Music ♥

piątek, 16 września 2016

Rozdział dwudziesty ósmy

"Czasami mam wrażenie, że miłość i ból to jedno i to samo." - Delly Anastasia Lynch xD
  
 Cofniemy się trochę w akcji :) - Delly
 Normalnie nigdy nie spał o tej porze, ale dziś położył się wcześniej. Pracował nad nową piosenką i był totalnie zmęczony. Cieszył się, że wena wróciła. Był pewien, że to Laura go natchnęła do pracy. Może jak wyda swoją płytę to wróci na scenę z R5? Miał o czym myśleć. Spał, gdy usłyszał pukanie. Najpierw subtelne a potem coraz mocniejsze i natarczywsze. Nie chętnie otworzył oczy. Rozejrzał się po pokoju i nagle zastygł w bezruchu.
- Co ona kurwa tu robi? - Wstał i podszedł do drzwi tarasowych. 
- Blair do jasnej cholery co ty tu robisz? - warknął.
- Musimy pogadać. - Dziewczyna wepchnęła się do środka. Ross zasunął drzwi i usiadł na łóżku. Znał na tyle Blair by wiedzieć, że ta nie wyjdzie sama, a nie chciał używać siły wobec kobiety.
- No to słucham - odparł. Blair zdjęła płaszcz i Ross sam siebie za to skarcił, że faktycznie podobał mu się jej strój, bardzo skąpa sukienka tak to mógł ująć. 
- Ross nie wiem jak to ci powiedzieć... - zaczęła. W jej oczach pojawiły się łzy. Ross był pewien,że nie są prawdziwe.
- Może powiesz mi jak się tu dostałaś?
- Tylną furtką.
- Muszę ją zacząć zamykać. - Położył się do łózka a Blair usiadła na jego skraju.
- Ross wiem, że organizujesz konkurs tańca.
- I przyszłaś mnie przekupić tym strojem?
- Zawsze wiedziałam co cię pociąga. Jednak nie zamierzam cię przekupywać. Dobrze wiesz, że ze zgłoszonych zawodników jestem najlepsza.
- Może...
- Przyszłam w innej sprawie.
- To słucham.
- Wiem, że ułożyłeś sobie na nowo życie, ale mi naprawdę na tobie zależy.  Tak strasznie cię kocham. - wyszlochała. Ross przewrócił oczami.
- Blair, już tyle razy to przerabialiśmy. Nie wrócę do ciebie.
- Czemu? - zapytała.
- Bo mam dziewczynę?
- Mówisz o Laurze? Ross błagam cię, dobrze wiesz, że Hollywood pożre ją żywcem. Musisz mieć kogoś kto zna zasady tego show. Kto umie się odnaleźć u twojego boku.
- Mam wrażenie, że chcesz być z moją sławą, a nie ze mną - odwarknął.
- Ross nie jestem potworem. Byliśmy ze sobą tak długo. - Przybliżyła się tak, że Ross miał jej piersi pod nosem. - Naprawdę cię kocham i nigdy bym tego nie mogła udawać.
- Blair jesteś bardzo, ale to bardzo atrakcyjną dziewczyną, ale ja nigdy cię nie pokocham tak jak Laury - odpowiedział szczerze.
- Co ona ma czego mi brakuje Ross? Czemu wolisz tą sierotę?
- Bo to moja jedyna Blair. Nie zrozumiesz tego. Nie chcę by była taka jak ty. By gwiazdorzyła i szukała tylko sposobu by zaistnieć. Ona jest autentyczna i prawdziwa. Nie tak jak ty. - Blair się rozpłakała. Zegar wybił północ.
- Blair nie płacz. - Ramiączko się jej zsunęło i Ross je delikatnie poprawił.
- Nigdy cię nie odzyskam?
- Nie. Zawsze będę Laury. -Usłyszał dziwny hałas za oknem. Podniósł się i wyjrzał na zewnątrz. O dziwo Blair postanowiła wyjść.
- Szkoda, jak zmienisz zdanie zadzwoń. - Cmoknęła go w policzek i wyszła.
Ross miał dziwne przeczucie, że zbyt łatwo to wszystko poszło.

  - Wygonił cię.
- Tak miało być - odparła Blair. Dziewczyny wsiadły do samochodu.
- Co z Laurą?
- Wybiegła z płaczem - odpowiedziała Kim.
- Nareszcie, mała sierotka odczepi się od mojego Rossa.
- Mi jej szkoda - powiedziała Brooke, od razu dostała kuksańca od siostry.
- Miejsce takich przybłęd jest na ulicy, niech znajdzie sobie jakiegoś faceta ze swoich sfer.
- Raczej nie znajdzie bo ona nie jest z żadnych sfer. - Dziewczyny wybuchły śmiechem.
- Masz rację kto by chciał coś takiego.
- Właśnie. Ma teraz nauczkę. Ze mną się nie zadziera - powiedziała Blair.
- I co teraz? - zapytała Brooke.
- Teraz to  tylko czekamy, aż nic nie wiedzący Ross spotka Laurę, a ta z nim zerwie.
- I jak go odzyskasz?
- Myślisz, że on zraniony do kogo przyjdzie?
- Do swojej siostry? Braci? Justina? - mówiła Brooke. Blair zmierzyła ją chłodnym wzrokiem.
- Do mnie kretynko!
- Myślę, że do ciebie nie przyjdzie.
- Czemu?
- Bo on ciebie nie chce - powiedziała Brooke.
- To mnie zechce. Znajdę na to sposób. On jest mój i koniec.
- Jasne.
- Ta mała sierotka wreszcie dostanie za swoje, pewnie teraz siedzi i płacze gdzieś - odparła Kim.
- Ja i Ross jesteśmy sobie pisani.
- Ja myślę, że on woli by napisać mu Laurę - powiedziała Brooke.
- Co ty pleciesz wariatko?!
- Ty jesteś wariatką!
- Ty!
- Cicho! Obie jesteście tępe. Jednak jakiś jest z was pożytek.
- Odzyskasz go. Jesteście z Rossem parą idealną.
- On jeszcze będzie za mną szalał.
- Póki co szaleje za Marano - powiedziała Brooke.
- Zamknij się!
- Właśnie, zawsze musisz coś palnąć. Przecież wiadomo, że on musi pokochać znów Blair, przecież po to właśnie rozbiłyśmy jego związek z Marano.
- Aha, ja myślałam, że on ma być z Seleną Gomez.
- Dobra idiotki odwieźcie mnie do domu - powiedziała Blair.

   Laura wybiegła ile sił w nogach z tego przeklętego ogrodu. Nie mogła uwierzyć, że Ross ją tak perfidnie zdradził. Czuła jak łzy płyną jej z powiek. Wszystko ale nie to. Przecież mu ufała. Wyrzuciła różę i wybiegła na ulicę. Nie wiedziała gdzie biegnie, chciała po prostu uciec od tego co widziała. Przebiegła kilka przecznic i nagle wylądowała w parku, tym samym co wpadła na Rossa po śmierci ojca. Usiadła na ławce i rozpłakała się na dobre. Chciała wyrzucić ten przeklęty obraz z głowy, ale nie mogła. Łzy płynęły same. Nagle wszystko zaczęło się układać. Był z nią dla zabawy, ona była tylko zwykłą dziewczyną. Kopciuszkiem jak to mawiał. On jest wielką gwiazdą, kimś ważnym. To Blair do niego pasuje, nie ona. Przykre, ale prawdziwe. To było zbyt piękne by było prawdziwe. Tacy ludzie jak ona nie zasługują na szczęśliwe zakończenie. Jej płacz przeszedł w spazmy. Czuła jakby ktoś wbił jej nóż w serce. Świadomość, że po prostu się nią bawił była druzgocząca. Te miesiące z nim...to było kłamstwo. Tak, jedna wielka, pieprzona ściema. Nigdy nie była dla niego ważna. Oddała mu serce i swoje ciało, a on traktował ją jak panienkę do towarzystwa. Pobawił się i wrócił do Blair. Przecież tworzą parę idealną. Przeczesała zdenerwowana włosy. Chciała zadzwonić do Stacy, ale Hannah zabrała jej telefon. Mogła tam iść ale nie chciała z nią gadać. Co miała powiedzieć? "Cześć, miałam spędzić czas z Rossem, ale on woli Blair". Poza tym, znała Stacy na tyle by wiedzieć, że ta zerwie natychmiast z Justinem, a tego nie chciała niszczyć, mimo, że to przyjaciel Rossa. Marzyła by dostać stypendium i wyjechać na Broadway. Nawet złożyła dokumenty i czekała na decyzję. Testy wstępne przeszła. Miała się jeszcze pokazać komisji z jednej z nowojorskich szkół. Pojechałaby wtedy na roczną wymianę. To jej jedyna szansa, gdy tego nie dostanie nigdy nie wyrwie się od Hannah i od Rossa oraz całego tego gówna. Była wyczerpana. W jej życiu ciągle coś się waliło. Ale czemu? Przecież dawała z siebie wszystko, a Bóg tak ją karał. To było niesprawiedliwe. Chciała tylko być szczęśliwa, czy to tak wiele? Objęła się ramionami, wieczór był chłodny ale ona nie czuła zimna. Tylko ból. Kochała. Pierwszy raz komuś zaufała i kogoś pokochała, już wie, że to był błąd. Nigdy nie powinna była wpuszczać Rossa w swoje życie. Nie traktował ją na poważnie tak jak ona jego. Oczywiście, że nie zakładała, że będą do końca życia we dwoje, ale myślała, że trochę dłużej niż pół roku. Kilka dni wcześniej przecież obchodzili właśnie pół-rocznicę, a teraz co? Ona siedzi w parku i wypłakuje oczy za jakiegoś dupka. Była głupia. Siedziała tak i mijały kolejne minuty i godziny. Z czasem płacz ucichł. Była tylko taka obezwładniająca pustka. Gdy zaczęło świtać postanowiła wrócić do domu. Nie mogła całe życie tu siedzieć. Choć uwierzcie chciała. Nie spieszyła się, szła powoli. Gdy weszła w salonie zastała Hannozmorę.  Zdjęła bluzę, Hannah spała na sofie w dość dziwnej pozycji. Wszędzie walały się kubełki z KFC.  Chciała przejść jak najciszej by nie obudzić tej wiedźmy, ale nie udało się.
- Ej, gdzieś ty była całą noc? - odezwała się skrzeczącym głosem Hannah. Podniosła się do pozycji siedzącej. - Ćwiczyłam jogę - powiedziała.
- Hej, płakałaś czy zawsze jesteś taka spuchnięta? - zapytała. - Wcześniej nie zauważyłam. Co się stało?
- Wolałabym o tym nie rozmawiać - odparła Laura.  Ostatnie na co miała ochotę to gadać z tym babsztylem.
- Pogadaj ze mną, no już siadaj. - Hannah poklepała sofę. - No już. - Laura wiedziała, że Hannah jej nie odpuści. Usiadła na krześle w kształcie ludzkiej ręki.
- Tam też może być. Ross? Ohhh - Hannah pokręciła głową. - Znalazł sobie ładniejszą i zdolniejszą? - Laura czuła, że zbiera się jej na płacz.
- Ohh współczuję, nie przeżyłam czegoś takiego, ale brałam lekcje aktorstwa. Mogę sobie wyobrazić, co czujesz. Jedna rada. Historia Rossa będzie typową hollywoodzką opowieścią. Nie płacz z jego powodu. Jesteś żałosna.
- Nie mogę się doczekać przeprowadzki z dala od ciebie - odparła Laura.
- Masz na myśli szkołę i tą durną wymianę? Myślisz, że przeprowadzisz się na Manhattan? Nie powiedziałam ci? Sorry, zapomniałam. Dzwonili ze szkoły, pomylili się. Nie jedziesz na żadną wymianę.  - Laura spojrzała na nią przestraszona.
- Co? Kłamiesz - powiedziała.
- Nie. Przysłali odmowę, leży gdzieś w tej kupie śmieci, którą masz posprzątać. - Laura wstała i zaczęła przeglądać rzeczy. Znalazła kopertę i nerwowo ją otworzyła. Przeczytała zawartość.
- Jak to nie mam stypendium?
- Masz.- Hannah dała jej drugą kopertę. Laura nieufnie ją wzięła. Nie wierzyła w to co przeczytała.
- Cieszę się, że porozmawiałyśmy. Zawsze chciałam być matką, której nie miałaś.
- Nie wierzę.
- Tak, twój kochaś okłamywał cię od samego początku. Płacił ci za szkołę. W sumie to się cieszę, teraz będziesz miała dla nas więcej czasu. - Hannah uśmiechnęła się szeroko. Laura nie wytrzymała i poszła do siebie.

  Leżała tak od kilku godzin. Już nie płakała, patrzyła tylko beznamiętnie w ścianę. Jej świat nie istnieje ona już nie istnieje. Straciła totalnie wszystko, Rossa, szkołę, szansę na oderwanie się od Hannah i jej głupich córek. Wykręciła numer do Stacy.
- Halo - odezwała się dziewczyna.
- Stacy...
- Laura? Co się stało?
- On...ja...to koniec.
- Laura, co ty mówisz?! Przecież wczoraj cię tam zawiozłam co się stało?
- On...był z Blair.
- What the fuck?! Co ty bredzisz?! Z tą suką?
- Była u niego, siedzieli na łóżku i...on płacił mi za szkołę.
- Co do jasnej kurwy nędzy?!
- Nie było stypendium Stacy, on płacił za szkołę. Nie mam już nic. Do końca życia będę pracować u Hannah.
- Skąd to wiesz?
- Ona pokazała mi dokumenty z uczelni.
- A skąd ta wiedźma je ma? - zapytała Stacy.
- Nie wiem, ale ma. On kłamał od początku.
- A to drań. Jak go dorwie. Pożałuje, że się urodził.
- Byłam tylko zabaweczką dla wielkiego gwiazdora. Powinnam się chyba cieszyć, że taki facet jak on chociaż przez chwilę na mnie spojrzał nie?
- Tak mi przykro Lau. - Nastąpiła chwila ciszy.
- Kłamał od początku, pewnie nawet mnie nie kochał.
- Jeśli tak to jest dobrym aktorem - odparła cicho Stacy.
- Genialnym!
- Laura wiedz, że ja już nie będę się spotykać z Justinem.
- Stacy nie! Nie możesz...
- On jest jego najlepszym przyjacielem i zapewne wiedział o całym tym gównie. Nie wiem czemu życie cię tak każe Laura. Naprawdę sądziłam, że to dobry facet.
- Ja też - wyszlochała Laura.
- Przykro mi. Zobaczysz jeszcze będzie lepiej skarbie.
- Oby - odpowiedziała Laura.
- Nie przejmuj się tym dupkiem, nie jest wart twojej osoby.
-Kochałam go.
- Cśś...zapomnij o nim. To koniec.
- Tak to koniec - wyszeptała.

 
 Laura nie zamierzała tak łatwo rezygnować, chciała iść do szkoły i porozmawiać z dyrekcją. Może uda się jej jakoś odpracować stypendium. Nie mogła pozwolić by Lynch płacił jej za szkołę. Nie jest jego dziwką. Nie chce jego pieniędzy. Już wymazała go z pamięci, tak przynajmniej sobie powtarzała. Nic dla niej nie znaczył, tak jak ona dla niego. Normalna przygoda i tyle. Szła przez parking do szkoły gdy go usłyszała.  On stał z Justinem i grupką jakiś nie znanych dzieciaków. Martwił się bo Laura od rana nie odpisała na żaden jego sms. To nie było normalne. Justin jak zawsze się popisywał. Był z nimi w trasie i teraz lansował się przed tymi ludźmi.
- Japonia była super, jak film z Brucem Lee tylko bez napisów. - Ross zauważył Laurę. - Mdliło mnie po sushi.
- Laura! - krzyknął Ross. Laura odwróciła się i zaczęła od niego uciekać.
- Zaraz wracam - powiedział blondyn do kolegi.
- Laura! - Ross zaczął za nią biec. Martwiło go czemu go ignorowała. Co takiego się zmieniło od wczoraj?
- Zwolnij. - Złapał ją za rękę i zaszedł jej drogę. Nie takiej rekcji się spodziewał.  - Co się stało? Dzwoniłem do Stacy. - Patrzyła na niego z takim wyrzutem, poczuł zimną bryłę lodu w sercu. Coś nie grało. Stacy rano też była dla niego niemiła. - Co takiego zrobiłem?
- Nieważne - odpowiedziała. Wyminęła go. Tak łatwo się go nie pozbędzie. - Z nami koniec. - Te słowa były jak pocisk. Zaszumiało mu w uszach. Chyba się przesłyszał. Nie powiedziała tego. Co takiego się wydarzyło? Przecież wczoraj było normalnie.
- O czym ty mówisz? - Zatrzymał ją.
- Było ci mnie żal? Litowałeś się nade mną dlatego się umawialiśmy? Chciałeś się mną pobawić aż trafi się ktoś lepszy? Bo ucieszę się, że wielki gwiazdor mnie lubi? Wiesz co jest najgorsze?  Myślałam, że jesteś inny. - Odeszła od niego. Stał chwile i nie wiedział co robić. Czemu tak mówi? Nic nie rozumiał. Ruszył za nią.
- Laura. - Chwycił ją za rękę i odwrócił do siebie. Ręką pogładził jej policzek. Nie chciał by to się kończyło. Nie tak. Nie teraz. Ona była jego jedyną. Był tego pewien. Wyrwała mu się.
- Jestem inny - powiedział.
- Dzięki za lekcje, ale skończyłam z tańcem.
- Jak to skończyłaś?
- Wiem, że płacisz mi za szkołę Ross. 
- Laura...to nie tak jak myślisz.
- Oddam ci wszystkie pieniądze. Nie martw się o to.
- Laura ja nie chcę od ciebie pieniędzy.
- Bo masz mnie za biedaczkę i sierotę?! Litujesz się nade mną?! Biedna służąca nie może się dostać do szkoły, więc co tam, zapłacę jej za studia. Wszystkim laskom tak robisz?!
- Laura ja się nie lituję nad tobą, chciałem tylko ci pomóc.
- Tak się Ross nie pomaga. Tak się okłamuje. Kłamałeś. Od początku mnie oszukiwałeś.
- Laura wiedziałem, że tak zareagujesz. Uwierz chciałem ci nie raz powiedzieć. Jesteś świetną tancerką, nie chciałem by taki talent się zmarnował.
- Myślałeś, że mnie przekupisz?
- Nie Laura, nic nie rozumiesz. Chciałem ci tylko pomóc.
- Daj mi spokój Ross. Cześć. - Odwróciła się i odeszła. On stał i nie wiedział co robić. Jedno jest pewne.
Stracił ją.