiwał głową.
- Początkowo myślałem, by zanieść nagranie do jakiejś agencji tancerzy. Jednak ona marzyła o rozwijaniu się i nauce. Całe popołudnie oglądałem ten przeklęty filmik. Postanowiłem pogadać z rektorem uczelni. Riker poszedł ze mną. Chciałem namówić ją, by dała Lau stypendium. Ona powiedziała jednak, że się nie da. Rozumiesz co to znaczyło dla Laury? Nie mogłem tak tego zostawić. Powiedziałem, że będę płacił za jej studia.
- No, ale Laura myśli, że ma stypendium, prawda? Musiała dostać jakiś dokument z uczelni.
- Kazałem wydrukować ten kwitek dyrektorce. Podrzuciłem go Laurze. Widziałem jak się cieszyła. Nie sądziłem wtedy, że zostanę jej chłopakiem.
- Nie możesz jej powiedzieć?
- Nie. Odeszłaby. Nie chodzi o pieniądze Rydel. Ona myślałaby, że ją kupiłem, a dodatkowo okłamałem.
- Skąd ta pewność?
- Bo, już raz zapłaciłem. Tylko, że za pogrzeb jej ojca. To ona znalazła ciało i spotkałem ją potem w parku. Powiedziała, co się stało. Nie miała grosza na pogrzeb. Cholera, nie chciałem by jej ojciec był chowany jak jakiś bezdomny. Zapewniłem temu pijakowi godny pochówek. Niestety Lau się dowiedziała. Wściekła się. Gorzej, widziałem w jej oczach ból. Zraniłem ją tym gestem. Teraz będzie gorzej. Bo, to ukrywałem.
- Ross, musisz jej powiedzieć. Nie możesz jej okłamywać. To nie fair w stosunku do niej.
- Nie mogę Rydel. Nie mogę - powiedział załamany i szybkim krokiem wyszedł.
- Ross! - krzyczała za nim Rydel. To nie może się dobrze skończyć - pomyślała.

 Dzień u Hannah bardzo się jej dłużył. Tęskniła za swoim blondynem. To niesamowite jak można kogoś pokochać. Pierwszy raz od wielu lat czuła się szczęśliwa. Martwiła się sprawą stypendium i reakcją Rossa na tą wiadomość. Odkąd mu powiedziała zachowuje się dziwnie. Do głowy przychodziła jej pewna myśl, ale nie chciała w nią wierzyć. Nie posunął, by się do tego. Nie Ross. Usłyszała skrzeczący głos wiedźmy.
- Laura! - Przewróciła oczami. Poszła do salonu. Hannah siedziała z jakąś zieloną mazią na twarzy i zajadała skrzydełka z KFC. Lau musiała powstrzymywać się od śmiechu, bo przypominała jej Shreka.
- Coś się stało? - zapytała.
- Ileż to można na ciebie czekać, co?
- Byłam w kuchni.
- Chcę herbaty.
- Jaką mam pani zrobić?
- Chcę zieloną herbatę.
- Dobrze, już robię - powiedziała i zaczęła wycofywać się z salonu. Niestety wiedźma miał inne plany.
- Lauro usiądź - rzekła. Laura spojrzała na nią podejrzliwie.
- No siadaj - rozkazała. Lau przysiadła na krześle.
- Co u ciebie słychać, kochaniutka?
- Nic - odparła Laura.
- Chyba jednak coś się dzieje. Słyszałam, że masz nowego chłopaka.
- Mam.
- Podobno to nie byle kto. Tylko Ross Lynch z R5.
- Tak. Chodzę z Rossem - odparła Lau.
- Myślisz, że on cię kocha?
- Do czego zmierzasz Hannah? - Lau nie kryła już frustracji.
- Nie sądzisz, że on cie wykorzystuje?
- Od kiedy się mną martwisz? - spytała ostro.
- Od zawsze. Jesteś córką mojej najlepszej tancerki. Zależy mi na twoim dobrze.
- Akurat - mruknęła Lau.
- Co mówisz?
- Nic - odparła.
- Tak się składa, że poznałam pana Lyncha. Wiesz jestem światową gwiazdą.
- Raczej byłaś - mruknęła dziewczyna. Hannah jej nie usłyszała.
- Pomyślałam, że dobrze będzie stworzyć z nim duet. Wiesz nowy hit. Jednak okazało się, że ten chłopak to niesamowity egoista i materialista. Poza tym, jest niewychowany. Spójrz, zostawił zespół bo zachciało mu się solowej kariery. Pozbawił własne rodzeństwo marzeń i kariery. To niezbyt szlachetne z jego strony, nie sądzisz?
- Do czego zmierzasz?
- Będę szczera. Lepiej nie zaprzątaj sobie nim głowy. To nie chłopak dla ciebie. Ty jesteś sprzątaczką, on gwiazdą. To się nie uda, kochana. On się tobą bawi, zostawi cię jak tylko mu się znudzisz. - Te słowa zabolały Laurę. Z trudem powstrzymała łzy.
- Pójdę zrobić herbatę - powiedziała i wyszła.

  Spojrzała na siebie. Wyglądała jak hipiska. Zresztą wszystkie tak wyglądały. Bowiem tematem przewodnim były dzieci kwiatów. Prócz Delly nie znała nikogo. Siedziały przy stole i popijały herbatę. Rydel ciągle coś nadawała. Laura musiała przyznać, że ta impreza była całkiem zabawna. Głownie ze względu na siostrę Rossa. Rydel powiedziała jej, która to dziewczyna Rocky'ego i Ryland'a. Chwilę z nimi rozmawiała. Kendall odnosiła się do niej z rezerwą, natomiast Savannah była bardzo przyjemna. Lau od razu ją polubiła. Poczuła, że ktoś na nią patrzy. To ta szatynka. Chyba to siostra Kendall, bo obie są bardzo podobne. Nie wiedziała czemu, ta dziewczyna tak ją obserwuje. Już kilka razy podczas przyjęcia przyłapała ją na gapieniu się na nią. Rydel wyszła zaparzyć herbaty, kilka dziewczyn poszło za nią. Lu wstała od stołu i wyszła do ogrodu. Bardzo jej się tu podobało. Znowu poczuła, że ktoś ją obserwuje. Odwróciła się i zobaczyła tamtą dziewczynę.
- Cześć - powiedziała. Dziewczyna podeszła do niej i przyglądała jej się chwilę.
- Cześć - odpowiedziała.
- Jestem Laura.
- Wiem - przerwała jej. - Znam cię.
- Och, a ty kim jesteś?
- Kyle.
- Sorry, ale nie kojarzę cię.
- Nic dziwnego, nigdy mnie nie widziałaś. - Laura spojrzała na nią zdziwiona. Kim jest ta dziewczyna?
- To skąd mnie znasz? - zapytała.
- Z balu.
- Z balu?
- Tak i z opowiadań Rossa.
- Znasz Rossa? - Laura była mocno zaniepokojona. Czuła, że ta dziewczyna pała do niej niechęcią.
- Tak.
- Skąd?
- Można powiedzieć, że to mój były. - Te słowa zmroziły Laurę. Nigdy nie pytała Rossa o jego przeszłość. ale w sumie sądziła, że chodził tylko z Blaire.
- Och.
- Był ze mną wtedy na balu - wypaliła Kyle.
- Co?! Jak to? Przecież...
- Tańczył wtedy z tobą. Wiem. Widziałam.
- Byłaś z nim na balu?
- Tak. Po tym się rozstaliśmy.
- Przeze mnie?
- Bystra jesteś. Tak, przez ciebie. - Lau opuściła głowę. Miała już tego dość. Hannah, bliźniaczki, fanki, Blaire a teraz jeszcze Kyle. Żadna z nich jej nie lubi. Każda uważa że Ross zasługuje na coś lepszego. Czy tak właśnie jest? Może nie powinna go więzić? Za dużo ich dzieli. Jednak tak mocno go kocha.
- Nigdy jednak nie widziałam go bardziej szczęśliwego - powiedziała Kyle. Lau spojrzała na nią. Nic nie rozumiała.
- Jak to? - zapytała zdezorientowana. Kyle uśmiechnęła się pod nosem.
- On cholernie cię kocha, mam nadzieję, że ty jego również. Zasługuje na to.
- Wiem, kocham go.
- To dobrze. Opiekuj się nim - powiedziała po czym wróciła do środka. Laura chwilę jeszcze stała i patrzyła na zachód słońca.
- Będę - szepnęła.
***
Hejka miśki. Dzwudziesty czwarty rozdział za nami. Dziękuję za komentarze pod poprzednim, a zwłaszcza anonimowi, który zjechał mnie za interpunkcję xD Tak, niezbyt miło się to czyta, ale takie rady się przydają. Nie ukrywam, że interpunkcja była i jest moją słabą stroną. Cóż człowiek całe życie się uczy. Kiedy kolejny rozdział? Nie wiem :D Teraz wyjeżdżam na studia. Więc pewnie przez jakiś czas nic się nie pojawi. Jednak zamierzam wrócić. Został bowiem tylko sześć rozdziałów. Szkoda byłoby teraz przerwać.
Liczę na wasze komentarze.
Pozdrawiam.
Delly♥





  

niedziela, 6 września 2015

Rozdział dwudziesty trzeci

‘Przywieram do niej tak mocno, jakbym chciał wniknąć do jej wnętrza. Mam wrażenie, że moje serce to właśnie próbuje zrobić, zanurzyć się w jej piersi i na zawsze tam pozostać.’ - "Maybe Someday"
  Siedzieli razem w kuchni. Lubił takie wspólne wieczory. Tylko we dwoje. Rydel szykowała przekąski, szykowali się bowiem na maraton filmów fantasy. Cieszył się, że nie musi już ukrywać swoich uczuć do niej. Przez wiele lat był tylko przyjacielem. Fakt, Rydel przez ten czas nikogo nie miała, ale i tak nie było mu łatwo. Tyle razy chciał ją pocałować, potrzymać za rękę, a nie mógł. Bo był tylko przyjacielem. Patrzył jak z roku na rok rozkwita. Chciał być ważną częścią jej życia. Teraz jest. Pamięta ten okres gdy go unikała. Wszytko dlatego, że przestał się ukrywać. Ciężko znosił jej odrzucenie, jednak wreszcie udało mu się dotrzeć do jej serca. Razem wiele przeszli, zwłaszcza jego wypadek. To był trudny okres. Jednak ten koszmar umocnił ich związek. Oboje wiedzą, że są ze sobą nie tylko na dobre, ale i na złe. Kochał ją. Kochał jej humoru, je włosy. Kochał jej pełne piersi i ładny tyłek. Kochał jej oczy. Kochał jej śmiech, jej usta. Kochał to jak na niego patrzy. Kochał w niej wszystko. Nawet to, że lubiła z nim oglądać "Bloggerki świata mody". Chociaż wkurzał go ten program. Teraz może ją przytulić na oczach wszystkich, ba może ją nawet pocałować. Jest wreszcie jego i nie musi tego ukrywać. 
- O czym myślisz? - zapytała Rydel.
- O nas. - odparł.
- A dokładniej?
- O tym jak musiałem ukrywać uczucia do ciebie, o tym jak potem wyznałem wszystko, a ty mnie unikałaś, o tym jak wreszcie cię zdobyłem no i o moim wypadku.
- Sporo przeszliśmy. - podsumowała Rydel.
- Trochę.
- Co to znaczy? - Rydel odwróciła się do niego.
- Ale co?
- No to, że wiele przeszliśmy. Co to znaczy dla nas? - Ratliff popatrzył na nią. Była taka piękna i cała jego.
- Co to znaczy dla nas? Nie wiem. Może to, że jesteśmy dla siebie stworzeni?
- Tak myślisz?
- Że jesteśmy dla siebie stworzeni? Tak. Tak myślę. A ty nie?
- Chcę tak myśleć. - odparła cicho.
- Niczego nie jestem tak pewien w życiu niż tego, że cię kocham.
- Ja ciebie też kocham. - odparła i pocałowała go.
- Może pojedziemy gdzieś w weekend? - zaproponował Ratliff.
- W ten weekend mam swoją babską imprezę.
- Ooo. - chłopak posmutniał.
- Ale w następny jestem wolna. - uśmiechnęła się.
- Cóż będę czekać.
- Tym razem nie tak długo. - uśmiechnęła się.
- Mam nadzieję.
  
  Blaire trzy razy czytała nagłówek w serwisie plotkarskim. Nie wierzyła, w to co widzi. Jakim cudem? Miała nadzieję, że ten głupi serwis się myli. Nikt nie odbierze jej Ross'a, a zwłaszcza ta sierota Marano. Pewnie wzięła go na litość. Ona pamięta jaki Ross był ckliwy dla takich nieudaczników. Pobawi się nią, a potem wróci do swojej prawdziwej miłości czyli jej. 
- Mówiłyśmy. - powiedziała Kim. Brooke w tym momencie próbowała wyjąć brokuł spomiędzy zębów.
- A to franca! - syknęła Blaire.
- Cały internet zastanawia się kim jest dziewczyna z metra, a to Laura! - pisnęła Brooke.
- Jakim cudem oni razem...? Ugh! Nic z tego nie rozumiem.
- Nas nie pytaj. - powiedziała Kim.
- Przecież to wasza sprzątaczka! Za mało jej pracy dajecie?
- Podobno jest dziewczyną z balu. - odparła Brooke.
- Co?! - wrzasnęła Blaire.
- Ty idiotko miałaś jej nie mówić. - Kim popchnęła Brooke, a ta jej oddała.
- Ta mała sierota była na balu?! - spytała Blaire.
- Tak mówią.
- Pokręciła tyłkiem przed nim i ten idiota za nią poszedł.
- Mówiłaś, że go kochasz.
- Kocham, nie kocham, ale jak on mógł mi to zrobić?! Związać się ze sprzątaczką? Przecież to...obraza dla niego i dla mnie.
- Ładna jest. - mruknęła Brooke. Blaire mordowała ją wzrokiem.
- Co z tym zrobisz? - zapytała Kim.
- Zniszczę ją. Raz na zawsze nauczy się, że ze mną się nie zadziera.
- Co masz na myśli?
- Zniszczę ją i zabiorę jej Ross'a.
- Jak chcesz to zrobić?
- Wystarczy ich skłócić, a dalej Laura zniszczy się sama. - zaśmiała się Blaire.
- Kto by chciał się sam zniszczyć? - mruknęła Brooke. Dziewczyny przewróciły oczami.
- Jesteś głupia Brooke. - syknęła Blaire.
- Może. Kim tak często do mnie mówi.
- I chyba mam rację. To kiedy zaczynamy?
- Niedługo. Niedługo dziewczęta. Dajmy im jeszcze trochę czasu. Niech Laura mu zaufa. Będzie ją później bardziej bolało. - odparła Blaire.

  - Kylie! Kylie!
- Co? - do pokoju weszła brunetka.
- Nie widziałaś mojego białego topu? - spytała Kendall.
- Jest w praniu, miałaś go na sobie we wtorek. - zaśmiała się dziewczyna.
- Serio?
- Serio. Boże co ty beze mnie zrobisz?
- Widziałaś się z mamą?
- Nie, dzisiaj nie.
- Co planujesz dziś robić? - zapytała Kendall.
- Nie wiem. Kimberly chciała mnie zabrać na zakupy.
- Dzień ze starszym rodzeństwem?
- Ty wychodzisz, a sama nie będę siedzieć. - odparła Kylie.
- Rydel zaprasza cię na imprezę w sobotę popołudniu.
- To ta herbaciana imprezka? - zaśmiała się czarnowłosa.
- Tak. Musisz przyjść. Jest zajebiście, same dziewczyny w oldskulowych ciuchach. Po prostu świetnie.
- Kto tam będzie?
- Ja, Rydel, Savannah, kilka koleżanek Rydel i dziewczyna Ross'a.
- Kto? - Kyle spojrzała zdziwiona na siostrę.
- Nie słyszałaś?
- Czego?
- Patrz. - Kendall weszła na stronę plotkarską. Pierwsze co zobaczyły to duży tytuł: "Kim jest tajemnicza dziewczyna z metra?!". Kylie prześledziła krótki artykuł i obejrzała zdjęcia Ross'a i jakiejś dziewczyny.
- To ta dziewczyna. - zakryła usta.
- Ta z balu?
- Chyba, zdjęcia są słabej jakości, a ona miała wtedy maskę, ale to chyba ona.
- Kylie...
- Nie Kendall. Wszystko dobrze. Ross to przeszłość. Wybrał ją nie mnie.
- Tak mi przykro Ky. - przytuliła siostrę.
- To dobrze, że jest szczęśliwy. Ja też powinnam.
- Nie sądzisz, że powinnaś z nim porozmawiać? - zasugerowała Kendall.
- Niby o czym?
- Tak naprawdę nigdy nie zakończyłaś tego rozdziału.
- Nieprawda. To przeszłość. On ma teraz dziewczynę i nie chcę tego rozdrapywać.
- Uważam jednak, że dopiero jak z nim porozmawiasz poczujesz się wolna. Wiem, że przeżyłaś tą sprawę z Ross'em, ale oboje potrzebujecie odpowiedzi na niezadane pytania.
- Kendall. - westchnęła.
- Chodź ze mną do Lynch'ów.
- Nie!
- Kylie. To ci pomoże.
- Niby jak?
- Uwierz mi, wreszcie poznasz odpowiedzi na te gnębiące cię pytania. Poza tym oczyścisz atmosferę między wami.
- Nie lepiej go unikać i zapomnieć?
- A zapomniałaś?
- Nie. - westchnęła cicho.
- Widzisz. Poza tym, czujesz coś do niego? - zapanowała cisza. Kyle spojrzała w okno. Zamyśliła się. Czy kocha Ross'a? Czy kiedykolwiek go kochała? Czuła coś do niego, może nie była to miłość, ale coś w stylu zauroczenia. Liczyła na więcej. Jednak on wolał tą dziewczynę. Jednak teraz...na myśl o nim czuła...nic.
- Nie Kendall. Nie kochałam go, ani nie kocham. - odparła.


  R: Tak kochanie, czytałem.
L: Ross, boję się. Co jak ludzie zaczną mnie rozpoznawać na tym zdjęciu?
R: Nie bój się. Już gadałem z odpowiednimi ludźmi. Nie ma co się na zapas przejmować. Poza tym musisz się do tego przyzwyczaić. Jesteś moją dziewczyną.
L: Wiem, że powinnam.
R: Pamiętaj, że masz mnie. Damy radę.
L: Boję się, że twoje fanki zaczną na mnie wieszać koty. Wiesz one by chciały, abyś był ich. Martwi mnie to.
R: Laura, posłuchaj. Po pierwsze będąc moją dziewczyną musisz zaakceptować fakt, że jestem osobą publiczną. Po drugie nie przejmuj się fankami. Prędzej czy później to zaakceptują.
L: Tak sądzisz?
R: Tak.
L: Może masz rację. Nie ma co panikować. Kocham cię.
R: Ja ciebie też.
L: Co robisz?
R: Teraz? Gadam z tobą.
L: Hahaha bardzo śmieszne, a poza tym?
R: Zamierzam obejrzeć "Romeo i Julia".
L: Znowu? Jesteś uzależniony.
R: Jak ty od "Pretty woman".
L: Ja nie oglądam  tego w kółko.
R: Oszukuj się dalej.
L: Muszę iść w poniedziałek do dyrektorki.
R: Tak? Po co?
L: Nie wiem. Dziwne, ale kazała mi się tam stawić w sprawie stypendium. Myślałam, że już wszystko w tej sprawie mam załatwione.
R: Spokojnie, może brakuje im jakiś dokumentów. Na pewno ci nie cofną stypendium.
L: Nawet tego nie mów! To byłby mój koniec.
R: Jesteś pewna, że mam dzisiaj nie przyjeżdżać?
L: Tak. Jutro odwożę Vanessę do ośrodka. Chciałyśmy spędzić ten wieczór we dwie.
R: W takim razie widzimy się w szkole?
L: Raczej.
R: Muszę kończyć.
L: Ile dziś gadaliśmy?
R: Czekaj sprawdzę. Jakieś dwie godziny.
L: Będziesz płacił kolosalne rachunki.
R: Mam bez limitu kotku.
L. Dobranoc Ross.
R: Dobranoc kotku.
Rozłączył się. Miał wyrzuty sumienia. Wiedział, dlaczego dyrektorka kazała Laurze stawić się u siebie w poniedziałek. Powinien jej powiedzieć, że póki co on płaci za jej szkołę. Powinien, jednak tego nie robi. Pamięta jak zareagowała gdy zapłacił za pogrzeb jej ojca. Nie chce jej stracić. Sam nie wiedział czy postępuje właściwie, jednak to wyjście było łatwiejsze. Do pokoju wszedł Rocky.
- Ross masz chwilę?
- Tak. Właśnie skończyłem gadać z Laurą.
- Masz gościa. - chłopak odsunął się i zobaczył Kylie. Zaskoczył go ten widok. Nie widział jej od balu. Dziewczyna weszła do pokoju i usiadła na łóżku. Rocky zostawił ich samych. Milczeli chwilę. Czuli się niezręcznie.
- Cześć Kylie.
- Cześć. - odpowiedziała.
- Co u ciebie?
- Dobrze.
- Ok. Kylie nie rozumiem, po co przyszłaś.
- Chciałam pogadać.
- Ze mną? O czym?
- O tym co się stało. Kendall twierdzi, że powinniśmy pogadać.
- Aha. Przepraszałem cię już.
- Wiem. Masz dziewczynę?
- Tak.
- To ta z balu? To jej szukałeś?
- Tak.
- Jesteś z nią szczęśliwy?
- Bardzo.
- Kochasz ją?
- Kocham.
- Wiesz jak się czułam po tym balu?
- Kylie, przepraszam. Wiem, że nie powinienem tak się zachować.
- Czułam się jak idiotka. Wiem, że to nie był mój bal, ale...miałam nadzieję na wyjątkową noc. Rozczarowałam się.
- Przepraszam - westchnął.
- Nie przepraszaj.
- A ty masz kogoś?
- Nie. Nie mam. Po tym wszystkim jakoś wycofałam się z życia towarzyskiego - zaśmiała się.
- Przepraszam.
- Mam pytanie.
- Jakie?
- Powiedz mi, bo to mnie cały czas męczy. Czy jak zacząłeś się ze mną spotykać to ona była dla ciebie ważna?
- Co masz na myśli?
- Czy już od początku byliśmy spisani na straty?
- Nie wiem, co ci powiedzieć Kylie. Znałem ją. Zawsze była chyba dla mnie ważniejsza, ale nie nie byliśmy spisani na straty. Nie sądziłem, że...że się w niej zakocham.
- Rozumiem.
- To było coś nagłego. Myślę, że po prostu nie byliśmy sobie pisani. Byliśmy raczej jak dwójka przyjaciół niż jak para.
- Trudno mi to przyznać, ale z perspektywy czasu przyznam ci rację. Brakowało między nami uczucia.
- Właśnie.
- Wiem, że nie powinnam cię, o to prosić,ale czy czasami mógłbyś się do mnie odezwać? Po prostu brakuje mi...twojej przyjaźni.
- Mi też jej brakuje. Jasne.
- To super - podniosła się. - Chyba powinnam już iść.
- Już?
- Tak. Twoja dziewczyna byłaby zła na ciebie gdyby się dowiedziała, że spędzasz czas z byłą, a nie oglądasz film - Ross się roześmiał.
- Fakt. Wyszłoby, że kłamałem.
- Nie mów jej, że tu byłam.
- Dlaczego?
- Bo pewnie spotkam ją na imprezie twojej siostry. Będzie już w miarę do mnie uprzedzona, nie chcę kolejnych kłopotów. Niech to będzie nasza tajemnica, ok?
- Tak. Niech to będzie tajemnica.
Miał już dość tajemnic przed Laurą.
***
Cześć miśki. Jak zaczęliście rak szkolny? Już was cisną? Sorry, że tak zwlekam z tymi rozdziałami, ale mam małe problemy z akademikiem i mój czas wolny spędzam w urzędach. Super no nie?
Przybywam z nowym rozdziałem. Jak obiecywałam jest Rydellington i bliźniaczki, wkrótce wróci również zła wiedźma Hannah. Cieszycie się? Ja bardzo :D
Do napisania.
Delly♥