Strony

piątek, 16 września 2016

Rozdział dwudziesty ósmy

"Czasami mam wrażenie, że miłość i ból to jedno i to samo." - Delly Anastasia Lynch xD
  
 Cofniemy się trochę w akcji :) - Delly
 Normalnie nigdy nie spał o tej porze, ale dziś położył się wcześniej. Pracował nad nową piosenką i był totalnie zmęczony. Cieszył się, że wena wróciła. Był pewien, że to Laura go natchnęła do pracy. Może jak wyda swoją płytę to wróci na scenę z R5? Miał o czym myśleć. Spał, gdy usłyszał pukanie. Najpierw subtelne a potem coraz mocniejsze i natarczywsze. Nie chętnie otworzył oczy. Rozejrzał się po pokoju i nagle zastygł w bezruchu.
- Co ona kurwa tu robi? - Wstał i podszedł do drzwi tarasowych. 
- Blair do jasnej cholery co ty tu robisz? - warknął.
- Musimy pogadać. - Dziewczyna wepchnęła się do środka. Ross zasunął drzwi i usiadł na łóżku. Znał na tyle Blair by wiedzieć, że ta nie wyjdzie sama, a nie chciał używać siły wobec kobiety.
- No to słucham - odparł. Blair zdjęła płaszcz i Ross sam siebie za to skarcił, że faktycznie podobał mu się jej strój, bardzo skąpa sukienka tak to mógł ująć. 
- Ross nie wiem jak to ci powiedzieć... - zaczęła. W jej oczach pojawiły się łzy. Ross był pewien,że nie są prawdziwe.
- Może powiesz mi jak się tu dostałaś?
- Tylną furtką.
- Muszę ją zacząć zamykać. - Położył się do łózka a Blair usiadła na jego skraju.
- Ross wiem, że organizujesz konkurs tańca.
- I przyszłaś mnie przekupić tym strojem?
- Zawsze wiedziałam co cię pociąga. Jednak nie zamierzam cię przekupywać. Dobrze wiesz, że ze zgłoszonych zawodników jestem najlepsza.
- Może...
- Przyszłam w innej sprawie.
- To słucham.
- Wiem, że ułożyłeś sobie na nowo życie, ale mi naprawdę na tobie zależy.  Tak strasznie cię kocham. - wyszlochała. Ross przewrócił oczami.
- Blair, już tyle razy to przerabialiśmy. Nie wrócę do ciebie.
- Czemu? - zapytała.
- Bo mam dziewczynę?
- Mówisz o Laurze? Ross błagam cię, dobrze wiesz, że Hollywood pożre ją żywcem. Musisz mieć kogoś kto zna zasady tego show. Kto umie się odnaleźć u twojego boku.
- Mam wrażenie, że chcesz być z moją sławą, a nie ze mną - odwarknął.
- Ross nie jestem potworem. Byliśmy ze sobą tak długo. - Przybliżyła się tak, że Ross miał jej piersi pod nosem. - Naprawdę cię kocham i nigdy bym tego nie mogła udawać.
- Blair jesteś bardzo, ale to bardzo atrakcyjną dziewczyną, ale ja nigdy cię nie pokocham tak jak Laury - odpowiedział szczerze.
- Co ona ma czego mi brakuje Ross? Czemu wolisz tą sierotę?
- Bo to moja jedyna Blair. Nie zrozumiesz tego. Nie chcę by była taka jak ty. By gwiazdorzyła i szukała tylko sposobu by zaistnieć. Ona jest autentyczna i prawdziwa. Nie tak jak ty. - Blair się rozpłakała. Zegar wybił północ.
- Blair nie płacz. - Ramiączko się jej zsunęło i Ross je delikatnie poprawił.
- Nigdy cię nie odzyskam?
- Nie. Zawsze będę Laury. -Usłyszał dziwny hałas za oknem. Podniósł się i wyjrzał na zewnątrz. O dziwo Blair postanowiła wyjść.
- Szkoda, jak zmienisz zdanie zadzwoń. - Cmoknęła go w policzek i wyszła.
Ross miał dziwne przeczucie, że zbyt łatwo to wszystko poszło.

  - Wygonił cię.
- Tak miało być - odparła Blair. Dziewczyny wsiadły do samochodu.
- Co z Laurą?
- Wybiegła z płaczem - odpowiedziała Kim.
- Nareszcie, mała sierotka odczepi się od mojego Rossa.
- Mi jej szkoda - powiedziała Brooke, od razu dostała kuksańca od siostry.
- Miejsce takich przybłęd jest na ulicy, niech znajdzie sobie jakiegoś faceta ze swoich sfer.
- Raczej nie znajdzie bo ona nie jest z żadnych sfer. - Dziewczyny wybuchły śmiechem.
- Masz rację kto by chciał coś takiego.
- Właśnie. Ma teraz nauczkę. Ze mną się nie zadziera - powiedziała Blair.
- I co teraz? - zapytała Brooke.
- Teraz to  tylko czekamy, aż nic nie wiedzący Ross spotka Laurę, a ta z nim zerwie.
- I jak go odzyskasz?
- Myślisz, że on zraniony do kogo przyjdzie?
- Do swojej siostry? Braci? Justina? - mówiła Brooke. Blair zmierzyła ją chłodnym wzrokiem.
- Do mnie kretynko!
- Myślę, że do ciebie nie przyjdzie.
- Czemu?
- Bo on ciebie nie chce - powiedziała Brooke.
- To mnie zechce. Znajdę na to sposób. On jest mój i koniec.
- Jasne.
- Ta mała sierotka wreszcie dostanie za swoje, pewnie teraz siedzi i płacze gdzieś - odparła Kim.
- Ja i Ross jesteśmy sobie pisani.
- Ja myślę, że on woli by napisać mu Laurę - powiedziała Brooke.
- Co ty pleciesz wariatko?!
- Ty jesteś wariatką!
- Ty!
- Cicho! Obie jesteście tępe. Jednak jakiś jest z was pożytek.
- Odzyskasz go. Jesteście z Rossem parą idealną.
- On jeszcze będzie za mną szalał.
- Póki co szaleje za Marano - powiedziała Brooke.
- Zamknij się!
- Właśnie, zawsze musisz coś palnąć. Przecież wiadomo, że on musi pokochać znów Blair, przecież po to właśnie rozbiłyśmy jego związek z Marano.
- Aha, ja myślałam, że on ma być z Seleną Gomez.
- Dobra idiotki odwieźcie mnie do domu - powiedziała Blair.

   Laura wybiegła ile sił w nogach z tego przeklętego ogrodu. Nie mogła uwierzyć, że Ross ją tak perfidnie zdradził. Czuła jak łzy płyną jej z powiek. Wszystko ale nie to. Przecież mu ufała. Wyrzuciła różę i wybiegła na ulicę. Nie wiedziała gdzie biegnie, chciała po prostu uciec od tego co widziała. Przebiegła kilka przecznic i nagle wylądowała w parku, tym samym co wpadła na Rossa po śmierci ojca. Usiadła na ławce i rozpłakała się na dobre. Chciała wyrzucić ten przeklęty obraz z głowy, ale nie mogła. Łzy płynęły same. Nagle wszystko zaczęło się układać. Był z nią dla zabawy, ona była tylko zwykłą dziewczyną. Kopciuszkiem jak to mawiał. On jest wielką gwiazdą, kimś ważnym. To Blair do niego pasuje, nie ona. Przykre, ale prawdziwe. To było zbyt piękne by było prawdziwe. Tacy ludzie jak ona nie zasługują na szczęśliwe zakończenie. Jej płacz przeszedł w spazmy. Czuła jakby ktoś wbił jej nóż w serce. Świadomość, że po prostu się nią bawił była druzgocząca. Te miesiące z nim...to było kłamstwo. Tak, jedna wielka, pieprzona ściema. Nigdy nie była dla niego ważna. Oddała mu serce i swoje ciało, a on traktował ją jak panienkę do towarzystwa. Pobawił się i wrócił do Blair. Przecież tworzą parę idealną. Przeczesała zdenerwowana włosy. Chciała zadzwonić do Stacy, ale Hannah zabrała jej telefon. Mogła tam iść ale nie chciała z nią gadać. Co miała powiedzieć? "Cześć, miałam spędzić czas z Rossem, ale on woli Blair". Poza tym, znała Stacy na tyle by wiedzieć, że ta zerwie natychmiast z Justinem, a tego nie chciała niszczyć, mimo, że to przyjaciel Rossa. Marzyła by dostać stypendium i wyjechać na Broadway. Nawet złożyła dokumenty i czekała na decyzję. Testy wstępne przeszła. Miała się jeszcze pokazać komisji z jednej z nowojorskich szkół. Pojechałaby wtedy na roczną wymianę. To jej jedyna szansa, gdy tego nie dostanie nigdy nie wyrwie się od Hannah i od Rossa oraz całego tego gówna. Była wyczerpana. W jej życiu ciągle coś się waliło. Ale czemu? Przecież dawała z siebie wszystko, a Bóg tak ją karał. To było niesprawiedliwe. Chciała tylko być szczęśliwa, czy to tak wiele? Objęła się ramionami, wieczór był chłodny ale ona nie czuła zimna. Tylko ból. Kochała. Pierwszy raz komuś zaufała i kogoś pokochała, już wie, że to był błąd. Nigdy nie powinna była wpuszczać Rossa w swoje życie. Nie traktował ją na poważnie tak jak ona jego. Oczywiście, że nie zakładała, że będą do końca życia we dwoje, ale myślała, że trochę dłużej niż pół roku. Kilka dni wcześniej przecież obchodzili właśnie pół-rocznicę, a teraz co? Ona siedzi w parku i wypłakuje oczy za jakiegoś dupka. Była głupia. Siedziała tak i mijały kolejne minuty i godziny. Z czasem płacz ucichł. Była tylko taka obezwładniająca pustka. Gdy zaczęło świtać postanowiła wrócić do domu. Nie mogła całe życie tu siedzieć. Choć uwierzcie chciała. Nie spieszyła się, szła powoli. Gdy weszła w salonie zastała Hannozmorę.  Zdjęła bluzę, Hannah spała na sofie w dość dziwnej pozycji. Wszędzie walały się kubełki z KFC.  Chciała przejść jak najciszej by nie obudzić tej wiedźmy, ale nie udało się.
- Ej, gdzieś ty była całą noc? - odezwała się skrzeczącym głosem Hannah. Podniosła się do pozycji siedzącej. - Ćwiczyłam jogę - powiedziała.
- Hej, płakałaś czy zawsze jesteś taka spuchnięta? - zapytała. - Wcześniej nie zauważyłam. Co się stało?
- Wolałabym o tym nie rozmawiać - odparła Laura.  Ostatnie na co miała ochotę to gadać z tym babsztylem.
- Pogadaj ze mną, no już siadaj. - Hannah poklepała sofę. - No już. - Laura wiedziała, że Hannah jej nie odpuści. Usiadła na krześle w kształcie ludzkiej ręki.
- Tam też może być. Ross? Ohhh - Hannah pokręciła głową. - Znalazł sobie ładniejszą i zdolniejszą? - Laura czuła, że zbiera się jej na płacz.
- Ohh współczuję, nie przeżyłam czegoś takiego, ale brałam lekcje aktorstwa. Mogę sobie wyobrazić, co czujesz. Jedna rada. Historia Rossa będzie typową hollywoodzką opowieścią. Nie płacz z jego powodu. Jesteś żałosna.
- Nie mogę się doczekać przeprowadzki z dala od ciebie - odparła Laura.
- Masz na myśli szkołę i tą durną wymianę? Myślisz, że przeprowadzisz się na Manhattan? Nie powiedziałam ci? Sorry, zapomniałam. Dzwonili ze szkoły, pomylili się. Nie jedziesz na żadną wymianę.  - Laura spojrzała na nią przestraszona.
- Co? Kłamiesz - powiedziała.
- Nie. Przysłali odmowę, leży gdzieś w tej kupie śmieci, którą masz posprzątać. - Laura wstała i zaczęła przeglądać rzeczy. Znalazła kopertę i nerwowo ją otworzyła. Przeczytała zawartość.
- Jak to nie mam stypendium?
- Masz.- Hannah dała jej drugą kopertę. Laura nieufnie ją wzięła. Nie wierzyła w to co przeczytała.
- Cieszę się, że porozmawiałyśmy. Zawsze chciałam być matką, której nie miałaś.
- Nie wierzę.
- Tak, twój kochaś okłamywał cię od samego początku. Płacił ci za szkołę. W sumie to się cieszę, teraz będziesz miała dla nas więcej czasu. - Hannah uśmiechnęła się szeroko. Laura nie wytrzymała i poszła do siebie.

  Leżała tak od kilku godzin. Już nie płakała, patrzyła tylko beznamiętnie w ścianę. Jej świat nie istnieje ona już nie istnieje. Straciła totalnie wszystko, Rossa, szkołę, szansę na oderwanie się od Hannah i jej głupich córek. Wykręciła numer do Stacy.
- Halo - odezwała się dziewczyna.
- Stacy...
- Laura? Co się stało?
- On...ja...to koniec.
- Laura, co ty mówisz?! Przecież wczoraj cię tam zawiozłam co się stało?
- On...był z Blair.
- What the fuck?! Co ty bredzisz?! Z tą suką?
- Była u niego, siedzieli na łóżku i...on płacił mi za szkołę.
- Co do jasnej kurwy nędzy?!
- Nie było stypendium Stacy, on płacił za szkołę. Nie mam już nic. Do końca życia będę pracować u Hannah.
- Skąd to wiesz?
- Ona pokazała mi dokumenty z uczelni.
- A skąd ta wiedźma je ma? - zapytała Stacy.
- Nie wiem, ale ma. On kłamał od początku.
- A to drań. Jak go dorwie. Pożałuje, że się urodził.
- Byłam tylko zabaweczką dla wielkiego gwiazdora. Powinnam się chyba cieszyć, że taki facet jak on chociaż przez chwilę na mnie spojrzał nie?
- Tak mi przykro Lau. - Nastąpiła chwila ciszy.
- Kłamał od początku, pewnie nawet mnie nie kochał.
- Jeśli tak to jest dobrym aktorem - odparła cicho Stacy.
- Genialnym!
- Laura wiedz, że ja już nie będę się spotykać z Justinem.
- Stacy nie! Nie możesz...
- On jest jego najlepszym przyjacielem i zapewne wiedział o całym tym gównie. Nie wiem czemu życie cię tak każe Laura. Naprawdę sądziłam, że to dobry facet.
- Ja też - wyszlochała Laura.
- Przykro mi. Zobaczysz jeszcze będzie lepiej skarbie.
- Oby - odpowiedziała Laura.
- Nie przejmuj się tym dupkiem, nie jest wart twojej osoby.
-Kochałam go.
- Cśś...zapomnij o nim. To koniec.
- Tak to koniec - wyszeptała.

 
 Laura nie zamierzała tak łatwo rezygnować, chciała iść do szkoły i porozmawiać z dyrekcją. Może uda się jej jakoś odpracować stypendium. Nie mogła pozwolić by Lynch płacił jej za szkołę. Nie jest jego dziwką. Nie chce jego pieniędzy. Już wymazała go z pamięci, tak przynajmniej sobie powtarzała. Nic dla niej nie znaczył, tak jak ona dla niego. Normalna przygoda i tyle. Szła przez parking do szkoły gdy go usłyszała.  On stał z Justinem i grupką jakiś nie znanych dzieciaków. Martwił się bo Laura od rana nie odpisała na żaden jego sms. To nie było normalne. Justin jak zawsze się popisywał. Był z nimi w trasie i teraz lansował się przed tymi ludźmi.
- Japonia była super, jak film z Brucem Lee tylko bez napisów. - Ross zauważył Laurę. - Mdliło mnie po sushi.
- Laura! - krzyknął Ross. Laura odwróciła się i zaczęła od niego uciekać.
- Zaraz wracam - powiedział blondyn do kolegi.
- Laura! - Ross zaczął za nią biec. Martwiło go czemu go ignorowała. Co takiego się zmieniło od wczoraj?
- Zwolnij. - Złapał ją za rękę i zaszedł jej drogę. Nie takiej rekcji się spodziewał.  - Co się stało? Dzwoniłem do Stacy. - Patrzyła na niego z takim wyrzutem, poczuł zimną bryłę lodu w sercu. Coś nie grało. Stacy rano też była dla niego niemiła. - Co takiego zrobiłem?
- Nieważne - odpowiedziała. Wyminęła go. Tak łatwo się go nie pozbędzie. - Z nami koniec. - Te słowa były jak pocisk. Zaszumiało mu w uszach. Chyba się przesłyszał. Nie powiedziała tego. Co takiego się wydarzyło? Przecież wczoraj było normalnie.
- O czym ty mówisz? - Zatrzymał ją.
- Było ci mnie żal? Litowałeś się nade mną dlatego się umawialiśmy? Chciałeś się mną pobawić aż trafi się ktoś lepszy? Bo ucieszę się, że wielki gwiazdor mnie lubi? Wiesz co jest najgorsze?  Myślałam, że jesteś inny. - Odeszła od niego. Stał chwile i nie wiedział co robić. Czemu tak mówi? Nic nie rozumiał. Ruszył za nią.
- Laura. - Chwycił ją za rękę i odwrócił do siebie. Ręką pogładził jej policzek. Nie chciał by to się kończyło. Nie tak. Nie teraz. Ona była jego jedyną. Był tego pewien. Wyrwała mu się.
- Jestem inny - powiedział.
- Dzięki za lekcje, ale skończyłam z tańcem.
- Jak to skończyłaś?
- Wiem, że płacisz mi za szkołę Ross. 
- Laura...to nie tak jak myślisz.
- Oddam ci wszystkie pieniądze. Nie martw się o to.
- Laura ja nie chcę od ciebie pieniędzy.
- Bo masz mnie za biedaczkę i sierotę?! Litujesz się nade mną?! Biedna służąca nie może się dostać do szkoły, więc co tam, zapłacę jej za studia. Wszystkim laskom tak robisz?!
- Laura ja się nie lituję nad tobą, chciałem tylko ci pomóc.
- Tak się Ross nie pomaga. Tak się okłamuje. Kłamałeś. Od początku mnie oszukiwałeś.
- Laura wiedziałem, że tak zareagujesz. Uwierz chciałem ci nie raz powiedzieć. Jesteś świetną tancerką, nie chciałem by taki talent się zmarnował.
- Myślałeś, że mnie przekupisz?
- Nie Laura, nic nie rozumiesz. Chciałem ci tylko pomóc.
- Daj mi spokój Ross. Cześć. - Odwróciła się i odeszła. On stał i nie wiedział co robić. Jedno jest pewne.
Stracił ją.



piątek, 17 czerwca 2016

Rozdział dwudziesty siódmy

"Dobrze, że jesteś każdego dnia" - Video

  - Przyniosłem wódkę - powiedział Riker stawiając kieliszki na stole.
- Świetny klub, nigdy tu nie byłam - rzekła Kendall.
- Bo ty nigdzie nie chodzisz skarbie - odpowiedział Rocky, Riker się roześmiał a Kendall pokazała mu język.
- Nieprawda z Kylie i przyjaciółkami non stop imprezujemy.
- Widzisz? Mówiłem ci, że niezłe z niej ziółko - skomentował Rocky do brata.
- Słodcy jesteście. Normalnie zaraz się porzygam. - Dwójka pozostałych wybuchła śmiechem.
- Dobra panowie, my tu gadu gadu a tu wódeczka stygnie. 
- Racja - powiedział Riker. Wszyscy wznieśli kieliszki.
- Za miłość - powiedział Rocky.
- Za R5 - rzekł Riker.
- Za nas - dopowiedziała Kendall. Wszyscy stuknęli się kieliszkami i wypili ich zawartość.
- Ehh dobra - skomentował blondyn.
- Kochanie od kiedy ciągnie cię do alkoholu? - zapytał Rocky.
- Od zawsze.
- Tak?
- Nio. 
- Matko przestańcie, bo zwrócę ten dar niebios.
- Lepiej nie. - powiedziała.
- Właśnie. Nie oddawaj, nie trzeba. 
- Rzygać będę od tej waszej słodkości. Po cholerę się zgodziłem z wami iść?
-  A - bo nie miałeś nic lepszego do roboty w piątek wieczór. B - kochasz nas.
- Jasne, zwłaszcza to drugie.
- Wiesz zawsze mogłeś się załapać na pieczenie ciastek i robienie origami z Rydel - powiedział z sarkazmem Rocky.
- Boże uchowaj. Wiesz jaka ona jest.
- Zbyt nadgorliwa? - odezwała się Kendall.
- Chyba upierdliwa. Rydel, jest kochana, ale czasami jest jak wrzód na dupie.
- Rocky! - skarciła go dziewczyna.
- On ma rację, czasami w trasie była nie do wytrzymania. Kobiety...
- Hej! Panowie!
- Trasa...kurde ile to już czasu.
- No, z pół roku. Odeszliśmy Rocky.
- Taa.
- Nie planujecie wrócić? - zapytała Kendall.
- Ja bym chciał.
- Ja też - powiedział Rocky.
- Nawet Ell i Rydel.
- To w czym problem?
- Problem tkwi w Rossie. On chce się wyłamać. Zresztą, otwiera szkołę tańca a jesienią wydaje płytę.
- A wy?
- My skarbie idziemy w zapomnienie.
- Pogadajcie z nim.
- To nie takie proste. Nie można kogoś zmusić, by robił coś czego nie lubi. W muzyce, zespole chodzi o pasję. Ross przestał czerpać pasję z R5. R5 stało się dla niego ciężarem, a nie inspiracją i radością.
- Ale on chciał chyba być zwykłym chłopakiem?
- Tak, ale to Ross. Jego nie ogarniesz - odpowiedział Rocky.
- No, chciał. Potem jednak stwierdził, że spróbuje własnych chwil.
- Myślicie, że R5 wróci?
- Kiedyś... - rzekł ze smutkiem blondyn.
- Kochanie, ten blond ci nie pasuje - powiedział Rocky do Kendall.
Wszyscy znów wybuchnęli śmiechem.


   Oglądał "Z kamerą u Kardashianów". W sumie to nie miał pojęcia, po jaką cholerę to ogląda. Program był do dupy. Poziom inteligencji -1. Rodzinka jakich wiele w Hollywood. Nadziani i głupi, tak by skomentował to reality show. Nie miał pojęcia co robić. Rydel robiła jakiś babski wieczór z koleżankami ze szkoły tańca. Nie był zaproszony. Ostatnio wiele myślał o swoim życiu i zespole. Od najmłodszych lat, chciał być perkusistą. Życie muzyka go kręciło, ale od kilku miesięcy siedzi w domu i nie ma pojęcia co zrobić. Czar gwiazdy rocka minął.  Miał hajs i wszystko, ale nie miał pomysłu co dalej, jak ułożyć swoje życie. Nigdy nie miał planu B, zakładał bycie gwiazdą i przez chwilę faktycznie nią był. Podróże, koncerty, wywiady, to wszystko było. Dzięki R5, poznał wielu wspaniałych ludzi, dokonał wielu cudownych rzeczy. Miał tyle wspaniałych wspomnień i najważniejsza rzecz poznał Rydel. Pamięta dzień gdy w szkole tańca zobaczył ją i chłopaków. Siedział pod lustrem, a ona tańczyła z innymi. Spodobała mu się. Wyróżniała się spośród innych. Długie blond włosy, grzywka i mnóstwo bransoletek na rękach. Gdy zobaczył ich paczkę po zajęciach, myślał że pęknie ze śmiechu. Trójka blondasków, jeden niższy od drugiego. Urocze. Rydel wyróżniała się przede wszystkim stylem. Nie nosiła się jak inne dziewczyny. Jej ubrania były...dziwne. Mnóstwo różu i błyskotek i nieodłączny plecak z Hello Kitty. Nie powie, że go nie zafascynowała. Przyglądał się jej kilka tygodni. Dopiero jak usłyszał jak jej bracia gadają o muzyce postanowił się ujawnić. Szybko dogadał się z chłopakami, zwłaszcza z Rockym. Rydel go zaskoczyła.Uważał ją za lalkę Barbie, ale nie dość, że była bardzo zabawna, inteligentna to nie była na pewno słaba. Było w niej i jest coś z chłopaczary. Potrafi się bić i jak jest zła bluzga gorzej niż nie jeden chłopak.  Długo był tylko jej przyjacielem. Miał Kelly. Wie, że to nie było dobre. Mieć dziewczynę a 80% czasu spędzać z drugą. Dlatego zerwał z Kelly. Ona wiedziała, że Rydel to nie tylko koleżanka z zespołu. To ktoś zdecydowanie ważniejszy. Pamięta jak Rydel go pocieszała po zerwaniu, a on wcale nie był zdruzgotany. Kelly była super dziewczyną i kochał ją w pewnym momencie swojego życia, ale odkąd poznał Delly nie potrafił już kochać Kelly tak jak kochał wcześniej.
- Witaj synku.
- O cześć mamo, jak w pracy?
- A dobrze, a ty co dziś robiłeś?
- Ja? A w sumie nic ciekawego. Grałem trochę na kompie, potem poćwiczyłem na perkusji. Pojechałem z Mattem popływać na plażę, a potem wróciłem i siedzę przed telewizorem.
- Hmm, dość sporo ostatnio tak siedzisz przed telewizorem. Poza tym wiesz, nie przesadzaj z deską, lekarz mówił...
- Bym się jeszcze oszczędzał. Wiem mamo.
- Ja tylko dbam o swojego synka.
- Mam 23 lata mamo.
- I nadal muszę o ciebie dbać.
- Ty i te twoje matczyne troski.
- Wiadomo co z zespołem?
- Pytasz o to codziennie - odparł i przełączył kanał.
- Bo widzę, że masz już dość siedzenia z matką i ojcem.
- Król Rossy jeszcze nie zdecydował czego chce.
- Może powinniście z nim wszyscy porozmawiać. Byliście tyle lat zespołem, nie może tak po prostu...
- Nas rzucić? Mamo to Ross. On wie, że może zrobić wszystko. Rydel mówi, że być może jest szansa na to by R5 wróciło.
- Ale w całym składzie?
- Nie wiem. Ja jestem za tym byśmy wrócili we czwórkę, cóż koncepcja nazwy zespołu się posypie, ale przynajmniej nie będziemy siedzieć w domu i nic nie robić.
- Myślę, że jednak powinniście wrócić w piątkę.
- A masz pomysł jak go zmusić do powrotu?
- Nie wiem.
- No właśnie. Ja mam dość proszenia go by łaskawie ogarnął swoje cztery litery i wrócił tam gdzie jego miejsce. Chce solowej kariery, to ma,
- Co u Rydel?
- Dobrze, robi jakiś babski wieczór.
- Jutro się spotkacie?
- Chyba. Może pojedziemy do disneylandu?
- Dobry pomysł. Ona lubi takie rzeczy.
- Mamo?
- Tak?
- Skąd wiedziałaś, że tata to ten mężczyzna? Wiesz, o co mi chodzi, że to ten, za którego chcesz wyjść? - Matka spojrzała na niego podejrzliwie.
- Hmm, skąd wiedziałam? Po prostu, to czułam. Szanował mnie, kochał i wiedziałam, że w każdej sytuacji mogę na niego liczyć. Nie ważne co się stanie, on jest przy mnie. Gdy zapytał mnie, o to czy będę jego żoną, wahałam się.
- Serio?
- Tak, tydzień zwlekałam z odpowiedzią. - Roześmiała się kobieta.
- Czemu? - zapytał Ellington.
- Proste. Gdy decydujesz się na małżeństwo,to decydujesz o całym swoim życiu. Nie byłam pewna, czy aby na pewno to ten. Kochałam go nad życie, ale bałam się powiedzieć "tak".
- To czemu w końcu powiedziałaś?
- Zapytałam się swojej mamy co zrobić, a ona zadała mi trzy pytania.
- Jakie?
- Czy go kocham? Czy on mnie szanuje? I najważniejsze, czy wyobrażam sobie życie bez niego. Pamiętam jak zadała mi ostatnie pytanie i wyobraziłam sobie, że jestem z kimś innym, że twój tata odszedł.
- I co?
- Zalałam się łzami. - Uśmiechnęła się kobieta. - Nie wyobrażałam sobie życia z innym.
- Hmm.
- Elligtonie?
- Tak?
- Czyżbyś myślał o tym, o czym ja myślę?
- Tak mamo, myślę by oświadczyć się Rydel - odparł.

  Myślała że go zabije. Był tak cholernym idiotom, że aż żal się jej go robiło. Do tego jeszcze egoista, tylko on i on. Nigdy ona. Jeśli się w czymś z nim nie zgadzała od razu był foch. Miała go czasami dość. Coraz częściej zastanawiała się czy aby na pewno go kocha. Denerwowały ją jego ciągłe humory. Wiedziała, że sama nie jest bez winy, też często wyżywała się na nim bez powodu, ale coraz częściej towarzyszyło jej uczucie, że to nie to. Że oszukuje sama siebie.
- Mam już dość! - krzyknęła do słuchawki.
- Tak? Taka jesteś?
- No jaka?
- Taka - odpowiedział.
- Możesz zacząć wysławiać się jak dorosły a nie czteroletni chłopiec? - warknęła.
- Zawsze jesteś na nie. Co bym nie zaproponował to na nie. Poza tym to tylko udowadnia, że wcale za mną nie tęsknisz.
- Ja? To chyba ty jesteś na nie.
- Na pewno nie.
- Mhm.
- Wiesz co jak chcesz. Ja się prosić nie będę - powiedział.
- Jasne, typowa dla ciebie postawa, obrazić się i tyle.
- Nie obrażam się po prostu jest mi smutno.
- Mhm. Wystarczy, że coś jest nie po twojej myśli i ty już się obrażasz. Ogarnij się - powiedziała.
- A ty jesteś jak histeryczka. O byle bzdurę panikujesz.
- Ja?
- No chyba nie ja.
- Wiesz co, mam cię dość idioto.
- Tak? Jestem idiotą? Fajnie masz.
- A kto mnie ostatnio nazwał opóźnioną w rozwoju i wariatką? Niech pomyślę...Ty.
- To było żartem.
- Mało śmieszny ten żart - syknęła.
- Po prostu jesteś drętwa.
- Ja jestem drętwa? Chyba żartujesz.
- Nie nie żartuję. Jesteś nudna jak flaki z olejem. Wielka dama ze wsi.
- To, że urodziłam się w Texasie, nie znaczy, że jestem ze wsi.
- Jasne - prychnął.
- No tak.
- Jesteś wieśniaczką. Wystarczy na ciebie spojrzeć.
- Wiesz co, teraz już przegiąłeś - krzyknęła.
- Tak? To co zrobisz?
- Nie będę się do ciebie odzywać.
- Pfff, wytrzymasz z 10 minut.
- O wiele więcej. Tym razem przegiąłeś Justin. Mam dość ciebie i twoich chamskich tekstów. Jesteś największym chamem i egoistą jakiego znam.
- Tak?
- Tak. W życiu nikogo gorszego nie spotkałam.
- Aha czyli nie jesteś ze mną szczęśliwa? Za takiego mnie masz.
- W tym momencie tak. Dorośnij.
- Wiesz co, ja też mam ciebie dość. Pa.
- Żegnaj.

  - Ta mała franca nas popamięta - syknęła Kim.
- Ale ją załatwimy.
- Jestem genialna.
- Ty? - zapytała Brooke.
- No ja, ty nie masz nawet za grosz szarych komórek.
- To ty jesteś bezkomórkowa. Ja mam najnowszego smartfona.
- Ugh nie o tym mówię.
- O co się kłócicie? - Hannah akurat wyszła z zabiegu akupunktury.
- Ona nazwała mnie bezkomórkową - poskarżyła się Brooke.
- Rozwiążę wasz dylemat - powiedziała Hannah.
- Tak? - spytały jednocześnie bliźniaczki.
- Obie jesteście tępe. - Kim się naburmuszyła.
- Może mamo - odpowiedziała radosna Brooke.
- Mamo nie lubisz Marano prawda? - zapytała Kim. Hannah spojrzała w kierunku kuchni.
- Nie znoszę. Gdyby nie to, że jej matka była najlepszą moją tancerką to bym wywaliła tą dziewuchę.
- A wiesz, że ona kręci z Rossem Lynchem?
- Co? - Hannah wytrzeszczyła oczy
- No tak, ta mała małpa chodzi z Rossem Lynchem.
- To dlatego nie chciał ze mną nagrać duetu.
- Dlatego - rzekła Brooke.
- Mamo dasz jej to, dziś w nocy? - zapytała Kim.
- A co to? - Kobieta spojrzała na kopertę.
- To dokument, który potwierdza, że Laura nie ma stypendium.
- Jak to? Przecież chodzi do szkoły.
- Płaci czesne.
- Hahhha żartujesz córciu? Nie stać jej nawet na 1/4 tej sumy. - Kobieta wybuchła śmiechem.
- Ma sponsora - odpowiedziała Brooke.
- Niby kogo?
- Rossa. - Kobieta spojrzała z powagą na córki.
- A to mała suka. Tyle jej daliśmy a teraz tego biednego chłopaka wykorzystuje.
- W sumie to on jest bogatszy niż my - palnęła Brooke, kobiety spojrzały na nią ze złością.
- Gdybyś była mądrzejsza to byś zauważyła, że mamie chodziło o co innego.
- O co?
- O to, że ta mała leci tylko na hajs Lyncha i jego sławę.
- Dam jej to - odpowiedziała Hannah i poszła do swojej sypialni.
- No to jedno mamy z głowy, chodź do niej. - Bliźniaczki poszły do kuchni. Laura robiła obiad.
- Jak tam Kopciuszku? - Kim oparła się o lodówkę, a Brooke stanęła koło niej.
- Możesz mnie tak nie nazywać?
- Przecież jesteś Kopciuchem - odparła Brooke.
- Nie jestem - warknęła Lau.
- Przecież znalazłaś swego księcia z bajki.
- Zazdrosne?
- Szkoda, że lecisz tylko na jego hajs - powiedziała Brooke, wtedy Kim uderzyła ją łokciem.
- Co? - zapytała Laura.
- Nic, Brooke naoglądała się za dżzo brazylijskich telenoweli - odparła szybko Kim. Wtedy zadzwonił dzwonek. Laura spojrzała na bliźniaczki a potem poszła otworzyć. Po chwili wróciła z bukietem czerwonych róż.
- Od kogo to? - zapytała piskliwie Brooke.
- Nie wiem. - Laura zaczęła szukać liściku, po chwili go znalazła.
Dla mojej najdroższej. Moje serce należy do Ciebie. Spotkajmy się dziś o północy u mnie. Wejdź tylnym wejściem. Miej przy sobie jedną różę.
Kocham Cię.
Ross.
- Czyżby twój Romeo napisał?
- Spadajcie - odpowiedziała Laura i poszła wstawić kwiaty do wazonu.

 - Ross to romantyk, nie to co mój Justin. On to się nadaje tylko do obory - Laura uśmiechnęła się.
- Oj daj spokój, pogodzicie się.
- Z tym dupkiem nie chcę mieć nic wspólnego!
- Tak teraz mówisz.
- Zdania nie zmienię póki mnie nie przeprosi. A ty mogłaś się nieco lepiej ubrać. Co to za wiszący sweter i dresy i pożal się Boże czapka bezdomnego? Ross cię zaprasza na romantyczną i upojną noc a ty wyglądasz jak byś szła z kumplami na piwo.
- To mój najlepszy sweter. Poza tym to nie dresy, a dżinsy i zauważ, że założyłam botki na obcasie/
- Taaa wyglądasz dzięki nim jak seksbomba.
- Stacy! - Laura przekręciła oczami. 
- Dobra wysiadaj i baw się dobrze. Mam czekać?
- Nie, pewnie zostanę na noc.
- I to nastawienie mi się podoba. - Stacy zaczęła się śmiać.
- Nie o to mi chodziło! Stacy ty zboczeńcu. - Laura również zaczęła się śmiać.
- Dobra idź bo już północ prawie.
- Pa.
- Pa.
Laura szła podekscytowana. Trzymała w rękach róże. Wszędzie było już ciemno i pusto. Jednak nie bała się. Nie mogła się doczekać, aż go zobaczy. Chciała być już w jego ramionach i poczuć jego usta na swoim ciele. Cieszyła się, że Ross wysłał jej kwiaty i liścik oraz zaaranżował spotkanie. Mało, który facet tak robi. Minęła jego dom i skręciła w uliczkę. Doszła do furtki. Była jak zawsze otwarta. Minęła alejkę, obsadzoną żywopłotem i doszła do drzwi tarasowych. Serce waliło jej jak młot. Uniosła wzrok i struchlała. Schowała się w ciemności i obserwowała to, co się dzieje w środku. Ross leżał na łóżku bez koszulki, przykryty kołdrą, a przed nim siedziała dość wymownie pochylona Blair. Miała na sobie letnią, niebieską sukienkę, z dużym dekoltem, jedno ramiączko jej opadło, a Ross je delikatnie poprawił. Wyglądali jakby mieli się pocałować. Coś mówili, ale Laura nie wiedziała co. Pewnie szeptali jak kochankowie, czułe słówka. Zaczęła płakać. Ból rozdzierał jej serce. Tak go kochała, i tak mu wierzyła a on ją zdradza z tą suką Blair, która uprzykrza jej życie. W jednym momencie zrozumiała, że była tylko zabawką. Wielki gwiazdor, zechciał być normalnym chłopakiem, więc ona była w tym momencie idealna. Zwykła, biedna dziewczyna, sierota. Jak mogła się łudzić, że jest kimś więcej? Nie mogła dłużej na nich patrzeć. Uciekła.
***
Hejo, hejo. Jak obiecałam tak jest, po pół roku pojawił się rozdział na Kopciuszku. Wiem, że długo ale studia, chłopak i ciągle kłopoty z mieszkaniem nie są sprzyjające dla prowadzenia dwóch blogów. Już trzeci raz od października się przeprowadzam :(. Lipa. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Postaram się jak najszybciej dodać rozdział na JLM. Jest już w połowie napisany ;). Miłego czytania i komentowania.
Do napisania.
Delly♥