Music ♥

wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział piętnasty

Z dedykacją dla Rossy Lynch, Patki Cher i Tinsley oraz wielkiej, nieobecnej Pinki ♥
   Dziewczyny wyszły z zajęć. Szły korytarzem, Laura była blada.
- I co teraz zrobisz? - zapytała zmartwiona Stacy.
- A co mam zrobić? - odparła Laura.
- No nie wiem, możesz nie iść na randkę z Jim'em i powiedzieć Ross'owi prawdę. - powiedziała czarnowłosa. Laura spojrzała z wściekłością na koleżankę. Ona nic nie rozumie.
- Mówiłam ci nie mogę mu powiedzieć. - odparła smutna dziewczyna.
- Dlaczego Laura? On szaleje za tobą, a ty...ty też coś czujesz do niego, prawda?
- Tak Stacy, i dlatego muszę go chronić.
- Przed czym chcesz go chronić? - zapytała.
- Przed rozczarowaniem.
- Ty się boisz miłości Lauro. - dodała szeptem Stacy. Laura popatrzyła się na koleżankę, tak właśnie się czuła. Dlatego nie chce się ujawnić, boi się związku. Nikt nigdy nie okazywał jej w sumie miłości, nie wie czy potrafi kochać.
- Chodź pójdziemy na stołówkę. - Lau chciała zaprotestować, lecz Stacy ruszyła przodem. Zaskoczył ich widok na stołówce. Ross i Justin siedzieli przy stole, a mnóstwo dziewczyn stało w kolejce. Laurze zachciało się płakać. Z trudem się powstrzymała.
- Widzisz on nie przestanie póki cię nie znajdzie. - odparła Stacy.
- Co ja mam zrobić?
- Idź, powiedz mu te pięć piosenek i żyj szczęśliwie.
- Nie mogę. - odpowiedziała Laura.
- Kurde, bo zaraz ja tam pójdę, tylko podaj mi te piosenki.
- Chcesz to mogę ci powiedzieć.
- Masz szansę być z najprzystojniejszym chłopakiem w Los Angeles, a ty mówisz, że nie możesz? - powiedziała Stacy.
- On szuka Kopciuszka i niech tak o mnie myśli.
- Jesteś najgłupszą dziewczyną na świecie Lauro.
- Nie jestem głupia, ale chce go chronić, chce jego szczęścia.
- Uważasz, że on jest w tej chwili szczęśliwy? - pokazała na blondyna. Brunetka mimo woli spojrzała w jego stronę. To oczywiste, że nie jest szczęśliwy, tak jak ona. Nie osiągną szczęścia póki nie będą razem.
- Nie jest szczęśliwy. - odpowiedziała szeptem.
- To zawalcz o tę miłość. - powiedziała Stacy.
- Nie mogę. - w jej oczach wzbierały się łzy.
- Nie możesz czy nie chcesz?
- Nie zasługuję na jego miłość Stacy. - dziewczyna pobiegła z płaczem do łazienki.
  Nadszedł piątek, niedługo minie tydzień od balu, a on jej nie znalazł. Sam już nie wie czy chce jej szukać. Odkąd napisał " I think about you" myśli o Laurze. Czy on chce poznać Kopciuszka? Może powinien umówić się z Laurą. To co się dzieje to za dużo. Mnóstwo dziewczyn stało w kolejce, czasami przychodziły po kilka razy i próbowały zgadnąć piosenki. Niektóre wrzeszczały, a inne płakały gdy nie trafiły. Wszystkie były takie same, a Kopciuszek był inny, coś było w niej wyjątkowego. Tak musi poznać jej imię, musi dowiedzieć się kim ona jest. Teraz w kolejce stała gotka Leila.
- Dobrze Leilo, proszę. - powiedział Justin.
- R5 - " Easy Love", Beyonce - " Crazy in love", Avril Lavigne - " Here's To Never Growing Up",  The Script - " The man who can't be moved", Scorpions - "Wind of change".
- Przykro mi, ale to znowu nie to. - Leila trzeci raz próbowała swoich sił. Raczej chodziło jej o MP4 niż o niego.
- A może jakaś podpowiedź? To pop, hip - hop, rock, metal?
- Dziękujemy Leilo. - powiedział Justin, dziewczyna odeszła naburmuszona. Ross miał już dość.
- Stary mogę zagadać do kilku. - zapytał chłopak.
- Jasne, rób co chcesz. Są twoje. - warknął Lynch.
- Co jest?
- Nie znajdziemy jej. - powiedział. Justin odwrócił się do dziewczyn.
- Ross potrzebuje przerwy, wróćcie tu popołudniu. - dziewczyny odeszły z niechęcią. Justin pochylił się i oparł o stół.
- Co jest Lynch?
- Nic, po prostu to nie ma sensu. - odpowiedział.
- Stary jesteś Ross Lynch, znajdziesz ją. - uśmiechnął się blondyn.
- Nie sądzę.
- Tu nie chodzi o to, prawda? - zapytał.
- A o co innego miałoby chodzić? Uważam, że to nie ma sensu, straciłem ją i tyle. - odpowiada rozdrażniony.
- Mi się wydaję, że co  innego cię gryzie.
- Skończmy ten cyrk Justin, nigdy nie dowiem się kim ona była. - Ross nie mógł pozwolić na to, aby Justin odkrył co czuje.
- Gadaj.
- Nie.
- Ross! - chłopak nie odpuszczał.
- Nie wiem czy chce jej szukać. - powiedział cicho blondyn.
- To znaczy?
- No nie wiem i tyle. - warknął Lynch.
- Czemu?
- Bo nie wiem jaka ona jest, a co jeśli się rozczaruję, lub jeśli nam nie wyjdzie? - odpowiedział.
- To nie o to chodzi Ross. - powiedział Justin. - Powiedz mi czemu nie chcesz jej szukać. To przez " I think about you" i Laurę? To dlatego nie wiesz czy szukać Kopciuszka? - jak on to robi, zawsze musi odgadnąć jego myśli.
- Tak. - szepcze.
- Kochasz ją? - pyta Justin.
- Laurę?
- Tak.
- Chyba...nie wiem...nie jest mi obojętna, zrozumiałem to pisząc " I think about you". Z drugiej strony chce dowiedzieć się kim ona jest. Z nikim tak nie tańczyłem. Lecz myśl o Laurze jest coraz silniejsza, nie mogę nad sobą panować, pragnę jej. - odpowiada cicho.
- O kurde. - odpowiada Justin.
- Co teraz? - pyta.
- Muszę się przejść, sorry Justin. - odpowiada Ross, po czym wychodzi.
  Nadszedł piątek. Laura była podekscytowana. Ostatnie dni były trudne, ciągle widziała Ross'a szukającego jej. Z każdym dniem wydawało się jej, że on jest coraz bardziej nieszczęśliwy. Widziała to w jego oczach. Dzisiaj jednak postanowiła zapomnieć o nim i zacząć nowy rozdział w swoim życiu. Na randkę wybrała czarne rurki, baleriny i białą bluzkę bez rękawów z ozdobnym, czarnym kołnierzem. Włosy wyprostowała, makijaż ograniczyła do tuszy, eyelinera i błyszczyka. O szóstej czekała już przed domem, podjechał czarny mustang. Wysiadł z niego Jim. Miał na sobie flanelową koszulę w czarno - białą kratę, marynarkę, ciemne jeansy i conversy. Uściskał ją na powitanie.
- Pięknie wyglądasz Lauro. - cmoknął ją w policzek.
- Dziękuję. Gdzie mnie zabierzesz? - zapytała podekscytowana.
- Zobaczysz. - otworzył jej drzwi, a ona wsiadła. Potem obszedł samochód i sam wsiadł.
- Nieciekawa dzielnica. - powiedział. Laurze zrobiło się głupio.
- Też chciałabym się stąd wyrwać.
- Gdzie? - zapytał włączając się do ruchu.
- Może do NY na Broadway. Nie wiem. - powiedziała.
- To daleko, nie sądzisz?
- Może, ale mnie tu nic nie trzyma. - odparła. Spojrzał na nią.
- A ja? - zapytał z uśmieszkiem.
- Ty? - Lau była zaskoczona.
- Tak ja.
- Hmm...dopiero pierwszy raz się spotkaliśmy....trudno mówić....
- Nie wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? - zapytał.
- Chciałabym, ale życie to nie komedia romantyczna. - odparła. Nie podobał się jej ten tok rozmowy.
- Czemu nie?
- Bo nie. - do końca trasy milczeli. W końcu wjechali na polanę na której stał duży telebim. Było tam mnóstwo samochodów. Laura domyśliła się, że to kino samochodowe.
- Jesteśmy na miejscu. - odparł Jim i odpiął pasy.
- Wysiadasz? - zapytała Laura.
- Z dachu jest lepszy widok. Chodź. - oboje wysiedli i wgramolili się na dach. Laura cieszyła się, że wybrała spodnie. Zaczął się seans. Ku jej zaskoczeniu film był niemy.
- Niemy? - spojrzała pytająco na bruneta.
- Tak. Uważam, że są lepsze.
- Lubię nieme filmy.
- Mają duszę. - uśmiech się chłopak.
- Tak, też tak sądzę. - Film ją wciągnął, to piękna, miłosna historia. Kilka razy powstrzymuje łzy. Jedyny minus to chłód na dworze. Szkoda, że nie wzięła żakietu, a Jim nie wpadł na pomysł by pożyczyć jej marynarki. Próbował ją natomiast objąć. Z zażenowaniem go odpychała. To dziwne, ale czuła się nieswojo w jego objęciach. Przypomniał się jej Ross. W jego ramionach czuła się bezpiecznie i swobodnie. Nie czuła tego przy Jim'ie. Czemu? Ach już wie dlaczego. Bo Jim'a lubi, a Ross'a kocha. W co ona się pakuje? Powinna wyjawić Ross'owi prawdę. Pragnie go z dnia na dzień coraz mocniej. Jim z wielką uwagą ogląda film. Lau przygląda mu się ukradkiem. Nigdy nie będzie taki jak on. - myślała. Ross to ideał chłopaka. Jim nigdy się z nim nie zrówna. Westchnęła. Nie może go zbyć. Nie potrafi. Da jednak radę się oszukiwać?
- Głodna? - pyta gdy wsiadają do samochodu.
- Strasznie. - odpowiada, a on ciepło się uśmiecha.
- Znam dobre miejsce. - po dziesięciu minutach podjeżdżają pod małą naleśnikarnię.
- Masz ochotę na naleśniki? - pyta.
- Z największą przyjemnością. - odpowiada. Wysiadają i wchodzą do lokalu. To przyjemne i przytulne miejsce. Dominuje tu krem i czerwień. Siadają przy jednym ze stolików. Po chwili zamawiają duże porcje naleśników, on z owocami, a ona z syropem klonowym.
- Lubisz komedie romantyczne? - zapytała.
- Tak, lubię różne filmy, od "Rambo" po "Pretty Woman". A jaki jest twój ulubiony film? - pyta.
- "Dirty Dancing" i "Footloose". - resztę wieczoru spędzają na rozmowie. To głównie on opowiada. Mówi jej o swojej rodzinie, ma dwóch młodszych braci Brian'a i Bradley'a, jeden studiuje marketing, drugi chodzi jeszcze do ogólniaka. Opowiada jej o wycieczce na Alaskę, o tym dlaczego rzucił studia i pracuje w firmie ojca. Czas im szybko mija. Wychodzą z baru koło dwudziestej drugiej. Chłopka odwozi ją w pobliże uczelni. Nie chce, aby jechał z nią do jej mieszkania.
- Jesteś pewna, że tu chcesz wysiąść? Jest już późno i niebezpiecznie na ulicach. - pyta zatroskany.
- Dam radę. - uśmiecha się ciepło.
- Spotkamy się jeszcze? Dla mnie to był wyjątkowy wieczór. - mówi Jim.
- Myślę, że to dobry pomysł.
- To zadzwonię do ciebie. - mówi.
- Ok. Pa. - Laura chce wysiąść.
- Nie mogę liczyć na buziaka? - robi smutną minę. Lau chwilę się zastanawia i całuje go w policzek.
- Pa, mała. - odpowiada i odjeżdża. Laura macha mu ręką na pożegnanie. Dobry humor opuszcza ją jak odjeżdża. Stoi na ulicy i nie wie co robić. Ma mętlik w głowie. Chce zapomnieć o Ross'ie, ale nie potrafi. Nie chce też zranić Jim'a. Jest taki kochany. Nagle wpada na pewien pomysł. Przez ostatnie wydarzenia zaniedbała taniec. Jest w pobliżu uczelni, już wie gdzie musi iść. Mija szybkim krokiem trzy kwartały. Nie była tam od tego tańca przy lustrze. Och, czemu właśnie ona? Dochodzi do znajomego okna i wchodzi przez nie. W schowku jest ciemno. Uważa by nie wpaść na jakieś szpargały. Szkoda, że nie mam latarki. - pomyślała. Nagle znieruchomiała słysząc muzykę.
- Co u licha? - myśli. Nie wie czy uciekać, czy iść do sali. Po chwili stwierdza, że nie może być to bandyta czy złodziej skoro gra muzyka. Idzie powoli w stronę sali. Zatrzymuje się w progu. W pomieszczeniu jest w miarę jasno. przez duże okna wpada sporo promieni księżyca. Dzisiejsza noc jest wyjątkowo jasna. Laura rozpoznaje utwór. To Michael Jackson - "Billie Jean". Przy lustrze tańczy tyłem do niej chłopak. Ma potargane włosy, lekko mokre od potu. Jest nagi od pasa w górę. Laura przypatruje się jego sprawnym ruchom. Jest znakomitym tancerzem. Sama uważa, aby jej nie zauważył. Miło jest popatrzeć na jego dobrze umięśnione ciało. Wydaje się być bardzo skupiony. Coś jednak jest nie tak. Lau ma wrażenie, że on przez taniec próbuje wyładować swój ból. To pewnie ma związek z nią. Serce jej się ściska na tą myśl. Rusza tyłkiem lepiej niż nie jedna dziewczyna. - myśli. Piosenka cichnie. Ross stoi zdyszany i patrzy w lustro.
- Długo tu stoisz Lauro? - z przerażenia aż podskakuje. Widział ją. Cholera!
- Nie. - odpowiada przerażona.
- Mi się wydaje, że wystarczająco długo. - coś jest nie tak w jego tonie.
- Co tu robisz? - pyta niepewnie.
- O to samo mogę ciebie spytać Lauro. - odpowiada i odwraca się. Ma bardzo ciemne oczy i dziwnie się w nią wpatruje, wolałaby zniknąć w ciemności.
- Ja musiałam pomyśleć. Najlepiej wychodzi mi to jak tańczę. A ty? - głos ma schrypnięty.
- Ja...też musiałem pomyśleć Lauro. - co on z tym "Lauro"?
- Tak późno?
- Tak.
- Od dawna tu przychodzisz? - pyta Ross.
- Tak, znam to miejsce od dawna, a ty?
- Ja znalazłem je w zeszłym tygodniu. Niesamowite. Zastanawiałem się dokąd prowadzi tamto okienko. Tak znalazłem sale. - Laura chce się wycofać.
- Już idziesz Lauro? - pyta.
- Tak. - szepcze.
- Zatańcz ze mną. - mówi Ross.
- Co? - Laura nie kryje zaskoczenia.
- Proszę cię o taniec. - Lau nagle zdaje sobie sprawę, że nie może z nim zatańczyć bo on ją rozpozna.
- Naprawdę muszę już iść. - odpowiada pospiesznie.
- Chciałaś pomyśleć. - Ross wbija w nią swoje ciemne spojrzenie.
- Tak, ale lepiej mi się myśli jak jestem sama. - mówi Laura.
- Proszę cię, zatańcz ze mną. - mówi to z taką dramaturgią, że Laurę ściska serce. Coś jest nie tak. Wyciąga do niej dłoń. W końcu ta wychodzi z cienia. Nie potrafi mu odmówić. Ross puszcza ją i podchodzi do odtwarzacza, włącza piosenkę Justin'a Timberlake'a - " What Goes Around...Comes Around". Zaczynają tańczyć. Ross przyciska ją do siebie i śpiewa jej do ucha pierwsze słowa piosenki: "Hey Girl. Is he everything you wanted in a man?" Jego ręce przesuwają się po jej ciele. Przyprawia ją to o dreszcze. Nie odrywa wzroku od jej oczu. Nagle rozbrzmiewa refren, a on podnosi ją i wiruje z nią, a Justin śpiewa : " What goes around, goes around, goes around...". Stawia ją i tańczą dalej. Muzyka, on, taniec to wszystko odurza ją w niesamowity sposób. Puszcza ją, ona odchodzi kawałek i kręci seksownie biodrami, oddaje mu się. Nagle odwraca się i biegnie do niego, rzucając się w jego objęcia. Znowu wirują. Tylko on i ona. Nic więcej. Zmienia się melodia i wzrok Ross'a staje się ciemniejszy, rzuca ją na lustro. Przyszpila ją do niego. Podnosi ją, a ona oplata nogi wokół jego bioder. On unieruchamia jej ręce po obu stronach głowy, a ona mimowolnie odchyla głowę z podniecenia, czuje jego wzwód. On dyszy do jej szyi, oddech ma gorący. Justin śpiewa: " And now you want somebody to cure the lonely nights. You wish you had somebody that could come and make it right. But girl, I ain't somebody. I'm out of sympathy. See..." Nie całuje jej, tylko tak jakby wdychał jej zapach.
- Przepraszam, ale musiałem, działasz na mnie Lauro w niesamowity sposób... - ona nie odzywa się, sama dyszy z podniecenia.
- Jesteś taka do niej podobna. Te oczy, ruchy, taniec...Byłaś na balu? - pyta. Och, nie. Domyślił się. Co teraz? Tak bardzo chce mu powiedzieć, ale nie może.
- Nie było mnie na balu. - szepcze. On nieruchomieje na chwilę.
- Mam mętlik w głowie. - mówi cicho.
- Czemu? - Ross ciągle jej nie puszcza.
- Tak bardzo ciebie pragnę Lauro, a z drugiej strony chce wiedzieć kim jest Kopciuszek. - gdyby wiedział, że to ta sama osoba. Co ona robi? Smaga nosem jej szyję. Och nie, ona już wie gdzie on dąży.
- Nie możemy. - dyszy. On znowu nieruchomieje.
- Masz kogoś? - pyta chyba z lekką drwiną. Nadal nie patrzy jej w oczy, Co mu powiedzieć? Musi go zbyć. Ona nie jest odpowiednią dla niego dziewczyną.
- Tak. - mówi z wielkim bólem. On puszcza ją. Laura z trudem staje i opiera się o lustro. Musi stąd jak najszybciej wyjść.
- To ja już pójdę Ross. - szepcze.
- Zaśpiewaj dla mnie.
- Co? - Ross podchodzi do odtwarzacza.
- Masz taki piękny głos, chce go usłyszeć.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Proszę Lauro. - włącza muzykę, rozbrzmiewa dźwięk fortepianu.
- Znasz to? To Sofia Karlberg- " Crazy in love", cover hitu Beyonce.
- Tak znam. - odpowiada Lau.
- To proszę. - Ross bierze koszulę w kratę i staje naprzeciw niej. Ona z trudem zaczyna:
" I look and stare so deep in your eyes,
I touch on you more and more every time."
On zakłada koszulę, zapina guziki. Wbija w nią to swoje spojrzenie. Ona podchodzi do niego powoli i patrząc mu w oczy śpiewa:
" When you leave I'm beggin you not to go,
Call your name two, three times in a row.
Such a funny thing for me to try to explain,
How I'm feeling and my pride is the one to blame.
Yeah, cause I know I don't understand,
Just how your love can do what no one else can"
Ich spojrzenia spotkały się. Nagle zaczęła śpiewać refren. Zamknęła oczy, a on krążył wokół niej. Czuła go silnie. Te słowa dobrze oddają to co czuje:
" Got me lookin' so crazy right now,
Your love's got me lookin' so crazy right now, oh.
Got me lookin' so crazy right now,
Your touch's got me lookin so crazy right now, oh.
Got me hopin' you page me right now, 
Your kiss got me hopin' you save me right now.
Lookin' so crazy your love's,
Got me lookin' got me lookin so crazy in love."
Pod koniec refrenu otworzyła oczy, Ross zniknął gdzieś za nią. Zaczęła śpiewać:
" When I talk to my friends so quietly,
"Who he think he is?" look at what you've done to me.
Tennis shoes don't even need to buy a new dress,
You ain't here, ain't nobody else to impress.
It's the way that you know what I thought I knew,
It's the beat that my heart skips when I'm with you.
But I still don't understand,
Just how your love can do what no one else can." 
Czuła jego oddech na karku, potem palce, a później usta.  Nie mogła dalej śpiewać, ale wtedy usłyszała jego stanowczy głos:
- Śpiewaj. - pod koniec zwrotki znowu stanął przed nią. Tak trudno było jej śpiewać. I gdy znowu zaczęła śpiewać refren, on ponownie rzucił ją na lustro. Podniósł ją, ona oplotła go niczym winorośl. Tym razem jej ręce powędrowały w jego włosy, a on całował i kąsał ją za uchem oraz całował jej szyję. Robił to tak namiętnie. Gdy próbowała przestać śpiewać, on znowu chłodnym tonem, kazał jej śpiewać. Podnióś wzrok gdy ona śpiewała:
"Got me hopin' you save me right now,
Your kiss got me hoping you save me right now.
Lookin' so crazy, your love's,
Got me lookin' got me lookin' so crazy in loooove".
Po czym znowu się w niej zatracił. Oderwał się od niej gdy ona śpiewała ostatnie słowa:
" Uh-oh, uh-oh, uh-oh, oh no no."
Patrzył jej głęboko w oczy. Muzyka ucichła. On ją puścił i odszedł, gdy ona osunęła się na podłogę, on wziął odtwarzacz i kurtkę.
- Przepraszam nie mogłem się powstrzymać. Cholerny z niego szczęściarz. - po czym zniknął w ciemnościach. Brunetka została na podłodze pod lustrem.
- Co to kurwa było? - szepnęła roztrzęsiona.
***
Hej miśki ♥ No i jednak pojawiam się przed Nowym Rokiem. Obiecałam wam niespodziankę z Raurą i chyba tego się nie spodziewaliście. Tym razem raczej nie usłyszę, że mój blog jest identyczny jak film. Te osoby, które tak sądzą odsyłam do pierwszego rozdziału, niech przeczytają całość, a potem obejrzą film :D No jutro Sylwester, więc życzę Wam udanego Sylewstra i zabawy do białego rana :)
Szczęśliwego Nowego Roku!
Od dawna chciałam wpleść gdzieś tą piosenkę, uwielbiam ♥
No i już nie mogę doczekać się Walentynek, bo wtedy jest premiera filmu na który naprawdę mocno czekam. 
Czuję, że ten film będzie mega... jestem uzależniona od całej trylogii, a teraz jeszcze od zwiastunów. No jeśli to nie będzie zajebiste to ja chyba odejdę z bloggera. Zobaczcie zresztą sami :)
Dobra spadam, bo i tak już macie mnie za wariatkę hehehehe :D xD


wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział czternasty

- Stary obudź się! No wstawaj, już ranek. Rusz dupę Ross. - chłopak czuł, że go ktoś szturcha. Nie chciał się budzić, ale ten natrętny ktoś nie dawał za wygraną. Powoli podniósł ciężkie powieki, nie wiele spał. Ujrzał Justin'a. Ciągle miał na sobie garnitur.
- Co ty tu robisz? - zapytał.
- Wyszedłeś wczoraj i nie wróciłeś, nie odbierasz telefonu. Gdzie są wszyscy?
- O kurde! - Ross zerwał się z łóżka.
- Co?
- Ratliff, coś się z nim stało, pojechali do niego, chyba.  - odparł.
- Ale co się stało?
- Z tego co wiem to wybuchł u niego w domu pożar.
- O kurde. - Justin z wrażenia usiadł na łóżku obok Ross'a.
- No niezłe bagno. - Ross zaczął szukać czegoś wzrokiem.
- Jeśli szukasz lusterka, to nie musisz, wyglądasz jak zawsze. - za to Ross lubił Justin'a, nawet gdy wszystko się sypie on umie go rozśmieszyć. Posłał mu spojrzenie "ale z ciebie bałwan". Justin wstał i podszedł do biurka.
- Pisałeś coś? - wziął kartkę z biurka.
- Jaaa ...nieeee - odpowiedział.
- " Myślę o tobie każdego ranka, gdy otwieram oczy. Myślę o tobie każdego wieczoru, gdy gaszę światło. Myślę o tobie w każdej chwili, każdego dnia mojego życia." Ładne.
- Dzięki. - odpowiedział zmieszany Ross.
- O kim to pisałeś? - spojrzał podejrzliwie na kolegę.
- Czemu miałbym o kimś pisać?
- Bo cię znam, a poza tym miałeś blokadę. - spojrzał na Ross'a - "Coś ukrywa." - pomyślał.
- No i co z tego? - przewrócił oczami.
- Nie dałbyś rady niczego napisać. No gadaj o kim ta piosenka. Dobrze wiesz stary, że cię znam i niczego przede mną nie ukryjesz. To o tej dziewczynie z balu?
- Chyba. Nie wiem. - chłopak przeczesał dłońmi włosy, co ma powiedzieć, że napisał piosenkę o dwóch dziewczynach.
- Jak to nie wiesz?
- Bo to nie jest piosenka tylko o Kopciuszku. - odparł zmieszany.
- Nie rozumiem.
- To piosenka o Kopciuszku i o Laurze Marano. - dodał cicho.
- I o kim? - Justin prawie pisnął.
- O Laurze, gdy pisałem tą piosenkę to przypomniało mi się kilka sytuacji, bo to wcale nie jest tak, że jej nie pamiętam. Doskonale ją pamiętam. Wiem o niej wszystko. Pochodzi z patologicznej rodziny, jej matka nie żyje, ojciec był pijakiem, umarł nie dawno, a siostra to ćpunka. - Justin patrzył na niego z niedowierzaniem.
- Pamiętam każdy raz gdy na nią wpadałem. Nie robiłem tego specjalnie. Po prostu ona nagle się pojawiała, a potem znikała. To niesamowita osoba, wygląda na słabą, nudną dziewczynę, a jest silna, silniejsza niż my wszyscy. -na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Ok, powiedzmy, że rozumiem.
- Do tego ma talent, świetnie tańczy i ma piękny głos.
- Skąd to wiesz? - Justin ciągle niczego nie rozumiał.
- Któregoś dnia widziałem ją, tańczyła na zapleczu restauracji, wtedy też z nią rozmawiałem.
- To, że ona studiuje to twoja sprawka.
- Tak musiałem jej pomóc.
- Ty ją kochasz, czy tylko się nad nią litujesz?
- Hmm...lubię ją, bardzo ją lubię i tyle. Kocham Kopciuszka, Laura nie chciałaby aby się nad nią ktoś litował. Ona na to nie zasługuje. Jest zbyt silna by się nad nią litować.
- Więc kochasz Kopciuszka?
- I co z tego, całowałem się z nią, a ona kazała mi o sobie zapomnieć. Odeszła. - chłopak spuścił głowę.
- To musimy ją znaleźć. - odparł Justin.
-  Jak? Mieszkamy w jednym z największych miast świata. Jak chcesz ją znaleźć? Mam tylko jej odtwarzacz i wiem, że ona mnie zna.
- Zna cię pół świata, ale znajdziemy twoją zgubę.
- To mało prawdopodobne.
- Stary jak się nazywasz?
- Ross Lynch. - odparł.
- Jak?
- Ross Lynch!
- Jak?!
- Ross Lynch! - wrzasnął.
- Właśnie od poniedziałku zaczynamy poszukiwania.
   Wszystko było nie tak. Stała oparta o ścianę, była wyczerpana. Kolejni lekarze ją mijali, nie liczyło się się nic. Rozejrzała się wokoło, Rocky rozmawiał z lekarzem, a Riker gdzieś zniknął. Spojrzała na rękę owiniętą bandażem. Wszystko wróciło. Kiedy Riker płakał na podłodze, ona stała i nie wiedziała co robić. Chciała go przytulić, pocieszyć, ale to co powiedział, to było straszne. Jakimś cudem postanowiła zadzwonić do któregoś z braci. Pierwszą osobą w liście kontaktów był Rocky. Odebrał po drugim sygnale. Jakimś cudem wydusiła z siebie to co się stało: " Ratliff miał wypadek, przyjedź natychmiast." - powiedziała łamliwym głosem. Chciała się czegoś napić, poszła do kuchni i drżącymi rękami wyjęła szklankę. Poczuła, że po twarzy płyną jej łzy. Chciała nalać sobie soku lecz szklanka wysunęła się jej z dłoni. Nagle wszystkie z niej opadły, zsunęła się na podłogę. "Jego już nie ma" - myślała. Życie bez Ratliff'a nie ma sensu. Uniosła dłoń, ociekała krwią. Więc o to chodzi. Dlatego Riker się ciął. To przynosi ulgę, odwraca uwagę od bólu, ogromnego bólu duszy. Oparła głowę o szafkę i zamknęła oczy. Chce iść do niego, przecież byli szczęśliwi. Zaczęła się trząść. Poczuła, że ktoś ją szarpie. To był Rocky.
- Rydel, wszystko będzie dobrze. Chodźmy pojedziemy do niego. - czuła się taka słaba, nie ma siły walczyć z tym bólem. Nagle lekarze zaczęli biec do sali, w której leży Ell. Wiedziała co tam się dzieje. Przed oczami widziała ciemność. Słyszała głos Rocky'ego:
- O kurwa Rydel!
  Musiał wyjść, ochłonąć. To wszystko przez niego, nie ochronił siostry i ona teraz cierpi, bardzo cierpi. Ma już dość tego bólu, który od lat czuje, nie da rady patrzeć jak Delly cierpi. Ona zawsze jest taka pogodna, taka radosna, wszystkich wspiera. Teraz ona płacze, jest wrakiem człowieka, taka smutna jak nigdy. Nie zniesie tego, wyciągnął z kieszeni żyletkę. Będzie lepiej jak go nie będzie, wszyscy będą szczęśliwsi. Od lat jest kamieniem u szyi swojej rodziny. Ma dość tego życia, chce uciec od tego bólu. Z każdym dniem jest on większy, po prostu on już więcej nie wytrzyma. Jego przyjaciel w ciężkim stanie leży w szpitalu, a siostra płacze po kątach. Nikt prócz niego nie może  cierpieć, a przynajmniej nie Rydel. On jest najstarszy i musi chronić rodzeństwo, to jego zadanie. Oni muszą być szczęśliwi. Chciał już podciąć sobie żyły, gdy ktoś wyrwał mu żyletkę. Zdesperowany chłopak opadł na ziemię, spojrzał w górę i zobaczył znajomą narkomankę, stała z żyletką w ręce.
- Co ty do cholery wyprawiasz? - wrzasnęła.
- Chyba wiesz, wyglądasz na inteligentną. - wzrok miał wbity w ziemię.
- Tak, chcesz się zabić, ale dlaczego? - usiadła obok chłopaka.
- A ty?
- Co ja? - zapytała zdziwiona.
- Dlaczego chcesz się zabić? - spojrzał na nią.
- Nie chcę się zabić, ja tylko ćpam. - ich wzrok spotkał się, czuła, że chce się wygadać. Odkąd go poznała bierze mniej, ciągle myśli o tym co powiedział, że wystarczy chcieć.
- Jesteś na głodzie? - zapytał.
- Nie, jestem narąbana. - zaczęła się śmiać.
- Powiesz mi?
- Moja matka zginęła jak miałam 11 lat, zostawiła nas w Boże Narodzenie, zginęła w wypadku samochodowym, po jej śmierci ojciec się rozpił. Zajmowałam się małą Laurą. Potem wpadłam w złe towarzystwo.
- Dlaczego? - zapytał cicho.
- Jakbyś wychowywał młodszą siostrę, miał ojca, który pije i się awanturuje, to byś wytrzymał? - spojrzała mu w oczy.
- Pewnie nie. - odparł.
- Właśnie.
- Tęsknisz za matką, dlatego to robisz, brakuje ci jej. - rzucił, na te słowa Vanessa lekko drgnęła.
- Może masz rację, a ty ciągle za nią tęsknisz?
- Strasznie, była moją jedyną, prawdziwą miłością.
- Wydaje mi się, że za bardzo idealizujesz tą dziunię, kurde jej już nie ma, weź się w garść i zacznij żyć dalej. Robisz z siebie ofiarę, ludzie umierają, a ona była ćpunką jak ja, mogę cię zapewnić, że ona by tak cię nie idealizowała. Przestań po prostu przestań. - powiedziała. On spojrzał na nią. Wiedział, że ma rację. To było dawno, powinien zacząć żyć dalej.
- Oboje jesteśmy popieprzeni. - dodał cicho.
- Tu się z tobą zgodzę, oboje mamy popieprzone życie.
- Tylko od nas zależy jak dalej się ono potoczy. - rzekł.
- Jestem Vanessa Marano. - podała mu rękę.
- Riker Lynch. - odpowiedział z uśmiechem.
  Laura podążała na uczelnię. Już myślała o piątkowej randce z Jim'em. Nie chciała za dużo  sobie wyobrażać, ale przez te kilka dni wszystko sobie uświadomiła. Owszem czuje coś do Ross'a, ale to przecież nie ma sensu. Czy tak przystojny i bogaty chłopak, chciałby być z taką zwykłą, szarą dziewczyną jak ona. Jim jest miły, z jej klasy społecznej, czegoż chcieć więcej? Może nie jest taki przystojny jak Lynch, ale który chłopak jest?
- Laura ogarnij się, bo jak będziesz miała takie myśli to rzucisz się na niego jak go zobaczysz. - skarciła swoją podświadomość. Ciągle czuła jego usta, ileż by ona dała za kolejny taki pocałunek nie mówiąc już o czymś więcej. Przewróciła oczami na samą myśl i uśmiechnęła się pod nosem.
- O czym ja myślę? - szepnęła.
- Laura! - ktoś za nią krzyczał. Dziewczyna odwróciła się to była Stacy, wyglądała na wściekłą. Podeszła do niej.
- Umówiłaś się z Jim'em? - zapytała a raczej wrzasnęła.
- Tak, a co?
- Czyś ty zwariowała? - wrzasnęła.
- Cicho. - powiedziała.
- Całujesz się z Lynch'em, a potem umawiasz się ze sprzątaczką?!
- Nie ze sprzątaczką tylko z Jim'em, poza tym to ty mu o mnie opowiadałaś no nie?
- No ja, zawsze zbywasz chłopaków i nie chcesz się z nimi umawiać. Gdybym ja wiedziała, że ty poderwiesz samego Ross'a Lynch'a to bym się nie wtrącała.
- Chcę żyć normalnie i pragnę być szczęśliwa.
- To mu powiedz.
- Że co? - krzyknęła.
- No głucha jesteś, musisz mu powiedzieć.
- Żartujesz?! On o mnie już na pewno zapomniał.
- Na sto procent nie zapomniał o takiej dziewczynie jak ty.
- Stacy, on myśli, że tańczył z ideałem kobiety, a ja pochodzę z patologicznej rodziny i nie mam nic wspólnego z ideałem. - odpowiedziała.
- Czemu w siebie nie wierzysz?
- Pomyśl Stacy, czy taki facet jak Ross, chodzący ideał może być ze mną? Dobra chodźmy na zajęcia. - dziewczyny weszły do sali, za Lau usiadła Blaire i jej dwa psy.
- Szkoda, że cię nie było na balu, cóż sprzątaczki na takie uroczystości nie chodzą, ale wiedz, że bardzo nam ciebie brakowało. - powiedziała drwiąco Blaire.
  Ross i Justin szli do studenckiego radia.
- Znajdziemy ją? - zapytał niepewnie blondyn.
- Stary jesteś Ross Lynch, jak zobaczy, że jej szukasz to sama się zgłosi. Pomyśl jaka laska nie chciałaby być z Ross'em Lynch'em. - weszli do rozgłośni.
- Ja to załatwię. - powiedział Justin.
- Hej, musimy skorzystać z rozgłośni, mój kumpel zakochał się na zabój.
- Nie można od tak korzystać z radia. - odpowiedziała dziewczyna.
- Słuchaj, na balu spotkałem niesamowitą dziewczynę, muszę ją znaleźć. Ty byś chciała przeżyć love story no nie? - powiedział Ross.
- Ok, chodźcie.
  Laura siedziała na wykładach, ciągle odbiegała myślami do balu, do pocałunku. Tamten wieczór był magiczny. Z rozmyślań wyrwał ją głos z głośnika radiowęzła.
- Hello ludziska, tu dla was wasz Justi, mam ogłoszenie od samego Ross'a Lynch'a... - chciał mówić dalej, lecz niecierpliwiący  się Ross go odepchnął.
- Słuchajcie, w sobotę na balu poznałem niesamowitą dziewczynę. Poczułem przy tobie coś, czego do tej pory nie czułem, szaleję już na twoim punkcie i muszę cię znaleźć. Poza tym zgubiłaś MP4, chciałbym ci go oddać. Będę czekać na stołówce. Ta właściwa dziewczyna musi podać pięć ulubionych piosenek z playlisty. Mam nadzieję, że się odezwiesz. Jeszcze jedno, nie mogę o tobie zapomnieć. - powiedział. Na te ostatnie słowa Lau poczuła ukłucie w sercu.
- O kurwa co ja narobiłam. - szepnęła.
  ***
Hello misiaki, jak tam przygotowania do świąt? Nie ma śniegu, nie ma świąt hehehhe. Co do rozdziału, to Ross zaczął poszukiwania swojego Kopciuszka (nareszcie), oczywiście jak to ja, wasza bezduszna Delly trochę pociągnę te poszukiwania, ale w zamian mam dla was niespodziankę związaną z Raurą w kolejnym rozdziale ♥ Oczywiście w rodzinie Lynch'ów mamy tragedii ciąg dalszy, gdybym wiedziała, że dzisiaj wychodzi teledysk do Smile to bym napisała coś weselszego. Mam pewien problem związany z Rikessą, zrobiłam ankietę na ten temat. Wy zadecydujcie jak potoczy się ten wątek. Po świętach wypatrujcie mnie na Just Love Me ♥ No i powinnam złożyć wam życzenia, w końcu jutro Wigilia xD
 Życzę Wam moi kochani czytelnicy, szczęścia, zdrowia, pomyślności, mnóstwa radości, miłości, niesamowitych przyjaciół i może takiego love story jak w filmie romantycznym :) Życzę Wam Wesołych Świąt Bożego Narodzenie i Szczęśliwego Nowego Roku ♥
Mam nadzieję, że zdążę dodać piętnasty rozdział przed Sylwestrem, jak nie to do zobaczenia w 2015 roku. ♥♥♥ Zostawiam was z teledyskiem do Smile i naszymi wariatami z R5 :D 
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ ♥ 




czwartek, 18 grudnia 2014

niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział trzynasty

  Laura wjechała na podjazd domu Pool'ów. Chciała już wejść do domu gdy zobaczyła podjeżdżającą limuzynę Hannah. Lau przeskoczyła przez niski żywopłot i schowała się za nim. Usłyszała krzyki blondynki:
- Ty palancie otwieraj te drzwi! - kierowca szarpał się z klamką bo drzwi się zatrzasnęły, Hannah biła ręką w szybę, a w drugiej trzymała telefon. Laura czmychnęła do domu. Na schodach spotkała Jim'a i jego ekipę.
- Musicie się schować bo wróciła. - powiedziała i popchnęła chłopaka w stronę sypialni. Wbiegli do czystego już pokoju i kazała się im schować w garderobie. Wzięła szlafrok blondynki, założyła go i usiadła na łóżku. Bała się jak nigdy, co jeśli ta idiotka, ten potwór zorientuje się, że była ona na balu? Usłyszała głos Hannah za drzwiami.
- Ciekawe czy posprzą.... - do pomieszczenia weszła kobieta. Stanęła zaskoczona, jednak ta dziewucha ją posłuchała i została w domu. Spojrzała na nią, siedziała w jej szlafroku, była struchlała ze strachu, tak się jej bała.
- Hmm widzę, że choć raz zrobiłaś to co należy. - powiedziała pani Pool przesuwając palcem po meblach. Lau czuła, że wzbiera w niej złość. Pokiwała tylko głową.
- Czemu masz na sobie mój szlafrok? - zapytała podejrzliwie.
- Podziwiałam jedwab. - odpowiedziała niepewnie. Hannah zaczęła się jej przyglądać.
- A czemu tak dziwnie wyglądasz? - zapytała. Laura przełknęła nerwowo ślinę.
- To znaczy?
- No te włosy, usta. - Hannah prócz mówienia, zaczęła żywo gestykulować. Wyglądało to komicznie. Laura przeklęła w myśli, zakryła sukienkę ale zapomniała o włosach i w szczególności o ustach. Musi coś szybko wymyślić bo  inaczej wpadnie.
- Jak skończyłam to chciałam zobaczyć jakbym wyglądała na balu. - odpowiedziała i spojrzała na kobietę, miała nadzieję, że się nabierze.
- Eee nic pewnie nie straciłaś. - Hannah machnęła ręką.
- Teraz ludzie nie potrafią się bawić. - dodała. Dziewczyna siedziała na łóżku i milczała.
- Lauro mówiłam ci, że jesteś Panną Mało Popularną, ale sama chyba też nią jestem. - kobieta usiadła na łóżku obok niej.
- Nie jestem fajna, moje imprezy są żałosne, byłam sławna milion lat temu. Teraz nie mam przyjaciół, tak jak ty. Dobrze, że ty Lauruś przy mnie jesteś. - kobieta opadła na jej kolana i usnęła. Często tak robiła. Z garderoby wyjrzał Jim. Lau gestem pokazała mu, że mogą wyjść z ukrycia. Gdy chłopcy przez pokój, Hannah spadła z kolan Lau i spała na podłodze. Jim z trudem powstrzymał śmiech. Laura zdjęła szlafrok i poszła za nimi. Odprowadziła ich do wyjścia. Ekipa zaczęła pakować sprzęt do samochodu. Jim stał z Marano w wejściu.
- Ona tak często? - zapytał brunet.
- Tak, to dość często się zdarza. - odpowiedziała z uśmiechem Lau.
- Wow, mówiłem ci, że jesteś piękna? - na twarzy Laury pojawił się rumieniec.
- Chyba napomknąłeś o tym. - odparła.
- Naprawdę ślicznie wyglądasz nie mogę oderwać od ciebie wzroku.
- Dziękuję. - odpowiedziała.
- Pewnie twój chłopak nie mógł się od ciebie oderwać, ja bym nie potrafił. - dodał z uśmiechem.
- Nie mam chłopaka. - odparła.
- Serio? Nie wierzę.
- Nie  mam.
- Taka piękna dziewczyna i jesteś sama? To niemożliwe.
- Najwidoczniej to możliwe. - powiedziała Lau.
- Miło było poznać. - podał jej dłoń.
- Mi również, dziękuję za pomoc.
- Wszystko dla przyjaciół Stacy. - pożegnali się, chłopak ruszył w kierunku samochodu. Laura stała jeszcze w drzwiach i czekała aż odjadą. Jim jednak wrócił do niej.
- Laura, nie mogę ukrywać, że bezinteresownie tu przyszedłem.
- Chcesz abym ci zapłaciła? - zapytała.
- Nie, nie chcę. Stacy mi o tobie dużo opowiadała, wydawałaś mi się strasznie fascynującą osobą. Bardzo chciałem cię poznać. Umówisz się ze mną? - zapytał. Laura nie wierzyła w to co usłyszała. Ten przystojny brunet chce się z nią umówić? Co ona ma zrobić? Dopiero co tańczyła i całowała się z Ross'em Lynch'em, a teraz Jim pyta ją czy pójdzie z nim na randkę. Co to za wieczór? Czuła się rozdarta. Z jednej strony pragnęła być z Ross'em, ale to przecież niemożliwe. On jest gwiazdą, dla niego to kolejna przygoda, fascynacja i nic więcej. Nawet nie wie z kim tańczył. Przecież ona nie może czekać na cud, nie może się także ujawnić. Jim jest bliższy, to zwykły, uroczy chłopak. To jest bliższe rzeczywistości.
- Tak. - odparła. Chłopak uśmiechnął się znacząco.
- To co w piątek o 18?
- Z miłą chęcią. - odpowiedziała.
- To do piątku. - pocałował ją w policzek i wrócił do samochodu.
  W salonie było ciemno, Rydel siedziała w fotelu wpatrując się w okno. Strasznie się martwiła. Riker wyszedł rano na cmentarz i jeszcze nie wrócił. Gdzie on kurwa jest? - myślała. Dzwoniła, lecz włączała się automatyczna sekretarka. Jej brat to bardzo skomplikowana osoba. Zaznał w życiu wiele cierpienia, nie raz widziała go z żyletką w ręce. Tak bardzo się boi, że kiedyś ten ból go złamie i on się podda. Szczególnie teraz gdy ma on tyle wolnego czasu i tyle czasu na przemyślenia. Do tego dzwonił jeszcze Justin i pytał się czy Ross jest już w domu. To dziwne. Gdy zapytała o Kylie powiedział, że na pewno nie jest z nią. Co się dzieje? Rydel ma wrażenie jakby cały ich poukładany świat zaczął się sypać. Rodzice są w Littleton u dziadków, a ona jest z tymi problemami zupełnie sama. Do tego Ratliff nie odzywał się, a to do niego nie podobne. Dzwoniła także do niego i tak samo jak u chłopaków odzywała się sekretarka. Złe przeczucie wypełniało jej serce. Coś złego dzieje się w ich życiu. - tak mówiła jej podświadomość. Próbowała odegnać te okropne myśli, lecz powracały one z podwójną siłą. Czemu Riker nie wrócił? Gdzie jest Ross? Co dzieje się z Ellington'em? - chciała uzyskać odpowiedzi na te pytania. Na szczęście wiedziała, że reszta rodzeństwa jest bezpieczna. Ryland gra dzisiaj w klubie, więc wróci nad ranem, a Rocky nocuje u Kendall. Usłyszała trzaśnięcie drzwiami. Zerwała się z fotela. Z ciemności w świetle słabej lampki wyłoniła się sylwetka Riker'a. Rydel zmierzyła go czujnie wzrokiem. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego, w oczach miał strach. Przypominał człowieka stojącego nad przepaścią. Dziewczyna zauważyła, że brat na twarzy jest lekko osmolony dymem. Włosy ma mocno potargane, ręce mu się trzęsą, w sumie cały się trzęsie.
- Rydel. - wypowiada drżącym głosem.
- Co się stało? - dziewczyna poczuła ból w podbrzuszu, wie, że jej brat chce coś jej powiedzieć, coś strasznego chce jej przekazać.
- Rydel, przepraszam. - ma łzy w oczach.
- Przepraszasz za co? Gdzie byłeś? - pyta ostrożnie.
- Byłem na cmentarzu, później rozmawiałem z narkomanką, a potem...
- Z narkomanką? Czemu z nią rozmawiałeś?
- Chciałem pomóc, tylko tyle. - dodaje roztrzęsiony.
- Pomóc w czym? - chłopak ignoruje jej pytanie, wydaje się jakby był w innym świecie.
- Poszedłem do niego, zrobiło się tak słonecznie. - Delly unosi brew. "O czym on mówi?" - myśli.
- Stanąłem jak wryty...tyle wozów strażackich...oni stali już przy karetce...nie chcieli mnie wpuścić...powiedzieli, że jest w środku...nie mogłem tak stać Delly, nie mogłem. - na jego twarzy pojawiają się łzy.
- O czym mówisz? Riker co chcesz mi powiedzieć?
- To ja go wyniosłem, nie posłuchałem. Strasznie wyglądał, nie oddychał, widziałem jak go reanimują....
- Kogo?! - powoli wszystko docierało do niej, czuła, że wzbierają się łzy w  jej oczach.
- Nie mogłem tu przyjść, biegłem, chodziłem bez celu Rydel. Nie mogłem ci spojrzeć w oczy, nie możesz cierpieć...nie ty Delly...
- Powiedz mi kurwa o co chodzi? O czym mówisz?
- Wyniosłem Ratliff'a. - rzuca i pada z płaczem na podłogę.
   Ross zastanawiał się czy dobrze robi wracając do domu, Rocky dzwonił i mówił co się stało. Może powinien wspierać Dell. Nie jest jednak w stanie po słowach "Zapomnij o mnie." dojść do siebie. Jak ma tego dokonać? Jak może o niej zapomnieć? Wszedł do mieszkania, wszędzie było cicho i ciemno, jak nie u Lynch'ów, skierował swoje kroki do swojego pokoju. Rzucił się na łóżko i zakrył twarz poduszką, krzyknął na całe gardło. Emocje musiały z niego wyjść. Tyle się wydarzyło tego wieczora. Cała ta pomyłka z Kylie, poznanie i taniec z nieznajomą, a później pocałunek i te piekielne słowa: "Zapomnij o mnie." Do cholery jak on ma to zrobić?  Zakochał się w niej, inaczej nie potrafił nazwać swoich uczuć, nigdy nie czuł się w ten sposób. Wszędzie była ciemność, w jego sercu także. Był jak mały, bezbronny, zagubiony chłopiec po środku ciemnego i strasznego lasu. Tak bardzo się tego obawiał. Zrozumiał czemu ma blokadę. Po prostu jest samotny i rozpaczliwie szuka miłości. Ta dziewczyna...gdy ją zobaczył poczuł coś w sercu.  Próbował zasnąć lecz gdy zamknął oczy widział migawki z balu i ten pocałunek. W uszach słyszał "Zapomnij o mnie." Usiadł na łóżku, zdjął buty i skarpetki. Zaczęło brakować mu powietrza, co jeśli jej nie znajdzie? Te oczy...znał je, tylko nie wiedział skąd. Kiedyś już chyba spotkał Kopciuszka. Ogarnęła go złość. Wstał i zdjął marynarkę oraz krawat, rozpiął kilka guzików koszuli. Przeczesał dłońmi włosy, jeszcze bardziej je targając. Nerwowo chodził po pokoju. Czemu nie zapytał jej o imię? Bałwan z niego, ile by on dał za choćby pierwszą literę jej imienia. Wyjął z kieszeni jej MP4. Spojrzał na nie i lekko się uśmiechnął. Włączył i zaczął przeglądać jej listę odtwarzania. Ku jego zaskoczeniu jedną z najczęściej odtwarzanych piosenek było "Heart Made Up On You", znowu się uśmiechnął widząc jeszcze kilka utworów R5. Fanka? Nie raczej nie. Za mało piosenek jak na fankę. Ale może spotkał ją kiedyś na koncercie? Spojrzał na listę ulubionych piosenek były to: Boys Like Girls - "Love Drunk", Black Eyed Peas - "I Gotta Feeling" , Bruce Springsteen - "Dancing in the dark", Justin Timberlake - "Cry me a river" i R5 - "Heart Made Up On You". Odłożył odtwarzacz. Nalał do szklanki trochę wody mineralnej i zaczął powoli pić. Znowu wróciła bezsilność i gniew. Cisnął szklanką w ścianę. Szkło rozsypało się po podłodze. On zaś rzucił się znowu na łóżko. Czemu? Dlaczego nie zdjął jej maski? Skąd ona znała jego imię? Zapamiętałby taką zjawiskową dziewczynę. Na moment odrzucił myśli o Kopciuszku i przypomniał sobie telefon Rocky'ego. Powinien jechać do Dell i Riker'a. Właśnie Riker. Tyle już nacierpiał i teraz to. Przecież on się załamie. Spojrzał w kąt pokoju. Stała tam gitara. Sięgnął po nią. Zaczął grać pewną melodię. Jakoś sama przyszła mu na myśl. Grał tak dłuższą chwilę, poprawiając niektóre akordy. Nagle zerwał się z łóżka, wziął kartkę  i długopis. Może teraz uda mu się napisać piosenkę. Piosenkę o Kopciuszku. Grał chwilę, lecz żadne słowa nie przychodziły mu na myśl.
- To się nie uda. - fuknął. Wtedy przypomniał sobie pewną dziewczynę, na którą wpadł któregoś lata. To było w wakacje przed rozpoczęciem nauki w liceum. Na plaży wleciał na taką śliczną dziewczynę. Uśmiechnął się. Później ciągle na nią wpadał, a teraz płaci jej za szkołę i się nią opiekuje jak może.
- Och Lauro. - szepnął. Wtedy przyszły mu do głowy słowa: " Poznaliśmy się zeszłego lata." Co teraz? Zaczął trochę fantazjować i kolejne słowa pojawiły się w  głowie: "Zaczęliśmy naszą przyjaźń, nie umiem ci powiedzieć jak to wszystko się stało." Przypomniał sobie scenę z parku: " Wtedy przyszła jesień, nigdy nie byliśmy tacy sami. Te noce, wszystko było takie magiczne." Myśl o Laurze była coraz natrętniejsza. Zależało mu na niej. Była równie samotna jak on. Zaczął śpiewać: I zastanawiam się, czy ty też za mną tęsknisz. Jeśli nie, to jest jedna rzecz, którą chciałbym, żebyś wiedziała". Nagle przestał grać. Z jego serca popłynęły słowa, które tak dusił w sobie: Myślę o 
tobie każdego ranka, gdy otwieram oczy. Myślę o tobie każdego wieczoru, gdy gaszę światło. Myślę o tobie w każdej chwili, każdego dnia mojego życia. Jesteś cały czas w moich myślach. To prawda." Czuł dziwne uczucie w sercu. Ciągle powtarzał: Myślę o tobie tobie tobie tobie... Myślę o tobie tobie tobie tobie..." Teraz przypomniał sobie Kopciuszka i do głowy przyszły mu słowa: "Nie wiedziałaś co powiedzieć kiedy cię dzisiaj zobaczyłem. Pozwolisz by wszystko rozpadło się na kawałki?Bo wiem że powinienem zapomnieć o tobie jeśli potrafię." - poczuł wielką gulę w gardle. - Ale nie mogę przez tak wiele spraw." I znowu zaczął śpiewać o tym, że myśli o Lau w każdej chwili. Czuł się dziwnie, z jednej strony pisał piosenkę o Kopciuszku, z drugiej pojawiła się Marano. " Kiedy wreszcie przestanę udawać." - zaśpiewał. - "Że to co mamy nigdy się nie skończy, oh, oh."  Jego myśli same układały się w tekst piosenki. To było tak jakby ktoś zwolnił jakąś blokadę. " Jeśli to co mamy to ten moment." - wspomniał pocałunek.
- " Nie zapomnij o mnie, bo ja tego nie chcę." 
- " Nie mogę sobie pomóc" - dodaje. Powtarza jeszcze słowa refrenu i kończy słowami: 
- "Myślę o tobie..." 
***
Hejka misiaczki♥ To ja Dellson Lynch z pechowym trzynastym rozdziałem. Stwierdziłam, że za bardzo was rozpieszczam, chodzi tu głównie o końcówkę dwunastego rozdziału :) dlatego teraz jak to ja wszytko pokręciłam, tak, żeby wam się nie nudziło xD  Kiedy next? Nie wiem, bo w tym tygodniu mam próbne matury, grrr :( A ok. 20 grudnia chciałabym dodać pierwszy rozdział na moim nowym blogu Just Love Me, ale chyba zdążę z czternastym rozdziałem do świąt. Życzcie mi powodzenia na maturkach i zostawiam wam adres nowego bloga, wyczekujcie pierwszego rozdziału:D 
http://justlovemeraura.blogspot.com



środa, 3 grudnia 2014

Rozdział dwunasty

*Kilka godzin przed balem.
  Riker całe dnie spędzał na cmentarzu. Nigdy się nie pogodził ze śmiercią Emily, tak bardzo ją kochał a ona odeszła. Jak mogła mu to zrobić? Zostawić go samego na świecie. Próbował się po jej śmierci pozbierać, ale nie potrafi tego zrobić. Rzucił się w wir pracy, koncerty, wywiady, praca nad piosenkami były dla niego oderwaniem się od cierpienia. Niestety ktoś mu wszystko zepsuł. Riker zdawał sobie sprawę, że ostatnio wszystko kręci się wokół Ross'a. Nie przeszkadzało mu to, współczuł mu. Zauważył, że Ross tak jak on szuka wsparcia, lecz on znalazł Emily i prawdziwą miłość. Natomiast Ross uczepił się Kylie. Każdy wiedział, że chłopak błądzi. Najpierw miał obsesję na punkcie tej dziewczyny, bawił się w jej Anioła Stróża teraz oszukuje się, że kocha Kylie. Prędzej czy później źle się to skończy. Riker szedł przez park, wracał z cmentarza. Było chłodno, zapiął kolejne guziki płaszcza. Jego serce zapędziło go w znane mu miejsce. Doszedł do jednej z ławek. Usiadł i przypomniał sobie pewne sierpniowe popołudnie kiedy poznał tu Emily. Wracał ze studia, umówił się tu z kolegą. Śpieszył się gdy nagle ujrzał na ławce piękną szatynkę o długich, kręconych, czarnych włosach. Płakała. Minął ją jak każdą inną osobę. Uszedł kilka kroków i się zatrzymał.  Wrócił do niej i usiadł obok. Przez moment nie wiedział co zrobić, dziewczyna strasznie płakała.
- Co pani jest? - zapytał niepewnie, kobieta na niego spojrzała ze zdziwieniem.
- Kim pan jest?
- Mam na imię Riker, a ty?
- Emily. - wykrztusiła.
- Czemu płaczesz? - zapytał.
- Bo obcas mi się odkleił, a to moje ulubione buty. - powiedziała ochryple. Riker nie wytrzymał ze śmiechu, dziewczyna wyglądała na tak zrozpaczoną jakby najgorsze zło świata ją spotkało a jej rozkleiły się buty.
- Czemu pan się śmieje? - zapytała oburzona.
- Bo wygląda pani na strasznie zrozpaczoną i płacze pani o buty.
- Bo to moje ulubione. - powiedziała z wyrzutem.
- Niech pani da, coś na to poradzimy. - zostawił ją na godzinę samą na tej ławce i zaniósł buty do szewca. Później ich znajomość szybko się potoczyła. Kilka randek i zostali parą. Zaakceptował to, że jest sierotą. Dzięki niej uwierzył w miłość. Siedział i rozglądał się. Na ławce naprzeciwko siedziała dziewczyna. Ubrana była w stare, zniszczone, nieco brudne jeansy, dużą, męską, granatową bluzę, miała naciągnięty kaptur na głowę. Siedziała skurczona, cała się trzęsła. Oczy miała zaczerwienione, usta wysuszone, była blada. Chłopak wiedział już czemu jest w takim stanie. Wstał i usiadł obok niej.
- Nie musisz. - powiedział.
- Czego nie muszę? - warknęła.
- Tak żyć.
- A co ty lalusiu wiesz na temat życia? Masz hajs i zgrywasz Prometeusza. Odwal się.
- Po co się niszczysz? -chłopak nie patrzył na nią tylko w przestrzeń przed sobą.
- Bo mam taką ochotę, odpieprz się blondasie. - krzyknęła.
- Tego chcesz?
- Mówię ci psycholu, że nic ci do tego!
- Chcesz umrzeć?
- Może i chcę masz problem?
- Ja nie, dla mnie to możesz zgnić w piachu. Gorzej z twoimi bliskimi.
- Jeszcze moment a pożałujesz! - syknęła.
- Masz kogoś, jakąś rodzinę?
- A ty co książkę o mnie piszesz?
- Czyli masz, to chłopak, brat, siostra, rodzice czy dziadkowie?
- Siostra. - odparła.
- To powinnaś rzucić to świństwo, niszczysz siebie i ją.
- Gówno o mnie wiesz! - wrzasnęła.
- Tak samo mówiła moja dziewczyna jak była na głodzie. Początkowo świetnie się kryła, nie wiedziałem, że ćpa. Potrafiła się nieźle zamaskować, jednak z czasem zaczęła przeginać. Zauważyłem, że zachowuje się dziwnie. Była nadpobudliwa, ciągle roześmiana, gdy wzięła za dużo to zachowywała się jakby była pijana. Nigdy jednak nie znalazłem u niej alkoholu w domu. Była sierotą z bidula, miałem świadomość, że ludzie stamtąd są często naznaczeni. Bardzo ją kochałem, nie chciałem widzieć tego problemu, ale nie mogłem patrzeć jak z dnia na dzień się stacza. Każdy dzień był co raz gorszy. Nie panowała już nad nałogiem. Kiedyś poszedłem za nią, widziałem jak  kupuje dragi. Chciałem z nią o tym porozmawiać, namówić na leczenie. Zauważyłem, że mnie okrada, straciła pracę i sprzedawała wszystko by kupić kolejną działkę. Nawrzeszczałem na nią jak dowiedziałem się, że sprzedaje się za pieniądze. Nic nie działało. Mówiła, że ona mnie nie trzyma. Ja jednak jak ten idiota byłem przy niej. Liczyłem na to, że zdarzy się cud i ona się zmieni. Wierzyłem, że wróci do mnie ta dawna Emily.
- To niemożliwe. - odpowiedziała Vanessa.
- Któregoś dnia przyszedłem do niej, to było po kolejnej awanturze. Wszedłem do mieszkania, drzwi były otwarte. Wołałem, nie odpowiadała. Znalazłem ją w wannie, przedawkowała.
- To smutne, ale takie jest życie.
- Ona zniszczyła moje życie. Nałóg nie dotyka tylko ciebie, on niszczy twoich bliskich. Nie robisz krzywdy tylko sobie, ale i innym. - spojrzał na nią. Vanessa wiedziała, że chłopak ma rację, nie niszczy siebie, rujnuje także życie Lau. Podziwiała ją za to, że mimo tego syfu potrafi żyć normalnie. Jednak głód był silniejszy od miłości do siostry.
- Może i masz rację, ale nie tak łatwo to zmienić. Ty żyjesz w świecie ty normalnym, możesz wszystko, ja jestem na dnie. Dla mnie już nie ma ratunku.
- To ty tak myślisz, wystarczy tylko chcieć a możesz zmienić wszystko. Powinnaś to zrobić dla siostry. - powiedział.
- Dla niej będzie lepiej jak zdechnę. - odpowiedziała i wstała z ławki.
- Dziękuję, ale nie potrzebuję troski. Zacznij żyć. - powiedziała i odeszła. Riker siedział i dumał chwilę nad jej słowami. Nie była prostą narkomanką, była inteligentna, ale coś ją pchnęło w dragi, świadomie je brała. Do domu nie chciał wracać, tam ciągle trwa zamęt z jego młodszym bratem, który idzie na bal. Powinien z nim pogadać, uświadomić, że pcha się w coś co jest bezsensu.
- Pójdę do Ratliff'a, o ile nie siedzi u Rydel. - pomyślał, wstał i poszedł w kierunku domu przyjaciela.
*Bal
  Chłopak biegł za dziewczyną, krzyczał za nią, lecz ona zachowywała się jakby była głucha na jego słowa. Uciekała od niego. Zmniejszał jej przewagę, wiedział, że musi ją złapać, wszytko wyjaśnić. W końcu był na tyle blisko, że złapał ją za ramię i mocno pociągnął. Jego oczom ukazała się zapłakana twarz brunetki.
- Czego chcesz? - warknęła.
- Kylie, czekaj. - powiedział zdyszany.
- No co Ross mam czekać. Wracaj do tej dziewczyny.
- Ja muszę ci wszystko wyjaśnić. To nie tak.
- Daj mi spokój, nie rób z siebie większego idioty niż jesteś. - chciała mu się wyrwać, jednak ten mocno ją do siebie przyciągnął. Zrobił to tak gwałtownie i mocno, że ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Ich ciała przyległy do siebie. Wpatrywali się nawzajem w swoje oczy. Kylie przestała się szarpać, zastygła w jego objęciach. Poczuła jednak, że Ross ją puszcza.
- Czemu mi to robisz? - spytała rozpaczliwie.
- Ja nic ci... - nie zdążył dokończyć zdania.
- Bawisz się mną, uwodzisz, dajesz nadzieję a potem... Zazdroszczę jej. - dziewczyna patrzyła na niego z chłodem i pogardą.
- Kylie, ja nigdy nic ci nie powiedziałem, nie mówiłem ci, że jesteśmy parą czy, że cię kocham.
- Nigdy na mnie tak nie spojrzałeś jak na nią. Nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, ale widziałam was na parkiecie, ty się w niej zakochałeś. - powiedziała z ironią. - Wiesz jak ja się czułam? Wiem, że zepsułam ci wieczór, ale w końcu przyszliśmy razem, a ty? Ty... nie wiem jak to nazwać. To nie był taniec. To było coś wyjątkowego.
- Pewnie czułaś się strasznie. - chłopak wbił wzrok w chodnik.
- Strasznie?! Czułam się jak idiotka, wszystko już zrozumiałam.
- Kylie, tak przyznaję się. - powiedział i poczuł silne uderzenie w twarz.
- Należy ci się, idź i szukaj jej. O mnie się nie martw, ja dam sobie radę. - powiedziała i odeszła. Chłopak żałował, że pobiegł za nią, stracił nie tylko ją, ale i kopciuszka.
- Udany wieczór. - powiedział do siebie, wziął głęboki oddech i ruszył w kierunku samochodu. Nie miał ochoty na zabawę.
  Dziewczyny wracały do domu. Jechały szybko, Laura musiała zdążyć przed Hannah. Była mocno zdenerwowana, nikt nie może wiedzieć, że była na tym cholernym balu. Miała dobre przeczucie. Czuła, że zdarzy się tam coś wyjątkowego i tak było. Mimo, że upadła to taniec z Ross'em był czymś magicznym.
- Ty to masz szczęście! - Stacy była podekscytowana, Lau tylko cicho westchnęła.
- Weź nic nie mów. - odpowiedziała.
- Stara tańczyłaś z Lynch'em! I to jak! Wszyscy się na was patrzyli. Byliście wspaniali, nawet nie wiedziałam, że ty umiesz tak tańczyć.
- Też tego nie wiedziałam. - powiedziała cicho Lau.
- Boże jak on na ciebie patrzył! - Laura myślała, że jej koleżanka zaraz wybuchnie.
- Szybciej, muszę być przed Hannah. - dziewczyna ponagliła ją.
- Spoko zdążysz, nie wykręcaj się. - powiedziała Stacy.
- Wcale się nie wykręcam, będę mieć przerąbane jak ta wiedźma dowie się o balu, rozumiesz?
- Serio tak się jej boisz?
- Popracuj u niej dzień a sama się przekonasz. - powiedziała.
- Wpadłaś mu w oko. - Stacy zaczęła się szczerzyć jak głupia.
- Komu? - Lau udawała, że nie wie o co chodzi, jednak na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Nie udawaj głupiej, wpadłaś w oko Ross'owi, szczęściara.
- Naprawdę tak myślisz? - Lau już nie kryła uśmiechu.
- Na bank się w tobie bujnął. - odpowiedziała, w tym momencie usłyszały trzask gumy. Stacy straciła panowanie nad autem, samochód wpadł w poślizg. Dziewczyny zaczęły krzyczeć, na szczęście Stacy udało się zjechać w miarę wolno do płytkiego rowu. Chwile siedziały w osłupieniu i szoku, nagle Lau wysiadła z auta, wzięła deskorolkę z bagażnika i pojechała w kierunku domu Pool'ów.
   Ross wracał do domu, był zdenerwowany, tyle się dzisiaj wydarzyło. Jeden taniec, a wszystko zmienił. Czuł lęk, bał się, że jej nie odnajdzie, był gotów jeździć od domu do domu i pytać o nią. Wie jedno musi ją znaleźć, zakochał się w niej. W życiu nie widział tak tańczącej dziewczyny, pamiętał każde jej słowo, każdy krok, każdy ruch. Nie powinien prowadzić, na dodatek zapomniał o Justinie trudno jakoś mu to wytłumaczy. Widział jej oczy, usta, twarz, nie wiedział czy zwariował czy może tylko śni na jawie. Nie zapytał nawet o to jak ona ma na imię. Nie ważna już była płyta, szkoła, najważniejsza było to aby ją odnaleźć. Zamyślił się, w ostatniej chwili zauważył, że ma czerwone światło, zahamował. Ulice były puste, nie chciał jednak ryzykować. Kiedyś miał już taką sytuację, przejechał na czerwonym i złapała go policja. Zapłacił mandat i przez dwa miesiące musiał jeździć z rodzeństwem lub rodzicami. Przeczesał dłonią włosy. Czekał na zielone, nagle przed maską zobaczył dziewczynę. Jechała na deskorolce, była w czarnym płaszczu, trzymała czerwone szpilki w ręku. Jego wzrok przykuł natomiast jeden szczegół, złota maska.
- To kopciuszek! - krzyknął i natychmiast zjechał na pobocze. Zostawił otwarty samochód i pobiegł za nią. Zaczął krzyczeć:
- Czekaj! Zaczekaj! - dziewczyna odwróciła się i spojrzała przerażona, zaczęła szybciej jechać. Nie mógł się dowiedzieć kim ona jest. Nie tak łatwo jednak odpuści - pomyślał. Były jednym z najlepszych biegaczy w liceum.
- To ja Ross! Proszę zatrzymaj się! - wrzeszczał. Myślał, że już ją nie dogoni gdy nagle ona straciła równowagę i upadła. Chyba jednak nic się jej nie stało, bo wstała i próbowała uciec. Jednak on ją złapał.
- Mówiłem, żebyś poczekała. - powiedział zdyszany.
- Nie słyszałam. - odpowiedziała dziewczyna w masce.
- Nic ci nie jest? - zapytał i spojrzał na jej rękę. Miała na niej lekkie otarcie.
- Nic mi się nie stało, muszę lecieć. - próbowała się mu wyrwać.
- Czekaj. - powiedział spokojnie.
- Śpieszę się. - odparła.
- Jesteś niesamowita, nigdy tak nie tańczyłem. Chyba się w tobie zakochałem, ciągle cię widzę przed oczami. Wiem, że minęło nie wiele czasu od naszego tanga, ale ja to czuję tu. - położył swoją dłoń w miejscu, w którym człowiek ma serce. Laura czuła dokładnie to samo, mimo krótkiej znajomości z każdą minutą utwardzała się w tym, że coś czuje do blondyna. Był tylko jeden problem. Nie mogli być razem bo pochodzili z różnych bajek. Ross nigdy nie może się dowiedzieć z kim tańczył. Laura była przekonana, że jeśli on pozna jej tożsamość będzie zawiedziony.
- Ja chyba...sama nie wiem. Ross ty nie możesz się dowiedzieć kim jestem. - odparła smutna.
- Pozwól, że ja to osądzę.
- Poczułbyś rozczarowanie. Nie jestem taka jak w twoim wyobrażeniu.
- Nie wiesz o czym myślę. - dodał z lekkim uśmiechem.
- Ale wiem, że jestem z innej bajki. - powiedział zdenerwowana. Czas uciekał, a ona musi zdążyć przed Hannah.
- Słuchaj, daj mi szansę. - chwycił ją za rękę.
- Ross, śpieszę się, przepraszam. - chciała odejść, oddaliła się trochę od blondyna gdy poczuła silne szarpnięcie, Lynch zdecydowanym ruchem przyciągnął ją do siebie, złapał w talii i zastygł w tej pozycji. Oboje patrzyli sobie w oczy. Chłopak nie wiedział czemu ją do siebie przyciągnął, nie chciał jej puścić, stracić. Wpatrywał się w jej twarz zakrytą maską, pragnął tego aby poznać  jej tajemnicę. Chce wiedzieć kim jest jego kopciuszek. Przybliżył się do jej ust, spojrzał na nie, były duże i pełne. Ich oddechy zaczęły się mieszać. Ross jeszcze raz spojrzał w jej piękne, brązowe oczy i z największą czułością dotknął jej ust. Zaczął je delikatnie muskać. Traktował je jak najdelikatniejszy i najcenniejszy kwiat na Ziemi. Wsunął lekko w jej usta koniuszek swojego języka. Nie czekał długo na odpowiedź. Oboje pogrążyli się w czułym, a zarazem namiętnym pocałunku. To było jak narkotyk, każda sekunda sprawiała, że chcieli więcej, że nie mogli przestać. Każdy oddech był największą karą, bo chcieli aby ta druga połówka była ich powietrzem. Lau upuściła buty i oplotła swoje ręce na jego szyi. On mocno trzymał ją w talii. Czuli gorący żar w swoich sercach. Przeogromne uczucie wypełniło ich od środka. Chwila ta trwałaby wiecznie, gdyby nie to, że Lau przypomniała sobie o Hannah. Oderwała się od niego, spojrzała mu w oczy i powiedziała:
- Zapomnij o mnie. - wzięła buty i deskorolkę, chciała odjechać, ale coś ją powstrzymywało. Blondyn stał w bezruchu, wiedział, że jej nie zatrzyma. Nagle dziewczyna podbiegła do niego, stanęła na palcach i wbiła się w jego usta. To było dla niego ogromnym zaskoczeniem. Uraczyła go czułym pocałunkiem i odjechała. Ross stał jak słup soli. Przypomniał sobie o odtwarzaczu. Dziewczyna jeszcze spojrzała w jego stronę. Chłopak czuł, że ją stracił, że jej nie odnajdzie.
- Nie mogę o tobie zapomnieć. - wyszeptał cicho i poszedł w kierunku swojego samochodu.
***
Hej misiaki ♥ Dellson wraca z dwunastym rozdziałem, trochę was potrzymałam w niepewności, tak z ciekawości spojrzałam kiedy był ostatni rozdział i okazuje się, że 7.11 masakra! Jestem okropna xD Hahha wiecie czego słuchałam jak pisałam końcówkę? Stay with me tonight....♥ Mam dla was małą informację, być może niedługo na moim blogu znów pojawi się One Shot, ale tym razem nie mojego autorstwa. Pozwoliłam aby jedna z czytelniczek zamieściła na moim blogu swoje małe opowiadanie. Chyba zrobię mały konkurs z tej okazji. Czekajcie na informacje ☻ Pora podsumować rozdział. Na bloga wrócił Riker, dowiadujemy się o nim kilku rzeczy, no i myślę, że zaskoczyłam was rozmową  z Van. Sama nie wiem jak pociągnąć wątki tej dwójki. Wciąż się waham. Rikessa czy nie? Już wiecie, że Ross nie pobiegł za Kylie. Nie wiem jak wy ale mi jej szkoda. Ona go kochała. No i jak to ja ta okropna Delly Lynch jak zwykle musiałam zmienić fabułę z filmu. Otóż książę spotkał kopciuszka. ♥♥♥ Zaskoczeni? Do kolejnego rozdziału ~ Delly Lynch.


sobota, 22 listopada 2014

10 000 wyświetleń!!!

Dzień dobry! Założyłam tego bloga 5 sierpnia, nie był to mój pierwszy blog, ale pierwszy o Raurze. Chyba wam się spodobał bo po niespełna 4 miesiącach mam 10 000 wyświetleń. Pora na małe podsumowanie. Do tej pory napisałam 11 rozdziałów i jeden One Shot. Pod każdym rozdziałem jest od 13 do nawet 30 komentarzy! Bardzo wam dziękuję bo to naprawdę dużo dla mnie znaczy, chwalicie mnie i czasami poprawiacie. Ze smutkiem myślę o tym, że ten blog prędzej czy później się skończy, bardzo polubiłam tą historię, już mam pomysł na ujawnienie się kopciuszka i na pierwszą randkę Ross'a i Laury. ♥ Na pewno was zaskoczę, bo nieco odejdę od koncepcji filmu, chociaż kluczowe elementy zostaną bo muszą. Zdradzę tylko, że wiele się wydarzy nie tylko w życiu Raury ale i innych bohaterów m.in Delly czy Riker'a oraz Vanessy. O reszcie nie mówię bo ciągle mam nowe pomysły. Pojawią się też znane wam piosenki i nie mówię tu o New Classic :P Ale to jeszcze przed nami. Pora na kilka wyróżnień. Wasze komentarze czasami mnie bawią a czasami wzruszają, tak więc pragnę podziękować wszystkim czytelnikom a przede wszystkim :
  • Rossy Lynch - za to, że rozbraja mnie swymi rozdziałami w komentarzach, no po prostu płaczę czasami ze śmiechu ♥
  • Pinki - za to, że nazywa mnie Dellson i pudlem oraz mobilizuje mnie do pisania kolejnych rozdziałów.
  • Tinsley - za to, że dba o to bym nie zapomniała szczegółów z filmu, oraz za to, że po prostu czytasz te moje wypociny, ty i Pinki jesteście moimi bożyszczami z bloggera :D
  • Zwariowana Alex - ciebie to się boję, bo ty za dużo wiesz, dziękuję za komentarze. ♥
  • Klaudia Yeah - dziękuję za to, że jesteś wierną czytelniczką ( wszystkie jesteście ♥ ), nie jestem pewna ale wydaje mi się, że jesteś od pierwszego rozdziału, naprawdę dziękuję. 
Pozwólcie jeszcze, że już trochę skrócę notkę, tak więc dziękuję z całego serca jeszcze innym czytelniczkom, które komentują każdy lub prawie każdy rozdział:
  • Karcia Lynch
  • Wiktoria Martin
  • wszystkim anonimowym ♥
  • Rossy
  • Becia Brzezińska
  • Ryba XDD
  • Paula Lynch
  • Aleksandra Grzesik
  • Patka Cher ( chciałabym pisać tak ja ty ♥)
Uwielbiam was wszystkie motywujecie mnie do dalszej pracy, mam nadzieję, że tak też będzie na nowym blogu, który pojawi się jeszcze przed Nowym Rokiem (taką mam nadzieję) ♥

piątek, 21 listopada 2014

One Shot: "Póki śmierć nas nie rozłączy"

- Ross pannę młodą przenosi się przez próg a nie przez całą ulicę. - powiedziała.
- Serio? Teraz mi mówisz? - zaśmiał się chłopak. Byli parą od dwóch lat. On strażak, ona nauczycielka. Poznali się podczas pożaru szkoły. To on jej wtedy pomógł. Pamięta jaki był wtedy chamski, wydawał się być gruboskórny i gburowaty. Później spotkała go na ulicy, był zupełnie innym człowiekiem, uczepił się i nie chciał odpuścić. Chodził za nią póki się z nim nie umówiła. Zakochała się w nim do szaleństwa. Był pierwszym mężczyzną, który chciał ją taką jaką jest. W końcu wychodził to co chciał, dwa miesiące temu pobrali się. Kupili wymarzony, stary dom z werandą, niestety trzeba było go wyremontować. Ross wraz z rodzeństwem i przyjacielem remontowali go wieczorami po pracy. Do tej pory mieszkali w domu rodziców Lau. Jednak po ich śmierci, nie chciała tam mieszkać, poza tym połowę domu zajmowała Vanessa z rodziną. Laura nie miała nigdy dobrych kontaktów z matką. Z ojcem było inaczej, mama natomiast zawsze ją ignorowała, chłodno traktowała. Vanessa się z tym pogodziła, Laura nie. Nie rozumiała co takiego zrobiła, że matka ją odpychała. Dużym wsparciem dla niej była babcia. Zawsze powtarzała Lau, że znajdzie kogoś kto będzie ją wspierać. Chyba nareszcie znalazła swoje szczęście w życiu, odkąd poznała Lynch'a  czuła się potrzebna, kochana i szczęśliwa. Ross niósł ją przez ulicę do ich nowego domu, nie była tu odkąd kupili dom, dzisiaj cały dzień jej mąż wraz z rodzeństwem przewozili rzeczy. Dom nie był całkowicie wykończony, jednak ona nie chciała czekać, nie zniesie ani dnia dłużej w swoim domu rodzinnym.
- Długo jeszcze? - zapytała, miała bowiem zawiązaną przepaskę na oczach.
- Jeszcze trochę, już dochodzimy. Całe szczęście bo ciężka jesteś.
- Ej nie mów tak. Chyba wiedziałeś co brałeś. - zaśmiała się.
- Chyba nie, bo wziąłem sobie tłustą żonę. - odpowiedział.
- Kurde wyszłam za idiotę. - doszli na miejsce. Postawił ją na ziemi. Spojrzał z  krzywą miną na dom, tylko połowa była wykończona.
- Jak zamkniesz prawe oko a otworzysz lewe to zobaczysz tą lepszą część. - powiedział odwiązując przepaskę. Niestety Lau pokręciła wszystko i zobaczyła niewykończoną część.
- Hmm, zakryłam niewłaściwe oko.
- Wiem, powinienem ci zapewnić lepsze warunki. - na jego twarzy pojawił się smutek.
- Ross, słuchaj nie myśl tak, jesteś wymarzonym mężem. Włożyłeś w ten dom mnóstwo pracy, nie oczekuję wygodnego życia w luksusie. Najważniejsze jest to, że to nasz wspólny dom. - powiedziała i przytuliła się do niego.
- Wykończona jest tylko kuchnia i sypialnia no i toaleta.
- Damy radę. - powiedziała i poszła w kierunku wejścia. Weszli do domu, wszędzie były folie i narzędzia budowlane.
- Chodź. - Ross pociągnął ją za rękę. Weszli po schodach i skręcili do jednego z pokoi. Była to ich wspólna sypialnia. Wszędzie stały świece a na łóżku były rozsypane płatki czerwonych róż. Laura ze łzami w oczach spojrzała na swojego partnera. Ten ją przytulił i czule pocałował. Szybko wylądowali na łóżku. Kolejne części garderoby lądowały na podłodze. Byli młodzi jednak czuli, że chcą ze sobą być do końca swoich dni. Ich miłość była nietypowa, bo Laura była wyjątkową dziewczyną. Jej mąż musiał mieć dużo cierpliwości, bo ona wiecznie ładowała się w kłopoty. Leżała teraz wtulona w jego tors, słuchała bicia jego serca i kreśliła palcem kółka na jego piersi. Uwielbiała ten moment, gdy było już po wszystkim i leżeli wtuleni w siebie. On przesunął palcem po jej przedramieniu, poczuła, że ma gęsią skórkę. Ostatnio wiele się wydarzyło w ich życiu; ślub, śmierć rodziców Laury, zginęli w wypadku samochodowym, oboje odeszli razem. Lau bała się, że żyli gdy samochód płonął. Ross zawsze powtarzał jej, że siła uderzenia w tira była tak duża, że na pewno już nie żyli gdy wybuchł pożar. Do tego po długiej chorobie umarła przyjaciółka Lau, Kate. Przyjaźniły się od dziecka, niestety była ciężko chora i zapadła w śpiączkę. Jej mąż walczył o nią do końca, po jej śmierci załamał się. Wydarzenia te wpłynęły na jej postawę, zaczęła się zastanawiać nad sensem swojego życia.
- Co jest? - zapytał Ross wpatrując się w sufit.
- O co ci chodzi? - Lau oderwała się od jego ciała.
- Przecież widzę, że ostatnio jesteś przybita. - spojrzał jej w oczy.
- Wiesz ostatnio sporo się wydarzyło. - znowu się do niego przytuliła, poczuła , że on ją przytula.
- Chodzi o Kate?
- Tak.
- Jak się trzyma Andrew? - zapytał blondyn.
- A ty jakbyś się trzymał gdybym to ja umarła?
- Nawet tak nie mów, bez ciebie moje życie nie ma sensu.
- Póki śmierć nas nie rozłączy... - spojrzała mu prosto w oczy.
- Nas nie rozłączy. - odparł.
- Jak to? Każdego rozłącza.
- Wierzę w to, że nasza miłość jest silniejsza niż grób. A ty?
- Też chcę w to wierzyć. - poczuła jego pocałunek. Oderwała się od niego.
- Jakbym kiedyś była w śpiączce, to odłącz mnie. - powiedziała.
- Co? Żartujesz?! - powiedział zdenerwowany Lynch.
- Nie chcę leżeć podłączona do tych rurek, wolę odejść.
- Przestań, nie chcę tego słyszeć. - był coraz bardziej zdenerwowany.
- Jakbym umarła to pragnę abyś ułożył sobie życie, nie chcę widzieć tam z góry, że jesteś sam, nieszczęśliwy, znajdź sobie kogoś, żyj dalej.
- Nie, dobrze wiesz, że nie dałbym rady, za bardzo cię kocham. - odparł.
- A ty? - zapytała.
- Co ja?
-No jeśli ty...- Lau bała się dokończyć to zdanie.
- Jeśli ja bym leżał w śpiączce to, nie wiem co masz zrobić. Jeśli będziesz żyła to zostaw mnie, może mnie uratują, ale jeśli ciebie już nie będzie to niech mnie odłączą, bo i tak nie będę miał dla         kogo żyć. - słowa te wzruszyły Lau.
- Ale będziesz musiała żyć sama, żadnych mężczyzn prócz mnie. - powiedział śmiejąc się. Laura mimo woli także się uśmiechnęła. Ross wbił się w jej usta. Zaczęli się namiętnie całować, całowali się łapczywie tak jakby było im siebie mało. Przyjemną chwilę przerwał im telefon.
- To twój. - powiedział Ross. Lau oderwała się od niego i sięgnęła po telefon, spojrzała zdziwiona na wyświetlacz, była to Rydel.
- Rydel dzwoni. - odparła zaskoczona.
- Do ciebie? Odbierz. - dziewczyna odebrała i usłyszała roztrzęsiony głos blondynki.
- Przyjedź. - powiedziała.
- Co się stało? - Lau dopytywała zaniepokojona.
- Musisz mnie stąd zabrać.
- Ale co się stało? - powiedział zdecydowanie.
- Ten skurwiel próbował się do mnie dobrać.
- Twój były?
- Tak byłam w klubie i on.. - dziewczyna zaczęła płakać.
- Gdzie jesteś?
- W LA Club Crawl, wiesz gdzie to jest?
- Tak, przyjadę po ciebie z Ross'em. - odparła wstając z łóżka.
- Nie, nie bierz go, przyjedź sama! - powiedziała Delly i się rozłączyła.
- Co ona chciała?- zapytał Ross.
- Muszę ją odebrać z klubu, coś się stało. - odparła ubierając się.
- Jadę z tobą. - Ross zerwał się z łóżka.
- Zostań, zaraz wrócę, ona chce abym przyjechała po nią sama. Będę za godzinę. - powiedziała całując go w policzek, po czym wybiegła z pokoju.
  Jechała szybko, bardzo zaniepokoił ją głos Rydel. W pewnym momencie zobaczyła, że coś wybiega jej przed maskę. Mocno zahamowała i skręciła ostro w prawo. Poczuła silne uderzenie, przed jej oczami zapanowała ciemność. Obudziła się w jakimś ciemnym miejscu. Poczuła, że ma na sobie jakąś długą suknię. Podniosła się i zrobiła kilka kroków, czuła, że jej gołe stopy są w wodzie. Było tam chłodno, nagle oślepiło ją światło, spojrzała w nie. Było bardzo jasne. Odruchowo zaczęła iść w jego kierunku. Szła coraz szybciej, aż w końcu wbiegła w jego blask.
  Ross leżał na łóżku, Lau długo nie wracała, dzwonił już do niej kilka razy, nie odbierała. Dzwoniła też Rydel, powiedziała, że Riker ją odbierze. Chłopka wstał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
- Gdzie ona jest? - powtarzał. Nagle zadzwonił jego telefon. Odebrał.
- Halo...tak przy telefonie...co się stało?! Tak zaraz będę. Który szpital? - rozłączył się i wybiegł z domu.
  Laura stała w jakimś miejscu, miała na sobie białą suknię.
- Ross? - zaczęła wołać.
- Gdzie ja jestem? - nagle oślepiło ją światło, w jego blasku ujrzała trzy postacie. Po chwili dostrzegła, że to jej babcia i rodzice. Starsza pani stała na przodzie za nią ojciec a w oddali matka.
- Babcia? - staruszka pokiwała głową.
- Ale co wy tu robicie? - dziewczyna nic nie rozumiała.
- To ty nie wiesz? - zapytał ojciec.
- Czego nie wiem?
- Przyszliśmy cię zabrać, nie bój się taka jest kolej rzeczy. - powiedziała babcia. Do Laury dotarło to co się stało, była w przedsionku do "tamtego świata". Umarła.
- Ale przecież ja jestem młoda, dopiero co wyszłam za mąż. Nawet nie nic nie poczułam i co już jestem martwa? - w jej oczach pojawiły się łzy.
- Chodź z nami tam będziesz szczęśliwa, o niego się nie martw, on da sobie radę, jest silnym mężczyzną. - babcia wyciągnęła w jej kierunku rękę. Chciała z nimi iść, tęskniła za nimi, z drugiej strony miłość do Ross'a trzymała ją na Ziemi. Już miała iść w ich stronę, gdy usłyszała głos swojego męża:
- Proszę cię, kocham cię bardzo, nie zostawiaj mnie. Błagam cię, ja bez ciebie nie dam rady, tak bardzo cię kocham. - miał łzy w oczach, zakładał jej na palec obrączkę.
- Póki śmierć nas nie rozłączy... - szepnęła i spojrzała w oczy babci.
- Oj moja maleńka, to jeszcze nie twój czas. - Laura poczuła chłodny powiew wiatru, zaczęła się oddalać od ciepła światła.
  Ross tulił się do ciała Lau, miał łzy w oczach, ta rozmowa z lekarzem, zastanawiał się czy dobrze robi. Lekarz powiedział jasno, że muszą ją wprowadzić w stan śpiączki farmakologicznej, ale on i tak nie widzi szans na przeżycie. Za duże obrażenia wewnętrzne. Siedział na krześle obok łózka a głowę miał położoną na jej klatce piersiowej, wysłuchiwał jej każdego oddechu, zdawało mu się, że są coraz rzadsze. Nagle poczuł czyjąś rękę w swoich włosach.
- Ross. - wyszeptała. Chłopak zerwał się z miejsca, nie wierzył w to co widzi. Zaczął całować jej dłoń. Płakał ze szczęścia, przecież mówili, że nie ma szans na jej przebudzenie.
- O matko, obudziłaś się! - krzyknął.
- Widziałam. - szepnęła.
- Co widziałaś? - zapytał zdziwiony.
- Widziałam światło. - wykrztusiła z siebie. Ross zrozumiał, że o mało ją nie stracił, wiedział, że jego żona była o krok od śmierci.
- Miłość do ciebie mnie uratowała.
- Serio?
- Nie mogłam cię zostawić. - w jej oczach pojawiły się łzy, płakali oboje ze szczęścia. Tak bardzo się cieszyli, że mogą być razem.
- Póki śmierć nas nie rozłączy... - szepnęła i zamknęła oczy.
- Nie rozłączy. - odpowiedział ze łzami w oczach Ross.
***
Cześć wszystkim, tu Delly Lynch lub jak to mówi Pinki Dellson Lynch. Zamiast dać wam rozdział dwunasty to napisałam One Shot'a. Tak jestem okropna XD Od razu małe info, szantażujecie mnie, że rozdział ma być do 29 listopada, straszycie mnie jednorożcami, jakimiś młotami itd.  No cóż postaram się ale bardzo w to wątpię. Muszę jeszcze dokończyć dwunasty rozdział, powiem tak jeśli myślicie, że to będzie tak samo jak w filmie to się mylicie, mam dla was DUŻĄ niespodziankę w kolejnym rozdziale. Ujawnię rąbek tajemnicy, pojawi się Riker. Do napisania ~ Delly Lynch
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ ♥

wtorek, 18 listopada 2014

Informacja.

Hejo wszystkim, tu Delly Lynch, tak ta porąbana wariatka od tego słabego bloga o kopciuszku xD mam dla was wszystkich małe info, tak też znowu ociągam się z rozdziałem. Przepraszam, ale miałam i mam sporo sprawdzianów  a za miesiąc piszę próbne matury LOL. Obiecuję wam, że jednak w ten weekend pojawi się nowy wpis. Mianowicie jeszcze was potrzymam w niepewności i zamiast dodać dwunasty rozdział,  wstawię One Shot xD Tytuł: "Póki śmierć nas nie rozłączy." Jak wam podoba się ten pomysł? Co do rozdziału dwunastego, to nie mam pojęcia kiedy go wstawię, bo na tygodniu nie ma szans a w ostatki idę na osiemnastkę, więc wątpię, że dodam rozdział 29 listopada. No cóż, mówi się trudno. Jeszcze jedno info, pracuję nad nowym blogiem, mam już pierwszy rozdział, zaczęłam pracę nad kolejnym. Jestem ciekawa jak go ocenicie, bo bardzo różni się od tego. Może macie jakieś pomysły co mogło by się tam wydarzyć, uprzedzę tylko, że Ross i Lau początkowo będą się nienawidzić i ciągle będą sobie dogryzać, z czasem pewna sprawa a nawet sprawy ich połączą.♥ Jak macie jakieś pomysły to piszcie w komentarzach lub na tt @Delly_PrincesR5 ewentualnie na e-mail dellyprinces@gmail.com lub marta20020@onet.pl. Mam nadzieję, że mi pomożecie. Kocham was.
Do napisania ~ Delly Lynch.

piątek, 7 listopada 2014

Rozdział jedenasty

    Z dedykacją dla wszystkich czytelników :*
   Rydel prasowała koszulę Ross'a. To ona najczęściej pomagała mamie. Czekała na wiadomość od Ellington'a. Niestety telefon ani razu dzisiaj nie wibrował. Miała złe przeczucia. Nie chodziło tylko o Ratliff'a , chyba także bała się o Ross'a. Nie wie czemu, ale czuła, że jej brat robi wielki błąd. Miała okazję zobaczyć go z Kylie i wiedziała, że on się oszukuje. Tak pragnie miłości, że chce na siłę kogoś mieć. Tak się nie da. Szkoda tylko, że daje on tej dziewczynie nadzieję. Do pokoju wparował Ross.
- Masz moją koszulę? - chłopak ubrany był w spodnie od garnituru. Trzymał w jednej ręce krawat w drugiej marynarkę. Był zdenerwowany.
- Tak  trzymaj. - podała mu białą koszulę, a ten nerwowo zaczął ją zakładać.
- Spokojnie braciszku. - powiedziała, podeszła do blondyna i pomogła mu zapiąć koszulę oraz zawiązała mu krawat. Wygładziła na końcu kołnierz i powiedziała:
- Wyglądasz świetnie, powalisz Kylie z nóg. - uśmiechnęła się.
- Tak, tak ... Kylie. - wydukał.
- Nie denerwuj się to tylko bal.
- Wiem, ale chce aby to był wyjątkowy wieczór dla niej. - odparł.
- Na pewno będzie. - uśmiechnęła się blondynka. Zawsze potrafiła ukoić jego nerwy.
- Jadę po nią, już czas. - chłopak wziął kluczyki i pożegnał się z siostrą. Obiecał, że będzie o dziewiętnastej, więc musi się streszczać. Rydel pomachała mu na pożegnanie, po czym znowu spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu.
- Coś jest nie tak. - szepnęła widząc brak wiadomości.
  Ross po dwudziestu minutach jazdy był już pod domem sióstr Dawson. Zgasił silnik, poprawił jeszcze włosy i wziął głęboki oddech. Chciał aby to był wyjątkowy wieczór, jednak serce mówiło mu, że robi błąd. Nie chciał dopuścić do siebie tej myśli, że Kylie nie jest tą dziewczyną. Wysiadł z samochodu i podszedł do furtki. Nagle otworzyły się drzwi domu Dawson'ów. Jego oczom ukazała się młodsza z sióstr.
Miała na sobie jasną sukienkę bez ramion z rozłożystym dołem. Włosy miała upięte w wysokiego koka. Na ręce zauważył biały bukiecik, który jej wcześniej wysłał.
- Cześć Ross. - uśmiechnęła się.
- Wow! - krzyknął.
- Co? - dziewczyna go przytuliła.
- Wyglądasz...
- Tak wiem pięknie, chodźmy bo się spóźnimy. - powiedziała i poszła w kierunku jego samochodu. Wszystkie obawy Lynch'a zniknęły.
  Laura dalej sprzątała, obawiała się, że nie zdąży do północy. Sprzątała od kilku godzin, a efektów nie było widać. Spojrzała na zegarek była już dwudziesta pierwsza. Chciała wrzeszczeć, krzyczeć lub po prostu płakać. Zawsze będzie służącą. Vanessa miała rację jak śmieciem się rodzisz to śmieciem zostajesz. Ona głupia się łudziła, że można żyć marzeniami. Tak, właśnie nimi żyje. Siedzi i sprząta pokój tej wiedźmy, podczas gdy powinna być na balu. Bawić się, tańczyć. Ona jednak sprzątała i ciężko pracowała. Wpadła nawet na pomysł by podpalić ten pokój. Szybko by przynajmniej posprzątała. Wyobraziła sobie Hannah i jej dwie córki, które widzą swój spalony dom. Zaczęła się śmiać. Nie mogła przestać, miałyby za swoje. Szkoda jednak marnować życie za kratami przez jakiś przygłupów. Kim i Brooke niski iloraz inteligencji odziedziczyły po matce. Jednak najgorsza była Blaire. Bo była inteligentna, przez co była niebezpieczna, świetnie manipulowała bliźniaczkami. Trudno uwierzyć, że to była Ross'a. Znów on pojawił się w jej myślach. Zastanawiała się kto z nim poszedł. Nie wiedziała czemu o nim ciągle myślała. Zrobił na niej spore wrażenie tym, że zapłacił za pogrzeb jej ojca. Nie musiał tego robić, przecież jej nie zna a jednak pomógł jej. Nie zdawała sobie z tego sprawy ale jakaś niewidzialna siła pchała ją w jego ramiona. Ciągle śniła się jej scena z parku. Nigdy jeszcze nie poczuła się tak dobrze w objęciach i to zwłaszcza innego mężczyzny. Co w nim takiego jest?
- Cholera znowu o nim myślę. - szepnęła. Usiadła na łóżku i zakryła twarz rękoma
- Przestań Lau, przestań. - powiedziała.
- To nienormalne, powinnam się leczyć, Lau przestań!
- Cholera! - jeszcze raz przeklęła i wstała, przeczesała ręką włosy. Do drzwi ktoś zadzwonił. Laura poszła otworzyć. Ku jej zaskoczeniu ujrzała przyjaciółkę. Trzymała dwa pokrowce na ubrania.
- Stacy? Co ty tu robisz?
- Przyszłam ci z pomocą. - odparła.
- Stacy, powinnaś być na balu, i tak mi nie pomożesz.
- Co ty masz na sobie? - przerwała Stacy.
- Nawet nie wiesz ile gatunków robaków odkryłam. - zaśmiała się.
- Ok powiedzmy, że rozumiem.
- Stacy nie musisz tego robić. Marzyłaś o tym balu.
- Jeszcze nic straconego. - uśmiechnęła się.
- Nie mów, że to nasze sukienki.
- Tak to one.
- Stacy muszę posprzątać.
- A co jeśli zrobię to za ciebie? - powiedziała brunetka.
- Nie dasz rady, nawet jeśli byśmy we dwie sprzątały.
- Kto powiedział, że ja będę sprzątać. - Stacy odsunęła się i Laura ujrzała grupkę mężczyzn z mopami, odkurzaczami i samochód firmy sprzątającej.
- Aww nie musiałaś. - na twarzy Lau pojawił się uśmiech.
- Spoko to kumple mojego brata. Posprzątają za nas. - do Laury podszedł młody brunet, dość przystojny. Lau natychmiast zapomniała o Lynch'u.
- Hej jestem Jim. - uśmiechnął się.
- Laura. - wydukała Marano.
- Stacy powiedziała, że idziecie na bal z chęcią pomożemy. - powiedział i uśmiechnął się, przez co Lau straciła na moment kontakt z rzeczywistością.
- Chodźcie.- Stacy przepchnęła koleżankę i zaprowadziła ich do pokoju Hannah. Gdy weszli wszyscy wrzasnęli.
- To będziemy sprzątać przez dwa dni. - powiedział Jim.
- Dom musi być posprzątany do północy. - powiedziała Laura.
- To jest niewykonalne.
- Obiecałeś Jim. - powiedziała Stacy.
- Coś nie tak? - zapytała Marano.
- Nie. - odparła brunetka. - Bierzcie się za sprzątanie i ukryjcie samochód. - powiedziała.
- A ty kochana chodź, musimy się wyszykować. - powiedziała i wyciągnęła Lau z pokoju.
  Sala była nieziemsko ustrojona, wszędzie światełka, kwiaty. Ross stał z Kylie i Justin'em, który nie miał pary. Ross zapomniał powiedzieć mu, że znalazł partnerkę. Chłopak był nieco na niego obrażony, bo blondyn wprowadził go w błąd, i powiedział, że wszyscy się przebierają, tak więc Justin przebrał się za kupidyna. Okazało się, że kolor balu to czerń.
- Nie wygodna ta maska. - powiedział Lynch poprawiając maskę.
- Uważaj bo przerwiesz gumkę i każdy będzie wiedział kim jesteś. - powiedziała Kylie. Ross nie mógł oderwać od niej wzroku. Wyglądała ślicznie i tajemniczo w tej masce, strasznie mu się podobała w tej sukience. Była najpiękniejszą dziewczyną na balu. Postanowił, że to będzie wyjątkowa noc dla niego i dla niej. Ciągle się oszukiwał, pragnął miłości a Kylie była jedyną, która wydawała się być dobra dla niego. Nie to, że miał jakieś specjalne upodobania, ale po klęsce związku z Blaire, uważniej przyglądał się dziewczynom, szukał tej jedynej tej, która powali go na kolana. Chyba szukał ideału, lecz nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Co tak się gapisz? - spytała go Kylie.
- Nie nic, zatańczysz?- zapytał szarmanckim tonem.
- Yyy...chyba dobrze nam tutaj. - na twarzy dziewczyny pojawił się rumieniec.
- Jak chcesz stary to ja z tobą zatańczę. - odparł Justin.
- Hahaha... ale śmieszne, wiesz jakoś zawsze interesowały mnie dziewczyny. - powiedział zgryźliwym tonem.
- A kupidyna nie chcesz? - zapytała śmiejąca się Kylie.
- I ty przeciwko mnie? Co za ludzie! - i Ross nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Chodź. - pociągnął dziewczynę w stronę parkietu, lecz napotkał spory opór z jej strony. Spojrzał na nią pytająco.
- Przepraszam, ale nie umiem tańczyć. - twarz Kylie był wręcz czerwona, musi bardzo bała się tego momentu i wstyd jej było, że zepsuje ten magiczny wieczór.
- Ja też nie umiem, chodź. - pociągnął ją za rękę, lecz  Kylie wyrwała mu swoją dłoń.
- Ross ja mówię serio, jak tańczę to wyglądam jak inwalida. - powiedziała zdenerwowana.
- Daj spokój. - odezwał się Justin.
- To cały wieczór będziemy podpierać ściany?
- Ja raczej tak. - powiedział zajadający jakąś przekąskę Justin.
- Ciebie nie pytałem. - odpowiedział ostrym tonem blondyn.
- Przykro mi Ross, nie chciałam ci zepsuć ci wieczoru. Sorry muszę iść do łazienki. - powiedziała, po czym opuściła chłopaków.
  Bliźniaczki miały obydwie białe sukienki z marszczonego materiału, z wielkimi, bufiastymi rękawami, do tego  białe długie rękawiczki. Wyglądały trochę jak upiorne panny młode, raczej każdy je na balu unikał. Grasowały po sali tropiąc Lynch'a.
- To on. - powiedziała Kim, pokazując na jednego z chłopaków.
- Nie to nie on, a tamten? - dodała Brooke.
- Zgłupiałaś, to nie on, kup sobie okulary. - syknęła Kim.
- Masz coś w aparacie. - powiedziała dziewczyna.
- Musimy go znaleźć.
- Jak go znajdziecie to dajcie znać. - powiedziała Blaire.
- Ooo cześć. - powiedziały równocześnie bliźniaczki i przywitały się z koleżanką.
- Słyszałam, że przyszedł z jakąś lafiryndą. Jednak ja nie odpuszczę tak łatwo. - powiedziała Blaire.
- Tak ostatnio spotykał się z Kylie Dawson. - powiedziała Kim.
- Nawet ładna. -dodała Brooke, lecz spojrzenie Blaire spowodowało, że wycofała się z tych słów.
- Ładna sukienka. - Kim próbowała załagodzić sytuację.
- Ładna twarz. - odpowiedziała zgryźliwie brunetka.
- Jak go znajdziemy? - zapytała Brooke.
- Ross to najlepszy tancerz na świecie, poznacie jego ruchy. Jak go znajdziecie to dajcie znać. - powiedziała dziewczyna po czym się oddaliła.
- Ugh... zawsze to samo. - syknęła Kim. Bliźniaczki powróciły do poszukiwania Lynch'a.
  Ross i Justin stali przy stole i popijali poncz. Ross nie był w dobrym nastroju, Kylie długo już nie wracała, zaczął się niecierpliwić.
- Czemu mi powiedziałeś, że każdy się przebiera? - z zamyślenia wyrwał go przyjaciel.
- Hey sam mówiłeś, że to bal maskowy. - odpowiedział Lynch.
- Wyglądam jak wariat w tym stroju kupidyna, żadna panna ze mną nie zatańczy.
- Nie bój się ze mną też.
- No właśnie załatwiłeś sobie dziewczynę a  ja co?
- Jajco, jak widzisz i tak się nie będę bawił, bo moja partnerka tylko ładnie wygląda.
- To po co ją zaprosiłeś? - zapytała Justin.
- Bo...sam nie wiem. Rocky mi ją podesłał, to siostra jego dziewczyny.
- Zawsze możemy bawić się we dwóch. - odparł chłopak.
- Wiesz rozumiem, że jesteśmy kumplami, ale bez przesady.
- Dobra, nie unoś się  tak, spójrz. -  Justin pokazał palcem w stronę schodów. Stały tam dwie dziewczyny, akurat oświetlił je światło, chyba przyszły dopiero teraz na bal. Ross odwrócił się i także je ujrzał. Jedna  miała czarne długie włosy, chyba  uczesane w niedbały warkocz. Ubrana była  w jakąś  nieco oryginalną jasną sukienkę z długimi rękawami. Wyglądała dość ekstrawagancko bardziej była w guście Justin'a. Ross zwrócił uwagę, jednak na dziewczynę obok,  która  właśnie na niego spojrzała, miała na twarzy złotą, piękną maskę. Usta pomalowane miała mocnym czerwonym odcieniem. Grzywkę miała podpiętą do góry i pofalowane włosy. Ubrana była w czerwoną sukienkę bez ramion, z długimi czarnymi rękawiczkami. Bardzo się wyróżniała na tle czerni jaka  dominowała wśród  uczestników balu.
- Kto to? - zapytał Justin.
- Nie wiem, ale muszę się dowiedzieć. - odpowiedział chłopak.
  Dziewczyny zeszły ze schodów.
- Co teraz? - zapytała Laura.
- Chodź tam. - odpowiedziała Stacy.
- Idą tu. - powiedział nieco spanikowany Justin.
- Spokojnie. - chłopcy nieco się oddalili i udawali, że rozmawiają. Koleżanki podeszły do stolika z przekąskami, Lau nalała sobie ponczu. Chłopaki zaczęli się nieco przepychać, który powinien podejść, w końcu odwrócił się Ross.
- Hej!- zwrócił się do Laury, ta przestraszona spojrzała na niego.
- Hej. - odpowiedziała.
- Niezłe wejście. - dziewczyna go niezrozumiała.
- No tam na schodach, wszyscy na ciebie patrzyli. - Lau odwróciła się do Stacy z gestem " Co ja mam robić!", Stacy szepnęła: "Zagadaj go". Sama zaś podeszła do kupidyna.
- Trochę nie pasujesz do tego towarzystwa. - powiedziała.
- Wiesz za to ty pasujesz. Niezła kiecka. - odpowiedział Justin.
- To był komplement? - dziewczyna się uśmiechnęła.
- Tak, to był komplement. Jestem Justin, kojarzysz mnie?
- Wiesz  Justin to dość popularne imię w USA, więc czemu miałabym cię kojarzyć?
- Bo wydaje mi się, że cię znam. - odparł Justin.
- To najwidoczniej tylko ci się tak wydaje. - odpowiedziała Stacy.
- Oj na pewno mnie znasz, jestem kolegą Ross'a Lynch'a.
- Wow, zawsze podrywasz laski na ten tekst. - powiedziała.
- Hello, to przecież zawsze robi wrażenie na dziewczynach.
- To ja jestem pierwsza na którą to nie podziałało. Jeszcze takiej osoby jak ty nie spotkałam. Chodź zatańczymy. - powiedziała po czym zaciągnęła go na parkiet i tam zaczęli tańczyć.
- Piękna sukienka. - powiedział Lynch.
- Fajna peleryna...znaczy kapota...to znaczy fajna płachta. Lau  jąkała się jak małe dziecko, nigdy do tej pory nie flirtowała i chyba słabo jej to wychodziło.
- Chyba ci chodzi o marynarkę, dzięki. - odpowiedział śmiejąc się. Na twarzy Marano pojawił się silny rumieniec. "Ale wtopa" - myślała. Musi jakoś kontynuować tą rozmowę, więc wypaliła  z tekstem.
- Chcesz ponczu? - chłopak pokazał jej, że w trzyma w ręce kubeczek.
- Widzę, że masz. - uśmiechnęła się, chciała się oderwać od tego chłopaka, czuła się coraz bardziej głupio, dolała sobie napoju. DJ pod głosił muzykę, przez co było trudno się komunikować.
- Strasznie tu głośno! - krzyknął Ross.
- Co?! Nie lubię chodzić na takie imprezy! - odpowiedziała.
- Co mówiłaś?!
- Że nie chodzę na imprezy! - krzyknęła.
- Ja też! - odkrzyknął.
- Zatańczysz?
- Co?!
- Pytałem czy zatańczysz ze mną! - powtórzył.
- Z miłą chęcią. - odpowiedziała. Poszli razem na środek sali.
- Poczekaj. - Lau podeszła DJ.
- Możesz zagrać numer 5? - powiedziała i podała mu odtwarzacz.
- Jasne. - odpowiedział a Laura wróciła do partnera. Na sali rozległa się muzyka z jej MP4.
- Ładne. - powiedział Lynch.
- Dzięki. - obydwoje zaczęli tańczyć w rytm muzyki. Ross patrzył jej w oczy, były piękne. Żadna dziewczyna nie miała takich. W pewnym momencie Lau zakreśliła nogą półokrąg po podłodze.
- Co to było? - zapytał zdziwiony.
- Powiedzmy, że muzyka przeze mnie przemawia. - odpowiedziała. Ross rozejrzał się po sali, po czym spojrzał na nią i przyciągnął ją do siebie. Rytm muzyki, w tym momencie się zmienił. Zaczęli tańczyć tango, czyli taniec kochanków, taniec namiętności.
- Brak między nami barier językowych. - powiedział.
- Idiotki Ross jest tam! - do bliźniczek podeszła Blaire, była wściekła.
- To musi być on! - powtórzyła.
- Tak to on, a kim jest ta przybłęda, która z nim tańczy? - zapytała Brooke.
- Nie wiem, ale trzeba coś zrobić. - powiedziała, a bliźniczki porozumiewawczo się spojrzały i opuściły koleżankę.
  Para wzbudziła ogromne zainteresowanie, wszyscy na nich patrzyli.  Jednak ich to nie obchodziło. Wydawało się im obojgu, że są sami. Laura stała się odważniejsza. On nie mógł oderwać od niej wzroku. Tańczyli, w pewnym momencie Ross obrócił ją a potem przyciągnął ją powoli do siebie. Miał ochotę wbić się w jej piękne czerwone usta. Nigdy nie widział piękniejszej i tak dobrze tańczącej kobiety. Ich ciała świetnie się rozumiały. Byli jednością w tańcu. Czuli się jakby znali się całe życie. Każdy ruch jednej strony był doskonale zrozumiany przez drugą. W pewnym momencie puściła jego rękę i lekko przyklęknęła, zaraz potem poczuła jak ją z powrotem przyciąga do swojego ciała. Kolejny obrót, tym razem Lau zaplotła nogę na jego udzie, on przyciągnął ja jeszcze bliżej, ona natomiast podniosła drugą nogę do góry. Wszyscy bili brawa, ona jednak patrzyła w jego oczy a on uśmiechał się z niedowierzaniem, jeszcze kogoś takiego nie spotkał. Z łazienki w tym momencie wyszła Kylie. Zobaczyła ich. Widziała wzrok Ross'a gdy przytrzymywał Lau. Słyszała brawa innych uczestników balu. Zrozumiała już wszystko. Wiedziała, że Ross ją nieświadomie oszukiwał.  Para dalej tańczyła, chcieli aby ta chwila trwała wiecznie, w pewnym momencie Ross uniósł Lau do góry ta automatycznie zaplotła swoje nogi w jego pasie. Natychmiast jednak postawił ją na ziemi, jej sukienka wirowała. Zaczęli przez moment tańczyć solo, szukali namiętnie wzroku drugiej połówki.  Ross próbował z powrotem złapać w swoje objęcia tajemniczą nieznajomą, lecz ta odepchnęła go, po czym zrobiła kilka obrotów, w tym samym momencie Kim i Brooke wysypały z wazy czekoladowe kulki. Laura pośliznęła się i upadła na podłogę. Na sali rozległ się śmiech. Ross podbiegł do niej i pomógł jej wstać.
- Wow byłaś nieziemska! - powiedział podekscytowany.
- Nieprawda upadłam. - powiedziała poprawiając sukienkę.
- To nic, nigdy nie poznałem kogoś takiego, jesteś wspaniała. Nigdy dotąd nie tańczyłem w ten sposób.
- Ja też nie. - powiedziała. Podbiegli do nich Justin i Stacy.
- Wszystko w porządku? - zapytała Stacy, Lau pokiwała twierdząco głową.
- Muszę wiedzieć kim jesteś. - powiedział Ross, po czym zerwał maskę.
- Ross! - powiedziała zdziwiona w tym momencie zabił zegar była za piętnaście dwunasta.
- Wybacz mi. - dziewczyna podbiegła do DJ i zabrała odtwarzacz.
- Chodź! - zwróciła się do Stacy, obie podążyły w stronę wyjścia. Jednak kiedy przechodziły koło Ross'a chłopak wytrącił MP4 z jej ręki.
- Czekaj zgubiłaś! - podniósł odtwarzacz z podłogi, lecz nieznajoma go nie usłyszała. Kątem oka zobaczył Kylie. Stała i patrzyła na niego. Zrozumiał, że o niej zapomniał. Na pewno wszystko widziała. Dziewczyna także biegiem ruszyła w kierunku wyjścia. Chłopak nie wiedział co zrobić, biec za nimi?  Czy może zostać? W końcu wybiegł przed budynek. Na parkingu dostrzegł dwie dziewczyny, wiedział, że to ta tajemnicza nieznajoma. Gdy spojrzał w lewo ujrzał uciekającą Kylie.
- Za którą biec? Za którą biec? Za którą... - powtarzał zdenerwowany w  myślach. Ma wybierać między dziewczyną, którą uwodził przez kilka tygodni, której dał nadzieję czy dziewczyną, która zawładnęła jego sercem, w której się zakochał od pierwszego wejrzenia. Podjął decyzję, pobiegł za jedną z nich.
***
Hello!!! Wróciłam po długiej przerwie. Z góry przeproszę, za takie długie zwlekanie z jedenastym rozdziałem, ale wiecie szkoła i Wszystkich Świętych. Przepraszam za to, że nie widzicie moich komentarzy  pod swoimi blogami, ale mam nawał teraz nauki, a powinnam zacząć powtarzać do matury. Napisałam dla was One Shot'a. Jak dobrze pójdzie to zobaczycie go przed wtorkiem. Mam nadzieję, że spodobał się wam ten rozdział, w końcu mamy tu densik Raury :) Jak myślicie za kim pobiegnie Ross? Informacja dla Aleksandry Grzesik, Riker pojawi się w dwunastym rozdziale, obiecuje xD Kocham was i mam nadzieję, że nie będziecie czekać długo na nowy rozdział.