Strony

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział piąty

Minęło kilka dni odkąd wrócili do Los Angeles. Długo myślał, aby tam pójść. Kiedy odeszła stracił nadzieję. Teraz znowu czuł się beznadziejnie. Bał się, że to co przez tyle lat pielęgnował rozpadnie się. W ekipie był jeden słaby element. Ten człowiek mimo kryzysu swojej twórczości, może zrobić wszystko, jest z nich najbardziej popularny. Riker zdawał sobie sprawę, że bez Ross'a zespół nie będzie istniał, z drugiej strony wiedział, co on teraz czuje, trzy lata temu czuł to samo. Dopiero Emily otworzyła mu oczy, niestety na krótko. Tęsknił za nią, chciał się spotykać z innymi, ale ciągle tkwił w rozpaczy. Szedł ulicami LA. Mijało go mnóstwo ludzi. Każdy z zapędzony, goni za czymś co jest "niby" ważne. On wiedział, że najważniejsza jest miłość. Po długim spacerze i przejażdżce metrem, wylądował na cmentarzu. Szedł między kolejnymi grobami i czuł, że ma śmierć za plecami. Cmentarz to dziwne miejsce. Riker uważał, że to pogranicze życia i śmierci. Doszedł do znanego grobu. Położył kwiaty i spojrzał na napis na nagrobku: " Emily Parker, żyła lat 20. Zmarła dnia 15 maja 2011 r." oraz na słowa napisane poniżej: " Bo anioły, też czasami odchodzą." Sam postawił jej ten nagrobek. Nie miała rodziny, tylko jego. Jego serce to była ona. Gdy zginęła, stracił je. Usiadł na ławce przed grobem. Spojrzał na zdjęcie uśmiechniętej brunetki. Nie mógł uwierzyć, że minęły trzy lata.
- Dzień doby Emily. Przepraszam, że tak dawno u ciebie nie byłem. - powiedział.
   Laurę obudziła Stacy. Nocowała u niej ponieważ wczoraj ojciec zrobił awanturę i musiała w nocy uciekać. Przeważnie panował nad sobą, ale przegrał wódkę z kolegą i wrócił wściekły. Vanessy od kilku dni nie ma. Może się gdzieś zaćpała. Laura jej nie szukała. Jak znajdą ciało, to policja zapewne ją zawiadomi, a może sama wróci jak będzie chciała pieniędzy.
- Wstawaj śpiochu, bo spóźnisz się do pracy! - powiedziała Stacy, przynosząc jej kubek kawy.
- Dzięki. - Laura wstała i napiła się łyka z kubka. Po chwili delektowania się gorącą kawą spytała:
- A ty dzisiaj nie idziesz do pracy?
- Ja dziś mam zajęcia. Pamiętaj, że studiuje. Będę w pracy dopiero na 17.00.
- Do zamknięcia?
- Niestety. Praca na pół etatu to nie praca. - odrzekła Stacy. Jak zwykle świetnie wyglądała, miała na sobie jeansy, biały top, czarny krawat oraz żakiet biały i czarne pionowe paski, do tego conversy i włosy wysoko upięte.
- Nie musisz przecież pracować. - Laura wstała wzięła swoje ubrania i poszła do łazienki.
- Ale chce, nie zamierzam się utrzymywać z pensji rodziców. Chce sama coś osiągnąć. Zamierzam rzucić pracę w barze. - krzyknęła. Laura na te słowa wpadła z powrotem do pokoju już przebrana w swoje niezbyt ładne, ale wygodne rzeczy.
- Co?! - powiedziała Lau.
- Znalazłam nową pracę. - Stacy zakładała bransoletki.
- Jak? Gdzie?
- U Pool'ów - Stacy poprawiła się w lustrze.
- U tych Pool'ów - Laura nie wierzyła w to co usłyszała.
Bliźniaczki to idiotki, ale ich matka to istna wiedźma. Laura pracowała u nich kiedyś przy obsłudze przyjęcia. Hannah to istny potwór. Kiedyś była aktorką i kiepską piosenkarką. Nagrała jeden hit i słuch po niej zaginął. Miała bogatego męża, który zostawił jej majątek wart kilka milionów dolarów.
- Tak u Kim i Brooke. Wiem, że  to potwory, ale płacą trzy razy tyle co w barze.
- Ha... Trzy razy tyle. Jak ja bym chciała tyle zarabiać. Teraz wiąże ledwo koniec z końcem, - Laura usiadła bezradnie na łóżku.
- To ty weź tą pracę. - koleżanka odwróciła się i spojrzała na Lau.
- Ja? Nie lepiej nie. One przyjaźnią się z Blaire, zniszczą mnie, pamiętasz co było w liceum?
- No weź, potrzebujesz kasy. Zadzwoń, albo ja to zrobię za ciebie. Szukają służącej, dałabyś radę.
- Ok, pójdę tam dzisiaj. Dobra lecę do pracy. - Laura wzięła deskorolkę i postanowiła pojechać najpierw do Pool'ów a potem do baru.
   Vanessa krzątała się od kilku dni po ulicach i melinach. Ukradła trochę kasy Laurze a potem okroiła taką staruszkę. Niestety przepuściła już wszystko. Od wczoraj była czysta. Głód był tak silny, że wykręcała sobie palce i zadawała sobie ból. Miała szczęście bo w autobusie zawinęła gościowi portfel. Szła do znanej jej dzielnicy i mieszkania. Zapukała do drzwi. Otworzył jej czarnoskóry mężczyzna.
- Hej młoda - powiedział.
- Cześć Mike. Ja po to co zwykle. - dziewczyna weszła do mieszkania.
- Kokaina? - mężczyzna przebierał torebeczki leżące na stole. W tym bloku mieszkają sami dilerzy lub złodzieje albo dziwki, taka dzielnica. Same marginesy społeczne.
- Dawaj. - Van czuła, że jeśli zaraz nie weźmie to umrze.
- Grzeczniej, proszę! - mężczyzna podał jej małą przezroczystą saszetkę.
- Daj dwie. - powiedziała. Gość miał sporo w portfelu.
- A masz kasę? Jedna to 30$.
- Tak drogo, było 20$. - Van spojrzała na Mike i wyjęła kasę.
- Lubię robić z tobą interesy. - chłopak podał jej drugą saszetkę. Vanessa wzięła je i wybiegła z mieszkania. Teraz będzie mogła się zabawić.
  Ross wracał z zajęć. Było już po trzeciej. Nie mógł się dzisiaj skupić. Myślał, że wreszcie wszystko jest ok, ale tak nie było. Wczoraj próbował napisać piosenkę, ale nie ma pomysłu o czym, chciał zatańczyć tak jak ostatnio na lekcjach tańca. Niestety nie potrafił. Czuł, że to co robi jest puste. Przyjął cel, musi wydać solową płytę. Ma kilka piosenek, które mógłby wydać, bo bracia nie chcieli ich na krążku R5. Jednak potrzebuje piosenki, która mówiłaby kim jest. Musi im powiedzieć wreszcie o płycie i o tym co ukrywa przed nimi od roku. Na razie nic nie zauważyli, postawi ich przed faktem dokonanym. Gdy tak szedł, pomyślał o tym, że musi jeszcze raz spróbować. Doszedł do baru. Za restauracją był zaułek. Ross pomyślał, że to idealne miejsce by potańczyć lub napisać tekst piosenki. Wszedł głębiej i nagle usłyszał znaną piosenkę. Ukrył się za kontenerem. Gdy się lekko wychylił zobaczył dziewczynę, która zaczęła tańczyć i śpiewać. Miała niesamowity głos. Postanowił ją nagrać. Wyjął telefon, lecz dziewczyna wyłączyła muzykę. Rozejrzała się wokoło i jeszcze raz włączyła piosenkę Seleny Gomez Tell Me Something I don't know:
Everybody tells me that it's so hard to make it,
It's so hard to break it,
There's no way to fake it.
Everybody tells me that it's wrong what I'm feelin',
I shouldn't believe in,
The dreams that I'm dreamin'.

I hear it everyday,
I hear it all the time,
I'm never gonna melt it much,
But they're never gonna change my mind, no. 

Dziewczyna świetnie tańczyła, jednak to jej głos powalił Ross'a na kolana, szczególnie jak zaczęła śpiewać refren:
Tell me, tell me, tell me somethin' I don't know, 
Somethin' I don't know, somethin' I don't know.
Tell me, tell me, tell me somethin' I don't know,
Somethin' I don't know, somethin' I don't know.

How many inches in a mile,
What it takes to make you smile,
Betcha not to trat me like, a child baby.

Tell me, tell me, tell me somethin' I don't know, 
Somethin' I don't know, somethin' I don't know.

Tell me, tell me somethin' I don't know.
Tell me, tell me somethin' I don't know.

Była urocza i słodka, ale miała jakiś pazur. Do blondyna po chwili dotarło kim jest tancerka. To ta kelnerka z baru, Laura.
- Ma ogromny talent. - pomyślał.
Ruchy dziewczyny były strasznie seksowne. Spodobała się Ross'owi. Widać było, że kocha taniec. Tańczyła lepiej niż Blaire, albo on. Nie wie czemu ją nagrywał, jakiś odruch. Chciał to uwiecznić. Do tej pory miał ją za szarą myszkę, a to piękna i tajemnicza dziewczyna. Szkoda, że nie z jego bajki. Gdy skończyła się piosenka Ross wyszedł z ukrycia.
- Powiem ci coś czego nie wiesz. - powiedział bijący brawo blondyn. Dziewczyna, aż podskoczyła gdy go zobaczyła.
- Widziałeś wszystko? - odgarnęła włosy z czoła.
- Jesteś boska!- wykrzyczał i usiadł na schodach prowadzących na zaplecze restauracji. Kelnerka zabrała magnetofon i usiadła obok niego. Po chwili milczenia powiedziała:
- Dziękuję.
- Za co? - blondyn spojrzał na nią.
- Ta praca jest dla mnie ważna. Muszę już iść. - chciała się podnieść, lecz chłopak złapał ją za rękę.
- Stać cię na coś lepszego. Powinnaś się rozwijać, a nie tkwić w tej dziurze. - dziewczyna wyrwała swoją dłoń i spojrzała ze wściekłością na Ross'a.
- Nic o mnie nie wiesz, moje życie to nie bajka jak twoje. Ty masz wszystko. Ja mam ojca alkoholika i siostrę ćpunkę. - wykrzyczała. Nie wiedziała czemu mu o tym powiedziała, przecież co go to obchodzi. Blondyn patrzył na nią.
- A mama? - spytał niepewnie.
- Umarła jak miałam 8 lat. - Lau czuła, że łzy napływają jej do oczu.
- Nie chciałem. - odpowiedział Ross i spuścił wzrok.
- Nie twoja wina. Nigdy nie pogodziłam się z jej śmiercią. Zginęła w wypadku samochodowym, wtedy całe moje życie się posypało. Owszem chce się rozwijać, ale nie mam jak. Starałam się o stypendium na tym waszym uniwerku, ale nie przyjęli mnie. Teraz będę pracować u Kim i Brooke. Życiowa szansa co nie? - Laura gorzko się uśmiechnęła.
- Pamiętaj - chłopak chwycił ją znowu za rękę i spojrzał jej w oczy. -  trzeba walczyć o marzenia, tylko wtedy się spełnią. Ja i moje rodzeństwo to robimy. Walczymy o marzenia. Twoje też się kiedyś spełnią. - Laura na moment straciła kontakt z rzeczywistością. Siedzi i rozmawia z Ross'em Lynch'em to raczej niemożliwe a jednak. Przypomniała sobie, że musi wracać do pracy. Wstała i powiedziała do chłopaka:
- Dzięki, milutki jesteś.
- No wiem. - chłopak uśmiechnął się i puścił do niej oczko.
- Do zobaczenia. - Lau zniknęła za drzwiami restauracji. Ross wiedział co musi zrobić, ma nagranie, pomoże jej i pobiegł do domu.
***
Hello, mam kilka dla was informacji. Po pierwsze to chyba ostatni rozdział jaki dodałam przed końcem wakacji. Nie wiem kiedy pojawi się następny, bo teraz przede mną klasa maturalna i matura :( więc to dla mnie najważniejsze. Mam nadzieję, że mnie za to nie zabijecie :D. Po drugie, zrobiłam ankietę bo chce znać wasze zdanie. W ankiecie pytam jaka piosenka powinna się pojawić w ostatnim rozdziale podczas występu Raury. Jeśli nie pasuje wam żadna z podanych tam propozycji a znacie jakiś fajny duet to podajcie mi tą piosenkę w komentarzu pod rozdziałem. Kolejna rzecz dziękuję za komentarze i pierwsze tysiąc wyświetleń, kocham was ♥Zapraszam na mój drugi blog http://morderstwohamilton.blogspot.com♥ KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ


wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział czwarty

Stacy zobaczyła Laurę, wbiegającą na zaplecze, wyglądała jakby zobaczyła ducha. Była cała mokra i miała strasznie potargane włosy. Stacy nigdy nie widziała Lau w takim stanie.
- Co się stało? - zapytała.
- Nic, zauważyła, że mnie nie ma?
- Nie widzę, że coś się stało. - Laura podeszła do swojej szafki i zaczęła zakładać różowy uniform. Nerwowo zapinała kolejne guziki. Ciągle przed oczami miała Ross'a, który się w nią wpatruje. Nie wie czemu była taka wściekła. Czemu on nigdy jej nie zauważa? To pytanie nasuwało jej się na myśl. Nigdy w życiu nie czuła czegoś takiego jak wtedy przy tym lustrze. Pierwszy raz od dawna, czuła się beztroska. Może dlatego, ją tak to zabolało, bo wie, że to nigdy więcej się nie powtórzy. Minęła koleżankę i poszła do ubikacji. Stacy podążyła za nią, ciągle pytając co się stało. Laura obmyła twarz. Spojrzała w lustro, wiszące nad umywalką.
- Jestem nikim. - pomyślała.
- Lau powiedz co się dzieje, coś się wydarzyło na tych lekcjach? - Stacy była zmartwiona.
- Nie. - odpowiedziała brunetka, która zaczęła wiązać włosy w niedbałego koka.
- Przecież widzę. - Stacy postanowiła nie odpuszczać. Laura spojrzała na nią.
- Ok. Powiem ci wszystko.
- Czekam. - Dziewczyny usiadły na zapleczu.
- Przyszłam jak zwykle do tej starej sali. Zaczęła się lekcja, gdy nagle zjawił się Ross Lynch.
- Kto? - Stacy była zaskoczona.
- Ross. Prowadził lekcję i tańczyliśmy.
- Razem?
- Nie, chociaż można to tak nazwać. Oddzielało nas lustro. Czułam się jak księżniczka. Zapomniałam o wszystkich moich problemach. - Laura miała łzy w oczach.
- To musiało być piękne.
- Bo było, ale co z tego jak on mnie nie widział. Jestem niewidzialna. Wróćmy do rzeczywistości. - Laura poszła na salę.
      Kim i Brooke czekały pod szkołą. Blaire podeszła do nich.
- Co tak siedzicie?
- Czekamy na ciebie. - odpowiedziały jednocześnie.
- To co robimy? - Blaire była jak zwykle znudzona.
- O czym rozmawiałaś z Ross'em? - zapytała Kim.
- Próbowałam go zagadać, rozmawialiśmy o tańcu.
- Znowu cię spławił? - Brooke żałowała tych słów jak zobaczyła spojrzenie Blaire.
- Nie spławił. Tylko zostawił. Był jakiś nieobecny.
- I co zamierzasz? - zapytała Brooke.
- Wróci do mnie czy tego chce czy nie. Pójdę z nim na ten bal.
- Jak zamierzasz to zrobić? - Kim piłowała paznokcie.
- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę.
    Ross i Justin szli ulicą. Mieli iść do baru na rogu. Po dłuższej chwili milczenia Justin zapytał:
- Co się stało pod tym lustrem? Ostatni raz tańczyłeś tak na koncercie w NY, rok temu.
- Nie wiem, mam wrażenie, że ktoś był po drugiej stronie lustra, albo dostaję świra.
-  Stawiam na to drugie. - odpowiedział Justin.
- Może, ale poczułem, że mogę znowu tańczyć i śpiewać, przynajmniej przez chwilę. To było jak magia, niesamowite i niemożliwe. - Ross był podekscytowany. Młodzi mężczyźni weszli do baru. Ross'a zemdliło od zapachu spalonego tłuszczu. Nienawidził takich barów. Usiedli przy jednym z stolików pod oknem.
- Gdzie ta twoja kelnerka. - zapytał ironicznym tonem Ross.
- Tam. - Justin pokazał na dziewczynę o długich czarnych włosach obsługująca stolik po drugiej stronie sali. Obaj wzięli karty, gdy usłyszeli kobiecy głos. Justin wiedział, że to nie Stacy.
- Co podać? - spytała niska brunetka, w niedbałym koku. Ani Ross ani Justin nie zwrócili większej uwagi na kelnerkę. Dziewczyna także. Ciągle patrzyła się w notes, widać, że obsługiwanie gości było dla niej rutyną.
- Poproszę hamburgera z frytkami. - powiedział Justin.
- A ja naleśniki z truskawkami i bitą śmietaną. - kelnerka wszystko notowała, nie patrząc na nich.
- Coś do picia?
- Cola. - odpowiedzieli równocześnie. Kelnerka odeszła od nich.
- Widzisz, przyszedłem z tobą i Stacy nas nie obsługuje. - Justin patrzył na kelnerkę stojącą za barem.
- Nie moja wina. - Ross przeglądał kartę.
   Laura poszła złożyć zamówienie. Czekała na realizacje. Mijały kolejne minuty, jej myśli powędrowały w stronę tańca z Ross'em. Przeżywała to na nowo. Z zamyślenia wyrwał ją krzyk Stacy. Wyjrzała na salę. Zobaczyła, że Stacy i grupka osób stoją przy stoliku, który ona obsługuje. Nie wiedziała o co chodzi. Nie zwracała uwagi na to kogo obsługuje. Nagle jedna z osób przesunęła się i Laura zobaczyła Lynch'a. Oniemiała. Z odrętwienia wyrwał ją krzyk kucharza.
- Stolik numer 6!
Laura zastanawiała się czy iść. Tyle tam osób. Nie chciała aby ktoś wiedział, że tu pracuje. Wzięła tacę z jedzeniem, ukryła się za nią.
- Dam im zamówienie, tak, że mnie nie zauważą. - pomyślała.
  Wszyscy chcieli autografy. Ross nie chciał jeść w takich warunkach.
- Stary chodź idziemy stąd. - powiedział.
- A jedzenie?
- Chcesz jeść gdy wszyscy stoją nad tobą? - Ross podniósł się. Chciał już wyjść, gdy nagle poczuł, że traci równowagę, ponieważ zaczepił nogą o stolik, i że uderza o coś. Rozległ się trzask i łomot. Ross upadł na kelnerkę i przewrócił na nią tacę z jedzeniem. Była cała w dżemie truskawkowym i bitej śmietanie. Ross leżał na niej. Poznał ją. To ta dziewczyna z liceum. Wiecznie na nią wpada.
- Masz frytka we włosach. - powiedział blondyn zdejmując z jej włosów frytka i zjadając go. Dziewczyna dziwnie na niego patrzyła. Przeważnie miała złość w oczach, a tym razem przyglądała mu się z lekkim szokiem. W końcu wykrztusiła z siebie:
- Leżysz na mnie.
- Ooo tak, przepraszam. - Ross wstał i pomógł podnieść się dziewczynie. Chciał już wyjść, gdy usłyszał niemiły kobiecy głos.
- Coś ty zrobiła? Wiesz na kogo to wywaliłaś!
- Ale kierowniczko, to nie moja wina. - odpowiedziała Laura.
- Ona mówi prawdę. - Stacy chciała chronić koleżankę.
- Nic mnie to nie obchodzi. To był Ross Lynch rozumiesz? A ty wywaliłaś jedzenie! Natychmiast wynoś się, nie pracujesz już tu! - krzyczała kierowniczka. Ross usłyszał te słowa. Odwrócił się i zobaczył łzy w oczach kelnerki. Musiał to odkręcić. Wrócił się.
- Przepraszam.
- O pan Lynch. Przepraszam za nią,  to niezdara. Odda panu za pralnię. - pani kierownik zrobiła się strasznie miła.
- Niech pani ją nie zwalnia. - Laura podniosła wzrok i spojrzała na blondyna.
- Niech się pan nad nią nie użala.
- Ale to moja wina. Potknąłem się i  upadłem na nią. To nie jej wina.
- To prawda.  - odpowiedzieli Justin i Stacy. Kierowniczka spojrzała na czwórkę nastolatków i po chwili namysłu powiedziała:
- Dobrze, możesz dalej tu dalej pracować. Posprzątaj to. - pani kierownik odeszła.
- Dziękuję. - powiedziała Laura do Ross'a
- To ja przepraszam. - odpowiedział Ross po czym wyszedł.
***
Dziękuję za masę komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Mam nadzieję, że ten wam się również spodoba. Mam prośbę jeśli chcecie być informowani o kolejnych rozdziałach zostawcie swój user w komentarzu, to ułatwiłoby mi informowanie was ;)

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział trzeci

Dochodziła już druga. Laura patrzyła z niecierpliwością na zegarek, wycierała ladę baru, musiała się jakoś wyrwać. W pracy czuła się chociaż trochę normalnie. Nagle podeszła do niej Stacy z telefonem i zaczęła krzyczeć. Laura strasznie się wystraszyła.
- Kurde, czemu tak wrzeszczysz?!
- Nie wierzę, normalnie to niemożliwe! - Stacy ciągle krzyczała i zrobiła się czerwona na twarzy.
- Spokojnie co się stało? - Laura chwyciła brunetkę i spojrzała jej w oczy.
- R5! R5! - dziewczyna ciągle krzyczała.
- Serio? R5! Co znowu zrobili? - Laura puściła koleżankę, miała poważniejsze kłopoty niż R5. Stacy niczego nie rozumie, to tylko zespół, jakich tysiące, a ona musi ciągle walczyć o nowy dzień. Stacy pochodzi z bogatej rodziny, studiuje i pracuje nie wiadomo po co. Ma czas by zajmować się takimi głupotami. Laura natomiast ma w domu alkoholika i ćpunkę. Czasami czuła się już tak beznadziejnie, ze swoją sytuacją rodzinną, że pragnęła tylko śmierci. Kiedyś wróciła do domu i zobaczyła, że nie ma części biżuterii mamy, wtedy miała już wszystkiego dość. Poszła do kuchni, wzięła opakowanie leków nasennych i popiła wódką ojca. Chciała odejść, uwolnić się, chciała iść do swojej mamy. O dziwo uratowała ją Vanessa, która znalazła ją nieprzytomną na podłodze i wezwała pomoc. To dlatego Lau chce jej pomóc. Z zamyślenia wyrwała ją koleżanka.
- Zawiesili zespół, rozumiesz? - Stacy trochę się uspokoiła.
- Pewnie wrócą.
- Nie tak prędko, Ross poszedł do college'u, tam gdzie ja chodzę i tam gdzie ty się nie dostałaś. - Stacy spojrzała na Laurę.
- Wiem, nie musisz mi o tym przypominać. I czym tu się ekscytować? Ja nawet zbytnio nie wiem kim jest ten Ross i żyję. - Laura dalej sprzątała.
- Hahaha serio? Nie wiesz kim jest Ross Lynch? Chodził z nami do liceum, pamiętasz go z pewnością.
- Nie, nie wiem kto to. - Laura doskonale go znała.
- Akurat. To ten blondasek co wiecznie na ciebie wpada.
- I niech się trzyma ode mnie z daleka. Nie wiem czy przeżyje kolejny upadek.
- Czyli go pamiętasz? - Laura nie odpowiedziała na pytanie Stacy.
- Tak wiem, uwielbiasz go. Pamiętam jak śliniłaś się do jego zdjęcia z zespołem z 2009 roku. Miałaś wtedy 14 lat? - Stacy zaczęła się śmiać.
- Daj spokój wcale się nie śliniłam. Kurcze, która to godzina?
- Za dziesięć trzecia a co?
- Muszę pogadać z Miley. - Laura wybiegła na zaplecze. Siedziała tam młoda mulatka.
- Miley, zastąpisz mnie przez 2h?
- Znowu?! Ona cię w końcu wyleje. - Miley spojrzała surowo na Laurę.
- Powiedz jak coś, że ojciec tu przyszedł i zaczął się awanturować, albo coś takiego.
To co zastąpisz mnie? - Laura zrobiła maślane oczka.
- Dobra biegnij. - odpowiedziała Miley.
- Kochana jesteś. - Laura pobiegła do szatni, zdjęła różowy uniform i biały fartuch. Wzięła kurtkę z szatni i deskorolkę i pojechała pod akademię. Tam weszła przez to okno co zwykle. Zobaczyła, że dziewczyny już siedzą. Była w starej sali do tańca, przez lustro weneckie widziała co się dzieje na lekcji, w ten sposób ćwiczyła od dwóch lat. Przychodziła tu trzy razy w tygodniu. W ten sposób mogła ćwiczyć, rozwijać swój talent. Zobaczyła kilka znajomych twarzy, m.in Blaire i jej dwa psy Brooke i Kim. Nie zapamiętała ich zbyt dobrze, wiecznie jej dokuczały, ośmieszały. Były to lale z bogatych domów, a ona była śmieciem. Tak przynajmniej się czuła. Przyszła już pani profesor.
- Wszyscy już są? - spytała.
- No dobrze to zaczynamy od rozciągania się. - po czym zaczęła pokazywać kilka ćwiczeń. Dziewczyna zdjęła najpierw kurtkę i rozpuściła włosy, po czym przystąpiła do ćwiczeń. Laura robiła to samo co dziewczyny za lustrem. Nagle wszystkie zaczęły krzyczeć. Z grona rozszalałych studentek, wyłonił się Justin i jego sławny kolega Ross Lynch. Nie ucieszyła się z jego widoku.
- Rozwala lekcje. - pomyślała.
- Oooo Ross super, że wpadłeś. Może mnie dzisiaj zastąpisz? - spytała pani profesor.
- Z przyjemnością. - odparł Ross, po czym zdjął kurtkę.
- Justin włącz coś odpowiedniego. - powiedział.
- A wy róbcie to co ja. - po czym stanął przodem do lustra. Laura była naprzeciw niego. Ona doskonale go widziała, lecz dla niego była jak zwykle niewidzialna. Justin włączył piosenkę J.T Sexy Back. Ross zaczął pokazywać ruchy dziewczynom. Blaire szybko załapała, lecz Ross czuł, że to tylko puste kroki, bez uczuć.
- Brooke wyglądasz ja zepsuty robot! Luźniej biodra! - krzyknął.
- A jak moje biodra? - Blaire go przyciągnęła i położyła jego dłonie na swoich tańczących biodrach. Ross czuł się zażenowany, czuł, że pętla zaciska mu się na szyi, nareszcie refren. Ross odepchnął Blaire i sunął na kolanach pod lustro. Laura cały ten czas  powtarzała ich ruchy, gdy Ross upadł na kolana i wylądował pod lustrem ona uczyniła to samo w tym samym momencie co on. Teraz już byli sami. Ross zaczął tańczyć przy lustrze. Początkowo nic nie czuł i widział tylko swoje odbicie. Laura widziała w nim prawdziwego, pociągającego mężczyznę. W pewnym momencie ich ręce na szybie zetknęły się. Ross poczuł jak rośnie mu ciśnienie, w jednej sekundzie poczuł miłość, podniecenie, złość i radość. Zaczął się taniec kochanków, którzy się nie widzą. Sam nie wiedział co się dzieje. Patrzył w lustro, jakby szukał w nim odpowiedzi, ale widział jedynie swoje odbicie. Nie wiedział czy kochanka o imieniu muzyka ożyła, czy ktoś tam po drugiej stronie jest. W każdym bądź razie nie tańczył sam. To było jakby woda i ogień połączyły się. To była miłość na parkiecie. W pewnym momencie stanął naprzeciw lustra, trzymając ręce na szybie. Oddychał szybko. Laura patrzyła mu prosto w oczy. Ich dłonie oddzielała cienka szyba. Widziała w jego oczach pewną dzikość. Ross w pewnym momencie odszedł od lustra, lecz Blaire rzuciła się na niego, próbowała go pocałować, odepchnął ja i wrócił do kochanki za lustrem. To był ich ostatni taniec. Laura była już cała mokra. Włosy miała potargane. Czuła się tak jakby on ją zniewolił. Ta piosenka wydobywała z nich wszystko. Laura nie myślała już o ojcu i siostrze. Teraz jest tylko ona i on. Książę i kopciuszek. Piosenka dobiegała do końca. Ich taniec też. Ross odwrócił się tyłem do lustra, spojrzał na tańczące dziewczyny. One się nie liczą w ostatniej chwili, ostatnich sekundach piosenki odwrócił się ku lustrze. Chciał zobaczyć kto tam jest. Laura patrzyła w jego oczy. Oparła głowę o lustro, tak jak i on. Ich dłonie znowu się stykały. Byli w tańcu jednością. Piosenka się skończyła. Ross ciągle patrzył w swoje odbicie. Nie chciał odejść, ale musiał. Odwrócił się.
- Dziękuję, byłyście zajebiste. - Laura czuła się jak porzucona kochanka, on coś jej zabrał w tym tańcu, zawładnął nią. Stała i ciągle patrzyła na sale za lustrem. Pragnęła by wrócił. Odeszła w końcu od lustra i podeszła do swojej torby. Wyjęła telefon i spojrzała, że ma wiadomość od Miley: "Wracaj natychmiast, kierowniczka wróciła." Po czym spojrzała jeszcze w stronę lustra. Ross rozmawiał z Blaire. Wzięła kurtkę i deskę i wyszła.
 ****
Jeśli chcecie być na bieżąco informowani o nowych rozdziałach, proszę zostawcie swój user w komentarzu w zakładce INFORMOWANI, będzie mi łatwiej was powiadamiać :)

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział drugi

- Nareszcie Los Angeles! - pomyślał Ross. Dawno tu nie był. Światowa trasa, koncerty, nowe płyty. Osiągnęli szczyt. Byli rozpoznawalni na całym świecie. Ich piosenki szturmowały listy przebojów. Postanowili jednak, że wrócą do Los Angeles. Przyjechali do domu, u drzwi przywitała ich Hilary. Starsza kobieta, która opiekowała się domem. Wszyscy zaczęli rozpakowywać rzeczy. Stormie coś krzyczała, Mark starał się nad wszystkim zapanować. Po kilku godzinach siedzieli wszyscy w salonie.
- Jesteś pewien, że tego chcesz? - spytał Riker.
- Tak, muszę odpocząć. Nie wiem już kim jestem. - odpowiedział Ross.
- Myślę, że to zły pomysł. - powiedział Ratliff.
- Popieram cię.  - powiedziała Rydel.
Rocky i Ryland siedzieli w milczeniu..
- Zrozumcie, nie mam siły, nic się nie stanie jak trochę odpuścimy. Idę do college'u, proszę zrozumcie mnie. Wiecie dobrze czemu chcę zrezygnować.
- Czyli zawieszamy zespół? - spytał Rocky.
- Chyba tak. - odpowiedziała reszta.
- Ale obiecajcie, że wrócimy. - Rydel miała łzy w oczach. Ratliff ją przytulił.
- Przyrzekamy. - odpowiedzieli i podali sobie ręce.
- Ready Set Rock! - wykrzyczeli.
- Jutro jeszcze mamy wywiad rano w radiu, trzeba poinformować fanów. - Riker wyjął telefon i zaczął pisać tweeta.
- Dobrze Ross, rezygnujemy dla ciebie, ty idziesz do college'u, a my co mamy robić? Poza tym ile ma to trwać? - spytał Rocky.
- Nie wiem ile. Chcę znowu to poczuć. Muszę zrozumieć dlaczego zacząłem to robić, dopóki tego nie odnajdę w sobie, to nie wracam. Chcę być normalnym chłopakiem, może to pomoże.
- Wiesz, że tak się nie da? - odpowiedziała Rydel.
- Wiem, ale muszę odnaleźć w sobie pasję. Wy też jesteście zmęczeni, dobrze o tym wiem. Wy nie możecie się zejść. - Ross spojrzał na Ellingtona i Delly.- Twój związek Rocky się rozsypał, a ty Riker też zasługujesz wreszcie na szczęście. Przez ten czas możemy pracować nad nowymi kawałkami, możemy spróbować wrócić do tego co było dawniej. To nowa przygoda. - powiedział Ross.
- Jesteśmy z tobą stary. - odpowiedział Ryland.
- Wiem i za to was kocham. Grupowy uścisk? - Ross już zapomniał jak to robili, wszyscy zaczęli się ściskać. Do pokoju weszła Stormie i Mark.
- Dogadaliście się? - Mark spytał grupkę młodych osób przytulających się.
- Tak, zawieszamy na pewien czas zespół. - powiedział Riker.
- Dobra koniec na dziś. Jest już strasznie późno. Ross jutro jest twój pierwszy dzień, idź spać. - Stormie jak zwykle nad wszystkim czuwała. Ross już nie mógł się doczekać normalnego życia.
   Nazajutrz Ross spotkał się pod szkołą z swoim najlepszym kumplem Justinem.
- Hej stary! - koledzy uścisnęli się.
- Gotowy na studia? - zapytał wysoki ciemny blondyn.
- Chyba. - odpowiedział Ross. Chłopcy weszli do szkoły.
- Nie zgadniesz kto tu przyszedł.
- Kto? - Ross był strasznie ciekawy.
- No kilka chłopaków z naszej drużyny, kilka dziewczyn z klasy i tu niespodzianka twoja była Blaire i jej dwa przygłupy Kim i Brooke.
- Żartujesz? - Ross nie był zadowolony.
- Niestety nie.
- Dawno cię nie było w LA, ostatni raz widzieliśmy się na zakończeniu roku w liceum. Pamiętam niezły numer tam odstawiłeś.
- Jaki? - Ross nie mógł sobie przypomnieć.
- Nie mów, że nie pamiętasz stary. - Justin zaczął się śmiać.
- Nie.
- No nie pamiętasz jak się popisywałeś i popchnąłeś przypadkiem tą dziewczynę? Ona się przewróciła i wpadła na stolik z dyplomami, przy okazji przewróciła dyrektorkę. - Justin prawie płakał ze śmiechu.
- Kurde, nie pamiętam. Kogo przewróciłem?
- Wiesz co nie kojarzę jej zbytnio. Jak ona miała na imię? Taka szara myszka, z patologicznej rodziny. Już wiem! Miała na imię Laura. Laura Marano. Wiedziałem, że jakieś włoskie nazwisko.
- Nie pamiętam jej. Patrz kto tam stoi. - Ross spojrzał na trzy dziewczyny stojące przy automacie z wodą. Znał je dobrze. To była Blaire i jej koleżanki bliźniaczki Pool, Kim i Brooke. Totalne idiotki.
- Cześć Ross, dawno się nie widzieliśmy. Blaire podeszła do niego, a za nią jej dwie lale.
- Cześć Blaire. - odpowiedział blondyn.
- Nie wiedziałam, że będziemy razem chodzić na studia.
- Też się tego nie spodziewałem, sorry ale muszę iść. - Ross chciał już odejść.
- Poczekaj, z kim idziesz  na bal maskowy?
- Jaki bal? - Ross spojrzał na Blaire, wiedział w co gra.
- W przyszłym miesiącu jest bal charytatywny, największa impreza w historii tej akademii. - powiedział Justin.
- Chyba sam. - po czym Ross odszedł.
- Czemu nie chcesz z nią być? - zapytał Justin.
- Bo ona nie ma serca, jest bezduszna. Interesuje ją tylko czubek własnego nosa.
- Ale to największa laska w tej szkole.
- Daj spokój stary. Co robimy po zajęciach?
- Może pójdziemy do baru, tu nie daleko na rogu.
- Mogę cię zabrać w lepsze miejsce. - odparł Ross. Nie miał ochoty iść do tego małego, obskurnego baru, jakich tysiące jest w Ameryce.
- Mają tam dobre jedzenie.
- Na pewno chcesz tam iść ze względu na żarcie? - Ross znał Justina od przedszkola i wiedział, że ten ma jakiś cel w tym aby go tam zaciągnąć.
- Dobra, jest tam taka kelnerka Stacy, jest piękna, chcę ją jakoś zagadać, ale ona nie zwraca na mnie uwagi.
- O kurcze! Stary zakochałeś się! - Ross widział to po Justinie, zaczął się śmiać.
- Nie tak głośno, pójdziesz tam ze mną, nie mam odwagi do niej zagadać, próbowałem tu w szkole, ale...
- Też chodzi tu do szkoły?
- Tak, ale zaocznie. Widziałem ją tu kiedyś w weekend.
- To są tu studia zaoczne? - Ross był zdziwiony.
- Wiesz ty płacisz ty wymagasz.
Ross nagle przypomniał sobie o lekcji tańca o 3 pm.
- Sorry, ale nie mogę, zapomniałem. Prosili mnie, abym wpadł na jedną z lekcji tańca i pokazał im kilka ruchów.
- To ty nie chodzisz na te lekcje? Tak właściwie co ty tu robisz?
- Ja biorę prywatne lekcje z osobistym trenerem i choreografem. Poza tym zamierzam tu nagrać kilka solowych piosenek.
- A zespół?
- Zespół został zawieszony, a ja chcę spróbować własnych sił.
- Chcesz odejść z R5?
- Może, nie wiem. Nie czuję już tego. Zapomniałem dlaczego kocham muzykę i grę z rodzeństwem.
- To widzimy się na lekcjach tańca? - zapytał Justin.
- Też idziesz?
- Tam gdzie ty tam i ja stary.

wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział pierwszy

Kolejny ciężki dzień. Praca przez 12h a potem zmierzenie się z rzeczywistością w domu. Życie było brutalne dla Laury. Nie pamiętała już kiedy była szczęśliwa. Wróciła po pracy do domu. W norze jakiej mieszkali unosił się zapach zgnilizny, wilgoci, papierosów i alkoholu. Nienawidziła tego miejsca. Sama się dziwiła, że jeszcze tu wraca, ale  gdzie ma iść, pod most? Drzwi jak zawsze były otwarte, weszła i od razu zauważyła wymiociny na podłodze. Weszła do salonu, zobaczyła ojca pijanego jak zawsze. Starała sobie przypomnieć go kiedy był jej kochanym tatusiem, który zabierał ją i siostrę do wesołego miasteczka. Nie warto. - pomyślała i poszła do swojego pokoju. Robiła co mogła, by zamaskować grzyb i wilgoć na ścianach. Otworzyła okno, po czym wyjęła z torby odtwarzacz MP4 oraz zza szafki wyciągnęła swojego starego laptopa. Wszystko musiała chować, bo jak nie to ojciec albo Vanessa wyniosą to z domu. Wszystko prawie sprzedali. Laura to co mogła ukryła, ale wiedziała, że prędzej czy później to przepiją lub sprzedadzą za kolejną działkę. Tak bardzo chciała się z tego wyrwać. Chciała się uczyć. Z wyróżnieniem skończyła liceum. Złożyła papiery do prywatnej uczelni, jednej z najlepszych. Były tam profesjonalne lekcje tańca, to była najlepsza akademia tańca w LA. Starała się o stypendium, ale odrzucili ją. Od tej pory straciła nadzieję. Pracuje w knajpie po 12h po to aby jakoś utrzymać rodzinę, a oni wszystko wydają na narkotyki i alkohol. Kiedyś było normalnie, póki mama żyła. Odkąd umarła, wszystko się spieprzyło. Ojciec się rozpił, a Vanessa wdała się w złe towarzystwo, i zaczęła ćpać. Laura włączyła muzykę i zaczęła tańczyć. Kochała muzykę i taniec. Marzyła by zostać sławną tancerką jak jej mama. To ona ją zaraziła tą pasją. Taniec był dla Laury sposobem na życie. Tak jak ludzie potrzebują tlenu do życia, tak Laura potrzebowała muzyki i tańca. Po chwili do pokoju weszła Vanessa.
- Mówiłaś, że sprzedałaś odtwarzacz i laptopa! - wykrzyczała. Laura szybko zauważyła, że siostra jest pod wpływem jakiejś substancji.
- Bo byś sprzedała to na kolejną działkę. - brunetka podeszła do siostry i wyrwała jej z ręki odtwarzacz.
- A więc tak, nie pomożesz siostrze. - Vanessa usiadła na łóżku i z bluzy wyjęła jakiś proszek. Wysypała trochę na szafkę. Laura widziała to już nie raz.
- Znowu ćpasz?
- Chcesz? - spytała dziewczyna. Zwariowałaś! Czemu to robisz, przecież możesz żyć normalnie? - Laura spojrzała na siostrę.
- Żartujesz! Jak mam żyć normalnie? Laura obudź się wreszcie. Nigdy nie będzie normalnie. Widzisz jak żyjemy?
- To nie znaczy, że musisz ćpać, powinnyśmy starać się coś zmienić. - brunetka usiadła obok siostry na łóżku. Nie mogła patrzeć na to jak jej siostra marnuje sobie życie.
- Zmienisz ojca? - Vanessa zaczęła się śmiać.
- Powinnyśmy coś zrobić, ze względu na mamę. - Laura powtarzała to ciągle mając nadzieję, że to coś zmieni, na próżno.
- Ty ciągle o tym samym! Tańczysz i co masz z tego?! Wielkie gówno! Przyjęli cię? - Vanessa przycisnęła siostrę do ściany, miała czasami ochotę zabić tę smarkulę, mądrzyła się, a tak  naprawdę nic o życiu nie wiedziała. Patrzyła na siostrę, widziała jej zaczerwienione oczy. To był dla niej piękny widok.
- No właśnie. - odrzekła i puściła dziewczynę. Laura próbowała złapać oddech, czasami bała się, że któregoś dnia się nie obudzi. Czasami śniło się jej, że Vanessa zabija ją dla kilkuset dolarów. Budziła się wtedy z krzykiem.
- Mama chciała abyśmy się rozwijały. - dziewczyna wykrztusiła to z siebie.
- Przestań już co?! Marzenia się nie spełniają. - syknęła dziewczyna.
- Van, przecież chciałaś być aktorką, poza tym sama świetnie tańczysz.
- Wiesz dlaczego biorę to świństwo? - Vanessa spojrzała na siostrę.
- Bo to pozwala mi się na moment wyrwać z tego koryta, daje mi to chwilę wytchnienia, bez bólu, bez cierpienia. To pozwala zapomnieć, sama powinnaś spróbować. - Vanessa pokazała na proszek leżacy na szafce nocnej.
- Nie jestem taka jak ty, ja wierzę, że moje marzenia się spełnią. - odpowiedziała Lau.
- Jesteś jak matka, żyjesz marzeniami.
- Powinnaś iść na odwyk. - Vanessa nie zareagowała na słowa siostry.
- Pamiętasz mama chciała abyśmy się rozwijały, chodziłyśmy na lekcje śpiewu, tańca i gry na fortepianie. Występowałyśmy w teatrzyku szkolnym. Ona chciałaby abyśmy poszły w jej ślady.
- Ty pamiętasz ją jako super bohaterkę, co nie? Ale to przez nią to wszystko! Zostawiła nas! - w oczach Van pojawiły się łzy.
- Nieprawda, to ten mężczyzna w nią wjechał, to jego wina.
- Jasne, ile miałaś lat gdy umarła? - Vanessa była coraz bardziej zrozpaczona.
- Miałam osiem lat.
- Właśnie a ja jedenaście, gdyby nie to, że  zostawiła nas w Boże Narodzenie samych, to by ciągle żyła. Ale dla niej ważniejsze były występy. Sama jest sobie winna. - Laura rozpłakała się. Vanessa podeszła do niej i szarpnęła ją.
- Dawaj kasę! - krzyknęła.
- Nie mam, muszę zapłacić rachunki, nie mogę ci dać. - słowa Lau spowodowały, że Vanessa popadła w obłęd. Młode kobiety zaczęły się szarpać. Laura miała trochę przewagi bo siostra była pod wpływem narkotyków. Zaczęły jedna na drugą krzyczeć i bić się. Do pokoju wszedł ojciec sióstr Marano. Był totalnie pijany, koszulkę miał zarzyganą, włosy miał tłuste, zresztą podobne miała Van.
- Co tu się dzieje do cholery! Potrzebuję spokoju - powiedział pijany mężczyzna.
- Ooo zjawił się nasz kochany tatuś. - powiedziała ironicznym tonem Vanessa.
- Uważaj na słowa młoda bo jak ci ... - ojciec już podniósł rękę. Lau po raz pierwszy od dawna zobaczyła w oczach Van strach. Ojciec postanowił jednak, że tym razem jej daruje.
- Masz to dla mnie? - Laura wyjęła z torby wódkę i podała ojcu. Ojciec odkręcił butelkę i wyszedł z pokoju ze swoją zdobyczą. Vanessa spojrzała na siostrę:
- Mówisz mi, że możemy coś zmienić a  przynosisz mu kolejną flaszkę! Jesteś zasraną szmatą! Myślisz, że jesteś inna, ale pamiętaj jak śmieciem się rodzisz to już śmieciem zostajesz. - po czym wyszła z pokoju.
Laura spojrzała na zdjęcie szczęśliwej rodziny jakie stało na biurku i się rozpłakała.