Strony

środa, 30 grudnia 2015

Rozdział dwudziesty szósty

Ona jest moją pierwszą i jedyną miłością. Większość osób wie, że pierwsza miłość nie będzie jedyna. Dla mnie jednak nią jest. To moja ostatnia szansa, na więcej sobie nie pozwolę. To się już nigdy nie powtórzy.
  - Ross, nałóż jeszcze Laurze ciasta. Dziecko prawie nic nie zjadło.
- Dziękuję, wszystko jest naprawdę pyszne ale ja jestem już pełna.
- Lauro nie dziękuj tylko jedz.
- Mamo! - Laura przewróciła oczami.
- No co, Ross? - Stormie spojrzała na syna. Blondyn przewrócił oczami. 
- Jak Laura mówi, że nie jest głodna to nie jest.
- Mów co chcesz synu. Pamiętaj matka wie lepiej. - Lau wybuchła śmiechem. Kochała Stormie, za każdym razem jak przychodziła z Rossem jego matka karmiła go tak, że potem przez kolejne dwa dni nie mogła patrzeć na jedzenie. Zazdrościła mu rodziny, ona takiej nie miała.  Wspaniała rodzina, pełna miłości i wsparcia. 
- Naprawdę dziękuję - odparła.
- Oj, Lauro nie ma za co dziękować. Zapakuję ci trochę ciasta do domu, dobrze?
- Nie trzeba.
- Oj, trzeba.
- Co u siostry? - zapytał Mark. Laura spojrzała na talerz.
- Dobrze, lekarze mówią, że robi postępy.
- Byłaś u niej?
- Nie, gadam z nią codziennie przez telefon. Psycholog mówi, że póki co nie mogę jej odwiedzić.
- Czemu?
- Podobno na tym etapie leczenia, nie jest to wskazane.
- Ale Riker ją odwiedził - wtrącił Ross.
- Bo, wykłócał się z pielęgniarką.
- Tak, cali moi synowie. Nie wiem gdzie popełniłam błąd. - Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Nie popełniłaś, odziedziczyli to w genach. Pamiętasz jak wykłócałem się z twoim ojcem? - Stormie wybuchła śmiechem.
- Oj, tak - odpowiedziała.
- Wykłócałeś się z dziadkiem czemu?
- Bo rodzice mamy mnie nie cierpieli. Wiesz dusza rockmana i tak dalej. Uważali, że jestem złą partią dla ich córki. Jeszcze długo po ślubie mnie nie akceptowali.
- Nie przeszkadzało to Państwu? - zapytała Lau.
- Jeśli kogoś naprawdę kochasz to nieważne jakie by trudności stanęły wam na drodze, razem można wszystko pokonać - odparła Stormie.
- Dokładnie.
- Mądrze powiedziane - dodał Ross.
- Po tylu latach związku pewne rzeczy są już oczywiste - powiedział Mark. 
- Czasami zastanawiam się jakby to było gdyby mama żyła. - Laura spojrzała w stronę okna. Poczuła uścisk na dłoni.
- Najważniejsze Lauro jest teraz. Każdy z nas zastanawia się co by było gdyby... Ale to tylko domniemanie, najważniejsze jest teraz - powiedziała Stormie.
- Wiem, ale czasem to bardzo mnie nurtuje. - Laura spojrzała na Rossa przyglądał się jej.
- Masz mnie kochanie, i to się liczy - szepnął.


  Rydel siedziała w kuchni i piła herbatę. Lubiła te chwile ciszy i samotności. Ciągłe przebywanie w gronie chłopaków sprawiało, że czasami wcale nie czuła się kobieco. Oni traktowali ją jak  kumpla z grupy, albo jak matkę, która za nich zrobi wszystko. Ugotuje, posprząta, coś zszyje. Potrzebowała jak powietrza takich chwil. Gdy mogła pobyć sama w swoim dziewczyńskim świecie. Upiła łyk herbaty.
- Kochanie gdzie jesteś? - Do kuchni wszedł Ellington. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Strasznie go kochała. Nie wyobrażała sobie życia bez tego zwariowanego mężczyzny. Był dla niej najlepszym przyjacielem jak i największą miłością. To dziwne, ale czuła, że to ten właściwy. Nie miała pojęcia skąd takie przeczucie, ale była pewna.
- Na chwilę odleciałam - powiedziała.
- Widzę. Gdzie moja Rydel była?
- Daleko.
- No wiesz co? Nie zabrałaś swojego ukochanego?
- Czyli kogo? - Rydel wybuchła śmiechem. Ratliff złapał ją mocno za brodę i pocałował.
- Ja cię nauczę szacunku - powiedział odsuwając się od niej.
- Do tej pory ci się nie udało.
- Poczekaj.
- Czekam.
- Co robimy dzisiaj? W ogóle gdzie się wszyscy podziali?
- Riker ma wywiad w radiu, Rocky pojechał z nim, Ross jest z Laurą u rodziców a Ryland wyszedł gdzieś wściekły.
- Właśnie zauważyłem, że jest jakiś ostatnio nerwowy.
- Chyba wszyscy to zauważyli.
- Gadałaś z nim?
- Próbowałam, ale wydarł się na mnie. Myślę, że to ma związek z Sav.
- Z Savannah? Czemu?
- Zauważyłeś, że ostatnio nie pojawiają się razem i nie przyprowadza jej tu? - Rydel odstawiła filiżankę.
- No, nie było jej tu jakiś miesiąc, albo więcej.
- Mówię ci, chodzi o nią.
- Kłopoty w związku?
- Chyba. - Rydel podniosła się i wstawiła filiżankę do zlewu. Poczuła oddech Ratliffa na szyi, po chwili złożył tam pocałunek.
- Nie każdy związek jest idealny - powiedział.
- Żaden nie jest.
- A nasz?
- Nasz też. Bo nie ma ludzi idealnych. - Odwróciła się twarzą do chłopaka.
- Strasznie cię kocham Rydel. - Oparł czoło o jej.
- Ja ciebie też.
- Powiedz to.
- Co?
- Że mnie kochasz. Chcę to usłyszeć.
- Kocham cię - szepnęła.
- Skoro jesteśmy sami, to idziemy zrobić małe Ratliffiątka? - Rydel pacnęła go ręką w ramię.
- Musisz zawsze niszczyć takie momenty? - Chłopak zaczął się śmiać.
- Jakie?
- No takie, gdy jest jakoś strasznie romantycznie to ty zawsze musisz coś palnąć.
- Taki już jestem - powiedział.
- I za to cię kocham.
   Siedział w fotelu, w ręku ściskał kawałek papieru. Ona siedziała na kanapie i wpatrywała się w jasną wykładzinę. Czuł się postawiony pod ścianą. Jakby nie miał wyjścia. Nie chciał tego robić, ale nie było już odwrotu. Ona wybrała i on też musiał. Tyle lat. Tyle wspomnień. Nie wiedział co dalej. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Liczył na to, że to tylko mały kryzys.
- Odezwij się - powiedziała.
- Co mam ci powiedzieć? - Spojrzał na nią.
- Nie wiem. Cokolwiek - szepnęła.
- Mam ci powiedzieć jak wściekły jestem? Jak bardzo czuję się oszukany i zraniony? Czy jak bardzo cię w tej chwili nienawidzę?
- Ryland.
- Nie, Sav. Nie błagaj. Sama na to zasłużyłaś.
- Wiem, to był błąd. Razem jakoś możemy dojść do porozumienia.
- Porozumienia? Chyba żartujesz. - Uśmiechnął się krzywo.
- Ryland, tak wiele nas łączy.
- Łączyło Sav, łączyło.
- I łączy, chyba te wszystkie lata coś dla ciebie znaczyły? - Widział w jej oczach łzy.
- O to samo mogę zapytać ciebie - warknął.
- Dla mnie znaczą dużo - odpowiedziała.
- Nie sądzę, przynajmniej po tym jak zobaczyłem to. - Rzucił w nią kartką. Dziewczyna podniosła ją z podłogi i spojrzała na nią. Rozpłakała się.
- Chciałam ci powiedzieć. Nie chciałam byś dowiedział się w ten sposób.
- Jedna z fanek przysłała mi to na mejla. To wyjaśnia twoje dziwne zachowanie.
- Ryland, to nie tak.
- Ile?
- Co?
- Ile to trwało? - zapytał. Dziewczyna zaniosła się szlochem.
- Nie wiem, to były raptem dwa może trzy spotkania.
- Czemu?
- Co czemu?
- Czemu to zrobiłaś?
- Nie wiem.
- Odpowiedz, kurwa czemu?! - krzyknął.
- Naprawdę nie wiem. Chwila słabości.
- Słabości?! Był ktoś jeszcze?!
- Nie! Przysięgam. Tylko on!
- Jak mogłaś?! Jak mogłaś tak po prostu mnie skreślić?!
- Ryland, posłuchaj. To nie tak. Ja nas nie skreśliłam. Zachowałam się gówniano. Wiem. To był ogromny błąd.
- Błąd?! Savannah ty mnie zdradziłaś z jakimś kolesiem! To nie błąd, to zdrada! - krzyknął.
- Wiem! - opadł na fotel. Nie wiedział co ma jej jeszcze powiedzieć. Najchętniej zabił by ją i tego skurwysyna.
- Jak myślisz co teraz? - zapytał.
- Nie wiem. To zależy tylko od ciebie - odpowiedziała.
- Jak myślisz co zrobię?
- Nie chcę tego mówić na głos, ale wiem gdzie zmierzamy.
- Do końca?
- Znam cię Ryland jak mało kto. Wiem jaki jesteś. Nawet gdybyś ze mną dalej chciał być już nigdy byś mi nie zaufał, a co gorsza wiem, że mi tego nie wybaczysz. - Spojrzała na niego. Pokiwał głową.
- Masz rację Sav. Nie wybaczę ci tego. To zdecydowanie za wiele - odpowiedział.
- Czyli to koniec? - zapytała.
- Chyba tak.
- Nie sądziłam, że to tak się stanie.
- Ja też nie, ale wybrałaś.
- I żałuję - powiedziała.
- Najwidoczniej tak miało być. Nie byliśmy sobie pisani.
- Tak myślisz?
- Ja to wiem Sav. Gdyby miało być inaczej nie puściłabyś się z tym skurwysynem - syknął.
- Nienawidzisz mnie?
- Tak - szepnął.
- Czyli nie możemy liczyć na przyjaźń?
- Mowy nie ma.
- Każdy idzie w swoją stronę.
- Owszem. Zero kontaktu. Każdy żyje własnym życiem - powiedział.
- Będzie mi ciebie brakowało.
- Trzeba było myśleć Sav. - Podniósł się z fotela.
- Wychodzisz? - zapytała.
- Nie. Ja cię zostawiam Savannah. - Ruszył w kierunku drzwi.
- Ryland. - Odwrócił się, dziewczyna stała w progu.
- Co? - warknął.
- Bądź szczęśliwy - szepnęła.
- Żegnaj Sav - powiedział i wyszedł.


 Siedzieli na ławce w parku i obserwowali dzieci bawiące się na placu zabaw. Nie chciał nigdy skreślać tej relacji. Bardzo ją lubił i strata tak dobrej osoby na pewno by zabolała. Wie, że spotykanie z nią może nieco skomplikować mu życie. Jednak wolał zaryzykować.
- To nie skończy się dobrze - powiedziała.
- Wiem.
- Mówię serio Ross. Oczywiście działasz ze szlachetnych pobudek, ale kłamstwo to kłamstwo.
- Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy?
- No chyba nie skoro wciąż brniesz w kłamstwo.
- Gdyby nie ja...nie miałaby nic. Dalej tkwiłaby w tej paskudnej knajpie.
- A co ma teraz? - zapytała.
- Ma mnie - odpowiedział. Brunetka spojrzała na niego.
- Co jej po tym? Skoro to wszystko zbudowane jest na kłamstwie?
- To, że ją kocham to nie jest kłamstwo.
- Czasami Ross miłość nie wystarczy. Potrzebne jest zaufanie, a Laura gdy się dowie to straci to zaufanie.
- To mam jej powiedzieć?
- Tak. Wolisz by dowiedziała się od kogoś?
- Nie. Jasne, że nie.
- To musisz to zrobić.
- To nie takie proste Kylie.
- To bardzo proste. Tylko ty to komplikujesz.
- Ja?
- Tak ty. Powinieneś jej od razu powiedzieć. Ukrywasz to przed nią. Zdobywałeś jej zaufanie a zataiłeś to przed nią. Gdy się dowie poczuje się oszukana.
- Wiem i się tego boję.
- Że odejdzie?
- Każdego dnia budzę się z tą świadomością.
- To dlatego nie chcesz jej powiedzieć? Bo odejdzie?
- Tak. Znam ją i wiem, że gdy jej powiem stwierdzi, że naruszam jej wolność i że chcę ją uzależnić od siebie. Ona na pewno mnie zostawi Kylie. - Ross spuścił głowę. Kylie poklepała go po plecach.
- Ross kochasz ją. Wiem o tym. Popełniasz jednak błąd. Nikt nie chce być oszukiwany.
- Ja chcę by była szczęśliwa, to dlatego to zrobiłem.
- Ja to wiem, ona może jednak tego nie zrozumieć. Wiesz o tym?
- Wiem - westchnął.
- To cię gryzie. Widzę to i podejrzewam, że Laura też to widzi.
- Aż tak?
- Tak Ross. Widać, że coś cię gnębi. Nie chcesz nosić tego ciężaru.
- Nie chcę, ale nie chcę stracić Laury. Pierwszy raz czuję, że żyję.  Ona jest moim życiem. Nie chcę tego stracić.
- Kłamstwo to nie droga do szczęścia Ross.
- Wiem. Niestety wiem. Tak bardzo ją kocham.
 
  Przejrzała zdjęcia jeszcze raz. Nie mogła uwierzyć, że ma takie szczęście. Czysty przypadek sprawił, że to dostało się w jej ręce. Teraz pokaże na co ją stać. Ta mała szmata ją popamięta. Nie będzie już odbijała jej chłopaka. Zniszczy Marano i odzyska Rossa. Ma przecież idealny plan.
- Co to jest? - zapytała Kim.
- Nie uwierzycie, ale to jest moja furtka do odzyskania Rossa.
- Jaka furtka? - odezwała się Brooke.
- Matko, ale wy tępe jesteście.
- Dziękuję - powiedziała uśmiechnięta Brooke.
- Dobra, pomijając waszą głupotę, to nic innego jak dokument potwierdzający, że ta mała szmata Marano nie ma żadnego stypendium - odpowiedziała z wyższością Blair.
- No, przecież ma. Nie stać jej by płacić.
- Nie ma. Ma jednak sponsora.
- Co? - odezwały się jednocześnie bliźniaczki.
- Tak, tej małej ktoś płaci za szkołę.
- Kto? - zapytała Kim.
- I to jest najlepsze, za szkołę płaci Ross Lynch.
- Co? - krzyknęły bliźniaczki.
- Tak. Ross Lynch płaci podwójne czesne.
- Czyli Laura z nim jest bo on płaci za szkołę? A to dziwka.
- Nie sądzę, Kim. Laura chodzi do szkoły dłużej niż z Rossem.
- Wiem! Może się ukrywali - powiedziała Kim.
- Nie, wątpię. Coś byśmy wiedziały. 
- Masz jakiś pomysł?
- Jasne, że mam. Laura nie wie, że Ross jest sponsorem jej studiów.
- Akurat. Musiałaby być totalną idiotką. - Brooke wybuchła śmiechem.
- Na pewno nie większą niż ty - syknęła Blair.
- To co teraz? Idziemy jej powiedzieć? - zapytała Kim.
- Nie. Mam lepszy pomysł.
- Jaki?
- Najpierw zadbajcie by nie miała dla niego czasu.
- Jak? - zapytała Brooke.
- Z kim ja pracuję? Jest u was sprzątaczką, no nie?
- Tak! Mamy dać jej mnóstwo pracy! - powiedziała Kim.
- Eureka! - syknęła Blair.
- Nasza matka, o to zadba.
- To wspaniale. A teraz opowiem wam co dalej - powiedziała i wtajemniczyła bliźniaczki w swój plan.
*** 
Hejka miśki. Jest tu kto? Mam taką nadzieję, bo mamy już 26 rozdział. Jeszcze 4 i koniec :(. Oby wam się podobało ;).  Z okazji Nowego Roku chciałam wszystkim czytelnikom złożyć życzenia. Życzę Wam w 2016 r. mnóstwa szczęścia, miłości i samych sukcesów.  By wszystkie Wasze marzenia spełniły się w Nowym Roku. Zera smutków czy żali, obyście przez cały rok bawili się doskonale.
Wasza Delly ♥



wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział dwudziesty piąty


"Znajdź kogoś, kto nie będzie bał się przyznać, że za Tobą tęskni. Kogoś, kto wie, że nie jesteś idealna, ale będzie traktował Cię tak jakbyś była. Kogoś, kogo największym lękiem, będzie strach przed utratą Ciebie. Kogoś, kto odda Ci swoje serce w całości. Kogoś, kto mówiąc, że Cię kocha naprawdę będzie to czuł. Kogoś, kto będzie chciał budzić się przy Tobie każdego poranka i nawet widząc Twoje zmarszczki i siwe włosy, wciąż będzie zakochiwał się w Tobie na nowo."


  - Tak bardzo cię kocham - wyszeptał.
- Ja ciebie również - odpowiedziała. Siedzieli w jego pokoju. Musiała przyznać, że chłopak się postarał. Ustawił mnóstwo świec, a z głośników leciała piosenka Powerful Ellie Goulding. Siedzieli na kocu, na podłodze i Ross karmił ją lodami.
- Otwórz buzię - powiedział, dziewczyna posłusznie wykonała zadanie, za co dostała porcję lodów.
- Nie musisz mnie karmić - zaśmiała się.
- Muszę dbać o swoją dziewczynę, no nie? - Dał jej kolejną porcję.
- Jestem szczęściarą.
- I to, jaką. - Laura pacnęła go w ramię.
- Twoja pewność nie zna granic.
- Taki już jestem.
- Arogancki?
- Nie kochanie, pewny siebie.

- Można się pomylić - zaśmiała się. Uciszył ją pocałunkiem. Kochała go. Jednak nie znosiła myśli, że nie jest tą pierwszą. Dla niej wszystko było wyjątkowe. Każde ich spotkanie, każde słowo, gest. Nigdy nie była, aż tak zakochana. Jakby dobrze pomyśleć to w sumie nigdy nie kochała. Zawsze wstydziła się tego, kim jest. Nigdy żaden chłopak jej nie zauważył. Była sama. Sama z ojcem pijakiem i siostrą ćpunką. Ona i problemy. Dopiero Ross sprawił, że jej rzeczywistość stała się bardziej znośna. Lepsza. Jakby po burzy pojawiło się słońce. Niestety dla niego nie była to już taka nowość. Był facetem z przeszłością. Był z Blaire i z Kylie. Nie chciała myśleć, że mógłby z którąś z nich tak siedzieć i zajadać się lodami. Na samą myśl czuła zazdrość. Chciała by on przeżywał to tak wyjątkowo jak ona. Szkoda, że nie spotkali się wcześniej, że nie byli dla siebie tymi pierwszymi. Liczyła się, że zostawił jakąś swoją część Blaire i Kylie. Z nimi też miał jakieś wspaniałe chwile. Jednak bolało ją to.
- O czym myślisz? - zapytał. Spojrzała na niego. Szukała w nim jakiejkolwiek oznaki, że to co teraz robią nie ma dla niego znaczenia, jednak widziała tylko w jego oczach miłość. Czuła się wyjątkowa.
- Myślałam o nas - szepnęła. Ross poprawił się na kocu, wziął łyżkę lodów i dopiero po chwili się odezwał.
- Mam się bać?
- Nie. - Uśmiechnęła się słabo.
- O czym dokładnie myślałaś?
- Musisz znać każdą moją myśl?
- Po to żyję - odparł. Spojrzała na niego.
- Dla mnie wszystko co z tobą jest wyjątkowe. Nigdy nie kochałam. Nigdy nikogo tak naprawdę nie miałam. Zawsze byłam sama. 
- I co z tego?
- To, że dla ciebie to nie jest pierwszy związek.
- Boisz się, że nie jesteś dla mnie wyjątkowa? - zapytał. Pokiwała głową.
- Posłuchaj mnie uważnie. Jesteś wyjątkową kobietą i budzisz we mnie takie pragnienia, których nie czułem zarówno przy Blaire jak i z Kylie. Kocham cię i to się tylko liczy. Miłość. Nie bądź zazdrosna o moją przeszłość. To tylko przeszłość. 
- Kochałeś je?
- Kylie nie. Nawet nie byliśmy parą. 
- A Blaire?
- Wydawało mi się, że ją kocham - odpowiedział. Laura nie wiedziała jak zinterpretować jego słowa.
- Co oznacza "wydawało mi się" chyba człowiek wie, czy kocha czy nie.
- I tak, i nie. Byłem bardzo młody jak się z nią związałem. Była pierwszą miłością. Masz do niej sentyment, jednak to nie jest prawdziwa i dojrzała miłość.
- Czy jestem tylko w tobie zauroczona? Jesteś moją pierwszą miłością. - Ross uśmiechnął się pod nosem i wmusił w nią kolejną porcję lodów.
- To tylko ty czujesz. Sama musisz sobie odpowiedzieć. Jednak ja myślę, że to nie jest tylko zauroczenie.
- A co?
- Miłość. Przynajmniej ja tak to czuję. - Patrzyła na niego i nie wierzyła, że ma kogoś takiego u swego boku. Nie wytrzymała i wdrapała mu się na kolana. Pocałowała go.
- Kocham cię - szepnęła.
- Kocham cię - odparł.
- To co nas łączy jest takie zwyczajne, że aż wyjątkowe - powiedział.
- Wiem. Też czuję się przy tobie swobodnie.
- Jakbyśmy się znali od zawsze, no nie?
- Bo jesteśmy sobie przeznaczeni. - Pocałował ją, odłożył lody. Jego ręce wsunęły się pod jej bluzkę. Kochał jej ciało. Była boginią. Przesunął ręce wzdłuż boków. Nigdy się nią nie nasyci. Była wyjątkowa. Nie miał wątpliwości, że chce budzić się przy niej każdego ranka. Chce ją kochać.
- Co robisz w weekend? - wychrypiał.
- Teraz chcesz o tym gadać? - Poruszyła kusząco biodrami. Jęknął. Była jego narkotykiem. Uzależniał się z każdym kolejnym dniem.
- Tak. Może być i teraz.
- Bliźniaczki będą u Blaire, a wiedźma jedzie na podbój Vegas. - zaczęła całować jego szyję.
- Zaczęłaś się przygotowywać do przesłuchania?
- Ross - jęknęła.
- Zaczęłaś?
- Mam lepsze rzeczy do roboty - odparła.
- Może przyjdę w weekend i poćwiczymy?
- Będę zawalona pracą.
- To połączymy przyjemne i pożytecznym - powiedział, po czym położył ją na kocu. 
- Nie gadaj tylko weź się do roboty - powiedziała.
Nie czekał, aż powtórzy.

  Patrzyła na ludzi za oknem. Jedni siedzieli na ławkach inni zaś spacerowali. Niby wszystko wyglądało tak jak w normalnym świecie, ale to nie był normalny świat. To był świat narkomanów. Była tu już kilka tygodni, kilka długich tygodni gdy była czysta. Czuła się strasznie, oddałaby wszystko by wziąć działkę. Dopiero teraz wiedziała, co z niej zrobiły narkotyki. Nie była już tą samą dziewczyną co kiedyś. Sięgnęła dna, a najtrudniej jest się podnieść. Patrzyła na tych ludzi, każdy z nich to osobna historia. Większość z nich jest bardziej uzależniona od niej. Są gotowi zrobić wszystko by zdobyć upragniony lek. Tacy zazwyczaj nie chcą się leczyć. Są zdania, że przeboleją ten okres, a potem wrócą do ćpania. Patrzyła na nich i musiała przyznać, że kilka miesięcy temu była jak oni. Liczyły się tylko dragi. Była gotowa sprzedać rodzinę za ten biały proszek. Teraz miała cel. Miała, po co walczyć. Psycholog powiedział jej, że będzie już zawsze narkomanką, nigdy do końca nie wygra z nałogiem. Całe życie będzie musiała walczyć.
- Vanessa. - Odwróciła się na dźwięk jego głosu. Stał w progu i jej się przyglądał.
- Riker - szepnęła. Chłopak wszedł i usiadł przy stoliku, naprzeciw niej.
- Jak się trzymasz? - zapytał.
- Co ty tu robisz? Jak mnie znalazłeś?
- Laura mi powiedziała.
- Jak ona i Ross?
- Dobrze, powiedziałbym że nigdy nie widziałem swojego braciszka bardziej zakochanego. - Uśmiechnęła się, cieszyła się bowiem szczęściem siostry.
- Nie odpowiedziałaś, jak się trzymasz?
- A jak myślisz? Jestem na głodzie, jak mogę się czuć.
- Vanessa, nawet nie wiesz jak się cieszę, że poszłaś na odwyk.
- Bo nie skończę jak Emily - wyrwało się jej. Riker zmarszczył brwi i spojrzał za okno. Milczał. Zrobiło się jej głupio, pamiętała swój sen. Nie chciała by kiedykolwiek tak cierpiał jak wtedy w jej śnie.
- Czytałem twój list - powiedział po chwili. - Przypomniałaś mi w nim, jak ją znalazłem. Czułem wtedy jakby umarła cząstka mnie. Emily zabrała część mnie do grobu. Długo tkwiłem w tym przekonaniu. Dopiero ty. Ty wszystko zmieniłaś.  Jednak cały czas się bałem, że historia zatoczy koło. Ty też jesteś narkomanką. Jak ona. Co noc śniło mi się, że znajduję cię martwą, Wydawało mi się, że jak cię zostawię, to wszystko się ułoży. Zapomnę.
- I zapomniałeś? - zapytała. Riker odwrócił się od okna i spojrzał na nią.
- Nie, nie zapomniałem. Trudno zapomnieć osobę, którą się kocha.
- Kochasz mnie? - Do oczu zaczęły napływać jej łzy. Riker wstał i kciukami zaczął je wycierać.
- Tak. Zakochałem się w szalenie trudnej, skomplikowanej i pięknej dziewczynie. Starłem się z tym walczyć, ale nie mogę Van. Nie mogę cię zostawić.
- Ale ja jestem ćpunką Riker. Nie możesz mnie kochać. Jesteś dobrym facetem i zasługujesz na coś lepszego niż na takiego wyrzutka jak ja.
- Walczysz z tym i to się liczy.
- Zawsze będę narkomanką. To się nie zmieni.- Riker chwycił jej twarz w dłonie.
- Jak moje uczucia do ciebie - powiedział, po czym ją pocałował.

  Siedzieli na ławce w parku. Nie mieli pomysłu na resztę wieczoru. Byli na pizzy i w kinie, jednak żadne z nich nie chciało wracać do domu.
- Stary powinieneś iść do fryzjera, masz dłuższe włosy niż moja matka - rzekł Justin.
- Odpieprz się - warknął Ross.
- Wyglądasz jak debil w tym kucyku.
- Sam jesteś debil. Kto płacze w kinie?
- To był wzruszający film - oburzył się blondyn.
- Tak, komedia romantyczna. Bardzo wzruszające. - Dziewczyny się zaczęły śmiać.
- Dupek - syknął Justin.
- Dajcie chłopaki spokój. Co robimy? - zapytała Stacy.
- Ja mam kilka pomysłów, na to co chciałbym robić z Laurą.
- Ross! - Laura palnęła go w ramię. Znów wszyscy zaczęli się śmiać.
- No co?
- Jesteś walnięty.
- A nie mówiłem -wciął się Justin.
- Ej, bo mi się nudzi - powiedziała Stacy.
- Może chodźmy do sklepu i kupmy kilka piw - rzucił Justin.
- Genialny pomysł - powiedział sarkastycznie Ross.
- Potem możemy jechać nad jezioro.
- Nad jezioro? - zapytała Lau.
- Ross wie gdzie.
- Nic im nie mów - syknął Lynch.
- Co ma nam nie mówić? - zapytała z ciekawością Stacy.
- Nie nic, Ross ma pewne miłe wspomnienia z tym miejscem. - Zaśmiał się Justin.
- To idziemy czy nie? - Ross podniósł się z ławki.
- A czym tam pojedziemy, jeśli wszyscy będą pić? - zapytała Lau.
- Ktoś chce prowadzić? - zasugerował Ross.
- Ja nie mam prawo jazdy - odparła Lau.
- Ja chcę się nawalić - rzekł Justin.
- Ja też - dodała Stacy.
- Weźmiemy taksówkę - postanowił Lynch. Wszyscy ruszyli do pobliskiego sklepu. Ross nie puszczał ręki Lau. Wciąż miał wyrzuty sumienia, że ją okłamuje. Jednak wiedział jaka będzie jej reakcja jak się dowie. Na samą myśl, że mogłaby od niego odejść, robiło mu się niedobrze.
- Zróbmy zawody - rzucił Justin jak dotarli do sklepu.
- Jakie zawody?
- Kto najszybciej kupi piwa i jakieś zakąski ten wygrywa. - Roześmiali się.
- Kreatywnie kochanie. - Stacy pocałowała w policzek chłopaka.
- I pije za darmo przy następnym wyjściu - dodał.
- A jak ktoś przegra? - zapytała Laura.
- To czeka go zimna kąpiel w jeziorze. - Spojrzał wymownie na Rossa.
- O nie! - Zaprotestował blondyn.
- Co boisz się?
- Nie, ale ty jak zwykle mnie wyrolujesz. Poza tym dziewczyny nie mają szans.
- Spoko, podejrzewam, że są szybsze niż ty. - Zaśmiał się Justin. Weszli do sklepu.
- To, co? Ścigamy się?
- Ja wchodzę - odpowiedziała Laura. Ross spojrzał na nią zdziwiony.
- Jak Laura, to i ja.
- A ty Rossy?
- Ja również.
- Ok, to trzy, dwa... - wszyscy ustawili się do startu. - Jeden, zero, start! - ruszyli biegiem między alejkami. Laura widziała kątem oka jak Stacy i Justin się przepychają, Sama przebiegła dwie alejki zanim stwierdziła, że to bez sensu. Mogła tak biegać całą noc,  po tym supermarkecie. Postanowiła zwolnić i przyjrzeć się tabliczkom oznaczającym kolejne działy. Szła spokojnie i rozglądała się po półkach. Nagle poczuła, że coś na nią wpada i ją przewraca.
- O tu jesteś kochanie.
- Czemu mnie nie dziwi, że to ty?
- Bo to nasza tradycja - powiedział.
- Bardzo bolesna, ta tradycja.
- Dla mnie nie. Powiedziałbym, że nawet przyjemna.
- Nie dziwię się, w końcu to ty zawsze leżysz na mnie. - Cmoknął ją w usta.
- Nie marudź mała. - Wstał i pomógł jej się podnieść.
- Nie spieszysz się jakoś specjalnie - stwierdził.
- Bo nie chcę latać jak wariatka po sklepie. Mam nieco inną taktykę.
- Ciekawe jaką? - zapytał drwiąco.
- Nie powiem ci. - Nagle poczuła jak coś przyciska ją do półki. Czuła jego wargi na swoich. Całował ją żarliwie. Nie wiedziała, o co chodzi. Czuła w nim jednak desperację. Nie odepchnęła go, chociaż źle się czuła, gdy okazywał jej czułość w miejscach publicznych. Odsunął się od niej. Przyglądała się mu szukając odpowiedzi.
- Czasami mam wrażenie, że znikniesz - szepnął.
- Jestem tu. - Przesunęła dłońmi po jego policzkach.
- Kiedyś i tak odejdziesz - powiedział. Nie chciała w to wierzyć, ale w gruncie rzeczy się z nim zgadzała.

  Dojechali nad jezioro. Było już ciemno. Oświetlali sobie drogę latarkami, idąc na brzeg. Usiedli i wpatrywali się w przestrzeń wokół nich. Panowała cisza. Od czasu do czasu słychać było jak woda odbija się od drewnianego pomostu.
- Może zagramy w "Powiedz prawdę"? - zapytał Justin.
- Stary, chyba już za wiele wypiłeś - odezwał się Ross i zabrał butelkę chłopakowi.
- Co to za gra? - zapytała Stacy.
- Każdy z was mówi jakąś żenującą rzecz jaką wie o kimś z nas. Jeśli to prawda może się napić, jeśli nie, omija go kolejka.
- Czy wszystkie twoje gry związane są z alkoholem? - odezwała się Laura.
- Nie, część jest związana z kartami.
- Ok, to kto zaczyna?
- Ja! - pisnęła Stacy. - Laura straciła dziewictwo w wieku 19 lat. - Justin zaczął się śmiać, Laura poczerwieniała na twarzy, a Ross patrzył wszędzie, byle nie na swoich przyjaciół.
- Stacy!
- No, co? Tylko to mi przyszło do głowy.
- Stary, nie chwaliłeś się.
- Nie było czym - burknął Ross. Stacy napiła się łyka. - Teraz ja. - Chwycił butelkę i popatrzył na kumpla.
- Przez trzy miesiące chodziłem do baru, by gapić się na kelnerkę. Jednak nigdy nie zdobyłem się na to by się z nią umówić. - Pociągnął łyk.
- To nie było fair! - odezwał się Justin.
- Kim była ta kelnerka? - zapytała Lau.
- Miała na imię Stacy - parsknął Ross i przechylił butelkę. Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Serio, przychodziłeś by się na mnie pogapić?
- Tak. Jestem ciotą.
- I to jaką - dodał Ross.
- Zamknij się! Teraz ja. Ross jak miał 13 lat umówił się z Becky Miller, jednak nie poszedł na randkę bo zwymiotował.
- Zamorduję cię. - Justin uśmiechnął się chytrze i pociągnął z butelki.
- Jak pojechaliśmy do Vegas, Justin tak się schlał, że tańczył w samych gaciach na rurze, a potem puścił pawia na kelnerkę.
- Już nie żyjesz! - wrzasnął Justin.
- Ross boi się pająków.
- Serio? - zapytała ze śmiechem Stacy.
- Bo powiem o przebierankach.
- Nie!
- O czym? - zapytała Stacy.
- Kiedyś na Halloween Justin, przyszedł ubrany w rzeczy swojej matki.
- Nieprawda!
- Miałeś na sobie jej sukienkę.
- Nie wiedziałam, że to cię kręci. - zaśmiała się Stacy.
- Jesteście wszyscy szurnięci - odezwała się Lau.

  Po tym jak dowiedziała się praktycznie wszystkiego o Rossie i Justinie, jej chłopak gdzieś zniknął. Justin był tak nawalony, że zasnął na trawie, a Stacy odpłynęła zaraz po nim. Laura zobaczyła Rossa jak stoi kilkadziesiąt metrów dalej i patrzy na wodę. Coś jej mówiło, że Ross nie mówi jej o wszystkim. Coraz częściej wpadał w taki stan. Jakby odpływał gdzieś myślami.
- Ross. - Chłopak odwrócił się.
- Nie śpisz?
- Nie. Co robisz?
- Myślę.
- O czym?
- Nic takiego. Chyba powinniśmy wracać.
- Ciekawe jak ich wciągniesz do taksówki.
- Fakt.
- Ross, co się dzieje?
- Nic. Po prostu odpłynąłem.
- Ross, nie zamykaj się przede mną - powiedziała.
- A zamykam się?
- Tak. Czuję, że coś jest nie tak.
- Wszystko w porządku - odpowiedział z naciskiem. Laura podeszła do niego.
- Proszę cię, porozmawiaj ze mną.
- Laura, jest dobrze. Zaufaj mi. - Mógł mówić co chce, ale wiedział, że wcale nie jest dobrze. Niestety, nie pozostawało jej nic innego, jak mu zaufać.
- Czemu odszedłeś z R5? - zapytała. Spojrzał na nią. Nie wiedział czemu, ale to pytanie było jak ostrze. Minęło kilka miesięcy, a on dalej stał w miejscu.
- Czemu pytasz?
- Bo...to wydaję mi się dziwne.
- Dziwne?
- Byliście bardzo sławni, i nagle ty zniknąłeś.
- Musiałem odpocząć.
- A teraz?
- Teraz, co? - Nie rozumiał do czego zmierza.
- Czemu nie wracacie, minęło już kilka miesięcy.
- Nie jestem jeszcze gotów - burknął.
- Nie chodziło o zmęczenie, prawda? - Spojrzał na nią. Wpatrywała się w taflę wody przed nimi.
- Nie, nie chodziło o zmęczenie.
- W takim razie, o co? - Wziął głęboki oddech. Zawsze wszystkim odpowiadał to samo, Wypalenie bla, bla, bla. Jednak doskonale wiedział, że nie to było przyczyną jego odejścia. Może tylko początkowo, już dawno sobie z tym problemem poradził. Jednak nadal nie czuł potrzeby powrotu.
- Wiesz, co to za uczucie gdy całe życie jesteś członkiem czegoś? - zapytał. Laura pokręciła głową. - Ciągle jesteś z kimś. Otacza cię masa ludzi. Każda godzina, minuta polega na spędzaniu czasu z tymi samymi ludźmi.
- I co z tego?
- Wszyscy patrzą na ciebie pod kątem grupy. Twoje pomysły muszą być akceptowane przez resztę.
- Chcesz powiedzieć, że miałeś dość własnego rodzeństwa?
- Tak - odpowiedział cicho.
- Czemu? Przecież, to chyba fajne być z rodziną.
- Nie zawsze. Miałem wrażenie jakby moje życie to był korowód czarno-białych dni. Codziennie te same głosy, te same twarze. Przestałem się cieszyć tym wszystkim. Chciałem być normalny.
- Nie jesteś.
- Wiem o tym.
- To czemu im tego nie powiesz?
- Czego?
- Że masz ich dość.
- Nie zrozumieją. Dla nich R5 to całe życie. Dla mnie już nie.
- Chcesz kariery solowej?
- Może.
- Wydaję mi się, że popełniasz błąd. Ja dałabym wszystko by mieć to co ty. Rodzinę. Robić z nimi wszystko. Wiem coś o byciu samym, i uwierz mi to nie jest fajne. Dałabym wszystko by mieć takie rodzeństwo jak ty. Myślę, że nie dasz bez nich rady, tak jak oni nie dadzą rady bez ciebie - powiedziała. Ross czuł, że znów ma o czym myśleć.
***




czwartek, 24 września 2015

Rozdział dwudziesty czwarty

Pozwól mi być twoim bohaterem
Nie ma miejsca, do którego nie pójdę
Kiedy potrzebujesz mnie przy tobie
Ja Będę tam, będę tam  - Superhero, Ross Lynch


  Nie czuła się dziś dobrze. Vanessa była w ośrodku, a ona czuła się nieco samotna. Wiedziała, że to głupie, bo miała Rossa, a jednak. W ciągu kilku miesięcy wszystko się zmieniło. Ojciec umarł, Vanessa zaczęła walczyć z nałogiem, a ona chodziła z gwiazdą muzyki pop. Miała wrażenie, że cały świat zmienił się odkąd w restauracji wpadła na Rossa. Może nawet wcześniej kiedy spotkała go na zajęciach z tańca. To dziwne, ale z dnia na dzień stawał się coraz ważniejszą cząstką w jej życiu. Chociaż od czasu do czasu miała wrażenie, że wisi nad nimi jakiś cień. Czuła, że chłopak coś chce jej powiedzieć jednak się wstrzymuje. To odczucie nie towarzyszyło jej ciągle, tkwiło gdzieś w głębi jej podświadomości, ujawniając się od czasu do czasu. Nie martwiła się już brukowcami, prędzej czy później ich związek wyjdzie na jaw i ona musi się z tym zmierzyć. Kochała go jednak i nie chciała pozwolić by strach zniszczył jej uczucie do blondyna. Zapukała do drzwi. Weszła powoli.
- O Laura, siadaj - powiedziała pani dyrektor. Laura zajęła miejsce naprzeciw kobiety. Ta wyjęła teczkę z jej nazwiskiem i przerzuciła kilka kartek.
- Wzywała mnie pani - odezwała się dziewczyna.
- Tak.
- Czemu?
- Mamy z tobą mały problem. - Na twarzy Lau pojawiła się niepokojąca zmarszczka.
- Problem?
- Tak. Mieliśmy tu małą zawieruchę i zginęła nam część dokumentów - powiedziała spokojnie dyrektorka.
- Zginęła część dokumentów?! Co ja mam z tym wspólnego?
- Cóż...zginęły twoje dokumenty - odparła spokojnie kobieta.
- Te od stypendium, prawda? - Głos dziewczyny drżał. Nie wyobrażała sobie utraty stypendium.
- Niestety tak.
- Tracę stypendium?
- Nie spokojnie, do końca semestru nic się nie zmieni. Jednak od nowa musisz przejść procedurę.
- Czyli?
- Złożyć dokumenty i stawić się przed komisją na przesłuchanie.
- Ale czemu? Przecież to nie moja wina, że zgubiliście moje dokumenty.
- Owszem. Jednak takie jest prawo. - Kobieta podniosła się dając znak, że to koniec rozmowy. 
- Kiedy będę miała przesłuchanie?
- Zadzwonimy do ciebie.
- Dobrze - odpowiedziała i wyszła. Wzięła deskorolkę i szybko pognała korytarzami by znaleźć swojego chłopaka. Wpadła na niego chwilę później.
- Och, Laura uważaj. - Złapał ją w pasie. 
- Ross... - wydyszała.
- Spokojnie, wdech wydech - Zaśmiał się.
- Byłam u dyrektorki - powiedziała, po twarzy Rossa przebiegł cień, jednak szybko zniknął. Puścił ją i szedł w kierunku swojej sali. Laura wzięła deskorolkę i szła obok niego.
- Tak? Co powiedziała?
- Uwierzysz, zgubili moje dokumenty od stypendium! - powiedziała żywo Laura. Ross nerwowo przełknął ślinę.
- I?
- I muszę przejść od nowa procedurę. To chore! - krzyknęła.
- Spokojnie, takie rzeczy się zdarzają prawda? - powiedział. Laura spojrzała na niego zirytowana.
- Ross mogę stracić stypendium. Muszę teraz stawić się na przesłuchaniu. Musze opracować jakiś układ. Takie rzeczy nie powinny się zdarzać - odparła.
- Spokojnie, nie stracisz stypendium. Pomogę ci się przygotować - powiedział z pewnością.
- Tak?
- Owszem. Będę zawsze przy tobie kiedy będziesz mnie potrzebowała - powiedział, po czym objął ja ramieniem. Czuł się teraz znacznie gorzej.

  Patrzył na swoje ręce. Wciąż widniały na nich poziome kreski. Ślady po przeszłości. Coś, co już na zawsze będzie z nim. Co najgorsze miał wrażenie jakby jego historia zatoczyła koło. Znowu stracił ukochaną osobę na rzecz narkotyków. Jednak teraz nie rzucił się w wir alkoholu i cięć. Teraz siedział w pokoju i patrzył się godzinami w okno, albo w nacięcia na swojej skórze. Próbował pozbierać siebie i złożyć od nowa. Kolejny raz kogoś stracił. Ile jeszcze? Ile jeszcze razy, ktoś go opuści? Ile jeszcze razy będzie przeżywał ten ból? Czuł jakby jakaś otchłań go wciągała. Z transu wyrwało go pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknął. Do pokoju wszedł Ross. Mimo problemów Riker dostrzegł, że młodszy brat ma kłopoty.
- Hej, mogę? - zapytał. Riker skinął głową. Ross wszedł i usiadł na łóżku.
- Coś się stało? - zapytał starszy blondyn.
- Mam coś dla ciebie.
- Dla mnie?
- Tak. Laura kazała mi to przekazać. - Riker już wiedział, że Lau i Van to siostry. Spodziewał się przesyłki od Vanessy. Ross wyciągnął białą kopertę i podał bratu. Ten jej się chwilę przyglądał.
- Wszystko w porządku Ross?
- Nie - odparł szybko.
- Problemy z Laurą?
- Męczą mnie cienie przeszłości. Nie bardzo wiem jak je jej wyjaśnić, by ją nie stracić.
- Chcesz o tym pogadać?
- Nie. Sam muszę to ogarnąć. - blondyn podniósł się i ruszył do drzwi.
- Ross?
- Tak?
- Najlepszym lekarstwem jest prawda - powiedział Riker. Ross kiwnął głową i wyszedł z pokoju. Chłopak siedział i przyglądał się kopercie. Nie miał kontaktu z Van od tamtego popołudnia jak przyszła tu do domu. Wybrała narkotyki, więc kazał jej dać mu spokój. Czasami żałował tego, co wtedy powiedział. Że dał jej ultimatum. Jednak zdawał sobie sprawę, że nie może tego dłużej ciągnąć. Narkotyki będą ją zabijać powoli, a on będzie musiał na to patrzeć, tak jak kiedyś patrzył na śmierć Emily. Nie chciał by kolejny raz ktoś bliski umarł mu na rękach. Musiał więc, to skończyć. Czuł jednak pustkę w sercu. Tak jakby właśnie część jego duszy umarła. Wcześniej to czuł po stracie Emily. Rozerwał kopertę i od razu rozłożył kartkę. Dostrzegł ładne, kobiece pismo. Wiedział, że to od niej. Ręce mu drżały. Zaczął czytać:
Drogi Rikerze!
  Wiem, że zapewne nie chcesz mnie już znać. Nie winię Cię za to. Rozumiem. Nie chcesz bym była jak druga Emily, a póki co nie zrobiłam nic by przekonać Cię, że nią nie jestem.
   Pewnie zastanawiasz się po, co ta ćpunka do ciebie pisze. Zdaję sobie sprawę z tego, że lepiej by było trzymać się od Ciebie z daleka. Nie potrafię jednak tego zrobić. Gdy spotkałam Cię w parku myślałam, że jesteś kolejnym gościem, który myśli, że ma prawo mówić mi jak mam żyć. Poniekąd nim byłeś i jesteś. Nie naciskałeś jednak na mnie. Jako jedyny rozumiałeś ból jaki w sobie noszę. Rozumiesz co to znaczy winić się za śmierć ukochanej osoby. To sprawiało, że lubiłam z Tobą gadać. Słuchałeś, nie krzyczałeś, ani nie oceniałeś mnie tak jak inni. Starałeś się uświadomić mi, że nie jestem sama, że mam dla kogo żyć. Początkowo myślałam, że to tylko czcze gadanie, lecz z każdym dniem kruszyłeś mur jaki wokół siebie zbudowałam. Gdy kazałeś mi wybierać, chciałam powiedzieć, że dam radę się zmienić. Uwierz mi,  naprawdę chciałam tego dokonać. Brakowało mi jednak wiary w siebie i poniekąd motywacji. Myślałem, że mogę być w takim stanie pomiędzy. Szybko zrozumiałam, że zrobiłam błąd. Czułam jakbym straciła cząstkę siebie. Tak wiele we mnie zmieniłeś. Zrozumiałam, że mam dla kogo walczyć. Dla Ciebie, dla Lau, ale przede wszystkim dla ciebie.
     Śniło mi się ostatnio, że umarłam. Przedawkowałam i utopiłam się w wannie niczym ta Twoja...Emily. Co najgorsze to Ty i Laura mnie znaleźliście. Widziałam siebie martwą, byłam na własnym pogrzebie. I wiesz co? Czułam się bezsilna. Chciałam Was pocieszyć, być z Wami, ale byłam jakby za szybą. Mogłam tylko patrzeć jak ucieka moja szansa na szczęście. To było do bani.
     Postanowiłam, więc iść na odwyk. Nie wiem po, co Ci to mówię, ale chcę byś wiedział, że walczę ze sobą.
Mam nadzieję, że znajdziesz swoje szczęście.
Vanessa.
Poszła na odwyk, walczy. Poczuł jak wraca do niego nadzieja.
- Też mam nadzieję, że znajdę swoje szczęście Vanesso. - szepnął  i zaczął czytać list jeszcze raz.

  Podeszła do okna. Była mocno zaniepokojona. Ross siedział w ogrodzie z gitarą. Niby całkiem normalny widok, często mu się to zdarzało. Jednak czuła, że brata coś męczy, tak jak wtedy gdy szukał Kopciuszka. Teraz wyglądał tak samo. Pogrążony w myślach. Może ma kłopoty z Laurą? Nie sądziła jednak, by się rozstali. Widziała jak brat na nią patrzy. Zakochał się, to pewne. Jej obawy potwierdził Riker, który powiedział, że Rossa coś gnębi. Wyszła na zewnątrz i usiadła koło niego. Chwilę grał, a potem ucichł.
- Co cię gryzie Ross?
- Nic.
- Daj spokój. Dobrze wiesz, że mnie nie oszukasz. - Ross uśmiechnął się i spojrzał na nią. Jeśli chodzi o Rydel, to nie dało się przed nią nic ukryć.
- Nie spędzasz czasu z Laurą?
- Nie - odparł krótko.
- Coś się stało?
- Nie. Dziś pracuje u Hannah. Powiedziała, że pewnie będą ją trzymać do późnej nocy i przenocuje u nich.
- Pokłóciliście się?
- Czemu tak sądzisz?
- Bo..jesteś przybity. Nie tak wygląda człowiek zakochany - odpowiedziała. Ross westchnął.
- Jeśli pytasz czy jestem szczęśliwy to tak. Nigdy nie byłem bardziej.
- Jakoś tego nie okazujesz - docięła mu.
- Kocham ją do szaleństwa. W życiu tak nie kochałem. Mam wrażenie, że ona jest tą jedyną. To szalone Rydel, prawda? Mam 19 lat i czuję, że Laura powinna być moją żoną. Jestem chory.
- Tym się tak przejmujesz?
- No sama powiedz, czy myślisz o Ratliffie jako potencjalnym mężu?
- No, może nie wybiegam tak w przyszłość. Ross, mam 22 lata, ale oczywiście może kiedyś mogłabym...ale chyba nie chcesz się jej oświadczyć?
- Nie - prychnął.
- To o co chodzi?
- Oszukuję ją. - Zapadła cisza. Rydel czekała, aż brat coś dopowie.
- Jak to ją oszukujesz? Zdradzasz ją?
- Nie! - Stanowczo zaprzeczył Ross - Za bardzo ją kocham.
- To nie rozumiem. Co takiego zrobiłeś?
- To, że Laura studiuje to nie przypadek - powiedział cicho.
- Co?! Jak to nie jest przypadek?
- Ja płacę za jej studia.
- I ona nic o tym nie wie? - zapytała Rydel.
- Nie. Nie wie.
- Ale czemu? Ona nie ma stypendium?
- Kiedyś wracałem skądś i przechodziłem koło restauracji, usłyszałem muzykę w zaułku za restauracją. To ona tam śpiewała i tańczyła. Schowałem się i ją nagrałem.
- Co zrobiłeś?!
- Nagrałem. Wiem, to głupie. Była cudowna. Po prostu genialna. Ona urodziła się po to, by tańczyć. Gadałem z nią. Wtedy opowiedziała mi o ojcu pijaku i siostrze ćpunce. I wiesz co? Poczułem się strasznie. Jesteśmy w tym samym wieku. Jednak ona nie miała nic, nie przyjęli jej na uczelnię. Ja mogłem wszystko.
- Postanowiłeś jej pomóc - powiedziała Rydel. Ross pokiwał głową.
- Początkowo myślałem, by zanieść nagranie do jakiejś agencji tancerzy. Jednak ona marzyła o rozwijaniu się i nauce. Całe popołudnie oglądałem ten przeklęty filmik. Postanowiłem pogadać z rektorem uczelni. Riker poszedł ze mną. Chciałem namówić ją, by dała Lau stypendium. Ona powiedziała jednak, że się nie da. Rozumiesz co to znaczyło dla Laury? Nie mogłem tak tego zostawić. Powiedziałem, że będę płacił za jej studia.
- No, ale Laura myśli, że ma stypendium, prawda? Musiała dostać jakiś dokument z uczelni.
- Kazałem wydrukować ten kwitek dyrektorce. Podrzuciłem go Laurze. Widziałem jak się cieszyła. Nie sądziłem wtedy, że zostanę jej chłopakiem.
- Nie możesz jej powiedzieć?
- Nie. Odeszłaby. Nie chodzi o pieniądze Rydel. Ona myślałaby, że ją kupiłem, a dodatkowo okłamałem.
- Skąd ta pewność?
- Bo, już raz zapłaciłem. Tylko, że za pogrzeb jej ojca. To ona znalazła ciało i spotkałem ją potem w parku. Powiedziała, co się stało. Nie miała grosza na pogrzeb. Cholera, nie chciałem by jej ojciec był chowany jak jakiś bezdomny. Zapewniłem temu pijakowi godny pochówek. Niestety Lau się dowiedziała. Wściekła się. Gorzej, widziałem w jej oczach ból. Zraniłem ją tym gestem. Teraz będzie gorzej. Bo, to ukrywałem.
- Ross, musisz jej powiedzieć. Nie możesz jej okłamywać. To nie fair w stosunku do niej.
- Nie mogę Rydel. Nie mogę - powiedział załamany i szybkim krokiem wyszedł.
- Ross! - krzyczała za nim Rydel. To nie może się dobrze skończyć - pomyślała.

 Dzień u Hannah bardzo się jej dłużył. Tęskniła za swoim blondynem. To niesamowite jak można kogoś pokochać. Pierwszy raz od wielu lat czuła się szczęśliwa. Martwiła się sprawą stypendium i reakcją Rossa na tą wiadomość. Odkąd mu powiedziała zachowuje się dziwnie. Do głowy przychodziła jej pewna myśl, ale nie chciała w nią wierzyć. Nie posunął, by się do tego. Nie Ross. Usłyszała skrzeczący głos wiedźmy.
- Laura! - Przewróciła oczami. Poszła do salonu. Hannah siedziała z jakąś zieloną mazią na twarzy i zajadała skrzydełka z KFC. Lau musiała powstrzymywać się od śmiechu, bo przypominała jej Shreka.
- Coś się stało? - zapytała.
- Ileż to można na ciebie czekać, co?
- Byłam w kuchni.
- Chcę herbaty.
- Jaką mam pani zrobić?
- Chcę zieloną herbatę.
- Dobrze, już robię - powiedziała i zaczęła wycofywać się z salonu. Niestety wiedźma miał inne plany.
- Lauro usiądź - rzekła. Laura spojrzała na nią podejrzliwie.
- No siadaj - rozkazała. Lau przysiadła na krześle.
- Co u ciebie słychać, kochaniutka?
- Nic - odparła Laura.
- Chyba jednak coś się dzieje. Słyszałam, że masz nowego chłopaka.
- Mam.
- Podobno to nie byle kto. Tylko Ross Lynch z R5.
- Tak. Chodzę z Rossem - odparła Lau.
- Myślisz, że on cię kocha?
- Do czego zmierzasz Hannah? - Lau nie kryła już frustracji.
- Nie sądzisz, że on cie wykorzystuje?
- Od kiedy się mną martwisz? - spytała ostro.
- Od zawsze. Jesteś córką mojej najlepszej tancerki. Zależy mi na twoim dobrze.
- Akurat - mruknęła Lau.
- Co mówisz?
- Nic - odparła.
- Tak się składa, że poznałam pana Lyncha. Wiesz jestem światową gwiazdą.
- Raczej byłaś - mruknęła dziewczyna. Hannah jej nie usłyszała.
- Pomyślałam, że dobrze będzie stworzyć z nim duet. Wiesz nowy hit. Jednak okazało się, że ten chłopak to niesamowity egoista i materialista. Poza tym, jest niewychowany. Spójrz, zostawił zespół bo zachciało mu się solowej kariery. Pozbawił własne rodzeństwo marzeń i kariery. To niezbyt szlachetne z jego strony, nie sądzisz?
- Do czego zmierzasz?
- Będę szczera. Lepiej nie zaprzątaj sobie nim głowy. To nie chłopak dla ciebie. Ty jesteś sprzątaczką, on gwiazdą. To się nie uda, kochana. On się tobą bawi, zostawi cię jak tylko mu się znudzisz. - Te słowa zabolały Laurę. Z trudem powstrzymała łzy.
- Pójdę zrobić herbatę - powiedziała i wyszła.

  Spojrzała na siebie. Wyglądała jak hipiska. Zresztą wszystkie tak wyglądały. Bowiem tematem przewodnim były dzieci kwiatów. Prócz Delly nie znała nikogo. Siedziały przy stole i popijały herbatę. Rydel ciągle coś nadawała. Laura musiała przyznać, że ta impreza była całkiem zabawna. Głownie ze względu na siostrę Rossa. Rydel powiedziała jej, która to dziewczyna Rocky'ego i Ryland'a. Chwilę z nimi rozmawiała. Kendall odnosiła się do niej z rezerwą, natomiast Savannah była bardzo przyjemna. Lau od razu ją polubiła. Poczuła, że ktoś na nią patrzy. To ta szatynka. Chyba to siostra Kendall, bo obie są bardzo podobne. Nie wiedziała czemu, ta dziewczyna tak ją obserwuje. Już kilka razy podczas przyjęcia przyłapała ją na gapieniu się na nią. Rydel wyszła zaparzyć herbaty, kilka dziewczyn poszło za nią. Lu wstała od stołu i wyszła do ogrodu. Bardzo jej się tu podobało. Znowu poczuła, że ktoś ją obserwuje. Odwróciła się i zobaczyła tamtą dziewczynę.
- Cześć - powiedziała. Dziewczyna podeszła do niej i przyglądała jej się chwilę.
- Cześć - odpowiedziała.
- Jestem Laura.
- Wiem - przerwała jej. - Znam cię.
- Och, a ty kim jesteś?
- Kyle.
- Sorry, ale nie kojarzę cię.
- Nic dziwnego, nigdy mnie nie widziałaś. - Laura spojrzała na nią zdziwiona. Kim jest ta dziewczyna?
- To skąd mnie znasz? - zapytała.
- Z balu.
- Z balu?
- Tak i z opowiadań Rossa.
- Znasz Rossa? - Laura była mocno zaniepokojona. Czuła, że ta dziewczyna pała do niej niechęcią.
- Tak.
- Skąd?
- Można powiedzieć, że to mój były. - Te słowa zmroziły Laurę. Nigdy nie pytała Rossa o jego przeszłość. ale w sumie sądziła, że chodził tylko z Blaire.
- Och.
- Był ze mną wtedy na balu - wypaliła Kyle.
- Co?! Jak to? Przecież...
- Tańczył wtedy z tobą. Wiem. Widziałam.
- Byłaś z nim na balu?
- Tak. Po tym się rozstaliśmy.
- Przeze mnie?
- Bystra jesteś. Tak, przez ciebie. - Lau opuściła głowę. Miała już tego dość. Hannah, bliźniaczki, fanki, Blaire a teraz jeszcze Kyle. Żadna z nich jej nie lubi. Każda uważa że Ross zasługuje na coś lepszego. Czy tak właśnie jest? Może nie powinna go więzić? Za dużo ich dzieli. Jednak tak mocno go kocha.
- Nigdy jednak nie widziałam go bardziej szczęśliwego - powiedziała Kyle. Lau spojrzała na nią. Nic nie rozumiała.
- Jak to? - zapytała zdezorientowana. Kyle uśmiechnęła się pod nosem.
- On cholernie cię kocha, mam nadzieję, że ty jego również. Zasługuje na to.
- Wiem, kocham go.
- To dobrze. Opiekuj się nim - powiedziała po czym wróciła do środka. Laura chwilę jeszcze stała i patrzyła na zachód słońca.
- Będę - szepnęła.
***
Hejka miśki. Dzwudziesty czwarty rozdział za nami. Dziękuję za komentarze pod poprzednim, a zwłaszcza anonimowi, który zjechał mnie za interpunkcję xD Tak, niezbyt miło się to czyta, ale takie rady się przydają. Nie ukrywam, że interpunkcja była i jest moją słabą stroną. Cóż człowiek całe życie się uczy. Kiedy kolejny rozdział? Nie wiem :D Teraz wyjeżdżam na studia. Więc pewnie przez jakiś czas nic się nie pojawi. Jednak zamierzam wrócić. Został bowiem tylko sześć rozdziałów. Szkoda byłoby teraz przerwać.
Liczę na wasze komentarze.
Pozdrawiam.
Delly♥





  

niedziela, 6 września 2015

Rozdział dwudziesty trzeci

‘Przywieram do niej tak mocno, jakbym chciał wniknąć do jej wnętrza. Mam wrażenie, że moje serce to właśnie próbuje zrobić, zanurzyć się w jej piersi i na zawsze tam pozostać.’ - "Maybe Someday"
  Siedzieli razem w kuchni. Lubił takie wspólne wieczory. Tylko we dwoje. Rydel szykowała przekąski, szykowali się bowiem na maraton filmów fantasy. Cieszył się, że nie musi już ukrywać swoich uczuć do niej. Przez wiele lat był tylko przyjacielem. Fakt, Rydel przez ten czas nikogo nie miała, ale i tak nie było mu łatwo. Tyle razy chciał ją pocałować, potrzymać za rękę, a nie mógł. Bo był tylko przyjacielem. Patrzył jak z roku na rok rozkwita. Chciał być ważną częścią jej życia. Teraz jest. Pamięta ten okres gdy go unikała. Wszytko dlatego, że przestał się ukrywać. Ciężko znosił jej odrzucenie, jednak wreszcie udało mu się dotrzeć do jej serca. Razem wiele przeszli, zwłaszcza jego wypadek. To był trudny okres. Jednak ten koszmar umocnił ich związek. Oboje wiedzą, że są ze sobą nie tylko na dobre, ale i na złe. Kochał ją. Kochał jej humoru, je włosy. Kochał jej pełne piersi i ładny tyłek. Kochał jej oczy. Kochał jej śmiech, jej usta. Kochał to jak na niego patrzy. Kochał w niej wszystko. Nawet to, że lubiła z nim oglądać "Bloggerki świata mody". Chociaż wkurzał go ten program. Teraz może ją przytulić na oczach wszystkich, ba może ją nawet pocałować. Jest wreszcie jego i nie musi tego ukrywać. 
- O czym myślisz? - zapytała Rydel.
- O nas. - odparł.
- A dokładniej?
- O tym jak musiałem ukrywać uczucia do ciebie, o tym jak potem wyznałem wszystko, a ty mnie unikałaś, o tym jak wreszcie cię zdobyłem no i o moim wypadku.
- Sporo przeszliśmy. - podsumowała Rydel.
- Trochę.
- Co to znaczy? - Rydel odwróciła się do niego.
- Ale co?
- No to, że wiele przeszliśmy. Co to znaczy dla nas? - Ratliff popatrzył na nią. Była taka piękna i cała jego.
- Co to znaczy dla nas? Nie wiem. Może to, że jesteśmy dla siebie stworzeni?
- Tak myślisz?
- Że jesteśmy dla siebie stworzeni? Tak. Tak myślę. A ty nie?
- Chcę tak myśleć. - odparła cicho.
- Niczego nie jestem tak pewien w życiu niż tego, że cię kocham.
- Ja ciebie też kocham. - odparła i pocałowała go.
- Może pojedziemy gdzieś w weekend? - zaproponował Ratliff.
- W ten weekend mam swoją babską imprezę.
- Ooo. - chłopak posmutniał.
- Ale w następny jestem wolna. - uśmiechnęła się.
- Cóż będę czekać.
- Tym razem nie tak długo. - uśmiechnęła się.
- Mam nadzieję.
  
  Blaire trzy razy czytała nagłówek w serwisie plotkarskim. Nie wierzyła, w to co widzi. Jakim cudem? Miała nadzieję, że ten głupi serwis się myli. Nikt nie odbierze jej Ross'a, a zwłaszcza ta sierota Marano. Pewnie wzięła go na litość. Ona pamięta jaki Ross był ckliwy dla takich nieudaczników. Pobawi się nią, a potem wróci do swojej prawdziwej miłości czyli jej. 
- Mówiłyśmy. - powiedziała Kim. Brooke w tym momencie próbowała wyjąć brokuł spomiędzy zębów.
- A to franca! - syknęła Blaire.
- Cały internet zastanawia się kim jest dziewczyna z metra, a to Laura! - pisnęła Brooke.
- Jakim cudem oni razem...? Ugh! Nic z tego nie rozumiem.
- Nas nie pytaj. - powiedziała Kim.
- Przecież to wasza sprzątaczka! Za mało jej pracy dajecie?
- Podobno jest dziewczyną z balu. - odparła Brooke.
- Co?! - wrzasnęła Blaire.
- Ty idiotko miałaś jej nie mówić. - Kim popchnęła Brooke, a ta jej oddała.
- Ta mała sierota była na balu?! - spytała Blaire.
- Tak mówią.
- Pokręciła tyłkiem przed nim i ten idiota za nią poszedł.
- Mówiłaś, że go kochasz.
- Kocham, nie kocham, ale jak on mógł mi to zrobić?! Związać się ze sprzątaczką? Przecież to...obraza dla niego i dla mnie.
- Ładna jest. - mruknęła Brooke. Blaire mordowała ją wzrokiem.
- Co z tym zrobisz? - zapytała Kim.
- Zniszczę ją. Raz na zawsze nauczy się, że ze mną się nie zadziera.
- Co masz na myśli?
- Zniszczę ją i zabiorę jej Ross'a.
- Jak chcesz to zrobić?
- Wystarczy ich skłócić, a dalej Laura zniszczy się sama. - zaśmiała się Blaire.
- Kto by chciał się sam zniszczyć? - mruknęła Brooke. Dziewczyny przewróciły oczami.
- Jesteś głupia Brooke. - syknęła Blaire.
- Może. Kim tak często do mnie mówi.
- I chyba mam rację. To kiedy zaczynamy?
- Niedługo. Niedługo dziewczęta. Dajmy im jeszcze trochę czasu. Niech Laura mu zaufa. Będzie ją później bardziej bolało. - odparła Blaire.

  - Kylie! Kylie!
- Co? - do pokoju weszła brunetka.
- Nie widziałaś mojego białego topu? - spytała Kendall.
- Jest w praniu, miałaś go na sobie we wtorek. - zaśmiała się dziewczyna.
- Serio?
- Serio. Boże co ty beze mnie zrobisz?
- Widziałaś się z mamą?
- Nie, dzisiaj nie.
- Co planujesz dziś robić? - zapytała Kendall.
- Nie wiem. Kimberly chciała mnie zabrać na zakupy.
- Dzień ze starszym rodzeństwem?
- Ty wychodzisz, a sama nie będę siedzieć. - odparła Kylie.
- Rydel zaprasza cię na imprezę w sobotę popołudniu.
- To ta herbaciana imprezka? - zaśmiała się czarnowłosa.
- Tak. Musisz przyjść. Jest zajebiście, same dziewczyny w oldskulowych ciuchach. Po prostu świetnie.
- Kto tam będzie?
- Ja, Rydel, Savannah, kilka koleżanek Rydel i dziewczyna Ross'a.
- Kto? - Kyle spojrzała zdziwiona na siostrę.
- Nie słyszałaś?
- Czego?
- Patrz. - Kendall weszła na stronę plotkarską. Pierwsze co zobaczyły to duży tytuł: "Kim jest tajemnicza dziewczyna z metra?!". Kylie prześledziła krótki artykuł i obejrzała zdjęcia Ross'a i jakiejś dziewczyny.
- To ta dziewczyna. - zakryła usta.
- Ta z balu?
- Chyba, zdjęcia są słabej jakości, a ona miała wtedy maskę, ale to chyba ona.
- Kylie...
- Nie Kendall. Wszystko dobrze. Ross to przeszłość. Wybrał ją nie mnie.
- Tak mi przykro Ky. - przytuliła siostrę.
- To dobrze, że jest szczęśliwy. Ja też powinnam.
- Nie sądzisz, że powinnaś z nim porozmawiać? - zasugerowała Kendall.
- Niby o czym?
- Tak naprawdę nigdy nie zakończyłaś tego rozdziału.
- Nieprawda. To przeszłość. On ma teraz dziewczynę i nie chcę tego rozdrapywać.
- Uważam jednak, że dopiero jak z nim porozmawiasz poczujesz się wolna. Wiem, że przeżyłaś tą sprawę z Ross'em, ale oboje potrzebujecie odpowiedzi na niezadane pytania.
- Kendall. - westchnęła.
- Chodź ze mną do Lynch'ów.
- Nie!
- Kylie. To ci pomoże.
- Niby jak?
- Uwierz mi, wreszcie poznasz odpowiedzi na te gnębiące cię pytania. Poza tym oczyścisz atmosferę między wami.
- Nie lepiej go unikać i zapomnieć?
- A zapomniałaś?
- Nie. - westchnęła cicho.
- Widzisz. Poza tym, czujesz coś do niego? - zapanowała cisza. Kyle spojrzała w okno. Zamyśliła się. Czy kocha Ross'a? Czy kiedykolwiek go kochała? Czuła coś do niego, może nie była to miłość, ale coś w stylu zauroczenia. Liczyła na więcej. Jednak on wolał tą dziewczynę. Jednak teraz...na myśl o nim czuła...nic.
- Nie Kendall. Nie kochałam go, ani nie kocham. - odparła.


  R: Tak kochanie, czytałem.
L: Ross, boję się. Co jak ludzie zaczną mnie rozpoznawać na tym zdjęciu?
R: Nie bój się. Już gadałem z odpowiednimi ludźmi. Nie ma co się na zapas przejmować. Poza tym musisz się do tego przyzwyczaić. Jesteś moją dziewczyną.
L: Wiem, że powinnam.
R: Pamiętaj, że masz mnie. Damy radę.
L: Boję się, że twoje fanki zaczną na mnie wieszać koty. Wiesz one by chciały, abyś był ich. Martwi mnie to.
R: Laura, posłuchaj. Po pierwsze będąc moją dziewczyną musisz zaakceptować fakt, że jestem osobą publiczną. Po drugie nie przejmuj się fankami. Prędzej czy później to zaakceptują.
L: Tak sądzisz?
R: Tak.
L: Może masz rację. Nie ma co panikować. Kocham cię.
R: Ja ciebie też.
L: Co robisz?
R: Teraz? Gadam z tobą.
L: Hahaha bardzo śmieszne, a poza tym?
R: Zamierzam obejrzeć "Romeo i Julia".
L: Znowu? Jesteś uzależniony.
R: Jak ty od "Pretty woman".
L: Ja nie oglądam  tego w kółko.
R: Oszukuj się dalej.
L: Muszę iść w poniedziałek do dyrektorki.
R: Tak? Po co?
L: Nie wiem. Dziwne, ale kazała mi się tam stawić w sprawie stypendium. Myślałam, że już wszystko w tej sprawie mam załatwione.
R: Spokojnie, może brakuje im jakiś dokumentów. Na pewno ci nie cofną stypendium.
L: Nawet tego nie mów! To byłby mój koniec.
R: Jesteś pewna, że mam dzisiaj nie przyjeżdżać?
L: Tak. Jutro odwożę Vanessę do ośrodka. Chciałyśmy spędzić ten wieczór we dwie.
R: W takim razie widzimy się w szkole?
L: Raczej.
R: Muszę kończyć.
L: Ile dziś gadaliśmy?
R: Czekaj sprawdzę. Jakieś dwie godziny.
L: Będziesz płacił kolosalne rachunki.
R: Mam bez limitu kotku.
L. Dobranoc Ross.
R: Dobranoc kotku.
Rozłączył się. Miał wyrzuty sumienia. Wiedział, dlaczego dyrektorka kazała Laurze stawić się u siebie w poniedziałek. Powinien jej powiedzieć, że póki co on płaci za jej szkołę. Powinien, jednak tego nie robi. Pamięta jak zareagowała gdy zapłacił za pogrzeb jej ojca. Nie chce jej stracić. Sam nie wiedział czy postępuje właściwie, jednak to wyjście było łatwiejsze. Do pokoju wszedł Rocky.
- Ross masz chwilę?
- Tak. Właśnie skończyłem gadać z Laurą.
- Masz gościa. - chłopak odsunął się i zobaczył Kylie. Zaskoczył go ten widok. Nie widział jej od balu. Dziewczyna weszła do pokoju i usiadła na łóżku. Rocky zostawił ich samych. Milczeli chwilę. Czuli się niezręcznie.
- Cześć Kylie.
- Cześć. - odpowiedziała.
- Co u ciebie?
- Dobrze.
- Ok. Kylie nie rozumiem, po co przyszłaś.
- Chciałam pogadać.
- Ze mną? O czym?
- O tym co się stało. Kendall twierdzi, że powinniśmy pogadać.
- Aha. Przepraszałem cię już.
- Wiem. Masz dziewczynę?
- Tak.
- To ta z balu? To jej szukałeś?
- Tak.
- Jesteś z nią szczęśliwy?
- Bardzo.
- Kochasz ją?
- Kocham.
- Wiesz jak się czułam po tym balu?
- Kylie, przepraszam. Wiem, że nie powinienem tak się zachować.
- Czułam się jak idiotka. Wiem, że to nie był mój bal, ale...miałam nadzieję na wyjątkową noc. Rozczarowałam się.
- Przepraszam - westchnął.
- Nie przepraszaj.
- A ty masz kogoś?
- Nie. Nie mam. Po tym wszystkim jakoś wycofałam się z życia towarzyskiego - zaśmiała się.
- Przepraszam.
- Mam pytanie.
- Jakie?
- Powiedz mi, bo to mnie cały czas męczy. Czy jak zacząłeś się ze mną spotykać to ona była dla ciebie ważna?
- Co masz na myśli?
- Czy już od początku byliśmy spisani na straty?
- Nie wiem, co ci powiedzieć Kylie. Znałem ją. Zawsze była chyba dla mnie ważniejsza, ale nie nie byliśmy spisani na straty. Nie sądziłem, że...że się w niej zakocham.
- Rozumiem.
- To było coś nagłego. Myślę, że po prostu nie byliśmy sobie pisani. Byliśmy raczej jak dwójka przyjaciół niż jak para.
- Trudno mi to przyznać, ale z perspektywy czasu przyznam ci rację. Brakowało między nami uczucia.
- Właśnie.
- Wiem, że nie powinnam cię, o to prosić,ale czy czasami mógłbyś się do mnie odezwać? Po prostu brakuje mi...twojej przyjaźni.
- Mi też jej brakuje. Jasne.
- To super - podniosła się. - Chyba powinnam już iść.
- Już?
- Tak. Twoja dziewczyna byłaby zła na ciebie gdyby się dowiedziała, że spędzasz czas z byłą, a nie oglądasz film - Ross się roześmiał.
- Fakt. Wyszłoby, że kłamałem.
- Nie mów jej, że tu byłam.
- Dlaczego?
- Bo pewnie spotkam ją na imprezie twojej siostry. Będzie już w miarę do mnie uprzedzona, nie chcę kolejnych kłopotów. Niech to będzie nasza tajemnica, ok?
- Tak. Niech to będzie tajemnica.
Miał już dość tajemnic przed Laurą.
***
Cześć miśki. Jak zaczęliście rak szkolny? Już was cisną? Sorry, że tak zwlekam z tymi rozdziałami, ale mam małe problemy z akademikiem i mój czas wolny spędzam w urzędach. Super no nie?
Przybywam z nowym rozdziałem. Jak obiecywałam jest Rydellington i bliźniaczki, wkrótce wróci również zła wiedźma Hannah. Cieszycie się? Ja bardzo :D
Do napisania.
Delly♥



poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rozdział dwudziesty drugi

"Do tej pory nie wierzyłam, że będę w stanie dzielić serce z jakimkolwiek mężczyzną, a co dopiero że oddam mu je w całości." ~ Hopeless


  Poklepała miejsce obok siebie na poduszce. Było puste. Serce podskoczyło jej do gardła. Wyszedł? Znowu ją zostawił. Otworzyła oczy. Oślepiło ją światło wpadające do pokoju. Leżała na brzuchu, podniosła głowę z poduszki i rozejrzała się. Uśmiechnęła się. Ross siedział bez koszulki, w samych dżinsach z jej starą gitarą w fotelu.
- Dzień dobry. - powiedział.
- Dzień dobry. - odpowiedziała.
- Jak się spało? - Laura ziewnęła.
- Zdecydowanie za krótko. - odparła.
- Gdybyś nie była taka wymagająca to byś bardziej się wyspała. - zaśmiał się.
- Ja byłam wymagająca? Chyba żartujesz.
- Kotku ja nie żartuję z ciebie nigdy. Pragnę ci przypomnieć to, co powiedziałaś zeszłej nocy: „Ross to było cudowne, chcę więcej“. Takiej kobiecie jak ty się nie odmawia.
- Ross! Ty zboczeńcu! - rzuciła w niego poduszką.
- No co?! Ciągle mówiłaś, a raczej krzyczałaś: „Ross więcej, no dalej. O Boże! Jak cudownie.“ 
- Ross! Przestań.
- „Mocniej Ross, o tak, tak...Ross...więcej.“ - udawał, że mówi jak Laura.
- Tak? Taki mądry jesteś, a kto obudził mnie w środku nocy i mnie przeleciał?
- Hej! Obudziłem się w środku nocy, koło pięknej, nagiej kobiety z potężną erekcją. Coś musiałem zrobić.
- Wejść we mnie jak jeszcze spałam. - dokończyła.
- Jak dochodziłaś to nie wyglądałaś na niezadowoloną. - odparł.
- Skończmy ten temat.
- Mi on się podoba. - powiedział.
- Tobie podoba się wszystko, co związane z seksem.
- Kochanie jestem tylko facetem. - pokazał na wypukłość w dżinsach.
- O Boże znowu? - jęknęła.
- Kotku, przede mną leży naga kobieta, nie całkiem  zakryta kołdrą. Czego się spodziewałaś? - zaśmiała się.
- Długo jak wstałeś? - zapytała. Ross brzdąkał coś na gitarze.
- Jakiś czas temu. - odpowiedział. 
- Czemu mnie nie obudziłeś? 
- Żebyś była bardziej niewyspana? Darowałem ci kilka minut snu.
- Dziękuję. - odpowiedziała.
- Poza tym patrzyłem jak śpisz.
- Och.
- Co to za melodia? - spytała Ross'a podniósł wzrok.
- Nic takiego. - odpowiedział.
- Ładna.
- Dzięki.
- Znam to? - zapytała.
- Nie raczej nie. Niedawno to napisałam. Powinnaś kupić nową gitarę.
- Nie mam pieniędzy. - odparła.
- Nadal pracujesz u Pool'ów? - zapytał.
- Tak. - westchnęła.
- Źle cię traktują?
- Idzie się przyzwyczaić. Ostatnio pojechały na tydzień mody do NY, więc miałam spokój.
- Powinnaś mieć lepszą pracę.
- Płacą więcej niż w restauracji.
- Ale masz styczność z tymi wiedźmami.
- Daj spokój Ross. Nie chcę stracić humoru.
- Ok. - zaczął grać na gitarze. Laura słuchała go chwilę.
- Masz do tego słowa? - zapytała. Ross przerwał grę.
- Mam.
- Zaśpiewaj mi.
- Co?
- Tą piosenkę głuptasie. - zaśmiała się.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - odparł cicho.
- Czemu?
- Bo...to piosenka o tobie.
- O mnie? - była zaskoczona.
- Tak. Napisałam ją po balu.
- Serio?
- Tak.
- Zaśpiewaj ją.
- Dobra jak chcesz. - zaczął grać.
 Poznaliśmy się zeszłego lata 
Zaczęliśmy jako przyjaciele.
Nie umiem ci powiedzieć jak to wszystko się stało.
Wtedy przyszła jesień
Nigdy nie byliśmy tacy sami
Te noce, wszystko było takie magiczne

I zastanawiam się, czy ty też za mną tęsknisz
Jeśli nie, to jest jedna rzecz, którą chciałbym, żebyś wiedziała

Myślę o tobie każdego ranka, gdy otwieram oczy
Myślę o tobie każdego wieczoru, gdy gaszę światło
Myślę o tobie w każdej chwili, każdego dnia mojego życia
Jesteś cały czas w moich myślach. To prawda.

Myślę o tobie tobie tobie tobie...
Myślę o tobie tobie tobie tobie...

Nie wiedziałaś co powiedzieć
Kiedy cię dzisiaj zobaczyłem.
Pozwolisz by wszystko rozpadło się na kawałki?
Bo wiem że powinienem
Zapomnieć o tobie jeśli potrafię.
Ale nie mogę przez tak wiele spraw.

Myślę o tobie każdego ranka, gdy otwieram oczy
Myślę o tobie każdego wieczoru, gdy gaszę światło
Myślę o tobie w każdej chwili, każdego dnia mojego życia.  Jesteś cały czas w moich myślach. To prawda.

Myślę o tobie tobie tobie tobie...
Myślę o tobie tobie tobie tobie...

Kiedy wreszcie przestanę udawać,
Że to co mamy nigdy się nie skończy
Oh, oh
Jeśli wszystko co mamy to ten moment
Nie zapomnij o mnie, bo ja tego nie chcę
Nie mogę sobie pomóc

Myślę o tobie 
Ooo
Myślę o tobie
Ooo

Myślę o tobie każdego rana, gdy otwieram oczy
Myślę o tobie każdego wieczoru, gdy gaszę światło
Myślę o tobie w każdej chwili, każdego dnia mojego życia
Jesteś w moich myślach cały czas. To prawda.

Myślę o tobie tobie tobie tobie...
Myślę o tobie tobie tobie tobie...
Laura słuchała go w skupieniu. Piosenka była śliczna. Wzruszyła się. Nie wierzyła, że napisał dla niej piosenkę. Gdy skończył spojrzał z wyczekiwaniem i lekką obawą.
- Podoba ci się? - zapytał cicho.
- Czy mi się podoba? Ross...ona jest cudowna. - otarła łzy. Ross odłożył gitarę i usiadł obok niej na łóżku. Pocałował ją czule.
- Nie wiedziałem czy ci się spodoba. - wyszeptał.
- Ta piosenka...jest piękna. Kocham cię teraz jeszcze bardziej.
- Cieszę się. - pocałował ją jeszcze raz.
- Też napisałam o tobie piosenkę...a raczej o nas...- odparła. Ross przyjrzał się jej uważnie. - Leży na biurku. - Ross wstał i wziął kartkę, którą wskazała Lau. Czytał ją uważnie.
Chciałam czegoś czego mi brakuję,
Napełnić tą pustą przestrzeń,
Pokazać osobę która jest za zasłoną,
Wtedy zrozumiesz
Kim naprawdę jestem.

Ja, ta której nie widzisz
Modli się żeby była szansa że wciąż wierzysz
Powiedz mi że jestem tego warta,
Udowodnię że zasługuję na to,
I mogę być,
Chociaż mnie nie widzisz.

Ja, ta której nie widzisz
Modli się żeby była szansa że wciąż wierzysz
Powiedz mi że jestem tego warta,
Udowodnię że zasługuję na to,
I mogę być,
Chociaż mnie nie widzisz.

Unoszę się wysoko,
Bez żadnych cieni,
To wszystko co chcę naprawdę robić,
Być jednym z okręgów
Wschodzących do słońca.

Dzieląc światło które jest tu z tobą,
Jestem tutaj z tobą.

Ja, ta której nie widzisz
Modli się żeby była szansa że wciąż wierzysz
Powiedz mi że jestem tego warta,
Udowodnię że zasługuję na to,
I mogę być,

Chociaż mnie nie widzisz.
- Kiedy to napisałaś? - zapytał.
- Pamiętasz jak któregoś dnia przyszedłeś na zajęcia z tańca?
- Yyy...tak. 
- Byłam tam.
- Nie widziałem cię. - usiadł na łóżku.
- Tańczyłeś do "Sexy back". Była tam Blaire, Kim i Brooke.
- No tak. Ciebie jednak nie było.
- Byłam.
- Zauważyłbym cię.
- Byłam po drugiej stronie lustra w tej sali...w której cię spotkałam tamtej nocy.
- O Boże! Nie! To niemożliwe. Serio?
- Tak. Tańczyłam po drugiej stronie lustra.
- Czyli mi się nie zdawało. - uśmiechnął się.
- Co?
- Byłem pewien, że ktoś tam był. Po prostu czułem się jak...wtedy na balu.
- Napisałam to jak wróciłam do domu. - w tym momencie usłyszeli hałas na korytarzu. Lau okręciła się kołdrą. Po chwili zobaczyli Stacy i Justin'a.
- Wisisz mi 20 dolców. - powiedziała brunetka do blondyna.
- Skąd wiedziałaś? - zapytał Justin, wyjął portfel i wyciągnął pieniądze.
- Nie trudno było się domyślić. - odparła Stacy.
- Co tu robicie?- zapytała Laura.
- Przyszliśmy zrobić wam śniadanie. - wskazała na koszyk, który trzymała w ręce.
- Skąd wiedzieliście, że tu będę. - zapytał Ross.
- Po tym jak wybiegliście z uczelni to było pewne. - powiedziała Stacy. 
- Za pół godziny będzie śniadanie. - wyszła z Justin'em z pokoju.
- To mamy jeszcze trochę czasu. - Ross spojrzał na Laurę.
  

  Stacy miała fatalny gust jeśli chodzi o muzykę. Vanessa wzięła do ręki jedną z płyt leżących na półce.
- Serio? Backstreet boys? Kto tego słucha? - jęknęła. Zauważyła też mnóstwo płyt R5, The Vamps, One Direction.
- Nie ma tu nic normalnego. - powiedziała i usiadła na biurku. Teraz wszystko się zmieni. Podjęła decyzję i musi sobie jakoś poradzić. Cholernie się boi. Wie ile to znaczy dla Laury. Nie chce jej zawieść. Nie tym razem. Stacy opowiedziała jej o tym co wczoraj zrobiła Lau. Cieszyła się jej szczęściem, chociaż w nocy Stacy siłą powstrzymywała ją przed powrotem do domu. Miłość miłością, ale jakoś nie mogła pogodzić się z myślą, że jej młodsza siostra najprawdopodobniej uprawia seks z jednym  z najpopularniejszych chłopaków w Stanach. Zanim wyjedzie na leczenie, ma jeszcze dwie sprawy do załatwienia. Chce odwiedzić grób rodziców i skontaktować się z Riker'em. Nie pójdzie już do niego, ostatnim razem po wizycie u niego ćpała przez dwa dni. Zadzwonić do niego też nie chce. Czuła się strasznie. Było jej potwornie zimno, trzęsły jej się ręce, a twarz była blada prawie trupia. Oczy miała przekrwione i otoczone sińcami. Stacy powiedziała jej, że jeśli chce może użyć jej kosmetyków, ale nawet najlepszy podkład nie ukryje zniszczenia jakie dokonały w niej narkotyki. Była jak dziecko we mgle. Szła po omacku nie wiedząc co kryje się za zakrętem. Wątpiła by nagle z ćpunki wkroczyła do świata normalnych, ale chciała się chociaż zbliżyć. Ostatnio miała sen. Wróciła do domu jak zwykle naćpana w trzy dupy. W szafce znalazła wódkę ojca. Nie mógł jej już uderzyć, więc opróżniła butelkę. Była lepka, spocona i brudna. Miała się spotkać z Riker'em. Pomyślała, że może uda jej się zamaskować fakt, że jest pod wpływem. Już słyszała w głowie jak będzie ją pouczać i błagać o pójście na odwyk. Wiedziała, że jak Laura zobaczy ją w takim stanie to wyrzuci ją za drzwi. Skończyła się jej cierpliwość do niej. Poszła do łazienki. Nalała sobie do wanny gorącej wody. Rozebrała się i weszła do środka. Czuła jak jej mięśnie się rozluźniają. Było jej ciepło i czuła się dobrze. Wręcz wyśmienicie. Zamknęła oczy i oparła się o wannę. Rozkoszowała się ciszą i tym jak czuje się po alkoholu i narkotykach. Z każdą kolejną sekundą oddalała się od tego cholernego domu, od Laury, Riker'a. Była w świecie, do którego od lat uciekała. Nagle stała przed drzwiami łazienki, miała mokre włosy i to , brudne ubranie. Nie pamiętała by wychodziła z wanny. Ktoś dobijał się do drzwi. Chciała otworzyć, lecz nie mogła. Klucz w zamku przekręcił się i do mieszkania wbiegli Riker i Laura.
- Jesteś pewien, że tu miała być? - spytała Lau. Vanessa zastanawiała się z kim mówiła jej siostra.
- Tak. Kazała mi tu przyjechać. - Riker rozglądał się po pokojach.
- Hej tu jestem! - krzyknęła Van, ale żadne z nich nie zareagowało. Nagle usłyszała krzyk Laury w łazience. Widziała jak i Riker tam wchodzi. Poszła za nimi.
- Czego się drzesz Laura...- nie dokończyła. Laura stała przy umywalce, płakała, cicho krzyczała. Ukryła twarz w dłoniach próbując się uspokoić. Riker klęczał przy wannie.
- Nie tylko nie to. - powtarzał w kółko. Vanessa zauważyła swoje rzeczy porozrzucane po pomieszczeniu. Podeszła do Riker'a i krzyknęła. Leżała...tam w wannie. Jej włosy unosiły się tworząc wokół jej bladej twarzy ciemną aureolę. Oczy miała zamknięte. Wyglądała jakby spała. Riker chwycił ją i wyjął z wody. Tulił ją do piersi. Jej ciało przelewało się przez jego ręce. Zauważyła, że płacze. Chciała ich zapewnić, że nic jej nie jest, ale nie mogła. Stała i patrzyła na ciało dziewczyny. Odwróciła się i oślepiło ją światło. Nie chciała ich opuszczać w tej chwili, jednak czuła, że musi tam iść. Nagle była była na dworze. Padało. Wszędzie była trawa i trochę ogromnych, starych drzew. Z ziemi wystawały, duże kamienie. Podeszła i przyjrzała się im. Nie były to kamienie, lecz nagrobki. Pod jednym z drzew stała grupka ludzi. Podeszła do nich. Wszyscy byli ubrani na czarno, stali i słuchali pastora, który stał nad dołem przy trumnie. Wokół było kilka wieńców. Spojrzała na sąsiedni nagrobek.
Damiano Marano
Ellen Marano
Zamarła to był grób jej rodziców. Jeszcze raz spojrzała na trumnę i kwiaty, zobaczyła wśród nich swoje zdjęcie. Była na własnym pogrzebie. Nagle rozpoznała twarze ludzi stojących wokół. Laura siedziała na krześle. Płakała, koło nie siedział blondyn i ją obejmował. Za nimi stał Riker i ta blondynka, co otworzyła jej ostatnio drzwi. Najgorszy był moment jak wkładali ją do tego dołu. Otrząsnęła się. Nie chciała już o tym myśleć. Zeszła z biurka, chwyciła kartkę i długopis. Usiadła przy biurku i zaczęła pisać:
  Drogi Rikerze!
  Wiem, że zapewne nie chcesz mnie już znać. Nie winię Cię za to. Rozumiem. Nie chcesz bym była jak druga Emily, a póki co nie zrobiłam nic by przekonać Cię, że nią nie jestem.
   Pewnie zastanawiasz się po, co ta ćpunka do ciebie pisze. Zdaję sobie sprawę z tego, że lepiej by było trzymać się od Ciebie z daleka. Nie potrafię jednak tego zrobić. Gdy spotkałam Cię w parku myślałam, że jesteś kolejnym gościem, który myśli, że ma prawo mówić mi jak mam żyć. Poniekąd nim byłeś i jesteś. Nie naciskałeś jednak na mnie. Jako jedyny rozumiałeś ból jaki w sobie noszę. Rozumiesz co to znaczy winić się za śmierć ukochanej osoby. To sprawiało, że lubiłam z Tobą gadać. Słuchałeś, nie krzyczałeś, ani nie oceniałeś mnie tak jak inni. Starałeś się uświadomić mi, że nie jestem sama, że mam dla kogo żyć. Początkowo myślałam, że to tylko czcze gadanie, lecz z każdym dniem kruszyłeś mur jaki wokół siebie zbudowałam. Gdy kazałeś mi wybierać, chciałam powiedzieć, że dam radę się zmienić. Uwierz mi,  naprawdę chciałam tego dokonać. Brakowało mi jednak wiary w siebie i poniekąd motywacji. Myślałem, że mogę być w takim stanie pomiędzy. Szybko zrozumiałam, że zrobiłam błąd. Czułam jakbym straciła cząstkę siebie. Tak wiele we mnie zmieniłeś. Zrozumiała, że mam dla kogo walczyć. Dla Ciebie, dla Lau, ale przede wszystkim dla ciebie.
     Śniło mi się ostatnio, że umarłam. Przedawkowałam i utopiłam się w wannie niczym ta Twoja...Emily. Co najgorsze to Ty i Laura mnie znaleźliście. Widziałam siebie martwą, byłam na własnym pogrzebie. I wiesz co? Czułam się bezsilna. Chciałam Was pocieszyć, być z Wami, ale byłam jakby za szybą. Mogłam tylko patrzeć jak ucieka moja szansa na szczęście. To było do bani.
     Postanowiłam, więc iść na odwyk. Nie wiem po, co Ci to mówię, ale chcę byś wiedział, że walczę ze sobą.
Mam nadzieję, że znajdziesz swoje szczęście.
Vanessa.
Odłożyła długopis. To by było na tyle. Da ten list Laurze, niech się nim zaopiekuje. Teraz musi czekać. Musi dać czas sobie i jemu. Nie chce go zmuszać. Teraz kolej na jego krok.

   - Naprawdę myślisz, że to dobry pomysł? - była zdenerwowana. Po tym jak udało im się wypchnąć Stacy i Justin'a z mieszkania, zajęli się Vanessą. Cały dzień im zeszło na tym by, załatwić Van ośrodek. Udało się dzięki Ross'owi i jego charyzmie oraz sławie. Niestety jego sława miała też minusy. Wszędzie spotykał fanki. Na szczęście udało im się dotrzeć po jego samochód zaparkowany przy uczelni. Teraz Ross stwierdził, że powinni pojechać do niego. Nie uważała, że to jest dobry pomysł. W końcu na pewno pozna jego rodzinę. Ross uspokajał ją, że od niedawna mieszka tylko z rodzeństwem.
- Tak. A czemu nie? I tak muszę pojechać po ubrania.
- Rozumiem, ale na pewno kogoś tam spotkamy.
- Pewnie tak. Dzwoniłem do Riker'a i wszyscy są w domu.
- Co? - spojrzała zszokowana na blondyna.
- No wszyscy są w domu.
- Po co do niego dzwoniłeś?
- Oj przestań. Przecież oni nie gryzą. - podjechali pod jego dom. Wysiedli z samochodu. Laura rozejrzała się. Okolica była bardzo ładna. Sporo zieleni i drzew.
- Fajnie prawda? - stanął za nią.
- Tak.
- Dom rodziców jest równie fajny. Zobaczysz. - chwycił ją za rękę i poprowadził do drzwi. Gdy weszli do środka, Laura rozejrzała się. Dom był duży i jasny. Jasne ściany kontrastowały z ciemnymi meblami. Widać było, że mieszkali tu młodzi ludzie. Brakowało tu matczynej ręki. Z jednego pomieszczenia wyjrzało czterech mężczyzn.
- Co się tak patrzycie? - Ross stłumił śmiech.
- Ooo Ross widzę, że mamy gościa. - powiedział Ratliff. - Witam panią, jestem Ellington Ratliff. - ucałował rękę Laury.
- Kretyn. - odpowiedział Ross.
- Wystarczy tylko Ratliff. - spojrzał złośliwie na Ross'a. Lau zaśmiała się.
- To jest Rocky, Ryland i Riker.
- Miło nam cię poznać. - odpowiedzieli równocześnie, po czym wybuchnęli śmiechem. Nagle skądś wyłoniła się burza blond włosów i wpadła na Laurę.
- O Boże czyli to prawda! Ona jest prawdziwa! - Laura czuła się jakby ją czołg przejechał. - Nie kłamałeś? - spojrzała na Riker'a.
- Nie, nie kłamałem. - zaśmiał się Riker.
- Tak jest prawdziwa i ma kości. - Ross odciągnął siostrę.
- Sorry, ale to było dla mnie takie niespodziewane.
- Ok. To jest Rydel.
- Hej! - blondynka pomachała jej.
- Chodź pokażę ci mieszkanie. - Ross pociągnął ją w głąb mieszkania. Oprowadzał ją, a Rydel chodziła za nimi i ciągle trajkotała. Było tu tak fajnie, zazdrościła Ross'owi.
- Musimy iść na zakupy Laura, a i zapraszam cię na moją babską imprezę.
- Nie kradnij mi dziewczyny. - zaśmiał się. - Masz Ratliff'a.
- Ale śmieszne. Nie słuchaj go, poznam cię z Kendall i Savannah. Zobaczysz jak będzie fajnie.
- Dziękuję.
- Och nie ma za co. - Rydel znów ją przytuliła.
- Wezmę rzeczy i pojedziemy do ciebie. - Ross zniknął w pokoju.
- Och, to super, że chodzisz z Ross'em. Riker mi opowiedział o was.
- Też się cieszę, że mogę z nim być.
- Pamiętaj, że wielu będzie chciało wam zaszkodzić, ale razem możecie pokonać każdą przeszkodę.
- Dzięki za radę. - odpowiedziała.
- Mówię poważnie. Od teraz razem z nim będziesz na świeczniku. To nie jest łatwe. Musisz naprawdę go kochać by wam się udało.
- Kocham go. - z pokoju wyszedł Ross.
- To co jedziemy? - Laura kiwnęła głową. Pożegnali się ze wszystkimi i wyszli.
***
Hej wszystkim :) Dzięki za pomysły, nie wszystkie wykorzystałam, ale i tak dziękuję. Rydellington dam Wam w kolejnym rozdziale plus wróci Blaire i bliźniaczki. Zapraszam Was też na dziesiąty rozdział na Just Love Me.
Do napisania.
Delly ♥