Strony

środa, 30 grudnia 2015

Rozdział dwudziesty szósty

Ona jest moją pierwszą i jedyną miłością. Większość osób wie, że pierwsza miłość nie będzie jedyna. Dla mnie jednak nią jest. To moja ostatnia szansa, na więcej sobie nie pozwolę. To się już nigdy nie powtórzy.
  - Ross, nałóż jeszcze Laurze ciasta. Dziecko prawie nic nie zjadło.
- Dziękuję, wszystko jest naprawdę pyszne ale ja jestem już pełna.
- Lauro nie dziękuj tylko jedz.
- Mamo! - Laura przewróciła oczami.
- No co, Ross? - Stormie spojrzała na syna. Blondyn przewrócił oczami. 
- Jak Laura mówi, że nie jest głodna to nie jest.
- Mów co chcesz synu. Pamiętaj matka wie lepiej. - Lau wybuchła śmiechem. Kochała Stormie, za każdym razem jak przychodziła z Rossem jego matka karmiła go tak, że potem przez kolejne dwa dni nie mogła patrzeć na jedzenie. Zazdrościła mu rodziny, ona takiej nie miała.  Wspaniała rodzina, pełna miłości i wsparcia. 
- Naprawdę dziękuję - odparła.
- Oj, Lauro nie ma za co dziękować. Zapakuję ci trochę ciasta do domu, dobrze?
- Nie trzeba.
- Oj, trzeba.
- Co u siostry? - zapytał Mark. Laura spojrzała na talerz.
- Dobrze, lekarze mówią, że robi postępy.
- Byłaś u niej?
- Nie, gadam z nią codziennie przez telefon. Psycholog mówi, że póki co nie mogę jej odwiedzić.
- Czemu?
- Podobno na tym etapie leczenia, nie jest to wskazane.
- Ale Riker ją odwiedził - wtrącił Ross.
- Bo, wykłócał się z pielęgniarką.
- Tak, cali moi synowie. Nie wiem gdzie popełniłam błąd. - Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Nie popełniłaś, odziedziczyli to w genach. Pamiętasz jak wykłócałem się z twoim ojcem? - Stormie wybuchła śmiechem.
- Oj, tak - odpowiedziała.
- Wykłócałeś się z dziadkiem czemu?
- Bo rodzice mamy mnie nie cierpieli. Wiesz dusza rockmana i tak dalej. Uważali, że jestem złą partią dla ich córki. Jeszcze długo po ślubie mnie nie akceptowali.
- Nie przeszkadzało to Państwu? - zapytała Lau.
- Jeśli kogoś naprawdę kochasz to nieważne jakie by trudności stanęły wam na drodze, razem można wszystko pokonać - odparła Stormie.
- Dokładnie.
- Mądrze powiedziane - dodał Ross.
- Po tylu latach związku pewne rzeczy są już oczywiste - powiedział Mark. 
- Czasami zastanawiam się jakby to było gdyby mama żyła. - Laura spojrzała w stronę okna. Poczuła uścisk na dłoni.
- Najważniejsze Lauro jest teraz. Każdy z nas zastanawia się co by było gdyby... Ale to tylko domniemanie, najważniejsze jest teraz - powiedziała Stormie.
- Wiem, ale czasem to bardzo mnie nurtuje. - Laura spojrzała na Rossa przyglądał się jej.
- Masz mnie kochanie, i to się liczy - szepnął.


  Rydel siedziała w kuchni i piła herbatę. Lubiła te chwile ciszy i samotności. Ciągłe przebywanie w gronie chłopaków sprawiało, że czasami wcale nie czuła się kobieco. Oni traktowali ją jak  kumpla z grupy, albo jak matkę, która za nich zrobi wszystko. Ugotuje, posprząta, coś zszyje. Potrzebowała jak powietrza takich chwil. Gdy mogła pobyć sama w swoim dziewczyńskim świecie. Upiła łyk herbaty.
- Kochanie gdzie jesteś? - Do kuchni wszedł Ellington. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Strasznie go kochała. Nie wyobrażała sobie życia bez tego zwariowanego mężczyzny. Był dla niej najlepszym przyjacielem jak i największą miłością. To dziwne, ale czuła, że to ten właściwy. Nie miała pojęcia skąd takie przeczucie, ale była pewna.
- Na chwilę odleciałam - powiedziała.
- Widzę. Gdzie moja Rydel była?
- Daleko.
- No wiesz co? Nie zabrałaś swojego ukochanego?
- Czyli kogo? - Rydel wybuchła śmiechem. Ratliff złapał ją mocno za brodę i pocałował.
- Ja cię nauczę szacunku - powiedział odsuwając się od niej.
- Do tej pory ci się nie udało.
- Poczekaj.
- Czekam.
- Co robimy dzisiaj? W ogóle gdzie się wszyscy podziali?
- Riker ma wywiad w radiu, Rocky pojechał z nim, Ross jest z Laurą u rodziców a Ryland wyszedł gdzieś wściekły.
- Właśnie zauważyłem, że jest jakiś ostatnio nerwowy.
- Chyba wszyscy to zauważyli.
- Gadałaś z nim?
- Próbowałam, ale wydarł się na mnie. Myślę, że to ma związek z Sav.
- Z Savannah? Czemu?
- Zauważyłeś, że ostatnio nie pojawiają się razem i nie przyprowadza jej tu? - Rydel odstawiła filiżankę.
- No, nie było jej tu jakiś miesiąc, albo więcej.
- Mówię ci, chodzi o nią.
- Kłopoty w związku?
- Chyba. - Rydel podniosła się i wstawiła filiżankę do zlewu. Poczuła oddech Ratliffa na szyi, po chwili złożył tam pocałunek.
- Nie każdy związek jest idealny - powiedział.
- Żaden nie jest.
- A nasz?
- Nasz też. Bo nie ma ludzi idealnych. - Odwróciła się twarzą do chłopaka.
- Strasznie cię kocham Rydel. - Oparł czoło o jej.
- Ja ciebie też.
- Powiedz to.
- Co?
- Że mnie kochasz. Chcę to usłyszeć.
- Kocham cię - szepnęła.
- Skoro jesteśmy sami, to idziemy zrobić małe Ratliffiątka? - Rydel pacnęła go ręką w ramię.
- Musisz zawsze niszczyć takie momenty? - Chłopak zaczął się śmiać.
- Jakie?
- No takie, gdy jest jakoś strasznie romantycznie to ty zawsze musisz coś palnąć.
- Taki już jestem - powiedział.
- I za to cię kocham.
   Siedział w fotelu, w ręku ściskał kawałek papieru. Ona siedziała na kanapie i wpatrywała się w jasną wykładzinę. Czuł się postawiony pod ścianą. Jakby nie miał wyjścia. Nie chciał tego robić, ale nie było już odwrotu. Ona wybrała i on też musiał. Tyle lat. Tyle wspomnień. Nie wiedział co dalej. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Liczył na to, że to tylko mały kryzys.
- Odezwij się - powiedziała.
- Co mam ci powiedzieć? - Spojrzał na nią.
- Nie wiem. Cokolwiek - szepnęła.
- Mam ci powiedzieć jak wściekły jestem? Jak bardzo czuję się oszukany i zraniony? Czy jak bardzo cię w tej chwili nienawidzę?
- Ryland.
- Nie, Sav. Nie błagaj. Sama na to zasłużyłaś.
- Wiem, to był błąd. Razem jakoś możemy dojść do porozumienia.
- Porozumienia? Chyba żartujesz. - Uśmiechnął się krzywo.
- Ryland, tak wiele nas łączy.
- Łączyło Sav, łączyło.
- I łączy, chyba te wszystkie lata coś dla ciebie znaczyły? - Widział w jej oczach łzy.
- O to samo mogę zapytać ciebie - warknął.
- Dla mnie znaczą dużo - odpowiedziała.
- Nie sądzę, przynajmniej po tym jak zobaczyłem to. - Rzucił w nią kartką. Dziewczyna podniosła ją z podłogi i spojrzała na nią. Rozpłakała się.
- Chciałam ci powiedzieć. Nie chciałam byś dowiedział się w ten sposób.
- Jedna z fanek przysłała mi to na mejla. To wyjaśnia twoje dziwne zachowanie.
- Ryland, to nie tak.
- Ile?
- Co?
- Ile to trwało? - zapytał. Dziewczyna zaniosła się szlochem.
- Nie wiem, to były raptem dwa może trzy spotkania.
- Czemu?
- Co czemu?
- Czemu to zrobiłaś?
- Nie wiem.
- Odpowiedz, kurwa czemu?! - krzyknął.
- Naprawdę nie wiem. Chwila słabości.
- Słabości?! Był ktoś jeszcze?!
- Nie! Przysięgam. Tylko on!
- Jak mogłaś?! Jak mogłaś tak po prostu mnie skreślić?!
- Ryland, posłuchaj. To nie tak. Ja nas nie skreśliłam. Zachowałam się gówniano. Wiem. To był ogromny błąd.
- Błąd?! Savannah ty mnie zdradziłaś z jakimś kolesiem! To nie błąd, to zdrada! - krzyknął.
- Wiem! - opadł na fotel. Nie wiedział co ma jej jeszcze powiedzieć. Najchętniej zabił by ją i tego skurwysyna.
- Jak myślisz co teraz? - zapytał.
- Nie wiem. To zależy tylko od ciebie - odpowiedziała.
- Jak myślisz co zrobię?
- Nie chcę tego mówić na głos, ale wiem gdzie zmierzamy.
- Do końca?
- Znam cię Ryland jak mało kto. Wiem jaki jesteś. Nawet gdybyś ze mną dalej chciał być już nigdy byś mi nie zaufał, a co gorsza wiem, że mi tego nie wybaczysz. - Spojrzała na niego. Pokiwał głową.
- Masz rację Sav. Nie wybaczę ci tego. To zdecydowanie za wiele - odpowiedział.
- Czyli to koniec? - zapytała.
- Chyba tak.
- Nie sądziłam, że to tak się stanie.
- Ja też nie, ale wybrałaś.
- I żałuję - powiedziała.
- Najwidoczniej tak miało być. Nie byliśmy sobie pisani.
- Tak myślisz?
- Ja to wiem Sav. Gdyby miało być inaczej nie puściłabyś się z tym skurwysynem - syknął.
- Nienawidzisz mnie?
- Tak - szepnął.
- Czyli nie możemy liczyć na przyjaźń?
- Mowy nie ma.
- Każdy idzie w swoją stronę.
- Owszem. Zero kontaktu. Każdy żyje własnym życiem - powiedział.
- Będzie mi ciebie brakowało.
- Trzeba było myśleć Sav. - Podniósł się z fotela.
- Wychodzisz? - zapytała.
- Nie. Ja cię zostawiam Savannah. - Ruszył w kierunku drzwi.
- Ryland. - Odwrócił się, dziewczyna stała w progu.
- Co? - warknął.
- Bądź szczęśliwy - szepnęła.
- Żegnaj Sav - powiedział i wyszedł.


 Siedzieli na ławce w parku i obserwowali dzieci bawiące się na placu zabaw. Nie chciał nigdy skreślać tej relacji. Bardzo ją lubił i strata tak dobrej osoby na pewno by zabolała. Wie, że spotykanie z nią może nieco skomplikować mu życie. Jednak wolał zaryzykować.
- To nie skończy się dobrze - powiedziała.
- Wiem.
- Mówię serio Ross. Oczywiście działasz ze szlachetnych pobudek, ale kłamstwo to kłamstwo.
- Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy?
- No chyba nie skoro wciąż brniesz w kłamstwo.
- Gdyby nie ja...nie miałaby nic. Dalej tkwiłaby w tej paskudnej knajpie.
- A co ma teraz? - zapytała.
- Ma mnie - odpowiedział. Brunetka spojrzała na niego.
- Co jej po tym? Skoro to wszystko zbudowane jest na kłamstwie?
- To, że ją kocham to nie jest kłamstwo.
- Czasami Ross miłość nie wystarczy. Potrzebne jest zaufanie, a Laura gdy się dowie to straci to zaufanie.
- To mam jej powiedzieć?
- Tak. Wolisz by dowiedziała się od kogoś?
- Nie. Jasne, że nie.
- To musisz to zrobić.
- To nie takie proste Kylie.
- To bardzo proste. Tylko ty to komplikujesz.
- Ja?
- Tak ty. Powinieneś jej od razu powiedzieć. Ukrywasz to przed nią. Zdobywałeś jej zaufanie a zataiłeś to przed nią. Gdy się dowie poczuje się oszukana.
- Wiem i się tego boję.
- Że odejdzie?
- Każdego dnia budzę się z tą świadomością.
- To dlatego nie chcesz jej powiedzieć? Bo odejdzie?
- Tak. Znam ją i wiem, że gdy jej powiem stwierdzi, że naruszam jej wolność i że chcę ją uzależnić od siebie. Ona na pewno mnie zostawi Kylie. - Ross spuścił głowę. Kylie poklepała go po plecach.
- Ross kochasz ją. Wiem o tym. Popełniasz jednak błąd. Nikt nie chce być oszukiwany.
- Ja chcę by była szczęśliwa, to dlatego to zrobiłem.
- Ja to wiem, ona może jednak tego nie zrozumieć. Wiesz o tym?
- Wiem - westchnął.
- To cię gryzie. Widzę to i podejrzewam, że Laura też to widzi.
- Aż tak?
- Tak Ross. Widać, że coś cię gnębi. Nie chcesz nosić tego ciężaru.
- Nie chcę, ale nie chcę stracić Laury. Pierwszy raz czuję, że żyję.  Ona jest moim życiem. Nie chcę tego stracić.
- Kłamstwo to nie droga do szczęścia Ross.
- Wiem. Niestety wiem. Tak bardzo ją kocham.
 
  Przejrzała zdjęcia jeszcze raz. Nie mogła uwierzyć, że ma takie szczęście. Czysty przypadek sprawił, że to dostało się w jej ręce. Teraz pokaże na co ją stać. Ta mała szmata ją popamięta. Nie będzie już odbijała jej chłopaka. Zniszczy Marano i odzyska Rossa. Ma przecież idealny plan.
- Co to jest? - zapytała Kim.
- Nie uwierzycie, ale to jest moja furtka do odzyskania Rossa.
- Jaka furtka? - odezwała się Brooke.
- Matko, ale wy tępe jesteście.
- Dziękuję - powiedziała uśmiechnięta Brooke.
- Dobra, pomijając waszą głupotę, to nic innego jak dokument potwierdzający, że ta mała szmata Marano nie ma żadnego stypendium - odpowiedziała z wyższością Blair.
- No, przecież ma. Nie stać jej by płacić.
- Nie ma. Ma jednak sponsora.
- Co? - odezwały się jednocześnie bliźniaczki.
- Tak, tej małej ktoś płaci za szkołę.
- Kto? - zapytała Kim.
- I to jest najlepsze, za szkołę płaci Ross Lynch.
- Co? - krzyknęły bliźniaczki.
- Tak. Ross Lynch płaci podwójne czesne.
- Czyli Laura z nim jest bo on płaci za szkołę? A to dziwka.
- Nie sądzę, Kim. Laura chodzi do szkoły dłużej niż z Rossem.
- Wiem! Może się ukrywali - powiedziała Kim.
- Nie, wątpię. Coś byśmy wiedziały. 
- Masz jakiś pomysł?
- Jasne, że mam. Laura nie wie, że Ross jest sponsorem jej studiów.
- Akurat. Musiałaby być totalną idiotką. - Brooke wybuchła śmiechem.
- Na pewno nie większą niż ty - syknęła Blair.
- To co teraz? Idziemy jej powiedzieć? - zapytała Kim.
- Nie. Mam lepszy pomysł.
- Jaki?
- Najpierw zadbajcie by nie miała dla niego czasu.
- Jak? - zapytała Brooke.
- Z kim ja pracuję? Jest u was sprzątaczką, no nie?
- Tak! Mamy dać jej mnóstwo pracy! - powiedziała Kim.
- Eureka! - syknęła Blair.
- Nasza matka, o to zadba.
- To wspaniale. A teraz opowiem wam co dalej - powiedziała i wtajemniczyła bliźniaczki w swój plan.
*** 
Hejka miśki. Jest tu kto? Mam taką nadzieję, bo mamy już 26 rozdział. Jeszcze 4 i koniec :(. Oby wam się podobało ;).  Z okazji Nowego Roku chciałam wszystkim czytelnikom złożyć życzenia. Życzę Wam w 2016 r. mnóstwa szczęścia, miłości i samych sukcesów.  By wszystkie Wasze marzenia spełniły się w Nowym Roku. Zera smutków czy żali, obyście przez cały rok bawili się doskonale.
Wasza Delly ♥