- No co? - zapytał.
- Nic. - na jej twarzy pojawił się rumieniec.
- Patrzysz się na mnie.
- Nie wolno mi? - zapytała z lekką ironią.
- Miałem cholerne szczęście, że na ciebie wpadłem wtedy w supermarkecie.
- Ciągle wiszę ci pieniądze.
- Daj spokój. - odpowiedział Rocky.
- Szkoda, że tylko ty jesteś normalny w tej rodzinie.
- Co masz na myśli?
- No...wiesz twój brat... - spuściła wzrok.
- Chodzi ci o Ross'a?
- Tak, o tego drania. - warknęła.
- Spokojnie Kendall. - podniósł ręce.
- Ten idiota skrzywdził moją siostrę! - krzyknęła.
- Ćśś...spokojnie Ken. - szepnął.
- Co spokojnie?! Widziałeś ją jak wróciła z balu?
- Widziałem. - odpowiedział skruszony.
- Płakała do rana, twój cholerny brat ją skrzywdził.
- On żałuje. - przerwał jej.
- Co mnie to obchodzi?! Mógł myśleć i nie dawać jej nadziei.
- Kendall oni nie byli parą. - próbował bronić brata.
- Ale umówił się z nią? - zapytała ostrym tonem.
- No...tak...- wydukał.
- Spotykał się z nią, flirtował, podrywał, a potem co? Zostawił ją, samą w obcym miejscu, ona liczyła na coś więcej Rocky. On ją zdradził z jakąś panną. - warknęła.
- Żeby ją zdradzić, musiałby z nią być. - odpowiedział.
- Rocky ty go bronisz?
- To mój brat! - powiedział na swoje usprawiedliwienie. Kendall kipiała ze złości.
- Mężczyźni! - wrzasnęła, ludzie siedzący w kafejce spojrzeli na nich. Widząc ich spojrzenia, nieco ochłonęła.
- Dumna z siebie jesteś? - zapytał z drwiną.
- Odczep się. - warknęła i upiła łyk swojego latte.
- Najważniejsze, że się pozbierała. - powiedział po chwili.
- Ale ile musiała wycierpieć? - powiedziała spokojniej.
- Nie lubisz Ross'a?
- Ma szczęście, że mnie jeszcze nie spotkał. - warknęła.
- Przekażę mu. - odpowiedział z uśmiechem. Zauważył, że Kendall też się uśmiecha.
- Co u Ratliff'a? - zapytała po chwili.
- Już lepiej, Delly przy nim czuwa.
- Co u niej?
- Wiesz, przeżyła szok. Jej chłopak o mało nie zginął. Wszyscy to przeżyliśmy.
- Wiem. - odpowiedziała cicho.
- Teraz wszystko idzie ku dobremu, Ellington odzyskuje siły, Delly wraca do normalności. Wszytko będzie dobrze.
- Mam taką nadzieję.
- Masz ochotę iść dzisiaj do kina? - zapytał.
- Z tobą, mogę iść wszędzie. - oboje zaczęli się śmiać.
Dzisiaj pracowała u Pool'ów. Właśnie była u niej Stacy. Zamiatały podjazd. Od rana nie mogła się skupić. Wciąż myślała o Ross'ie. Wszystko spieprzyła.
- Wszystko w porządku? - zapytała Stacy.
- Yyy...tak. - odparła zamyślona Lau. Stacy przerwała pracę i przyjrzała się przyjaciółce. Kiepsko wyglądała. Była strasznie blada, oczy miała zaczerwienione i była smutna oraz jakaś nieobecna.
- Laura mnie nie oszukasz. Przecież widzę. Co się stało? Coś nie tak z Jim'em? - zapytała zmartwiona.
- Jim wydzwania od rana. - odpowiedziała.
- Nie odbierasz?
- Nie.
- Coś się stało na randce?
- Było super, naprawdę miły z niego facet. - nie patrzyła na przyjaciółkę.
- W takim razie nie rozumiem, o co chodzi?
- Wczoraj spotkałam Ross'a. - szepnęła. Stacy zastygła na moment w bezruchu.
- I co? - zapytała.
- W sumie to nic.
- Gdzie go spotkałaś? - czuła, że Lau coś ukrywa.
- W starej sali na uczelni. - nadal miała spuszczony wzrok.
- Co robiliście?
- Rozmawialiśmy...tańczyliśmy... - wydukała.
- Tylko to? - zapytała niepewnie.
- Nie licząc tego, że dwa razy rzucił mnie na lustro i o mało mnie nie przeleciał, to tylko tańczyliśmy. - odparła Lau.
- Co zrobił?! - Stacy prawie pisnęła.
- Rzucił się na mnie i całował. - Laura była czerwona ze wstydu.
- Całowaliście się?!
- Tak, a potem przyszedł do mnie do domu i kochaliśmy się. Niestety jestem idiotką i powiedziałam, że nie jestem Kopciuszkiem i, że nie chcę z nim być. Wyszedł rano i zostawił mi list.
- Spałaś z Lynch'em? Wy ten tego? - niemal wrzasnęła.
- Ciszej, bliźniaczki są w domu. Tak my ten tego. - Lau lekko się uśmiechnęła wspominając wczorajszą noc.
- Jesteś idiotką Marano! Co teraz?
- Nic.
- Jak to nic?
- Masz przeczytaj. - podała jej kartkę. Stacy szybko przeczytała list.
- Marano musisz mu powiedzieć!
- Po co?
- Bo on się w tobie cholernie zakochał i będzie cię szukał.
- Gdyby nie ten bal, i ten cholerny taniec z Ross'em wszystko byłoby normalne. - dziewczyny nie zauważyły Kim i Brooke stojących za rogiem mieszkania.
- Słyszałaś, ta mała łachudra jest Kopciuszkiem. - syknęła Kim.
- Co?! - pisnęła Brooke.
- Ciszej idiotko! Laura to Kopciuszek.
- Musisz mu powiedzieć, za daleko to zaszło. - powiedziała Stacy. Laura popatrzyła na nią. Wiedziała, że ma rację to za daleko zaszło.
- Masz rację, pojadę do niego wieczorem i wyjawię mu prawdę.
- Nie tak prędko Kopciuszku. - syknęła do siebie Kim. - Musimy coś zrobić. Ross nie może być z tą przybłędą. - powiedziała do Brooke.
- Ale co zrobimy?
- Pamiętasz to co nam ostatnio Vanessa sprzedała? Myślę, że to się przyda. - dziewczyny uśmiechnęły się złowrogo i wróciły do mieszkania.
- Tylko spróbuj tego nie zrobić, a jutro znajdą twoje zwłoki.
- A ty wylądujesz w kiciu. - uśmiechnęła się Lau.
- Nie złapią mnie, to będzie zbrodnia doskonała. - obie zaczęły się śmiać.
Ross chodził po uczelni i rozlepiał plakaty. Może ta impreza pomoże. Jak dobrze pójdzie to upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu. Znajdzie Kopciuszka i ogłosi konkurs. Dzisiaj zamierza znowu cały dzień siedzieć na stołówce i szukać swojej perły w tłumie tych idiotek. Przylepiał kolejny plakat, gdy usłyszał jego głos.
- Hmm robisz imprezę, a Justin o tym nie wie? - Ross prawie podskoczył, odwrócił się i spojrzał na kolegę.
- Yyy...tak. - wydukał.
- To będzie koncert? Z czym chcesz tam wystąpić?
- Z piosenkami, debilu. - Ross zaczął iść korytarzem, Justin ruszył za nim.
- To koncert R5? Wracacie? - zapytał.
- Żartujesz? Ellington wciąż jest w szpitalu. To mój koncert.
- Co chcesz tam śpiewać?
- Powiedziałem piosenki, idiota z ciebie. - spojrzał z dezaprobatą na kolegę.
- Przecież ty nie masz swoich piosenek. - powiedział Justin.
- Jakieś mam. Poza tym mam swój cel, by organizować ten koncert. - uśmiechnął się.
- Niech zgadnę, chodzi o laskę z balu? - powiedział znudzony Justin.
- To Kopciuszek. - odpowiedział urażony Ross. Nazwać ją "laską" to niedomówienie roku.
- Dobra Romeo, nie gorączkuj się. Znajdziemy tą twoją Fionę.
- Coś chyba ci się pomyliło. - powiedział Ross.
- Dobra, dobra trzeba było pilnować swojej Julii, Kopciuszka, Śpiącej Królewny, Anastasii czy jak wolisz Belli, mój ty Edwardzie. - Ross popatrzył na niego jak na kosmitę.
- Brałeś coś? - zapytał podejrzliwie.
- Rano mama zrobiła mi płatki czekoladowe. A co?
- Jajco, powiedz matce by ci ich nie robiła. - rzucił Lynch.
- Czemu? - Justin zrobił smutną minę.
- Mleko ci szkodzi. - odparł Lynch.
- Jaki masz plan Kolumbie? - zapytał Justin.
- Nie chodzi ci o Colombo?
- Czemu miałoby mi o niego chodzić? Kto to w ogóle jest? To ten co odkrył Amerykę, ale myślał, że Indie? - zapytał.
- Kolumb odkrył Amerykę, a Colombo to ten detektyw z serialu.
- Taa, a Elżbieta II jest królową Wielkiej Brytanii. - zaśmiał się Justin. - Ross powinieneś się trochę pouczyć.
- Czemu ja z tobą gadam? - zapytał sam siebie blondyn.
- Bo jesteś blondynką, to powiesz co tam planujesz czy knujesz?
- Zaśpiewam pewną piosenkę, może wtedy ona zmięknie i się ujawni. Poza tym ogłoszę ten konkurs, o którym ci mówiłem.
- Dwie szynki na jednym rożnie. - odpowiedział.
- Taa...nazwałbym to trochę inaczej, ale tak.
- Zaśpiewasz "I think about you"?
- Nie, mam coś innego. Ta piosenka jest zbyt osobista. Kiedy indziej ją dla niej zaśpiewam.
- Skąd masz pewność, że tam będzie?
- Nie mam, ale chociażbym miał chodzić po całym LA i pytać każdej dziewczyny, zrobiłbym to.
- Wczoraj mówiłeś, że to nie ma sensu, a dzisiaj jesteś taki napalony, że aż się ciebie boję.
- Wczoraj zrozumiałem kilka rzeczy. - Ross przylepiał kolejny plakat.
- Tak nagle cię olśniło? A co z Laurą? - blondyn zastygł na chwilę.
- Nic. Sama mi wszystko ułatwiła.
- To znaczy?
- Ona mnie nie chce. Wczoraj ją spotkałem i powiedzmy, że z nią rozmawiałem. Choroba o imieniu Laura już mi przeszła. Chce jedynie znaleźć Kopciuszka, stary. Z Laurą to było złudzenie. Coś mi się po prostu wydawało.
- Ok, niech ci będzie. Nie wnikam.
- Nie wnikaj. - Ross wrócił do pracy.
Siedziała na tej samej ławce co wtedy. Było jej przyjemnie. Mimo, że się starała to jednak wczoraj znowu okroiła staruszkę i zrobiła zakupy. Tak naćpała się. Mimo, że obiecała to rzucić. Może Riker nie zauważy.Wzięła mniej niż normalnie. Ostatnio dużo czasu z nim spędzała. Wtedy pod szpitalem, gdy go zauważyła z żyletką, zamarła. Nie mógł się zabić, poczuła się jak wtedy gdy Lau usiłowała popełnić samobójstwo. Może i jest bezduszna, ale nie może patrzeć na takie rzeczy. Cieszy się, że udało się go uratować. Bo dobry z niego towarzysz. Mile się z nim gada, ale także mile się z nim milczy. Nie chciała mu się pokazywać brudna, w paskudnych rzeczach. Była w domu, ale Laury nie było. Drzwi zostawiła zamknięte, a kluczy nie włożyła pod wycieraczkę. Wkurwiła się, bo to i jej dom. Poszła do Becky, swojej kumpeli. Wzięła prysznic i pożyczyła czyste ubrania. Założyła czarne jeansy, stare trampki, czarną bluzkę i skórzaną, czarną kurtkę. Włosy miała rozpuszczone. Riker przyszedł z lodami.
- Przyniosłem lody. Dla ciebie wziąłem waniliowe i czekoladowe, mogą być? - zapytał.
- Tak, jasne. - uśmiechnęła się. Usiadł obok niej.
- Wiesz dzisiaj nie byłem na cmentarzu. - powiedział po chwili Riker,
- Wow, robisz postępy, stary. Mówiłam ci, Ten etap masz już za sobą. Nie mówię byś nie chodził na grób Emily, ale żyj dalej. - spojrzała na niego. Posłał jej blady uśmiech.
- Staram się, ale to nie jest takie łatwe. Tyle lat się zamęczałem...
- Że trudno ci przestać. Coś o tym wiem. - powiedziała.
- Właśnie. Bingo.
- Czasami sami wyolbrzymiamy problem.
- Mówi to narkomanka?
- Masz problem? - zapytała.
- Nie, nie mam. - powiedział.
- Kiedy zaczęłaś brać?
- Jak miałam chyba 17 lat. Jakoś tak. Najpierw były papierosy i alkohol. No wiesz musiałam jakoś odreagować. Byłam matką i miałam agresywnego pijaka w domu...
- Uderzył cię?
- Bo to raz. - posłała mu uśmiech rozgoryczenia, - Potem była trawka, a później...
- Później obudziłaś się któregoś dnia i było już za późno.
- Dokładnie. To nie tak, że robiłam to dla szpanu. Nie. Dzięki temu uciekam od problemów.
- Nie łatwiej się z nimi zmierzyć?
- Żartujesz? W ten sposób rzucam wszytko i odpływam. To dobry sposób by nie cierpieć. Musisz kiedyś spróbować. - uśmiechnęła się.
- Nie dzięki. Widziałem co dragi zrobiły z Emily.
- Nie bywa zawsze, aż tak źle. - Riker zaczął się jej uważnie przyglądać. Po chwili oboje patrzyli sobie w oczy, w końcu ona się odsunęła.
- Co się tak gapisz?
- Masz tu...- wyciągnął rękę, by zetrzeć plamkę od loda. Dotknął ją tuż na górną wargą, bliżej kącika ust. Poczuła ciepło w tamtym miejscu i lekkie mrowienie. Jego oczy były jak talizman. Po chwili poczuła jego wargi na swoich. Delikatnie je musnął, niczym lekki powiew powietrza. Czuła jego zapach. Pachniał truskawkami i miętą. Odsunął się trochę od niej i spojrzał jej w oczy.
- Idź na odwyk, proszę.
- Nie ma mowy Riker. - szepnęła.
- Proszę...zrób to dla mnie...nie chcę cię stracić. - Przypatrywała mu się chwilę. Widziała błaganie i rozpacz w jego oczach. Zaczęła się zastanawiać czy da radę rzucić dragi. Chce iść na odwyk? Zrobiłaby to dla niego? Jest na to gotowa?
- Przykro mi Riker. - podniosła się i uciekła.
- O dobrze, że jesteś. - fuknęła Brooke.
- Myślałaś, że ci się uda i będziesz z księciem? - syknęła Kim.
- O czym wy mówicie? Za długo przebywałyście w solarium? - Lau była zdziwiona reakcją bliźniaczek. Właśnie wróciła z zakupów.
- Chodź.
- Muszę zrobić waszej matce obiad, zresztą wam też. - Kim pociągnęła ją do salonu. Usiadły na kanapie i włączyły film. Laura zamarła. Znała to nagranie. To była ona w wieku 14 lat. Nosiła wtedy jeszcze aparat na zębach i okulary. Stała z plakatem Ross'a i mówiła: " On jest taki przystojny i słodki. Aż chce się go całować. " Po czym zaczęła całować plakat, a później jeszcze zaczęła tańczyć swój durny, dziecięcy taniec. Przypominała kaczkę, która próbuje oderwać się od ziemi. Bliźniaczki strasznie się śmiały.
- Skąd wy...o mój Boże. - Lau ukryła twarz w dłoniach.
- Jeśli się przyznasz, zamieścimy to na Youtube. - syknęła Kim. Lau wybiegła z pokoju.
- Nie mogę powiedzieć mu prawdy. - szepnęła i się rozpłakała.
***
Cześć miśki ♥ Tu Delly Anastasia Lynch czyli jak nazywa mnie Tin Ana. Przybywam do was z siedemnastym rozdziałem. Miał być w zeszłym tygodniu, ale dzisiaj jest szczególny dzień. Po pierwsze mija rok odkąd R5 było w Polsce. Niestety nie byłam na koncercie :( To także prawie rok odkąd jestem R5er. To był najlepszy rok w moim życiu, dzięki wam. Jednak nie to opóźniło premierę siedemnastego rozdziału, miałam go napisanego od dawna, ale najpierw była moja studniówka ( achh ta noc... :D) Ciągle nią żyję, potem ferie i moje kłopoty sercowe. Na szczęście to ostatnie mam za sobą. xD Jednak dzisiaj jest o wiele ważniejszy dzień dla mojego bloga, bowiem mija pół roku odkąd założyłam tego bloga. Dokładnie 5 sierpnia dodałam pierwszy rozdział. Pamiętacie go jeszcze? Sporo się od wtedy zmieniło. Już wtedy dobrze zaczęłam. Pod pierwszym postem było 13 komentarzy i przeszło 300 wyświetleń ( teraz jest ich 524). Nie wiedziałam jednak, że moja marna pisanina tak się wam spodoba. Teraz pod rozdziałem mam przeszło 800 wyświetleń i ok. 50 komentarzy. Mojego bloga obserwuje 38 osób, a liczba opublikowanych komentarzy na blogu to 549. Sam blog ma prawie 25 516 wyświetleń (pewnie już tyle nie ma :P). Tak naprawdę to ten blog nie był moim pierwszym, zaczynałam na nie istniejącym już, mało popularnym blogu o Raurze Life's like this. Wtedy byłam beznadziejna ( teraz też jestem, no może ciut się poprawiłam). Później zmieniłam klimaty, porzuciłam Raurę i zaczęłam pisać kryminał (ciągle niedokończony blog - Morderstwo w Hamilton). Powiem wam, że po niejakiej klęsce tamtego bloga, chciałam odejść z bloggera. Chyba jednak dobrze zrobiłam, że zaczęłam pisać tą historię. Według założeń miała być identyczna jak ta z filmu, jednak Delly musiała trochę pozmieniać. To chyba dobrze, no nie? :D Na tym blogu poznałam niesamowite osoby, które nie raz sprawiały, że szczerzyłam się jak głupia do komputera xD. Niektóre z was swoimi komentarzami sprawiały, że robiło mi się strasznie ciepło na serduszku. Kocham was wszystkie ( może nawet wszystkich), bo kiedy mnie rozśmieszałyście, rozczulałyście lub chwaliliście, potrafiłyście także mnie zjechać jak coś zrąbałam. To w was kocham najbardziej, że walicie prosto z mostu. Chcę podziękować wszystkim, którzy czytają tego bloga oraz tym, którzy czytają i komentują. Wasze komentarze motywują mnie do dalszej pracy. W szczególności pragnę podziękować:
- Rossy Lynch za rozdziały w komentarzach na moim blogu.
- Pekińczykowi Cześkowi (Pinki) xD za tą twoją małą zrąbaną główkę, za te wszystkie komentarze po których ryczałam ze śmiechu.
- Tinsley, wiernej czytelniczce. Twoje komentarze także nieraz mnie rozbawiły do łez.
- Mary Jane ( dla mnie i tak jesteś Patka Cher) ♥
- Tulii Marano, nie wiem jak ty ogarniasz tyle blogów ( na który nie wejdę, widzę komentarz od ciebie xD).
- Klaudii Yeah
- Rossy
- Hopeless (ciebie już dawno nie widziałam, ale pamiętam twoje komentarze).
- Marlenie ( nowa czytelniczka) :D
- Aleksandrze Grzesik, wiem, że nie lubisz Raury, ale jednak czytasz mojego bloga ( niebawem zjawię się u ciebie, teraz mam trochę zamieszania).
- Karcii Lynch
- Diamond Marano ♥
- Pauli Lynch
- Ali W.
i wszystkim tych, o których zapomniałam oraz wszystkim anonimkom :)
Bez was moje życie byłoby nudne.
Wróćmy jednak do rozdziału. Mam dla was rozdział o wiele nudniejszy niż dwa poprzednie. Mam tu Laurę, która chce się wreszcie ujawnić, jednak jej plany krzyżują bliźniaczki. Jak myślicie co zrobi Laura? Po długiej przerwie wrócił do nas Rocky wraz ze swoją dziewczyną Kendall. Pamiętacie Kylie? Nie lubiliście jej. Trochę przeżyła to co wydarzyło się na balu. Co teraz o niej sądzicie? Powiem wam, że Kylie jeszcze wróci. No i byliście ciekawi jak Ross zachowa się po tym jak wyszedł po nocy spędzonej z Lau. Macie o to reakcję. Nagle bardzo chce znaleźć Kopciuszka i twierdzi, że już nic nie czuje do Lau. W tym rozdziale nie było Raury, ale wredna Delly stwierdziła, że co za dużo to niezdrowo :D Raura jednak wróci do nas w następnym rozdziale. Nie będzie to jeszcze ujawnienie, to mam zaplanowane na 20 rozdział. Ciekawi co Ana wymyśliła? xD No i dałam wam jeszcze Rikessę :D Oczywiście musiałam trochę dramatycznie zakończyć bo nie byłabym sobą. hehehh Dobra kończę tą dłuuuugą notkę. Wypatrujcie mnie na Just Love Me.
Pozdrawiam.
Delly Anastasia Lynch. ♥