Strony

niedziela, 21 września 2014

Rozdział siódmy

Ross leżał na łóżku, wpatrywał się w sufit, zbierał się w sobie aby im wszystko wyjaśnić. Przez ostatni miesiąc zachowywał się dziwnie, wiedział o tym dobrze. W końcu musi im to powiedzieć, tego i tak się nie da tego ukryć. Na myśl nasunęła mu się mała brunetka, nie wiedział czemu, odkąd załatwił jej szkołę nie myślał o niej, ba nawet jej nie spotkał. Teraz zobaczył ją przed oczyma. Przypomniało mu się jak na nią wpadał w szkole, jak kiedyś upadł na nią na korytarzu, zawsze mówiła: "Znowu?" bawiło go to, jeszcze te jej oczka. Nigdy jednak nie zwrócił na nią większej uwagi. Czemu zrobił to teraz? Przypomniał sobie to jak wpadł na nią w restauracji, jak z nią rozmawiał, w końcu widział jak tańczyła i śpiewała. Starał się to jakoś zatrzymać ale nie potrafił. To było okropne, było to jak jakiś natrętny owad od którego trudno się ogonić. Tak i myśl o Laurze ciągle wracała. Zamknął oczy i wtedy przypomniał sobie sytuację sprzed tygodnia. Jak poszedł podłożyć kopertę z uczelni pod drzwi Lau. Zdziwiło go to, że mieszka w takich warunkach, w takiej norze nawet nie powinno mieszkać zwierzę a co dopiero tak utalentowana dziewczyna. Wrócił myślami do momentu kiedy stał pod jej drzwiami, właśnie kiedy chciał wracać usłyszał kroki piętro niżej. Wiedział kto to idzie, a raczej wbiega po schodach. Uciekł na półpiętro i zajął takie miejsce, że widział drzwi jej mieszkania. Obserwował to jak czytała i pamięta dokładnie jak zaczęła wrzeszczeć, że się dostała. Z trudem powstrzymał śmiech jednak po chwili zobaczył, że dziewczyna płacze. Wiedział, że to łzy szczęścia. Czemu on jej pomaga, czemu zachowuje się jak jakiś pieprzony Anioł Stróż? Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Z zamyślenia wyrwał go hałas dobiegający z salonu.
- Wrócili. - pomyślał, po czym wstał i wyszedł z pokoju.
   Właśnie wrócili z kręgli. Taki rodzinny wypad. Świetnie się bawili, tylko Ross'a nie było. Ostatnio dziwnie się zachowuje. Ciągle wychodzi, jest gdzieś poza domem, wraca późno. Dużo czasu spędza z Justinem. Delly nie miała do niego pretensji. Po prostu się martwiła. Taka już była, jak matka. Wiedziała co się dzieje z Ross'em, kilka lat temu to samo działo się z Riker'em. Jednak Rik trafił na Emily, którą stracił od tamtej pory zamknął się w sobie. Rydel chciałby mu pomóc, bo z nim wiąże go najsilniejsza więź, tylko ona wiedziała o jego wypaleniu. To ona ocierała jego łzy po śmierci ukochanej. W końcu to właśnie ona holowała go pijanego z barów, lub wyciągała go zakrwawionego z wanny, po tym jak pociął sobie rękę żyletką. To były straszne czasy. Bała się o młodszego brata, bo przeżywał taki właśnie kryzys. Nie miała mu za złe, że zawiesił zespół, chociaż Rocky i Ell nie zareagowali pozytywnie, Ratliff o mało nie pobił Ross'a. Rydel pamięta, że płakała tylko przez całą noc. Dlaczego? To proste. Tak długo była częścią R5, że zapomniała jak to jest być po prostu Rydel Lynch. Tylko jednej rzeczy się bała w życiu, mianowicie tego, że zespół się rozpadnie. Kochała R5Family i nie chciała ich zostawić, a bez Ross'a zespół z pewnością się nie przetrwa. Ten blondasek ma coś czego im brakuje. Z tym człowiek się rodzi. Chłopak skupia na sobie uwagę, umie wykorzystać każdą sytuację. Dlatego jest z nich najsławniejszy. Rydel bała się, że jej braciszek kiedyś powie: "Odchodzę!", na samą myśl miała dreszcze. Nim się zorientowała stała sama przy samochodzie. Czasami potrzebowała chwili ciszy. Rozejrzała się wokoło i z daleka ujrzała znajomą sylwetkę. Przymrużyła oczy jakby chciała wyostrzyć obraz. Poznała kto to idzie. To był Ellington. Natychmiast chciała uciec. Od tamtej dziwnej sytuacji unikała Ratliffa. Wtedy gdy powiedziała "nie wiem", Ell po chwili opuścił pokój i Rydel postanowiła go unikać. Czuła się dziwnie. Z jednej strony chciała go kochać. Z drugiej natomiast bała się jak to wpłynie na zespół, na całe jej życie. Wiedziała, że ucieczka to nie rozwiązanie, ale lepsze to niż konfrontacja. Przez tydzień jej się udawało do teraz. Chciała już wejść do domu gdy usłyszała za sobą głos chłopaka:
- Delly poczekaj!
- Trudno - pomyślała. - Czas na konfrontacje. - szepnęła i odwróciła się, gdzie stał za nią Ellington.
- Czego? - burknęła.
- Ja... ja...ja chcę porozmawiać. - wyjąkał młody mężczyzna.
- Nie mamy o czym rozmawiać. - Rydel chciała już iść do domu, lecz poczuła silne szarpnięcie za ramię. Syknęła z bólu. Widocznie Ellington'a to nie interesowało, bo spojrzał na nią i przeszedł do swojej wypowiedzi.
- Dobrze wiesz o czym chcę z tobą gadać.
- Nie nie wiem. - Delly stwierdziła, że będzie szła w zaparte, niczego mu nie ułatwi.
- Rydel, ja nie żartuję! Nie mogę dłużej cię unikać, zrozum ja cię kocham! - w tym momencie Delly poczuła, że coś w jej sercu się kruszy, sposób w jaki to powiedział. Widziała to w jego oczach. Wiedziała już, że mówi prawdę. Miała łzy w oczach. Poczuła, że płyną one po jej policzku.
- Po prostu zwariowałem na twoim punkcie, zrozum, że jesteś dla mnie najważniejsza... - nie dokończył bo poczuł pocałunek Rydel. Już wiedział, że ma ją nareszcie dla siebie.
  Laura siedziała i szczoteczką do zębów czyściła podłogę ułożoną z płytek. Wiedźmy poleciały na prywatne lekcje tańca. Lau twierdziła, że jak ktoś jest beztalenciem to nawet najlepszy trener mu nie pomoże. Z talentem trzeba się urodzić. Niestety nawet  jak pojechały to Laura musiała pracować. Stała się ich niewolnikiem. W barze pracowała 12 godzin a tu całą dobę, z wyjątkiem czasu na szkołę. Hannah była nawet u dyrektorki chciała ją przekupić, żeby wylała Laurę, ale tamta się nie zgodziła. Niewątpliwie Hannah załatwiła za pieniądze miejsce Kim i Brooke. No cóż nawet szkoła marzeń nie jest idealna. Usłyszała dźwięk dzwonka do drzwi, podniosła się z podłogi i poszła otworzyć.
- Stacy? Cu ty tu robisz? - Lau nie kryła zdziwienia.
- Przyszłam na odwiedziny w więzieniu. - parsknęła.
- Wejdź - Laura wpuściła koleżankę do środka.
Obie dziewczyny weszły do hallu. Gdy Stacy zobaczyła szczoteczkę wysłała Lau porozumiewawcze spojrzenie.
- Kurde przeze mnie cierpisz. - powiedziała przyjaciółka siadając obok brunetki na podłodze.
- Co? Nie. Nie cierpię, jest wprawdzie ciężko. Ciągłe wyzwiska, poniżanie. W domu nie byłam od tygodnia. Zawalają mnie pracą. Ale nie narzekam, dobrze płacą. No i nikt mnie nie bije. - dziewczyna nie podniosła wzroku tylko szorowała podłogę. Stacy przez moment patrzyła na koleżankę  z politowaniem. Tyle wycierpiała, zasługuje na szczęście. A tu ciągle pod górkę.
- Co masz w teczce? - zapytała Laura pokazując palcem na czarną teczkę formatu A3.
- Ooo...Tu mam coś dla ciebie. - wyjęła dwa szkice. Były to projekty sukienek. Stacy często projektowała ubrania, miała talent. Jej mama jest projektantką, stąd zainteresowanie Stacy. Dziewczyna jednak chciała zostać aktorką lub piosenkarką dlatego studiowała w Akademii. Laura przeglądała obie prace. Pierwsza była koloru ecri, była to koronkowa sukienka z długim rękawem sięgająca pod szyję ale miała odsłonięte plecy. Jednak ta druga sukienka urzekła dziewczynę. Czerwona, krótka sukienka, bez ramion z rozkloszowanym dołem i obcisłym gorsetem.
- Tą uszyję z takiego fajnego materiału. Do tego myślę, że fajnie komponowałyby się długie czarne rękawiczki.
- Po co ci te sukienki? Są piękne.
- Na bal. - powiedziała dumnie Stacy.
- Jaki bal?
- Nie wiesz? Za trzy tygodnie jest bal maskowy. - Laura słyszała o tym balu charytatywnym chyba na jakieś chore dzieci. Nie chciała tam z pewnością iść.
- Idziesz na ten głupi bal? - zapytała. Stacy przewróciła oczyma.
- Idziemy. - powiedziała.
- Ja nie idę.
- Chyba żartujesz, już zaczęłam szyć sukienki więc nawet się nie waż się  mi odmawiać.
- I pójdziemy same?
- Nie. Pójdziemy we dwie. - Stacy uśmiechnęła się.
  Ross stał w salonie. Wszyscy już byli z wyjątkiem Rydel. Po krótkiej chwili Delly weszła z Ellingtonem do salonu. Usiedli obok Rocky'ego i Ryland'a. Do pokoju weszli również rodzice. Tylko Riker stał pod ścianą. Był jakby nieobecny.
- Co chciałeś nam powiedzieć? - zapytał Rocky. Ross zbierał się w sobie, to było bardzo dla niego trudne. Bał się reakcji rodziny a w szczególności Ratliff'a.
- No więc...Ja...
- Wykrztuś to z siebie! - krzyknął Ryland.
- Wiecie, że ostatnio mam problemy, że nie czuję już tego co robię. Wszystko jest...
- To już wiemy. - burknął Ellington.
- Tak wiem. - Ross spojrzał na przyjaciela. widział w nim jakiś żal, musi się jeszcze nie pogodził z zawieszeniem R5.
- Myślę, że to przez rutynę. Po prostu grając w R5, zapomniałem jak to jest być indywidualistą. - wszyscy przetwarzali to co powiedział ich braciszek.
- Chyba znalazłem sposób jak temu zaradzić. - dodał.
- Jak? - spytał Mark.
- Chcę wydać solową płytę. - wykrztusił to z siebie. Przez chwilę wszyscy milczeli z wyjątkiem Rydel, która krzyknęła "O matko!" i zaczęła płakać. Nagle rozpętała się burza. Wszyscy krzyczeli. Ratliff powtarzał , że wiedział o tym, że Ross jest dupkiem. Tylko Riker stał ciągle pod ścianą. Milczał i rozmyślał. W końcu wrzasnął:
- Zamknijcie się! - wszyscy na niego spojrzeli.
- Odchodzisz z R5?
- Nie wiem... nie. - odpowiedział zmieszany Ross. Riker znowu oparł się o ścianę. Ross miał wrażenie, że tylko najstarszy brat go wspiera, nie wiadomo czemu.
- A jak chcesz zdobyć materiał skoro masz blokadę? - zapytał Ryland.
- Nie wiem, ale chcę, muszę próbować. Do tej pory tylko śpiewałem, czasami napisałem jakąś piosenkę, ale to Rocky i Riker pracowali nad płytą. Teraz ja chcę spróbować a jako członek R5 nie mogę. Jest jeszcze coś. Chcę abyście pomogli mi w nagraniu płyty.
- To znaczy? - zapytał Riker.
- Ja chcę stworzyć muzykę, napisać teksty ale wy moglibyście mi podegrać. - znowu rozległ się hałas.
- Pomożemy mu. - krzyknął Riker. - Co tak się gapicie? To nasz brat. Musimy go wspierać jeśli mu to ma pomóc. Tak więc pomożemy ci Ross. - Riker chciał już opuścić zgromadzenie rodzinne, gdy odezwał się Ross.
- To nie wszystko.
- Co jeszcze? - Ratliff przewrócił oczyma.
- Mianowicie jest coś co od roku przed wami ukrywam. - wszyscy spojrzeli na chłopaka z ogromnym zdziwieniem.
- Nawet nie zauważyliście ile pieniędzy na to wydałem, ale to  nieważne jest w jaki sposób udało mi się was oszukać. - Ross zauważył, że ojciec chce już podnieść głos, dlatego postanowił wejść mu w słowo.
- Zakładam szkołę tańca.
- Co?! - wrzasnęli wszyscy.
- Spokojnie, to nie będzie zwykła szkoła. Mimo, że jesteśmy wielką metropolią, to nie ma takiej szkoły, która rozwijałaby talent biednych dzieci, młodzieży czy dorosłych. Dlatego postanowiłem założyć właśnie taką szkołę. Dzieciaki będą dostawać stypendium z fundacji " Dreams" a ja i tak będę zarabiał. - rozpierała go duma.
- A nauczyciele? - zapytała Stormie.
- Część już zatrudniłem ze szkół na Broadwayu, ale także ze szkół i akademii w LA. Ale brakuje mi takiego koordynatora.
- I co zrobisz? - dodał Mark.
- Justin wpadł na pomysł żeby zorganizować konkurs. Zwycięzca dostanie kontrakt na rok i wystąpi ze mną w najnowszym teledysku.
- Wow. - powiedziała Rydel.
- Tak wiem to dobry pomysł. Jutro ogłosimy konkurs.
- Wy? - zapytał Rocky.
- Ja i mój nowy menadżer. Wiecie Justin nim będzie. - chyba nie powinien tego mówić bo wszyscy zaczęli wrzeszczeć z wyjątkiem Riker'a . Ross wybiegł z domu i pobiegł do parku.
***
No i mamy siódmy rozdział. Przepraszam, że czekaliście tak długo ale mam nadzieję, że rozumiecie szkoła nie daje mi zbyt dużo czasu. Tak więc widzicie, że dzisiejszy rozdział w sporej mierze dotyczy Ross'a i Rydellington :) Mogłam dodać więcej Raury:( ale na pocieszenie powiem, że Raura pojawi się w kolejnym rozdziale. Uświadomiłam sobie, że niedługo będzie bal ( boję się tego rozdziału). A jeszcze zdanko na temat ankiety, tak jak zauważyliście wygrało New Classic ( żadna niespodzianka :D) ale wiele z was głosowało na jakieś inne propozycje, tak więc jeśli znacie jakiś fajny duet lub piosenkę, która nadawałaby się to dajcie propozycje w komentarzach.
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ ♥

wtorek, 9 września 2014

2000 wyświetleń !!!!!!!!!!!!!

2000 wyświetleń!!!! Dziękuję wam, jesteście kochani ♥ Zapraszam na szósty rozdział im więcej będzie komentarzy tym szybciej pojawi się siódmy już rozdział :DKOCHAM WAS ♥♥♥

piątek, 5 września 2014

Rozdział szósty

To pierwszy dzień nowej pracy. Laura strasznie się denerwowała. Znała już od dawna Kim i Brooke, zawsze potrafiły jej dopiec, nie wie nawet dlaczego. Mimo, że nie były do siebie podobne bo były bliźniakami dwujajowymi to miały cechę wspólną, były równie głupie. Laura wzięła deskorolkę i pojechała do domu Pool'ów. Już pod mieszkaniem stały te półgłówki.
- Mama na ciebie czeka. - syknęła Kim.
- Miłe powitanie. - pomyślała Lau.
- Pamiętaj teraz należysz do nas. - dopowiedziała Brooke.
- Na pewno nie dacie mi o tym zapomnieć. - Laura wyminęła dziewczyny i poszła do mieszkania. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi, usłyszała głos Hannah.
- Marano do mnie! - głos dobiegał z salonu. Laura weszła powoli i zobaczyła kobietę o blond włosach do ramion i o twarzy, w której prawdziwe były chyba tylko źrenice. Całe jej ciało wyglądało zapewne jak nieudana operacja plastyczna. Do tego miała obciachowy ortalionowy różowy dres i papiloty we włosach. Służąca z trudem powstrzymywała się od śmiechu.
- No nareszcie ileż można czekać. - kobieta siedziała na kanapie i zajadała udka kurczaka z samego rana.
- Dzień dobry. - powiedziała brunetka.
- Słuchaj i to uważnie. Wszystko co do tej pory mówiłam o tej pracy to fikcja, dawno temu i nieprawda. - Lau wytrzeszczyła oczy.
- Widzę, że ty z tych mało kumatych. Jestem twoim bogiem. Masz tu być na każde moje zawołanie i moich córek też. Trzymaj! - kobieta rzuciła Lau małe urządzenie.
- Co to? - zapytała dziewczyna.
- Gówno! Może nie widziałaś takich rzeczy bo jesteś biedna jak mysz kościelna! - kobieta zaczęła się śmiać - To pager. Radziłabym ci być na każdy dźwięk tego urządzenia, nie lubię czekać. Wiesz co?... Najlepiej się tu wprowadź. Mamy tu pokój dla służących z osobnym wejściem, przytulny nie to co ta twoja nora.
- Nigdy pani tam nie była więc niech pani mnie nie ocenia! - wrzasnęła. Lau miała dość tej baby.
- Hej! Jak będziesz się tak odzywać to dam ci tyle pracy i to ciężkiej roboty, że nie wyjdziesz stąd do końca twojego zasranego życia, rozumiesz? Albo wyleję cię i zostaniesz bez grosza bo nie znajdziesz nigdzie pracy, już ja się o to postaram. - Hannah pogroziła jej palcem. Miała spojrzenie pełne nienawiści.
- Tu masz listę rzeczy. - wiedźma podała jej skoroszyt grubości książki.
- I mam to zrobić dzisiaj? - Laurę zdziwiły niektóre rzeczy typu naprawić drzwi garażowe czy przybić dachówki.
- Czego tu sterczysz, do roboty śmieciu!
Laura pomyślała, że to tylko koszmar z którego się obudzi.
   Ratliff nie mógł znaleźć sobie miejsca odkąd wrócili do LA. Myślał nad słowami Ross'a, że to nowa przygoda, nie podobał mu się pomysł zawieszenia zespołu. Nie teraz, nie w tym momencie. Byli przecież strasznie sławni, powinni tworzyć, koncertować a nie nudzić się w domu. No cóż, książę Rossy zarządził i tak musi być. Czasem go wkurzało, że wszystko jest postawione na Ross'a. Czy jest on lepszy od pozostałej czwórki? Ross zawsze miał ostatnie słowo, to irytowało Ell'a. Szedł do domu Lynch'ów. Miał nadzieję, że nie spotka tam tego blondaska. Na początku musi sobie wszystko przemyśleć, dopiero się do niego odezwie. Ma przeczucie, że on ich zaskoczy, że nie bez powodu zawiesił zespół. Jak zwykle wszedł bez pukania, czuł się tu jak u siebie. W mieszkaniu panowała cisza. To było dziwne, w domu Lynch'ów nigdy nie było cicho. Zawsze panował tu gwar jak na dworcu.
- Halo jest tu kto? - krzyknął.
- Tu jestem! - odezwał się głos pani Lynch z kuchni. Ratliff poszedł tam.
- Dzień dobry, jak zwykle świetnie pani wygląda.
- O to ty Ell, Rocky'ego nie ma. Wyszedł gdzieś z Ryland'em, a Riker, Ross i Delly siedzą u siebie w pokojach. - odpowiedziała Stormie.
- A co pani robi?
- Ja robię sałatkę. Idź stąd zanim wszystko zjesz! - pani Lynch rzuciła ścierką w Ratliffa, który podjadał warzywa. Chłopak wyszedł i pokierował się w kierunku pokoju Ryd. Wszedł bez pukania i od razu o mało nie dostał książką.
- Chcesz mnie zabić? - Ell podniósł książkę z podłogi i spojrzał na leżącą na łóżku Rydel.
- Nie nauczyli cię pukać idioto! - dziewczyna nie była zła, Ratliff zauważył, że się zgrywa.
- Może ja jestem inny niż wszyscy? - chłopak uśmiechnął się i położył na łóżku koło Rydel.
- Tak jesteś głupi. - dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Hej ja ci dam. - Ellington zaczął ją łaskotać. W pewnym momencie ich wzrok spotkał się. Patrzyli sobie w oczy. Po chwili Delly wstała i próbowała zmienić temat. Ratliff wstał i objął ją od tyłu.
- Proszę spróbujmy. - szepnął do jej ucha.
- Ale co? - Rydel udawała, że nie wie o co chodzi.
- Będziesz moją dziewczyną? - zapytał, a ona spojrzała zaskoczona.
- Nie wiem. - powiedziała po chwili.
Obydwoje stali i zastanawiali się jak wyjść z tej dziwnej sytuacji.
  Ross siedział całe popołudnie w pokoju. Był taki podekscytowany. Czuł, że robi coś dobrego. Oglądał i przesłuchiwał to nagranie z milion razy. Bardzo chciał jej pomóc. Nie wiedział co nim kieruje, musiał pomóc tej kelnerce. Chciał jej szczęścia. Do pokoju wszedł Riker.
- Wiedziałeś gdzieś te teksty nad którymi pracowałem? - Riker ciągle myślał o pracy. Ross wiedział, że to jego ucieczka od Emily, że w ten sposób próbuje nie cierpieć.
- Zostawiłeś je w studiu, a część jest u Rocky'ego. - Ross nie odwracał się od komputera.
- A ty co robisz? - brat podszedł do niego.
- Posłuchaj. - chłopak puścił tylko głos i muzykę z nagrania. Od kilku godzin pracował nad jakością dźwięku, miał pewien plan.
- To piosenka Seleny Gomez.
- No i? - Ross spojrzał na brata.
- Kto to śpiewa? Piękny głos. - widać było, że zainteresował się tym co robi jego młodszy brat.
- Ona. - blondyn puścił filmik jaki nagrał kilka godzin wcześniej.
- Wow, niezła jest...naprawdę świetna. - tylko to powtarzał Riker.
- Dobra, ale po co ci to? Co ty zamierzasz? - starszy brat spojrzał na chłopaka. Znał go dobrze i wiedział, że ten coś knuje.
- Jaaa niccc. - blondyn się uśmiechnął.
- Gadaj. - brat go walnął w głowę.
- No dobra, chcę to zanieść i pokazać dyrektorce akademii.
- Tej gdzie ty studiujesz?
- Tak, bo widzisz ona ma talent, ale przez ciężką sytuację rodzinną nie dostała się do szkoły. Jej musi ktoś pomóc, tak jak nam kiedyś. Rozumiesz?
- Hm... Tak, to miłe z twojej strony. Jutro tam z tobą pójdę. - Riker przybił piątkę bratu i wyszedł.
  Obaj z samego rana poszli do pani dyrektor. Mieli szczęście, że zechciała z nimi porozmawiać. Zapukali do drzwi i powoli weszli. Przy biurku siedziała kobieta mająca około 40 lat w okularach i czarnym kostiumie. Miała rude i upięte włosy.
- Ooo Lynch'owie. - powiedziała na ich widok.
- Dzień dobry! Możemy? - zapytał Riker.
- Tak usiądźcie. - obaj zajęli miejsce.
- Co was do mnie sprowadza?
- Mam do pani ogromną i niezwykłą prośbę. - powiedział Ross.
- Jaką? - kobieta poprawiła okulary.
- Chcę aby pani dała tej dziewczynie stypendium i przyjęła ją do szkoły. Składała już tu papiery ale się nie dostała.
- Jaką dziewczynę? Jakie stypendium?
- Moment zaraz wszystko wyjaśnię. - Ross włączył nagranie. Pani dyrektor się przysłuchiwała i oglądała z zaciekawieniem.
- Nazywa się Laura Marano, ma 18 lat, myślę, że powinna ją pani przyjąć. - kobieta wysłuchała nagrania, po czym zwróciła się do chłopaków.
- Przepraszam, nie mogę jej przyjąć, rok już się zaczął.
- Ale ona na to zasługuje, na pewno wykorzystałaby tą szansę. - powiedział Riker.
- Być może, ale stypendium to stypendium. Nie mogę go tak po prostu rozdawać. To masa procedur... Słuchajcie ona ma talent i to ogromny ale nie mogę jej przyjąć i dać stypendium choć bym chciała. Co innego jakby sama zapłaciła za rok, a w drugim semestrze złożyła papiery o stypendium, wtedy miałaby szansę dostać go w przyszłym roku. - kobieta rozłożyła bezradnie ręce. Jej słowa spowodowały, że Ross wpadł na pewien pomysł. Sam przecież topił się w kasie,a rodzice z pewnością by pomogli jakby dowiedzieli się o co chodzi.
- A co jeśli bym zapłaciłbym  za rok jej studiów? - powiedział Ross, Riker spojrzał na niego zaskoczony.
- Wtedy mogłaby się tu uczyć. - powiedziała dyrektorka.
- Ross uspokój się. - Riker syknął do brata, czuł, że sytuacja wymyka mu się z pod kontroli.
- Zrozum muszę. - blondyn starał się uspokoić brata. Następnie zwrócił się do pani dyrektor.
- Zrobimy tak, przyjmiecie ją, ale nie może się dowiedzieć, że ja płacę za szkołę. Następnie pod koniec półrocza powie jej pani, że dokumenty zaginęły czy coś w tym stylu. Chodzi o to, aby starała się o stypendium na przyszły rok. Pod żadnym pozorem nie może wiedzieć, że to ja za wszystkim stoję. - Ross był mocno zdeterminowany, ciągle widział ją i słyszał jej głos, to go motywowało do tego aby załatwić tej dziewczynie szkołę jej marzeń.
- Rozumiem, że ma żyć w niewiedzy, ale co jeśli nie dostanie stypendium. Nie mogę niczego obiecać. - Ross przez chwilę się zawahał czy warto brnąć dalej, to spore koszty. Riker szarpnął go za ramię i powiedział:
- Stary wycofaj się. To nie ma sensu.
- Muszę. - Ross wiedział co robić, trzeba dążyć do celu.
- To zapłacę za kolejne lata. - powiedział
- Ross!
  Laura wracała z pracy, zbliżała się 23.00. Żałowała, że przyjęła tą robotę, cały dzień słyszała wyzwiska i obelgi z ust Kim, Brooke i  ich matki. Musiała im usługiwać, a one perfidnie to wykorzystywały. Nie obyło się bez wizyty Blaire, która specjalnie utrudniała jej życie. Weszła do swojej cuchnącej kamienicy. Na drugim piętrze znowu były jakieś kłótnie. Wprowadziło się tam niedawno młode małżeństwo, ciągle urządzali awantury. Lau ostatnio dzwoniła po policję, bo słychać było ich w całej kamienicy. Na klatce leżał jakiś pijany mężczyzna, pewnie kolega ojca. Weszła na trzecie piętro, od razu zobaczyła, że drzwi są otwarte, miała nadzieję, że Vanessa wróciła, zaczynała się martwić. Pod drzwiami leżała koperta. Lau ją podniosła i zobaczyła, że jest z uniwersytetu. Szybko ją otworzyła i zaczęła czytać, gdy doszła do ostatnich słów zaczęła krzyczeć z radości.
- Dostałam stypendium! - wrzeszczała, płacząc ze szczęścia.
***
Uhhh dotarłam sorry jeśli pojawią się błędy ale pisałam to będąc chora :(. Dziękuję za masę wyświetleń i komentarzy poprzedniego rozdziału. DZIĘKUJĘ ♥ KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ ♥