Strony

wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział dwudziesty piąty


"Znajdź kogoś, kto nie będzie bał się przyznać, że za Tobą tęskni. Kogoś, kto wie, że nie jesteś idealna, ale będzie traktował Cię tak jakbyś była. Kogoś, kogo największym lękiem, będzie strach przed utratą Ciebie. Kogoś, kto odda Ci swoje serce w całości. Kogoś, kto mówiąc, że Cię kocha naprawdę będzie to czuł. Kogoś, kto będzie chciał budzić się przy Tobie każdego poranka i nawet widząc Twoje zmarszczki i siwe włosy, wciąż będzie zakochiwał się w Tobie na nowo."


  - Tak bardzo cię kocham - wyszeptał.
- Ja ciebie również - odpowiedziała. Siedzieli w jego pokoju. Musiała przyznać, że chłopak się postarał. Ustawił mnóstwo świec, a z głośników leciała piosenka Powerful Ellie Goulding. Siedzieli na kocu, na podłodze i Ross karmił ją lodami.
- Otwórz buzię - powiedział, dziewczyna posłusznie wykonała zadanie, za co dostała porcję lodów.
- Nie musisz mnie karmić - zaśmiała się.
- Muszę dbać o swoją dziewczynę, no nie? - Dał jej kolejną porcję.
- Jestem szczęściarą.
- I to, jaką. - Laura pacnęła go w ramię.
- Twoja pewność nie zna granic.
- Taki już jestem.
- Arogancki?
- Nie kochanie, pewny siebie.

- Można się pomylić - zaśmiała się. Uciszył ją pocałunkiem. Kochała go. Jednak nie znosiła myśli, że nie jest tą pierwszą. Dla niej wszystko było wyjątkowe. Każde ich spotkanie, każde słowo, gest. Nigdy nie była, aż tak zakochana. Jakby dobrze pomyśleć to w sumie nigdy nie kochała. Zawsze wstydziła się tego, kim jest. Nigdy żaden chłopak jej nie zauważył. Była sama. Sama z ojcem pijakiem i siostrą ćpunką. Ona i problemy. Dopiero Ross sprawił, że jej rzeczywistość stała się bardziej znośna. Lepsza. Jakby po burzy pojawiło się słońce. Niestety dla niego nie była to już taka nowość. Był facetem z przeszłością. Był z Blaire i z Kylie. Nie chciała myśleć, że mógłby z którąś z nich tak siedzieć i zajadać się lodami. Na samą myśl czuła zazdrość. Chciała by on przeżywał to tak wyjątkowo jak ona. Szkoda, że nie spotkali się wcześniej, że nie byli dla siebie tymi pierwszymi. Liczyła się, że zostawił jakąś swoją część Blaire i Kylie. Z nimi też miał jakieś wspaniałe chwile. Jednak bolało ją to.
- O czym myślisz? - zapytał. Spojrzała na niego. Szukała w nim jakiejkolwiek oznaki, że to co teraz robią nie ma dla niego znaczenia, jednak widziała tylko w jego oczach miłość. Czuła się wyjątkowa.
- Myślałam o nas - szepnęła. Ross poprawił się na kocu, wziął łyżkę lodów i dopiero po chwili się odezwał.
- Mam się bać?
- Nie. - Uśmiechnęła się słabo.
- O czym dokładnie myślałaś?
- Musisz znać każdą moją myśl?
- Po to żyję - odparł. Spojrzała na niego.
- Dla mnie wszystko co z tobą jest wyjątkowe. Nigdy nie kochałam. Nigdy nikogo tak naprawdę nie miałam. Zawsze byłam sama. 
- I co z tego?
- To, że dla ciebie to nie jest pierwszy związek.
- Boisz się, że nie jesteś dla mnie wyjątkowa? - zapytał. Pokiwała głową.
- Posłuchaj mnie uważnie. Jesteś wyjątkową kobietą i budzisz we mnie takie pragnienia, których nie czułem zarówno przy Blaire jak i z Kylie. Kocham cię i to się tylko liczy. Miłość. Nie bądź zazdrosna o moją przeszłość. To tylko przeszłość. 
- Kochałeś je?
- Kylie nie. Nawet nie byliśmy parą. 
- A Blaire?
- Wydawało mi się, że ją kocham - odpowiedział. Laura nie wiedziała jak zinterpretować jego słowa.
- Co oznacza "wydawało mi się" chyba człowiek wie, czy kocha czy nie.
- I tak, i nie. Byłem bardzo młody jak się z nią związałem. Była pierwszą miłością. Masz do niej sentyment, jednak to nie jest prawdziwa i dojrzała miłość.
- Czy jestem tylko w tobie zauroczona? Jesteś moją pierwszą miłością. - Ross uśmiechnął się pod nosem i wmusił w nią kolejną porcję lodów.
- To tylko ty czujesz. Sama musisz sobie odpowiedzieć. Jednak ja myślę, że to nie jest tylko zauroczenie.
- A co?
- Miłość. Przynajmniej ja tak to czuję. - Patrzyła na niego i nie wierzyła, że ma kogoś takiego u swego boku. Nie wytrzymała i wdrapała mu się na kolana. Pocałowała go.
- Kocham cię - szepnęła.
- Kocham cię - odparł.
- To co nas łączy jest takie zwyczajne, że aż wyjątkowe - powiedział.
- Wiem. Też czuję się przy tobie swobodnie.
- Jakbyśmy się znali od zawsze, no nie?
- Bo jesteśmy sobie przeznaczeni. - Pocałował ją, odłożył lody. Jego ręce wsunęły się pod jej bluzkę. Kochał jej ciało. Była boginią. Przesunął ręce wzdłuż boków. Nigdy się nią nie nasyci. Była wyjątkowa. Nie miał wątpliwości, że chce budzić się przy niej każdego ranka. Chce ją kochać.
- Co robisz w weekend? - wychrypiał.
- Teraz chcesz o tym gadać? - Poruszyła kusząco biodrami. Jęknął. Była jego narkotykiem. Uzależniał się z każdym kolejnym dniem.
- Tak. Może być i teraz.
- Bliźniaczki będą u Blaire, a wiedźma jedzie na podbój Vegas. - zaczęła całować jego szyję.
- Zaczęłaś się przygotowywać do przesłuchania?
- Ross - jęknęła.
- Zaczęłaś?
- Mam lepsze rzeczy do roboty - odparła.
- Może przyjdę w weekend i poćwiczymy?
- Będę zawalona pracą.
- To połączymy przyjemne i pożytecznym - powiedział, po czym położył ją na kocu. 
- Nie gadaj tylko weź się do roboty - powiedziała.
Nie czekał, aż powtórzy.

  Patrzyła na ludzi za oknem. Jedni siedzieli na ławkach inni zaś spacerowali. Niby wszystko wyglądało tak jak w normalnym świecie, ale to nie był normalny świat. To był świat narkomanów. Była tu już kilka tygodni, kilka długich tygodni gdy była czysta. Czuła się strasznie, oddałaby wszystko by wziąć działkę. Dopiero teraz wiedziała, co z niej zrobiły narkotyki. Nie była już tą samą dziewczyną co kiedyś. Sięgnęła dna, a najtrudniej jest się podnieść. Patrzyła na tych ludzi, każdy z nich to osobna historia. Większość z nich jest bardziej uzależniona od niej. Są gotowi zrobić wszystko by zdobyć upragniony lek. Tacy zazwyczaj nie chcą się leczyć. Są zdania, że przeboleją ten okres, a potem wrócą do ćpania. Patrzyła na nich i musiała przyznać, że kilka miesięcy temu była jak oni. Liczyły się tylko dragi. Była gotowa sprzedać rodzinę za ten biały proszek. Teraz miała cel. Miała, po co walczyć. Psycholog powiedział jej, że będzie już zawsze narkomanką, nigdy do końca nie wygra z nałogiem. Całe życie będzie musiała walczyć.
- Vanessa. - Odwróciła się na dźwięk jego głosu. Stał w progu i jej się przyglądał.
- Riker - szepnęła. Chłopak wszedł i usiadł przy stoliku, naprzeciw niej.
- Jak się trzymasz? - zapytał.
- Co ty tu robisz? Jak mnie znalazłeś?
- Laura mi powiedziała.
- Jak ona i Ross?
- Dobrze, powiedziałbym że nigdy nie widziałem swojego braciszka bardziej zakochanego. - Uśmiechnęła się, cieszyła się bowiem szczęściem siostry.
- Nie odpowiedziałaś, jak się trzymasz?
- A jak myślisz? Jestem na głodzie, jak mogę się czuć.
- Vanessa, nawet nie wiesz jak się cieszę, że poszłaś na odwyk.
- Bo nie skończę jak Emily - wyrwało się jej. Riker zmarszczył brwi i spojrzał za okno. Milczał. Zrobiło się jej głupio, pamiętała swój sen. Nie chciała by kiedykolwiek tak cierpiał jak wtedy w jej śnie.
- Czytałem twój list - powiedział po chwili. - Przypomniałaś mi w nim, jak ją znalazłem. Czułem wtedy jakby umarła cząstka mnie. Emily zabrała część mnie do grobu. Długo tkwiłem w tym przekonaniu. Dopiero ty. Ty wszystko zmieniłaś.  Jednak cały czas się bałem, że historia zatoczy koło. Ty też jesteś narkomanką. Jak ona. Co noc śniło mi się, że znajduję cię martwą, Wydawało mi się, że jak cię zostawię, to wszystko się ułoży. Zapomnę.
- I zapomniałeś? - zapytała. Riker odwrócił się od okna i spojrzał na nią.
- Nie, nie zapomniałem. Trudno zapomnieć osobę, którą się kocha.
- Kochasz mnie? - Do oczu zaczęły napływać jej łzy. Riker wstał i kciukami zaczął je wycierać.
- Tak. Zakochałem się w szalenie trudnej, skomplikowanej i pięknej dziewczynie. Starłem się z tym walczyć, ale nie mogę Van. Nie mogę cię zostawić.
- Ale ja jestem ćpunką Riker. Nie możesz mnie kochać. Jesteś dobrym facetem i zasługujesz na coś lepszego niż na takiego wyrzutka jak ja.
- Walczysz z tym i to się liczy.
- Zawsze będę narkomanką. To się nie zmieni.- Riker chwycił jej twarz w dłonie.
- Jak moje uczucia do ciebie - powiedział, po czym ją pocałował.

  Siedzieli na ławce w parku. Nie mieli pomysłu na resztę wieczoru. Byli na pizzy i w kinie, jednak żadne z nich nie chciało wracać do domu.
- Stary powinieneś iść do fryzjera, masz dłuższe włosy niż moja matka - rzekł Justin.
- Odpieprz się - warknął Ross.
- Wyglądasz jak debil w tym kucyku.
- Sam jesteś debil. Kto płacze w kinie?
- To był wzruszający film - oburzył się blondyn.
- Tak, komedia romantyczna. Bardzo wzruszające. - Dziewczyny się zaczęły śmiać.
- Dupek - syknął Justin.
- Dajcie chłopaki spokój. Co robimy? - zapytała Stacy.
- Ja mam kilka pomysłów, na to co chciałbym robić z Laurą.
- Ross! - Laura palnęła go w ramię. Znów wszyscy zaczęli się śmiać.
- No co?
- Jesteś walnięty.
- A nie mówiłem -wciął się Justin.
- Ej, bo mi się nudzi - powiedziała Stacy.
- Może chodźmy do sklepu i kupmy kilka piw - rzucił Justin.
- Genialny pomysł - powiedział sarkastycznie Ross.
- Potem możemy jechać nad jezioro.
- Nad jezioro? - zapytała Lau.
- Ross wie gdzie.
- Nic im nie mów - syknął Lynch.
- Co ma nam nie mówić? - zapytała z ciekawością Stacy.
- Nie nic, Ross ma pewne miłe wspomnienia z tym miejscem. - Zaśmiał się Justin.
- To idziemy czy nie? - Ross podniósł się z ławki.
- A czym tam pojedziemy, jeśli wszyscy będą pić? - zapytała Lau.
- Ktoś chce prowadzić? - zasugerował Ross.
- Ja nie mam prawo jazdy - odparła Lau.
- Ja chcę się nawalić - rzekł Justin.
- Ja też - dodała Stacy.
- Weźmiemy taksówkę - postanowił Lynch. Wszyscy ruszyli do pobliskiego sklepu. Ross nie puszczał ręki Lau. Wciąż miał wyrzuty sumienia, że ją okłamuje. Jednak wiedział jaka będzie jej reakcja jak się dowie. Na samą myśl, że mogłaby od niego odejść, robiło mu się niedobrze.
- Zróbmy zawody - rzucił Justin jak dotarli do sklepu.
- Jakie zawody?
- Kto najszybciej kupi piwa i jakieś zakąski ten wygrywa. - Roześmiali się.
- Kreatywnie kochanie. - Stacy pocałowała w policzek chłopaka.
- I pije za darmo przy następnym wyjściu - dodał.
- A jak ktoś przegra? - zapytała Laura.
- To czeka go zimna kąpiel w jeziorze. - Spojrzał wymownie na Rossa.
- O nie! - Zaprotestował blondyn.
- Co boisz się?
- Nie, ale ty jak zwykle mnie wyrolujesz. Poza tym dziewczyny nie mają szans.
- Spoko, podejrzewam, że są szybsze niż ty. - Zaśmiał się Justin. Weszli do sklepu.
- To, co? Ścigamy się?
- Ja wchodzę - odpowiedziała Laura. Ross spojrzał na nią zdziwiony.
- Jak Laura, to i ja.
- A ty Rossy?
- Ja również.
- Ok, to trzy, dwa... - wszyscy ustawili się do startu. - Jeden, zero, start! - ruszyli biegiem między alejkami. Laura widziała kątem oka jak Stacy i Justin się przepychają, Sama przebiegła dwie alejki zanim stwierdziła, że to bez sensu. Mogła tak biegać całą noc,  po tym supermarkecie. Postanowiła zwolnić i przyjrzeć się tabliczkom oznaczającym kolejne działy. Szła spokojnie i rozglądała się po półkach. Nagle poczuła, że coś na nią wpada i ją przewraca.
- O tu jesteś kochanie.
- Czemu mnie nie dziwi, że to ty?
- Bo to nasza tradycja - powiedział.
- Bardzo bolesna, ta tradycja.
- Dla mnie nie. Powiedziałbym, że nawet przyjemna.
- Nie dziwię się, w końcu to ty zawsze leżysz na mnie. - Cmoknął ją w usta.
- Nie marudź mała. - Wstał i pomógł jej się podnieść.
- Nie spieszysz się jakoś specjalnie - stwierdził.
- Bo nie chcę latać jak wariatka po sklepie. Mam nieco inną taktykę.
- Ciekawe jaką? - zapytał drwiąco.
- Nie powiem ci. - Nagle poczuła jak coś przyciska ją do półki. Czuła jego wargi na swoich. Całował ją żarliwie. Nie wiedziała, o co chodzi. Czuła w nim jednak desperację. Nie odepchnęła go, chociaż źle się czuła, gdy okazywał jej czułość w miejscach publicznych. Odsunął się od niej. Przyglądała się mu szukając odpowiedzi.
- Czasami mam wrażenie, że znikniesz - szepnął.
- Jestem tu. - Przesunęła dłońmi po jego policzkach.
- Kiedyś i tak odejdziesz - powiedział. Nie chciała w to wierzyć, ale w gruncie rzeczy się z nim zgadzała.

  Dojechali nad jezioro. Było już ciemno. Oświetlali sobie drogę latarkami, idąc na brzeg. Usiedli i wpatrywali się w przestrzeń wokół nich. Panowała cisza. Od czasu do czasu słychać było jak woda odbija się od drewnianego pomostu.
- Może zagramy w "Powiedz prawdę"? - zapytał Justin.
- Stary, chyba już za wiele wypiłeś - odezwał się Ross i zabrał butelkę chłopakowi.
- Co to za gra? - zapytała Stacy.
- Każdy z was mówi jakąś żenującą rzecz jaką wie o kimś z nas. Jeśli to prawda może się napić, jeśli nie, omija go kolejka.
- Czy wszystkie twoje gry związane są z alkoholem? - odezwała się Laura.
- Nie, część jest związana z kartami.
- Ok, to kto zaczyna?
- Ja! - pisnęła Stacy. - Laura straciła dziewictwo w wieku 19 lat. - Justin zaczął się śmiać, Laura poczerwieniała na twarzy, a Ross patrzył wszędzie, byle nie na swoich przyjaciół.
- Stacy!
- No, co? Tylko to mi przyszło do głowy.
- Stary, nie chwaliłeś się.
- Nie było czym - burknął Ross. Stacy napiła się łyka. - Teraz ja. - Chwycił butelkę i popatrzył na kumpla.
- Przez trzy miesiące chodziłem do baru, by gapić się na kelnerkę. Jednak nigdy nie zdobyłem się na to by się z nią umówić. - Pociągnął łyk.
- To nie było fair! - odezwał się Justin.
- Kim była ta kelnerka? - zapytała Lau.
- Miała na imię Stacy - parsknął Ross i przechylił butelkę. Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Serio, przychodziłeś by się na mnie pogapić?
- Tak. Jestem ciotą.
- I to jaką - dodał Ross.
- Zamknij się! Teraz ja. Ross jak miał 13 lat umówił się z Becky Miller, jednak nie poszedł na randkę bo zwymiotował.
- Zamorduję cię. - Justin uśmiechnął się chytrze i pociągnął z butelki.
- Jak pojechaliśmy do Vegas, Justin tak się schlał, że tańczył w samych gaciach na rurze, a potem puścił pawia na kelnerkę.
- Już nie żyjesz! - wrzasnął Justin.
- Ross boi się pająków.
- Serio? - zapytała ze śmiechem Stacy.
- Bo powiem o przebierankach.
- Nie!
- O czym? - zapytała Stacy.
- Kiedyś na Halloween Justin, przyszedł ubrany w rzeczy swojej matki.
- Nieprawda!
- Miałeś na sobie jej sukienkę.
- Nie wiedziałam, że to cię kręci. - zaśmiała się Stacy.
- Jesteście wszyscy szurnięci - odezwała się Lau.

  Po tym jak dowiedziała się praktycznie wszystkiego o Rossie i Justinie, jej chłopak gdzieś zniknął. Justin był tak nawalony, że zasnął na trawie, a Stacy odpłynęła zaraz po nim. Laura zobaczyła Rossa jak stoi kilkadziesiąt metrów dalej i patrzy na wodę. Coś jej mówiło, że Ross nie mówi jej o wszystkim. Coraz częściej wpadał w taki stan. Jakby odpływał gdzieś myślami.
- Ross. - Chłopak odwrócił się.
- Nie śpisz?
- Nie. Co robisz?
- Myślę.
- O czym?
- Nic takiego. Chyba powinniśmy wracać.
- Ciekawe jak ich wciągniesz do taksówki.
- Fakt.
- Ross, co się dzieje?
- Nic. Po prostu odpłynąłem.
- Ross, nie zamykaj się przede mną - powiedziała.
- A zamykam się?
- Tak. Czuję, że coś jest nie tak.
- Wszystko w porządku - odpowiedział z naciskiem. Laura podeszła do niego.
- Proszę cię, porozmawiaj ze mną.
- Laura, jest dobrze. Zaufaj mi. - Mógł mówić co chce, ale wiedział, że wcale nie jest dobrze. Niestety, nie pozostawało jej nic innego, jak mu zaufać.
- Czemu odszedłeś z R5? - zapytała. Spojrzał na nią. Nie wiedział czemu, ale to pytanie było jak ostrze. Minęło kilka miesięcy, a on dalej stał w miejscu.
- Czemu pytasz?
- Bo...to wydaję mi się dziwne.
- Dziwne?
- Byliście bardzo sławni, i nagle ty zniknąłeś.
- Musiałem odpocząć.
- A teraz?
- Teraz, co? - Nie rozumiał do czego zmierza.
- Czemu nie wracacie, minęło już kilka miesięcy.
- Nie jestem jeszcze gotów - burknął.
- Nie chodziło o zmęczenie, prawda? - Spojrzał na nią. Wpatrywała się w taflę wody przed nimi.
- Nie, nie chodziło o zmęczenie.
- W takim razie, o co? - Wziął głęboki oddech. Zawsze wszystkim odpowiadał to samo, Wypalenie bla, bla, bla. Jednak doskonale wiedział, że nie to było przyczyną jego odejścia. Może tylko początkowo, już dawno sobie z tym problemem poradził. Jednak nadal nie czuł potrzeby powrotu.
- Wiesz, co to za uczucie gdy całe życie jesteś członkiem czegoś? - zapytał. Laura pokręciła głową. - Ciągle jesteś z kimś. Otacza cię masa ludzi. Każda godzina, minuta polega na spędzaniu czasu z tymi samymi ludźmi.
- I co z tego?
- Wszyscy patrzą na ciebie pod kątem grupy. Twoje pomysły muszą być akceptowane przez resztę.
- Chcesz powiedzieć, że miałeś dość własnego rodzeństwa?
- Tak - odpowiedział cicho.
- Czemu? Przecież, to chyba fajne być z rodziną.
- Nie zawsze. Miałem wrażenie jakby moje życie to był korowód czarno-białych dni. Codziennie te same głosy, te same twarze. Przestałem się cieszyć tym wszystkim. Chciałem być normalny.
- Nie jesteś.
- Wiem o tym.
- To czemu im tego nie powiesz?
- Czego?
- Że masz ich dość.
- Nie zrozumieją. Dla nich R5 to całe życie. Dla mnie już nie.
- Chcesz kariery solowej?
- Może.
- Wydaję mi się, że popełniasz błąd. Ja dałabym wszystko by mieć to co ty. Rodzinę. Robić z nimi wszystko. Wiem coś o byciu samym, i uwierz mi to nie jest fajne. Dałabym wszystko by mieć takie rodzeństwo jak ty. Myślę, że nie dasz bez nich rady, tak jak oni nie dadzą rady bez ciebie - powiedziała. Ross czuł, że znów ma o czym myśleć.
***