Music ♥

czwartek, 16 marca 2017

Rozdział dwudziesty dziewiąty

Opłakuję coś, czego nigdy nie miałam. Co za absurd. Rozpacz

z powodu przeklętych nadziei, przeklętych marzeń i oczekiwań. - Ciemniejsza strona Greya

  Siedziała w sekretariacie i czekała na swoją kolej. Z trudem powstrzymywała łzy. Wolałaby nie widzieć Rossa przed tym wszystkim. Jego widok był dla niej ogromnym ciosem, totalna tortura. Cała się jeszcze trzęsła. Nie wiedziała, co dalej. Wszystko się posypało. Ona i Ross, jej marzenia. Otarła ściekającą łzę. Da radę. Tyle razy już dawała, to i teraz jakoś przeżyje. Przecież czas leczy rany. Zapomni o nim, o tym wszystkim.To nie może być takie trudne. Przecież to tylko facet, nikt ważny.
- Laura Marano. - Usłyszała i spojrzała na sekretarkę.
- Pani kolej - powiedziała kobieta. Laura wstała i weszła do gabinetu. Pani dyrektor siedziała przy biurku.
- Witam cię, Lauro. Coś się stało? - Lau spojrzała na nią i westchnęła. Drżącymi rękami położyła podanie na biurku. Skonsternowana dyrektor spojrzała na nią i wzięła kartkę. Przeczytała uważnie, 
- Czemu, przecież dobrze ci idzie, masz stypendium i nie wiedzę żadnych wskazań byś miała opuszczać szkołę.
- Nie mam stypendium - odparła Lau. 
- Lauro, jeśli ci chodzi o zgubione dokumenty to naprawdę, jestem przekonana, że to nie problem. Takie rzeczy się zdarzają. Od przyszłego semestru będziesz je dalej miała.
- Pani dyrektor, skończmy tą farsę dobrze? Znam prawdę.
- Jaką prawdę? - zapytała kobieta.
- Nie było żadnego stypendium i nigdy nie będzie. To Ross  Lynch płacił za moje studia, a nie uczelnia. - Kobieta spojrzała na nią, a potem podpisała dokument.
- Przyszedł do mnie i błagał bym cię przyjęła. Zaoferował taki układ, więc się zgodziłam. To nie zmienia mojej opinii, że masz Laura duży talent, a ten chłopak musi cię naprawdę kochać skoro chciał płacić za całe twoje studia.
- Nie chcę być tu na czyjś koszt.
- Lauro, posłuchaj ten chłopak dał ci niepowtarzalną szansę. Ja widzę w tobie osobę, która może podbić w przyszłość nawet Broadway. Wykorzystaj to, bo taka szansa może się nie powtórzyć.
- Dziękuję, ale nie jestem osobą, która żeruje na kimś innym. To koniec z tańcem i wszystkim. 
- Nie zmuszę cię byś została, ale zastanów się. Dam ci dwa tygodnie, a potem skreślę cię z listy studentów. 
- Niech pani zrobi to już teraz - odparła Lau i wyszła z gabinetu. 

  Wyjechali na małe wczasy, w sumie i tak nic ich nie trzymało. Rydel dzielnie maszerowała szlakiem. Wszystko było tu takie piękne, góry, las i cisza. Tak zupełnie inaczej niż w L.A. 
- Ratliff nie grzeb się tam! - krzyknęła do swojego chłopaka, który ciągle był w tyle.
- Już niedaleko! 
Klika dni temu Ell przyszedł do niej i zaproponował wyjazd. Zgodziła się, bo ostatnio wszystko w domu ją przytłaczało. Pamięta trasę R5, codziennie inne miasto, spanie w przyczepie lub hotelach, tłumy fanów i cowieczorne show. Tak bardzo za tym tęskni. Chciałaby by zespół wrócił, męczyło ją już zwykle życie. Pragnęła tego krzyku, który ją za każdym razem ogłuszał i blasku fleszy. Doszli do pięknego urwiska.
- Kochanie, nie tęsknisz za R5? - zapytała Dell.
- Czemu pytasz?
- Bo, ja tęsknię coraz bardziej. Mam już dość siedzenia w domu, chcę wrócić na scenę. Grać i śpiewać, to jest to co kocham i dłużej tak nie mogę.
- Skarbie ja też bym chciał znów wieść życie muzyka, ale R5 nie wróci bez twojego brata.
- Wiem - westchnęła.
- No widzisz, wszystko zależy od Rossa, a ten nie chce z nami grać. Postawił na siebie.
- Myślisz, że zmieni zdanie? - zapytała.
- Nie sądzę - odparł.
- Dlaczego?
- Bo jeśli nagra swoją płytę i ta płyta osiągnie sukces, to po co mu my? On jest najbardziej utalentowany i to on jest twarzą naszego zespołu czy tego chcemy czy też nie.
- Musimy z nim pogadać.
- Rydel, nie bądź śmieszna. Ile razy z nim rozmawialiśmy?
- No z kilka razy - odparła blondynka.
- No właśnie, za każdym razem mówi, nie teraz, poczekajcie. On podjął decyzję i my też powinniśmy.
- Co masz na myśli? - zapytała.
- Myślę, że już czas wracać, inaczej wszystko co osiągnęliśmy straci moc. Cała nasza praca pójdzie na marne. 
- Masz jakiś pomysł?
- Myślę, że powinniśmy wrócić bez Rossa - powiedział Ell.
- Ellington zwariowałeś?! Sam przed chwilą powiedziałeś, że on ma największą siłę przebicia z nas wszystkich i mamy z niego zrezygnować? Bez niego przecież zespół nie przetrwa.
- Nie przetrwa jak będziemy grać we czwórkę, ale jeśli znajdziemy równie dobrego wokalistę lub wokalistkę jak twój brat to damy radę.
- Gdzie my znajdziemy kogoś innego? - Rydel roześmiała się i podeszła do urwiska.
- Normalnie, po prostu trzeba ogłosić, że szukamy kogoś nowego i zobaczysz, że ktoś się odezwie. W końcu jesteśmy jednym z najsławniejszych zespołów na świecie, nie jeden muzyk chciałby z nami grać.
- Myślisz?
- Tak. Jestem wręcz pewien. Jeśli będziemy po prostu siedzieć i czeka, nie będzie po co wracać.
- Nie wiem, to mój brat.
Nie była do końca przekonana do tego pomysłu. To jej brat. Jak mają mu powiedzieć, że wylatuje. W ogóle jak mogą go wyrzucić. Chociaż z drugiej strony on w pewnym sensie sam odszedł. Skoro on może robić karierę to czemu oni by nie mogliby? Chcą zrobić tylko to, co on. Grać dla ludzi. Ma już dość czekania, Ratliff ma rację, jeszcze trochę i nie będzie do czego wracać. Pójdą w zapomnienie, jeśli nic nie wydadzą. Może ktoś by chciał z nimi nagrać.
- Kochanie wiesz jak się zmienia status na Facebooku z w związku na zaręczony? - zapytał Ellington.
- Nie, nie wiem...- Rydel odwróciła się i zobaczyła klęczącego Ellingtona z pierścionkiem w ręce.
-Co ty robisz? - zapytała.
- Rydel, kocham cię nad życie i chciałbym dzielić z tobą resztę życie. Rydel, zostaniesz moją żoną? - zapytał, dziewczyna rozpłakała się.
- Tak - odparła.
 - Riker co się dzieje?
- Mianowicie?
- Gadałam rano z Laurą i zachowywała się dziwnie. Rozłączyła się, a teraz nie odbiera. Martwię się, bo jak z nią gadałam dwa dni temu była taka radosna.
- Może ma jakiś gorszy dzień? - blondyn usiadł przy stoliku. 
- Nie, ona prawie płakała.
- Skąd wiesz? Była tu?
- Nie, rozmawiałyśmy przez telefon i uwierz mi potrafię poznać kiedy jest coś nie tak. Ross też nie odbiera.
- Hm, dziwne. Ross też się ostatnio dziwnie zachowuje, jest jakiś spięty. Może się pokłócili?
- Może, ale proszę cię jak wrócisz do jedź do niej i sprawdź co się dzieje.
- Dobrze. A ty jak się czujesz?
- Nie będę mówić, że super. Zresztą to widać. - Riker chwycił ją za rękę.
- Dla mnie wyglądasz lepiej niż kiedykolwiek - odparł.
- Bo jestem czysta? Nie wiem czy dam radę, chcę wziąć.
- Ej, dasz. Jesteś najsilniejszą dziewczyną jaką znam. Dasz radę. Pomogę ci.
- Wiem,  robię to dla was. Dla ciebie i Laury. Po tamtym śnie gdy widziałam siebie martwą...ja nie chcę skończyć jak Emily. 
- Nie skończysz -powiedział.
- Jak ty to przeżyłeś? W życiu nie dałabym rady przejść, tego co ty.
- Nie było łatwo. Już ostatnie miesiące z nią dały mi się we znaki. To było jak patrzenie na film, którego zakończenie się zna i wie się, że to nie happy end. Gdy umarła załamałem się, ciąłem się, piłem. Rydel tylko wiedziała, co się dzieje. Udawałem, że wszystko gra, ale chyba wszyscy się domyślali, że jest inaczej bo zaczęli inaczej mnie traktować. Codziennie chodziłem, gdy byłem Los Angeles na jej grób. Siedziałem tam i gapiłem się w płytę. Czasami gadałem, opowiadałem jej co się stało, że mi jej brakuje. Chyba nigdy jej nie zapomnę.
- Jak się czułeś gdy ją znalazłeś?
- Nic nie czułem. Wiedziałem, że kiedyś ją taką znajdę. Pamiętam, że siedziałem tam z godzinę lub dwie i tuliłem ją do siebie. Byłą taka zimna, ale nie czułem nic. To było jak spełnienie czegoś, czego się od dawna spodziewało.
- Kochałeś ją, więc jak mogłeś nic nie czuć?
- Nie wiem, nie czułem nic do pogrzebu. Trochę jakbym był w transie lub jakimś amoku. Na pogrzebie, gdy widziałem jak spuszczają ją do grobu, wtedy poczułem okropny ból.
- Dotarło do ciebie, że ona naprawdę odeszła - powiedziała Vanessa.
- Chyba tak, zrozumiałem, że nigdy jej nie zobaczę. Gdy ciebie poznałem i widziałem jak się staczasz, czułem ten sam ból. Przygotowywałem się na to, że i ciebie kiedyś taką znajdę, że znów się stoczę.
- Przepraszam - powiedziała Van.
- Nie przepraszaj, po prostu mnie nie zostawiaj Van. Za bardzo cię kocham - powiedział i mocniej ścisnął jej dłoń.
- Postaram się Riker. Dla ciebie.

  Ross szukał Justina, nie mógł się do niego dodzwonić. Czuł ogromny ciężar, Laura z nim zerwała. Nic z tego nie rozumiał. Przecież widzieli się kilka dni temu i wszystko było okej. Zabrał ja do kina, pamięta jeszcze jak śmiali się z horroru, który wcale nie był straszny. Nic mu nie podpowiadało, że coś jest nie tak. O co jej chodziło? Owszem mogła się wkurzyć, że ja okłamał w sprawie szkoły, ale czuł, że to nie wszystko. W jej wzroku było coś niepokojącego. Patrzyła na niego z bólem i to go najbardziej martwiło. Nie mógł jej aż tak zranić tym, że płacił za jej studia. 
- O jesteś - powiedział spotykając Justina.
- Hej stary, co tam u Lau?
- Zerwała ze mną - odpowiedział załamany Ross.
- Czekaj, czekaj co?!
- Zerwała. Wiesz coś o tym?
- A co ja mógłbym o tym wiedzieć? Pokłóciliście się?
- Dowiedziała się o szkole.
- O kurde - odparł Justin. - Stary, może jej przejdzie. Wiesz wkurzyła się i tyle. Daj jej kilka dni.
- Nie, skąd się dowiedziała?
- Nie wiem, może dyra się wygadała. 
- Wątpię, mieliśmy umowę. Poza tym wydawała się bardziej zraniona niż wściekła.Coś się stało. Może Stacy coś wie.
- Nie wiem. Dzwoniłem do niej, ale od wczoraj nie odbiera - odparł Justin.
- Jest w szkole? - zapytał Ross.
- Jeśli jest, to powinna być w radiowęźle. Chodź.
Chłopacy poszli w stronę szkolnej rozgłośni. Ross czuł się coraz bardziej zdenerwowany, nie mógł dojść skąd Lau dowiedziała się o jego sekrecie. Musiał ją odzyskać, była jego jedyną, wiedział to.
- O to jest i moja wróżka - powiedział Justin widząc Stacy w akademickiej rozgłośni. Podeszli do okna, które oddzielało pomieszczenie radia od korytarza. Justin zapukał w szybę i pomachał. Stacy z kimś rozmawiała, nie ucieszyła się na ich widok. Podeszła do żaluzji i je zasłoniła.
- Wow - powiedzieli obaj mężczyźni. 
- Stacy potrzebna mi twoja pomoc! - krzyknął Ross, jednak Stacy zasłoniła kolejną żaluzję.
- Co jest grane? - zapytał blondyn.
- Daj spokój - powiedział Justin.
- To ty mi daj spokój - odpowiedziała Stacy do Justina.
- Posłuchaj mnie przez chwilę. 
- Nie masz jakiegoś koncertu? - Stacy odsłoniła kawałek okna.
- Tylne drzwi. - Chłopacy pobiegli w stronę tylnego wejścia do radia, Stacy próbowała  być szybsza od nich, jednak chłopakom udało się ją ubiec.
- Cześć - powiedział Justin zjawiając się pierwszy w drzwiach. 
- Czy gwiazdor chce mieć limo? - zapytała złośliwie Stacy i wpuściła chłopaków.
- Oj nie, żadnych sińców na jego twarzy - odparł Justin.
- Złamałeś serce mojej przyjaciółce. Udanego życia - powiedziała Stacy do Rossa.
- Stacy, nie mam pojęcia o co chodzi. Nawet nie wiem, co zrobiłem źle - odparł zdesperowany Ross.
- Poczekaj ja to załatwię - powiedział Justin. - On nawet nie wie, co zrobił źle!
- Przed chwilą tą powiedziałem - stwierdził Ross.
- Chodziło o intonację.
- Hej, ona wie, że ją zdradziłeś i okłamałeś.
- Uwierz mi, chciałem jej powiedzieć.
- W takim razie się spóźniłeś - odparła Stacy.
- Stacy, musisz mi pomóc.
- To koniec z wami.
- To nieprawda - odparł Ross. Nie chciał nawet myśleć, że jej nie odzyska.
- To zabawne, że tak twierdzisz. Widziała cię z Blair. - Oczy Rossa się powiększyły. Jak to go widziała z Blair? Kiedy? Nagle wszystkie  puzzle w tej układance, ułożyły się w całość.
- Chwileczkę, Laura była u ciebie kiedy Blair włamała się do twojej sypialni? - zapytał Justin.
- Nie chodzi o szkołę?
- Chodzi, ale to nie to ją tak zraniło jak twoja zdrada z Blair - powiedział wściekła Stacy.
- Posłuchaj, nic się nie wydarzyło. Blair się włamała, ukartowała to. Nic nas nie łączy. Nie zrobiłbym Laurze czegoś takiego. Znasz mnie Stacy. Wiesz jak bardzo ją kocham. Musisz mi uwierzyć - westchnął Ross.
- Chcę ci wierzyć i chcę by ona była szczęśliwa. Zwłaszcza, że przez co najmniej dwa lata będzie musiała mieszkać u Hannah. 
- A co z uczelnią? Nie dostała się na wymianę?
- Hannah powiedziała jej o tym, że to ty płacisz za szkołę, a poza tym nikt nie zadzwonił w sprawie przesłuchania.
- Dlaczego?
- Może zmienili zdanie - odparła Stacy. Ross wpadł wtedy na pewien pomysł.
- Przekonam ich i przekonam dyrekcję o stypendium dla Lau.
- Potrafisz? - zapytali Stacy i Justin.
- Przecież jestem Rossem Lynchem. Mogę wszystko - opowiedział im podekscytowany Ross.
- Niech Laura przyjdzie na konkurs. Załatwię resztę.
***
Hej, jest tu kto? No mam nadzieję, że ktoś jeszcze tu się znajdzie :D Drodzy kochani przychodzę do Was z nowym i przedostatnim rozdziałem. Po tylu latach Kopciuszek się kończy :( Z jednej strony się cieszę, bo już mi się znudziło (co zresztą widać) pisać tę historię, a z drugiej strony jest mi przykro bo tyle wspomnień wiążę się z tym blogiem. Komentujcie, oceniajcie. Ja postaram się do końca marca wstawić nowy rozdział na JLM bo wszyscy przecież czekają na Raurę ;)
Do zobaczenia pod koniec marca kochani :*
Delly




poniedziałek, 6 marca 2017

Nowy rozdział :)

Hej jest tu kto? Wiem, że długo mnie nie było, ale tak jakoś wyszło :D trochę byłam zajęta, a czasami zbyt leniwa by wziąć się za pisanie hahah jestem straszna :D Ok, ale przechodząc do konkretów, to zostało zaledwie dwa rozdziały do końca tego bloga, więc przedostatni rozdział postaram się by trafił do Was do 19 marca, bo mam już napisaną połowę. Natomiast do 1 kwietnia postaram się coś wyskrobać na JLM bo, sama nie mogę się już doczekać Raury hahah
Do zobaczenia
Delly :)

piątek, 16 września 2016

Rozdział dwudziesty ósmy

"Czasami mam wrażenie, że miłość i ból to jedno i to samo." - Delly Anastasia Lynch xD
  
 Cofniemy się trochę w akcji :) - Delly
 Normalnie nigdy nie spał o tej porze, ale dziś położył się wcześniej. Pracował nad nową piosenką i był totalnie zmęczony. Cieszył się, że wena wróciła. Był pewien, że to Laura go natchnęła do pracy. Może jak wyda swoją płytę to wróci na scenę z R5? Miał o czym myśleć. Spał, gdy usłyszał pukanie. Najpierw subtelne a potem coraz mocniejsze i natarczywsze. Nie chętnie otworzył oczy. Rozejrzał się po pokoju i nagle zastygł w bezruchu.
- Co ona kurwa tu robi? - Wstał i podszedł do drzwi tarasowych. 
- Blair do jasnej cholery co ty tu robisz? - warknął.
- Musimy pogadać. - Dziewczyna wepchnęła się do środka. Ross zasunął drzwi i usiadł na łóżku. Znał na tyle Blair by wiedzieć, że ta nie wyjdzie sama, a nie chciał używać siły wobec kobiety.
- No to słucham - odparł. Blair zdjęła płaszcz i Ross sam siebie za to skarcił, że faktycznie podobał mu się jej strój, bardzo skąpa sukienka tak to mógł ująć. 
- Ross nie wiem jak to ci powiedzieć... - zaczęła. W jej oczach pojawiły się łzy. Ross był pewien,że nie są prawdziwe.
- Może powiesz mi jak się tu dostałaś?
- Tylną furtką.
- Muszę ją zacząć zamykać. - Położył się do łózka a Blair usiadła na jego skraju.
- Ross wiem, że organizujesz konkurs tańca.
- I przyszłaś mnie przekupić tym strojem?
- Zawsze wiedziałam co cię pociąga. Jednak nie zamierzam cię przekupywać. Dobrze wiesz, że ze zgłoszonych zawodników jestem najlepsza.
- Może...
- Przyszłam w innej sprawie.
- To słucham.
- Wiem, że ułożyłeś sobie na nowo życie, ale mi naprawdę na tobie zależy.  Tak strasznie cię kocham. - wyszlochała. Ross przewrócił oczami.
- Blair, już tyle razy to przerabialiśmy. Nie wrócę do ciebie.
- Czemu? - zapytała.
- Bo mam dziewczynę?
- Mówisz o Laurze? Ross błagam cię, dobrze wiesz, że Hollywood pożre ją żywcem. Musisz mieć kogoś kto zna zasady tego show. Kto umie się odnaleźć u twojego boku.
- Mam wrażenie, że chcesz być z moją sławą, a nie ze mną - odwarknął.
- Ross nie jestem potworem. Byliśmy ze sobą tak długo. - Przybliżyła się tak, że Ross miał jej piersi pod nosem. - Naprawdę cię kocham i nigdy bym tego nie mogła udawać.
- Blair jesteś bardzo, ale to bardzo atrakcyjną dziewczyną, ale ja nigdy cię nie pokocham tak jak Laury - odpowiedział szczerze.
- Co ona ma czego mi brakuje Ross? Czemu wolisz tą sierotę?
- Bo to moja jedyna Blair. Nie zrozumiesz tego. Nie chcę by była taka jak ty. By gwiazdorzyła i szukała tylko sposobu by zaistnieć. Ona jest autentyczna i prawdziwa. Nie tak jak ty. - Blair się rozpłakała. Zegar wybił północ.
- Blair nie płacz. - Ramiączko się jej zsunęło i Ross je delikatnie poprawił.
- Nigdy cię nie odzyskam?
- Nie. Zawsze będę Laury. -Usłyszał dziwny hałas za oknem. Podniósł się i wyjrzał na zewnątrz. O dziwo Blair postanowiła wyjść.
- Szkoda, jak zmienisz zdanie zadzwoń. - Cmoknęła go w policzek i wyszła.
Ross miał dziwne przeczucie, że zbyt łatwo to wszystko poszło.

  - Wygonił cię.
- Tak miało być - odparła Blair. Dziewczyny wsiadły do samochodu.
- Co z Laurą?
- Wybiegła z płaczem - odpowiedziała Kim.
- Nareszcie, mała sierotka odczepi się od mojego Rossa.
- Mi jej szkoda - powiedziała Brooke, od razu dostała kuksańca od siostry.
- Miejsce takich przybłęd jest na ulicy, niech znajdzie sobie jakiegoś faceta ze swoich sfer.
- Raczej nie znajdzie bo ona nie jest z żadnych sfer. - Dziewczyny wybuchły śmiechem.
- Masz rację kto by chciał coś takiego.
- Właśnie. Ma teraz nauczkę. Ze mną się nie zadziera - powiedziała Blair.
- I co teraz? - zapytała Brooke.
- Teraz to  tylko czekamy, aż nic nie wiedzący Ross spotka Laurę, a ta z nim zerwie.
- I jak go odzyskasz?
- Myślisz, że on zraniony do kogo przyjdzie?
- Do swojej siostry? Braci? Justina? - mówiła Brooke. Blair zmierzyła ją chłodnym wzrokiem.
- Do mnie kretynko!
- Myślę, że do ciebie nie przyjdzie.
- Czemu?
- Bo on ciebie nie chce - powiedziała Brooke.
- To mnie zechce. Znajdę na to sposób. On jest mój i koniec.
- Jasne.
- Ta mała sierotka wreszcie dostanie za swoje, pewnie teraz siedzi i płacze gdzieś - odparła Kim.
- Ja i Ross jesteśmy sobie pisani.
- Ja myślę, że on woli by napisać mu Laurę - powiedziała Brooke.
- Co ty pleciesz wariatko?!
- Ty jesteś wariatką!
- Ty!
- Cicho! Obie jesteście tępe. Jednak jakiś jest z was pożytek.
- Odzyskasz go. Jesteście z Rossem parą idealną.
- On jeszcze będzie za mną szalał.
- Póki co szaleje za Marano - powiedziała Brooke.
- Zamknij się!
- Właśnie, zawsze musisz coś palnąć. Przecież wiadomo, że on musi pokochać znów Blair, przecież po to właśnie rozbiłyśmy jego związek z Marano.
- Aha, ja myślałam, że on ma być z Seleną Gomez.
- Dobra idiotki odwieźcie mnie do domu - powiedziała Blair.

   Laura wybiegła ile sił w nogach z tego przeklętego ogrodu. Nie mogła uwierzyć, że Ross ją tak perfidnie zdradził. Czuła jak łzy płyną jej z powiek. Wszystko ale nie to. Przecież mu ufała. Wyrzuciła różę i wybiegła na ulicę. Nie wiedziała gdzie biegnie, chciała po prostu uciec od tego co widziała. Przebiegła kilka przecznic i nagle wylądowała w parku, tym samym co wpadła na Rossa po śmierci ojca. Usiadła na ławce i rozpłakała się na dobre. Chciała wyrzucić ten przeklęty obraz z głowy, ale nie mogła. Łzy płynęły same. Nagle wszystko zaczęło się układać. Był z nią dla zabawy, ona była tylko zwykłą dziewczyną. Kopciuszkiem jak to mawiał. On jest wielką gwiazdą, kimś ważnym. To Blair do niego pasuje, nie ona. Przykre, ale prawdziwe. To było zbyt piękne by było prawdziwe. Tacy ludzie jak ona nie zasługują na szczęśliwe zakończenie. Jej płacz przeszedł w spazmy. Czuła jakby ktoś wbił jej nóż w serce. Świadomość, że po prostu się nią bawił była druzgocząca. Te miesiące z nim...to było kłamstwo. Tak, jedna wielka, pieprzona ściema. Nigdy nie była dla niego ważna. Oddała mu serce i swoje ciało, a on traktował ją jak panienkę do towarzystwa. Pobawił się i wrócił do Blair. Przecież tworzą parę idealną. Przeczesała zdenerwowana włosy. Chciała zadzwonić do Stacy, ale Hannah zabrała jej telefon. Mogła tam iść ale nie chciała z nią gadać. Co miała powiedzieć? "Cześć, miałam spędzić czas z Rossem, ale on woli Blair". Poza tym, znała Stacy na tyle by wiedzieć, że ta zerwie natychmiast z Justinem, a tego nie chciała niszczyć, mimo, że to przyjaciel Rossa. Marzyła by dostać stypendium i wyjechać na Broadway. Nawet złożyła dokumenty i czekała na decyzję. Testy wstępne przeszła. Miała się jeszcze pokazać komisji z jednej z nowojorskich szkół. Pojechałaby wtedy na roczną wymianę. To jej jedyna szansa, gdy tego nie dostanie nigdy nie wyrwie się od Hannah i od Rossa oraz całego tego gówna. Była wyczerpana. W jej życiu ciągle coś się waliło. Ale czemu? Przecież dawała z siebie wszystko, a Bóg tak ją karał. To było niesprawiedliwe. Chciała tylko być szczęśliwa, czy to tak wiele? Objęła się ramionami, wieczór był chłodny ale ona nie czuła zimna. Tylko ból. Kochała. Pierwszy raz komuś zaufała i kogoś pokochała, już wie, że to był błąd. Nigdy nie powinna była wpuszczać Rossa w swoje życie. Nie traktował ją na poważnie tak jak ona jego. Oczywiście, że nie zakładała, że będą do końca życia we dwoje, ale myślała, że trochę dłużej niż pół roku. Kilka dni wcześniej przecież obchodzili właśnie pół-rocznicę, a teraz co? Ona siedzi w parku i wypłakuje oczy za jakiegoś dupka. Była głupia. Siedziała tak i mijały kolejne minuty i godziny. Z czasem płacz ucichł. Była tylko taka obezwładniająca pustka. Gdy zaczęło świtać postanowiła wrócić do domu. Nie mogła całe życie tu siedzieć. Choć uwierzcie chciała. Nie spieszyła się, szła powoli. Gdy weszła w salonie zastała Hannozmorę.  Zdjęła bluzę, Hannah spała na sofie w dość dziwnej pozycji. Wszędzie walały się kubełki z KFC.  Chciała przejść jak najciszej by nie obudzić tej wiedźmy, ale nie udało się.
- Ej, gdzieś ty była całą noc? - odezwała się skrzeczącym głosem Hannah. Podniosła się do pozycji siedzącej. - Ćwiczyłam jogę - powiedziała.
- Hej, płakałaś czy zawsze jesteś taka spuchnięta? - zapytała. - Wcześniej nie zauważyłam. Co się stało?
- Wolałabym o tym nie rozmawiać - odparła Laura.  Ostatnie na co miała ochotę to gadać z tym babsztylem.
- Pogadaj ze mną, no już siadaj. - Hannah poklepała sofę. - No już. - Laura wiedziała, że Hannah jej nie odpuści. Usiadła na krześle w kształcie ludzkiej ręki.
- Tam też może być. Ross? Ohhh - Hannah pokręciła głową. - Znalazł sobie ładniejszą i zdolniejszą? - Laura czuła, że zbiera się jej na płacz.
- Ohh współczuję, nie przeżyłam czegoś takiego, ale brałam lekcje aktorstwa. Mogę sobie wyobrazić, co czujesz. Jedna rada. Historia Rossa będzie typową hollywoodzką opowieścią. Nie płacz z jego powodu. Jesteś żałosna.
- Nie mogę się doczekać przeprowadzki z dala od ciebie - odparła Laura.
- Masz na myśli szkołę i tą durną wymianę? Myślisz, że przeprowadzisz się na Manhattan? Nie powiedziałam ci? Sorry, zapomniałam. Dzwonili ze szkoły, pomylili się. Nie jedziesz na żadną wymianę.  - Laura spojrzała na nią przestraszona.
- Co? Kłamiesz - powiedziała.
- Nie. Przysłali odmowę, leży gdzieś w tej kupie śmieci, którą masz posprzątać. - Laura wstała i zaczęła przeglądać rzeczy. Znalazła kopertę i nerwowo ją otworzyła. Przeczytała zawartość.
- Jak to nie mam stypendium?
- Masz.- Hannah dała jej drugą kopertę. Laura nieufnie ją wzięła. Nie wierzyła w to co przeczytała.
- Cieszę się, że porozmawiałyśmy. Zawsze chciałam być matką, której nie miałaś.
- Nie wierzę.
- Tak, twój kochaś okłamywał cię od samego początku. Płacił ci za szkołę. W sumie to się cieszę, teraz będziesz miała dla nas więcej czasu. - Hannah uśmiechnęła się szeroko. Laura nie wytrzymała i poszła do siebie.

  Leżała tak od kilku godzin. Już nie płakała, patrzyła tylko beznamiętnie w ścianę. Jej świat nie istnieje ona już nie istnieje. Straciła totalnie wszystko, Rossa, szkołę, szansę na oderwanie się od Hannah i jej głupich córek. Wykręciła numer do Stacy.
- Halo - odezwała się dziewczyna.
- Stacy...
- Laura? Co się stało?
- On...ja...to koniec.
- Laura, co ty mówisz?! Przecież wczoraj cię tam zawiozłam co się stało?
- On...był z Blair.
- What the fuck?! Co ty bredzisz?! Z tą suką?
- Była u niego, siedzieli na łóżku i...on płacił mi za szkołę.
- Co do jasnej kurwy nędzy?!
- Nie było stypendium Stacy, on płacił za szkołę. Nie mam już nic. Do końca życia będę pracować u Hannah.
- Skąd to wiesz?
- Ona pokazała mi dokumenty z uczelni.
- A skąd ta wiedźma je ma? - zapytała Stacy.
- Nie wiem, ale ma. On kłamał od początku.
- A to drań. Jak go dorwie. Pożałuje, że się urodził.
- Byłam tylko zabaweczką dla wielkiego gwiazdora. Powinnam się chyba cieszyć, że taki facet jak on chociaż przez chwilę na mnie spojrzał nie?
- Tak mi przykro Lau. - Nastąpiła chwila ciszy.
- Kłamał od początku, pewnie nawet mnie nie kochał.
- Jeśli tak to jest dobrym aktorem - odparła cicho Stacy.
- Genialnym!
- Laura wiedz, że ja już nie będę się spotykać z Justinem.
- Stacy nie! Nie możesz...
- On jest jego najlepszym przyjacielem i zapewne wiedział o całym tym gównie. Nie wiem czemu życie cię tak każe Laura. Naprawdę sądziłam, że to dobry facet.
- Ja też - wyszlochała Laura.
- Przykro mi. Zobaczysz jeszcze będzie lepiej skarbie.
- Oby - odpowiedziała Laura.
- Nie przejmuj się tym dupkiem, nie jest wart twojej osoby.
-Kochałam go.
- Cśś...zapomnij o nim. To koniec.
- Tak to koniec - wyszeptała.

 
 Laura nie zamierzała tak łatwo rezygnować, chciała iść do szkoły i porozmawiać z dyrekcją. Może uda się jej jakoś odpracować stypendium. Nie mogła pozwolić by Lynch płacił jej za szkołę. Nie jest jego dziwką. Nie chce jego pieniędzy. Już wymazała go z pamięci, tak przynajmniej sobie powtarzała. Nic dla niej nie znaczył, tak jak ona dla niego. Normalna przygoda i tyle. Szła przez parking do szkoły gdy go usłyszała.  On stał z Justinem i grupką jakiś nie znanych dzieciaków. Martwił się bo Laura od rana nie odpisała na żaden jego sms. To nie było normalne. Justin jak zawsze się popisywał. Był z nimi w trasie i teraz lansował się przed tymi ludźmi.
- Japonia była super, jak film z Brucem Lee tylko bez napisów. - Ross zauważył Laurę. - Mdliło mnie po sushi.
- Laura! - krzyknął Ross. Laura odwróciła się i zaczęła od niego uciekać.
- Zaraz wracam - powiedział blondyn do kolegi.
- Laura! - Ross zaczął za nią biec. Martwiło go czemu go ignorowała. Co takiego się zmieniło od wczoraj?
- Zwolnij. - Złapał ją za rękę i zaszedł jej drogę. Nie takiej rekcji się spodziewał.  - Co się stało? Dzwoniłem do Stacy. - Patrzyła na niego z takim wyrzutem, poczuł zimną bryłę lodu w sercu. Coś nie grało. Stacy rano też była dla niego niemiła. - Co takiego zrobiłem?
- Nieważne - odpowiedziała. Wyminęła go. Tak łatwo się go nie pozbędzie. - Z nami koniec. - Te słowa były jak pocisk. Zaszumiało mu w uszach. Chyba się przesłyszał. Nie powiedziała tego. Co takiego się wydarzyło? Przecież wczoraj było normalnie.
- O czym ty mówisz? - Zatrzymał ją.
- Było ci mnie żal? Litowałeś się nade mną dlatego się umawialiśmy? Chciałeś się mną pobawić aż trafi się ktoś lepszy? Bo ucieszę się, że wielki gwiazdor mnie lubi? Wiesz co jest najgorsze?  Myślałam, że jesteś inny. - Odeszła od niego. Stał chwile i nie wiedział co robić. Czemu tak mówi? Nic nie rozumiał. Ruszył za nią.
- Laura. - Chwycił ją za rękę i odwrócił do siebie. Ręką pogładził jej policzek. Nie chciał by to się kończyło. Nie tak. Nie teraz. Ona była jego jedyną. Był tego pewien. Wyrwała mu się.
- Jestem inny - powiedział.
- Dzięki za lekcje, ale skończyłam z tańcem.
- Jak to skończyłaś?
- Wiem, że płacisz mi za szkołę Ross. 
- Laura...to nie tak jak myślisz.
- Oddam ci wszystkie pieniądze. Nie martw się o to.
- Laura ja nie chcę od ciebie pieniędzy.
- Bo masz mnie za biedaczkę i sierotę?! Litujesz się nade mną?! Biedna służąca nie może się dostać do szkoły, więc co tam, zapłacę jej za studia. Wszystkim laskom tak robisz?!
- Laura ja się nie lituję nad tobą, chciałem tylko ci pomóc.
- Tak się Ross nie pomaga. Tak się okłamuje. Kłamałeś. Od początku mnie oszukiwałeś.
- Laura wiedziałem, że tak zareagujesz. Uwierz chciałem ci nie raz powiedzieć. Jesteś świetną tancerką, nie chciałem by taki talent się zmarnował.
- Myślałeś, że mnie przekupisz?
- Nie Laura, nic nie rozumiesz. Chciałem ci tylko pomóc.
- Daj mi spokój Ross. Cześć. - Odwróciła się i odeszła. On stał i nie wiedział co robić. Jedno jest pewne.
Stracił ją.



piątek, 17 czerwca 2016

Rozdział dwudziesty siódmy

"Dobrze, że jesteś każdego dnia" - Video

  - Przyniosłem wódkę - powiedział Riker stawiając kieliszki na stole.
- Świetny klub, nigdy tu nie byłam - rzekła Kendall.
- Bo ty nigdzie nie chodzisz skarbie - odpowiedział Rocky, Riker się roześmiał a Kendall pokazała mu język.
- Nieprawda z Kylie i przyjaciółkami non stop imprezujemy.
- Widzisz? Mówiłem ci, że niezłe z niej ziółko - skomentował Rocky do brata.
- Słodcy jesteście. Normalnie zaraz się porzygam. - Dwójka pozostałych wybuchła śmiechem.
- Dobra panowie, my tu gadu gadu a tu wódeczka stygnie. 
- Racja - powiedział Riker. Wszyscy wznieśli kieliszki.
- Za miłość - powiedział Rocky.
- Za R5 - rzekł Riker.
- Za nas - dopowiedziała Kendall. Wszyscy stuknęli się kieliszkami i wypili ich zawartość.
- Ehh dobra - skomentował blondyn.
- Kochanie od kiedy ciągnie cię do alkoholu? - zapytał Rocky.
- Od zawsze.
- Tak?
- Nio. 
- Matko przestańcie, bo zwrócę ten dar niebios.
- Lepiej nie. - powiedziała.
- Właśnie. Nie oddawaj, nie trzeba. 
- Rzygać będę od tej waszej słodkości. Po cholerę się zgodziłem z wami iść?
-  A - bo nie miałeś nic lepszego do roboty w piątek wieczór. B - kochasz nas.
- Jasne, zwłaszcza to drugie.
- Wiesz zawsze mogłeś się załapać na pieczenie ciastek i robienie origami z Rydel - powiedział z sarkazmem Rocky.
- Boże uchowaj. Wiesz jaka ona jest.
- Zbyt nadgorliwa? - odezwała się Kendall.
- Chyba upierdliwa. Rydel, jest kochana, ale czasami jest jak wrzód na dupie.
- Rocky! - skarciła go dziewczyna.
- On ma rację, czasami w trasie była nie do wytrzymania. Kobiety...
- Hej! Panowie!
- Trasa...kurde ile to już czasu.
- No, z pół roku. Odeszliśmy Rocky.
- Taa.
- Nie planujecie wrócić? - zapytała Kendall.
- Ja bym chciał.
- Ja też - powiedział Rocky.
- Nawet Ell i Rydel.
- To w czym problem?
- Problem tkwi w Rossie. On chce się wyłamać. Zresztą, otwiera szkołę tańca a jesienią wydaje płytę.
- A wy?
- My skarbie idziemy w zapomnienie.
- Pogadajcie z nim.
- To nie takie proste. Nie można kogoś zmusić, by robił coś czego nie lubi. W muzyce, zespole chodzi o pasję. Ross przestał czerpać pasję z R5. R5 stało się dla niego ciężarem, a nie inspiracją i radością.
- Ale on chciał chyba być zwykłym chłopakiem?
- Tak, ale to Ross. Jego nie ogarniesz - odpowiedział Rocky.
- No, chciał. Potem jednak stwierdził, że spróbuje własnych chwil.
- Myślicie, że R5 wróci?
- Kiedyś... - rzekł ze smutkiem blondyn.
- Kochanie, ten blond ci nie pasuje - powiedział Rocky do Kendall.
Wszyscy znów wybuchnęli śmiechem.


   Oglądał "Z kamerą u Kardashianów". W sumie to nie miał pojęcia, po jaką cholerę to ogląda. Program był do dupy. Poziom inteligencji -1. Rodzinka jakich wiele w Hollywood. Nadziani i głupi, tak by skomentował to reality show. Nie miał pojęcia co robić. Rydel robiła jakiś babski wieczór z koleżankami ze szkoły tańca. Nie był zaproszony. Ostatnio wiele myślał o swoim życiu i zespole. Od najmłodszych lat, chciał być perkusistą. Życie muzyka go kręciło, ale od kilku miesięcy siedzi w domu i nie ma pojęcia co zrobić. Czar gwiazdy rocka minął.  Miał hajs i wszystko, ale nie miał pomysłu co dalej, jak ułożyć swoje życie. Nigdy nie miał planu B, zakładał bycie gwiazdą i przez chwilę faktycznie nią był. Podróże, koncerty, wywiady, to wszystko było. Dzięki R5, poznał wielu wspaniałych ludzi, dokonał wielu cudownych rzeczy. Miał tyle wspaniałych wspomnień i najważniejsza rzecz poznał Rydel. Pamięta dzień gdy w szkole tańca zobaczył ją i chłopaków. Siedział pod lustrem, a ona tańczyła z innymi. Spodobała mu się. Wyróżniała się spośród innych. Długie blond włosy, grzywka i mnóstwo bransoletek na rękach. Gdy zobaczył ich paczkę po zajęciach, myślał że pęknie ze śmiechu. Trójka blondasków, jeden niższy od drugiego. Urocze. Rydel wyróżniała się przede wszystkim stylem. Nie nosiła się jak inne dziewczyny. Jej ubrania były...dziwne. Mnóstwo różu i błyskotek i nieodłączny plecak z Hello Kitty. Nie powie, że go nie zafascynowała. Przyglądał się jej kilka tygodni. Dopiero jak usłyszał jak jej bracia gadają o muzyce postanowił się ujawnić. Szybko dogadał się z chłopakami, zwłaszcza z Rockym. Rydel go zaskoczyła.Uważał ją za lalkę Barbie, ale nie dość, że była bardzo zabawna, inteligentna to nie była na pewno słaba. Było w niej i jest coś z chłopaczary. Potrafi się bić i jak jest zła bluzga gorzej niż nie jeden chłopak.  Długo był tylko jej przyjacielem. Miał Kelly. Wie, że to nie było dobre. Mieć dziewczynę a 80% czasu spędzać z drugą. Dlatego zerwał z Kelly. Ona wiedziała, że Rydel to nie tylko koleżanka z zespołu. To ktoś zdecydowanie ważniejszy. Pamięta jak Rydel go pocieszała po zerwaniu, a on wcale nie był zdruzgotany. Kelly była super dziewczyną i kochał ją w pewnym momencie swojego życia, ale odkąd poznał Delly nie potrafił już kochać Kelly tak jak kochał wcześniej.
- Witaj synku.
- O cześć mamo, jak w pracy?
- A dobrze, a ty co dziś robiłeś?
- Ja? A w sumie nic ciekawego. Grałem trochę na kompie, potem poćwiczyłem na perkusji. Pojechałem z Mattem popływać na plażę, a potem wróciłem i siedzę przed telewizorem.
- Hmm, dość sporo ostatnio tak siedzisz przed telewizorem. Poza tym wiesz, nie przesadzaj z deską, lekarz mówił...
- Bym się jeszcze oszczędzał. Wiem mamo.
- Ja tylko dbam o swojego synka.
- Mam 23 lata mamo.
- I nadal muszę o ciebie dbać.
- Ty i te twoje matczyne troski.
- Wiadomo co z zespołem?
- Pytasz o to codziennie - odparł i przełączył kanał.
- Bo widzę, że masz już dość siedzenia z matką i ojcem.
- Król Rossy jeszcze nie zdecydował czego chce.
- Może powinniście z nim wszyscy porozmawiać. Byliście tyle lat zespołem, nie może tak po prostu...
- Nas rzucić? Mamo to Ross. On wie, że może zrobić wszystko. Rydel mówi, że być może jest szansa na to by R5 wróciło.
- Ale w całym składzie?
- Nie wiem. Ja jestem za tym byśmy wrócili we czwórkę, cóż koncepcja nazwy zespołu się posypie, ale przynajmniej nie będziemy siedzieć w domu i nic nie robić.
- Myślę, że jednak powinniście wrócić w piątkę.
- A masz pomysł jak go zmusić do powrotu?
- Nie wiem.
- No właśnie. Ja mam dość proszenia go by łaskawie ogarnął swoje cztery litery i wrócił tam gdzie jego miejsce. Chce solowej kariery, to ma,
- Co u Rydel?
- Dobrze, robi jakiś babski wieczór.
- Jutro się spotkacie?
- Chyba. Może pojedziemy do disneylandu?
- Dobry pomysł. Ona lubi takie rzeczy.
- Mamo?
- Tak?
- Skąd wiedziałaś, że tata to ten mężczyzna? Wiesz, o co mi chodzi, że to ten, za którego chcesz wyjść? - Matka spojrzała na niego podejrzliwie.
- Hmm, skąd wiedziałam? Po prostu, to czułam. Szanował mnie, kochał i wiedziałam, że w każdej sytuacji mogę na niego liczyć. Nie ważne co się stanie, on jest przy mnie. Gdy zapytał mnie, o to czy będę jego żoną, wahałam się.
- Serio?
- Tak, tydzień zwlekałam z odpowiedzią. - Roześmiała się kobieta.
- Czemu? - zapytał Ellington.
- Proste. Gdy decydujesz się na małżeństwo,to decydujesz o całym swoim życiu. Nie byłam pewna, czy aby na pewno to ten. Kochałam go nad życie, ale bałam się powiedzieć "tak".
- To czemu w końcu powiedziałaś?
- Zapytałam się swojej mamy co zrobić, a ona zadała mi trzy pytania.
- Jakie?
- Czy go kocham? Czy on mnie szanuje? I najważniejsze, czy wyobrażam sobie życie bez niego. Pamiętam jak zadała mi ostatnie pytanie i wyobraziłam sobie, że jestem z kimś innym, że twój tata odszedł.
- I co?
- Zalałam się łzami. - Uśmiechnęła się kobieta. - Nie wyobrażałam sobie życia z innym.
- Hmm.
- Elligtonie?
- Tak?
- Czyżbyś myślał o tym, o czym ja myślę?
- Tak mamo, myślę by oświadczyć się Rydel - odparł.

  Myślała że go zabije. Był tak cholernym idiotom, że aż żal się jej go robiło. Do tego jeszcze egoista, tylko on i on. Nigdy ona. Jeśli się w czymś z nim nie zgadzała od razu był foch. Miała go czasami dość. Coraz częściej zastanawiała się czy aby na pewno go kocha. Denerwowały ją jego ciągłe humory. Wiedziała, że sama nie jest bez winy, też często wyżywała się na nim bez powodu, ale coraz częściej towarzyszyło jej uczucie, że to nie to. Że oszukuje sama siebie.
- Mam już dość! - krzyknęła do słuchawki.
- Tak? Taka jesteś?
- No jaka?
- Taka - odpowiedział.
- Możesz zacząć wysławiać się jak dorosły a nie czteroletni chłopiec? - warknęła.
- Zawsze jesteś na nie. Co bym nie zaproponował to na nie. Poza tym to tylko udowadnia, że wcale za mną nie tęsknisz.
- Ja? To chyba ty jesteś na nie.
- Na pewno nie.
- Mhm.
- Wiesz co jak chcesz. Ja się prosić nie będę - powiedział.
- Jasne, typowa dla ciebie postawa, obrazić się i tyle.
- Nie obrażam się po prostu jest mi smutno.
- Mhm. Wystarczy, że coś jest nie po twojej myśli i ty już się obrażasz. Ogarnij się - powiedziała.
- A ty jesteś jak histeryczka. O byle bzdurę panikujesz.
- Ja?
- No chyba nie ja.
- Wiesz co, mam cię dość idioto.
- Tak? Jestem idiotą? Fajnie masz.
- A kto mnie ostatnio nazwał opóźnioną w rozwoju i wariatką? Niech pomyślę...Ty.
- To było żartem.
- Mało śmieszny ten żart - syknęła.
- Po prostu jesteś drętwa.
- Ja jestem drętwa? Chyba żartujesz.
- Nie nie żartuję. Jesteś nudna jak flaki z olejem. Wielka dama ze wsi.
- To, że urodziłam się w Texasie, nie znaczy, że jestem ze wsi.
- Jasne - prychnął.
- No tak.
- Jesteś wieśniaczką. Wystarczy na ciebie spojrzeć.
- Wiesz co, teraz już przegiąłeś - krzyknęła.
- Tak? To co zrobisz?
- Nie będę się do ciebie odzywać.
- Pfff, wytrzymasz z 10 minut.
- O wiele więcej. Tym razem przegiąłeś Justin. Mam dość ciebie i twoich chamskich tekstów. Jesteś największym chamem i egoistą jakiego znam.
- Tak?
- Tak. W życiu nikogo gorszego nie spotkałam.
- Aha czyli nie jesteś ze mną szczęśliwa? Za takiego mnie masz.
- W tym momencie tak. Dorośnij.
- Wiesz co, ja też mam ciebie dość. Pa.
- Żegnaj.

  - Ta mała franca nas popamięta - syknęła Kim.
- Ale ją załatwimy.
- Jestem genialna.
- Ty? - zapytała Brooke.
- No ja, ty nie masz nawet za grosz szarych komórek.
- To ty jesteś bezkomórkowa. Ja mam najnowszego smartfona.
- Ugh nie o tym mówię.
- O co się kłócicie? - Hannah akurat wyszła z zabiegu akupunktury.
- Ona nazwała mnie bezkomórkową - poskarżyła się Brooke.
- Rozwiążę wasz dylemat - powiedziała Hannah.
- Tak? - spytały jednocześnie bliźniaczki.
- Obie jesteście tępe. - Kim się naburmuszyła.
- Może mamo - odpowiedziała radosna Brooke.
- Mamo nie lubisz Marano prawda? - zapytała Kim. Hannah spojrzała w kierunku kuchni.
- Nie znoszę. Gdyby nie to, że jej matka była najlepszą moją tancerką to bym wywaliła tą dziewuchę.
- A wiesz, że ona kręci z Rossem Lynchem?
- Co? - Hannah wytrzeszczyła oczy
- No tak, ta mała małpa chodzi z Rossem Lynchem.
- To dlatego nie chciał ze mną nagrać duetu.
- Dlatego - rzekła Brooke.
- Mamo dasz jej to, dziś w nocy? - zapytała Kim.
- A co to? - Kobieta spojrzała na kopertę.
- To dokument, który potwierdza, że Laura nie ma stypendium.
- Jak to? Przecież chodzi do szkoły.
- Płaci czesne.
- Hahhha żartujesz córciu? Nie stać jej nawet na 1/4 tej sumy. - Kobieta wybuchła śmiechem.
- Ma sponsora - odpowiedziała Brooke.
- Niby kogo?
- Rossa. - Kobieta spojrzała z powagą na córki.
- A to mała suka. Tyle jej daliśmy a teraz tego biednego chłopaka wykorzystuje.
- W sumie to on jest bogatszy niż my - palnęła Brooke, kobiety spojrzały na nią ze złością.
- Gdybyś była mądrzejsza to byś zauważyła, że mamie chodziło o co innego.
- O co?
- O to, że ta mała leci tylko na hajs Lyncha i jego sławę.
- Dam jej to - odpowiedziała Hannah i poszła do swojej sypialni.
- No to jedno mamy z głowy, chodź do niej. - Bliźniaczki poszły do kuchni. Laura robiła obiad.
- Jak tam Kopciuszku? - Kim oparła się o lodówkę, a Brooke stanęła koło niej.
- Możesz mnie tak nie nazywać?
- Przecież jesteś Kopciuchem - odparła Brooke.
- Nie jestem - warknęła Lau.
- Przecież znalazłaś swego księcia z bajki.
- Zazdrosne?
- Szkoda, że lecisz tylko na jego hajs - powiedziała Brooke, wtedy Kim uderzyła ją łokciem.
- Co? - zapytała Laura.
- Nic, Brooke naoglądała się za dżzo brazylijskich telenoweli - odparła szybko Kim. Wtedy zadzwonił dzwonek. Laura spojrzała na bliźniaczki a potem poszła otworzyć. Po chwili wróciła z bukietem czerwonych róż.
- Od kogo to? - zapytała piskliwie Brooke.
- Nie wiem. - Laura zaczęła szukać liściku, po chwili go znalazła.
Dla mojej najdroższej. Moje serce należy do Ciebie. Spotkajmy się dziś o północy u mnie. Wejdź tylnym wejściem. Miej przy sobie jedną różę.
Kocham Cię.
Ross.
- Czyżby twój Romeo napisał?
- Spadajcie - odpowiedziała Laura i poszła wstawić kwiaty do wazonu.

 - Ross to romantyk, nie to co mój Justin. On to się nadaje tylko do obory - Laura uśmiechnęła się.
- Oj daj spokój, pogodzicie się.
- Z tym dupkiem nie chcę mieć nic wspólnego!
- Tak teraz mówisz.
- Zdania nie zmienię póki mnie nie przeprosi. A ty mogłaś się nieco lepiej ubrać. Co to za wiszący sweter i dresy i pożal się Boże czapka bezdomnego? Ross cię zaprasza na romantyczną i upojną noc a ty wyglądasz jak byś szła z kumplami na piwo.
- To mój najlepszy sweter. Poza tym to nie dresy, a dżinsy i zauważ, że założyłam botki na obcasie/
- Taaa wyglądasz dzięki nim jak seksbomba.
- Stacy! - Laura przekręciła oczami. 
- Dobra wysiadaj i baw się dobrze. Mam czekać?
- Nie, pewnie zostanę na noc.
- I to nastawienie mi się podoba. - Stacy zaczęła się śmiać.
- Nie o to mi chodziło! Stacy ty zboczeńcu. - Laura również zaczęła się śmiać.
- Dobra idź bo już północ prawie.
- Pa.
- Pa.
Laura szła podekscytowana. Trzymała w rękach róże. Wszędzie było już ciemno i pusto. Jednak nie bała się. Nie mogła się doczekać, aż go zobaczy. Chciała być już w jego ramionach i poczuć jego usta na swoim ciele. Cieszyła się, że Ross wysłał jej kwiaty i liścik oraz zaaranżował spotkanie. Mało, który facet tak robi. Minęła jego dom i skręciła w uliczkę. Doszła do furtki. Była jak zawsze otwarta. Minęła alejkę, obsadzoną żywopłotem i doszła do drzwi tarasowych. Serce waliło jej jak młot. Uniosła wzrok i struchlała. Schowała się w ciemności i obserwowała to, co się dzieje w środku. Ross leżał na łóżku bez koszulki, przykryty kołdrą, a przed nim siedziała dość wymownie pochylona Blair. Miała na sobie letnią, niebieską sukienkę, z dużym dekoltem, jedno ramiączko jej opadło, a Ross je delikatnie poprawił. Wyglądali jakby mieli się pocałować. Coś mówili, ale Laura nie wiedziała co. Pewnie szeptali jak kochankowie, czułe słówka. Zaczęła płakać. Ból rozdzierał jej serce. Tak go kochała, i tak mu wierzyła a on ją zdradza z tą suką Blair, która uprzykrza jej życie. W jednym momencie zrozumiała, że była tylko zabawką. Wielki gwiazdor, zechciał być normalnym chłopakiem, więc ona była w tym momencie idealna. Zwykła, biedna dziewczyna, sierota. Jak mogła się łudzić, że jest kimś więcej? Nie mogła dłużej na nich patrzeć. Uciekła.
***
Hejo, hejo. Jak obiecałam tak jest, po pół roku pojawił się rozdział na Kopciuszku. Wiem, że długo ale studia, chłopak i ciągle kłopoty z mieszkaniem nie są sprzyjające dla prowadzenia dwóch blogów. Już trzeci raz od października się przeprowadzam :(. Lipa. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Postaram się jak najszybciej dodać rozdział na JLM. Jest już w połowie napisany ;). Miłego czytania i komentowania.
Do napisania.
Delly♥



środa, 30 grudnia 2015

Rozdział dwudziesty szósty

Ona jest moją pierwszą i jedyną miłością. Większość osób wie, że pierwsza miłość nie będzie jedyna. Dla mnie jednak nią jest. To moja ostatnia szansa, na więcej sobie nie pozwolę. To się już nigdy nie powtórzy.
  - Ross, nałóż jeszcze Laurze ciasta. Dziecko prawie nic nie zjadło.
- Dziękuję, wszystko jest naprawdę pyszne ale ja jestem już pełna.
- Lauro nie dziękuj tylko jedz.
- Mamo! - Laura przewróciła oczami.
- No co, Ross? - Stormie spojrzała na syna. Blondyn przewrócił oczami. 
- Jak Laura mówi, że nie jest głodna to nie jest.
- Mów co chcesz synu. Pamiętaj matka wie lepiej. - Lau wybuchła śmiechem. Kochała Stormie, za każdym razem jak przychodziła z Rossem jego matka karmiła go tak, że potem przez kolejne dwa dni nie mogła patrzeć na jedzenie. Zazdrościła mu rodziny, ona takiej nie miała.  Wspaniała rodzina, pełna miłości i wsparcia. 
- Naprawdę dziękuję - odparła.
- Oj, Lauro nie ma za co dziękować. Zapakuję ci trochę ciasta do domu, dobrze?
- Nie trzeba.
- Oj, trzeba.
- Co u siostry? - zapytał Mark. Laura spojrzała na talerz.
- Dobrze, lekarze mówią, że robi postępy.
- Byłaś u niej?
- Nie, gadam z nią codziennie przez telefon. Psycholog mówi, że póki co nie mogę jej odwiedzić.
- Czemu?
- Podobno na tym etapie leczenia, nie jest to wskazane.
- Ale Riker ją odwiedził - wtrącił Ross.
- Bo, wykłócał się z pielęgniarką.
- Tak, cali moi synowie. Nie wiem gdzie popełniłam błąd. - Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Nie popełniłaś, odziedziczyli to w genach. Pamiętasz jak wykłócałem się z twoim ojcem? - Stormie wybuchła śmiechem.
- Oj, tak - odpowiedziała.
- Wykłócałeś się z dziadkiem czemu?
- Bo rodzice mamy mnie nie cierpieli. Wiesz dusza rockmana i tak dalej. Uważali, że jestem złą partią dla ich córki. Jeszcze długo po ślubie mnie nie akceptowali.
- Nie przeszkadzało to Państwu? - zapytała Lau.
- Jeśli kogoś naprawdę kochasz to nieważne jakie by trudności stanęły wam na drodze, razem można wszystko pokonać - odparła Stormie.
- Dokładnie.
- Mądrze powiedziane - dodał Ross.
- Po tylu latach związku pewne rzeczy są już oczywiste - powiedział Mark. 
- Czasami zastanawiam się jakby to było gdyby mama żyła. - Laura spojrzała w stronę okna. Poczuła uścisk na dłoni.
- Najważniejsze Lauro jest teraz. Każdy z nas zastanawia się co by było gdyby... Ale to tylko domniemanie, najważniejsze jest teraz - powiedziała Stormie.
- Wiem, ale czasem to bardzo mnie nurtuje. - Laura spojrzała na Rossa przyglądał się jej.
- Masz mnie kochanie, i to się liczy - szepnął.


  Rydel siedziała w kuchni i piła herbatę. Lubiła te chwile ciszy i samotności. Ciągłe przebywanie w gronie chłopaków sprawiało, że czasami wcale nie czuła się kobieco. Oni traktowali ją jak  kumpla z grupy, albo jak matkę, która za nich zrobi wszystko. Ugotuje, posprząta, coś zszyje. Potrzebowała jak powietrza takich chwil. Gdy mogła pobyć sama w swoim dziewczyńskim świecie. Upiła łyk herbaty.
- Kochanie gdzie jesteś? - Do kuchni wszedł Ellington. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Strasznie go kochała. Nie wyobrażała sobie życia bez tego zwariowanego mężczyzny. Był dla niej najlepszym przyjacielem jak i największą miłością. To dziwne, ale czuła, że to ten właściwy. Nie miała pojęcia skąd takie przeczucie, ale była pewna.
- Na chwilę odleciałam - powiedziała.
- Widzę. Gdzie moja Rydel była?
- Daleko.
- No wiesz co? Nie zabrałaś swojego ukochanego?
- Czyli kogo? - Rydel wybuchła śmiechem. Ratliff złapał ją mocno za brodę i pocałował.
- Ja cię nauczę szacunku - powiedział odsuwając się od niej.
- Do tej pory ci się nie udało.
- Poczekaj.
- Czekam.
- Co robimy dzisiaj? W ogóle gdzie się wszyscy podziali?
- Riker ma wywiad w radiu, Rocky pojechał z nim, Ross jest z Laurą u rodziców a Ryland wyszedł gdzieś wściekły.
- Właśnie zauważyłem, że jest jakiś ostatnio nerwowy.
- Chyba wszyscy to zauważyli.
- Gadałaś z nim?
- Próbowałam, ale wydarł się na mnie. Myślę, że to ma związek z Sav.
- Z Savannah? Czemu?
- Zauważyłeś, że ostatnio nie pojawiają się razem i nie przyprowadza jej tu? - Rydel odstawiła filiżankę.
- No, nie było jej tu jakiś miesiąc, albo więcej.
- Mówię ci, chodzi o nią.
- Kłopoty w związku?
- Chyba. - Rydel podniosła się i wstawiła filiżankę do zlewu. Poczuła oddech Ratliffa na szyi, po chwili złożył tam pocałunek.
- Nie każdy związek jest idealny - powiedział.
- Żaden nie jest.
- A nasz?
- Nasz też. Bo nie ma ludzi idealnych. - Odwróciła się twarzą do chłopaka.
- Strasznie cię kocham Rydel. - Oparł czoło o jej.
- Ja ciebie też.
- Powiedz to.
- Co?
- Że mnie kochasz. Chcę to usłyszeć.
- Kocham cię - szepnęła.
- Skoro jesteśmy sami, to idziemy zrobić małe Ratliffiątka? - Rydel pacnęła go ręką w ramię.
- Musisz zawsze niszczyć takie momenty? - Chłopak zaczął się śmiać.
- Jakie?
- No takie, gdy jest jakoś strasznie romantycznie to ty zawsze musisz coś palnąć.
- Taki już jestem - powiedział.
- I za to cię kocham.
   Siedział w fotelu, w ręku ściskał kawałek papieru. Ona siedziała na kanapie i wpatrywała się w jasną wykładzinę. Czuł się postawiony pod ścianą. Jakby nie miał wyjścia. Nie chciał tego robić, ale nie było już odwrotu. Ona wybrała i on też musiał. Tyle lat. Tyle wspomnień. Nie wiedział co dalej. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Liczył na to, że to tylko mały kryzys.
- Odezwij się - powiedziała.
- Co mam ci powiedzieć? - Spojrzał na nią.
- Nie wiem. Cokolwiek - szepnęła.
- Mam ci powiedzieć jak wściekły jestem? Jak bardzo czuję się oszukany i zraniony? Czy jak bardzo cię w tej chwili nienawidzę?
- Ryland.
- Nie, Sav. Nie błagaj. Sama na to zasłużyłaś.
- Wiem, to był błąd. Razem jakoś możemy dojść do porozumienia.
- Porozumienia? Chyba żartujesz. - Uśmiechnął się krzywo.
- Ryland, tak wiele nas łączy.
- Łączyło Sav, łączyło.
- I łączy, chyba te wszystkie lata coś dla ciebie znaczyły? - Widział w jej oczach łzy.
- O to samo mogę zapytać ciebie - warknął.
- Dla mnie znaczą dużo - odpowiedziała.
- Nie sądzę, przynajmniej po tym jak zobaczyłem to. - Rzucił w nią kartką. Dziewczyna podniosła ją z podłogi i spojrzała na nią. Rozpłakała się.
- Chciałam ci powiedzieć. Nie chciałam byś dowiedział się w ten sposób.
- Jedna z fanek przysłała mi to na mejla. To wyjaśnia twoje dziwne zachowanie.
- Ryland, to nie tak.
- Ile?
- Co?
- Ile to trwało? - zapytał. Dziewczyna zaniosła się szlochem.
- Nie wiem, to były raptem dwa może trzy spotkania.
- Czemu?
- Co czemu?
- Czemu to zrobiłaś?
- Nie wiem.
- Odpowiedz, kurwa czemu?! - krzyknął.
- Naprawdę nie wiem. Chwila słabości.
- Słabości?! Był ktoś jeszcze?!
- Nie! Przysięgam. Tylko on!
- Jak mogłaś?! Jak mogłaś tak po prostu mnie skreślić?!
- Ryland, posłuchaj. To nie tak. Ja nas nie skreśliłam. Zachowałam się gówniano. Wiem. To był ogromny błąd.
- Błąd?! Savannah ty mnie zdradziłaś z jakimś kolesiem! To nie błąd, to zdrada! - krzyknął.
- Wiem! - opadł na fotel. Nie wiedział co ma jej jeszcze powiedzieć. Najchętniej zabił by ją i tego skurwysyna.
- Jak myślisz co teraz? - zapytał.
- Nie wiem. To zależy tylko od ciebie - odpowiedziała.
- Jak myślisz co zrobię?
- Nie chcę tego mówić na głos, ale wiem gdzie zmierzamy.
- Do końca?
- Znam cię Ryland jak mało kto. Wiem jaki jesteś. Nawet gdybyś ze mną dalej chciał być już nigdy byś mi nie zaufał, a co gorsza wiem, że mi tego nie wybaczysz. - Spojrzała na niego. Pokiwał głową.
- Masz rację Sav. Nie wybaczę ci tego. To zdecydowanie za wiele - odpowiedział.
- Czyli to koniec? - zapytała.
- Chyba tak.
- Nie sądziłam, że to tak się stanie.
- Ja też nie, ale wybrałaś.
- I żałuję - powiedziała.
- Najwidoczniej tak miało być. Nie byliśmy sobie pisani.
- Tak myślisz?
- Ja to wiem Sav. Gdyby miało być inaczej nie puściłabyś się z tym skurwysynem - syknął.
- Nienawidzisz mnie?
- Tak - szepnął.
- Czyli nie możemy liczyć na przyjaźń?
- Mowy nie ma.
- Każdy idzie w swoją stronę.
- Owszem. Zero kontaktu. Każdy żyje własnym życiem - powiedział.
- Będzie mi ciebie brakowało.
- Trzeba było myśleć Sav. - Podniósł się z fotela.
- Wychodzisz? - zapytała.
- Nie. Ja cię zostawiam Savannah. - Ruszył w kierunku drzwi.
- Ryland. - Odwrócił się, dziewczyna stała w progu.
- Co? - warknął.
- Bądź szczęśliwy - szepnęła.
- Żegnaj Sav - powiedział i wyszedł.


 Siedzieli na ławce w parku i obserwowali dzieci bawiące się na placu zabaw. Nie chciał nigdy skreślać tej relacji. Bardzo ją lubił i strata tak dobrej osoby na pewno by zabolała. Wie, że spotykanie z nią może nieco skomplikować mu życie. Jednak wolał zaryzykować.
- To nie skończy się dobrze - powiedziała.
- Wiem.
- Mówię serio Ross. Oczywiście działasz ze szlachetnych pobudek, ale kłamstwo to kłamstwo.
- Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy?
- No chyba nie skoro wciąż brniesz w kłamstwo.
- Gdyby nie ja...nie miałaby nic. Dalej tkwiłaby w tej paskudnej knajpie.
- A co ma teraz? - zapytała.
- Ma mnie - odpowiedział. Brunetka spojrzała na niego.
- Co jej po tym? Skoro to wszystko zbudowane jest na kłamstwie?
- To, że ją kocham to nie jest kłamstwo.
- Czasami Ross miłość nie wystarczy. Potrzebne jest zaufanie, a Laura gdy się dowie to straci to zaufanie.
- To mam jej powiedzieć?
- Tak. Wolisz by dowiedziała się od kogoś?
- Nie. Jasne, że nie.
- To musisz to zrobić.
- To nie takie proste Kylie.
- To bardzo proste. Tylko ty to komplikujesz.
- Ja?
- Tak ty. Powinieneś jej od razu powiedzieć. Ukrywasz to przed nią. Zdobywałeś jej zaufanie a zataiłeś to przed nią. Gdy się dowie poczuje się oszukana.
- Wiem i się tego boję.
- Że odejdzie?
- Każdego dnia budzę się z tą świadomością.
- To dlatego nie chcesz jej powiedzieć? Bo odejdzie?
- Tak. Znam ją i wiem, że gdy jej powiem stwierdzi, że naruszam jej wolność i że chcę ją uzależnić od siebie. Ona na pewno mnie zostawi Kylie. - Ross spuścił głowę. Kylie poklepała go po plecach.
- Ross kochasz ją. Wiem o tym. Popełniasz jednak błąd. Nikt nie chce być oszukiwany.
- Ja chcę by była szczęśliwa, to dlatego to zrobiłem.
- Ja to wiem, ona może jednak tego nie zrozumieć. Wiesz o tym?
- Wiem - westchnął.
- To cię gryzie. Widzę to i podejrzewam, że Laura też to widzi.
- Aż tak?
- Tak Ross. Widać, że coś cię gnębi. Nie chcesz nosić tego ciężaru.
- Nie chcę, ale nie chcę stracić Laury. Pierwszy raz czuję, że żyję.  Ona jest moim życiem. Nie chcę tego stracić.
- Kłamstwo to nie droga do szczęścia Ross.
- Wiem. Niestety wiem. Tak bardzo ją kocham.
 
  Przejrzała zdjęcia jeszcze raz. Nie mogła uwierzyć, że ma takie szczęście. Czysty przypadek sprawił, że to dostało się w jej ręce. Teraz pokaże na co ją stać. Ta mała szmata ją popamięta. Nie będzie już odbijała jej chłopaka. Zniszczy Marano i odzyska Rossa. Ma przecież idealny plan.
- Co to jest? - zapytała Kim.
- Nie uwierzycie, ale to jest moja furtka do odzyskania Rossa.
- Jaka furtka? - odezwała się Brooke.
- Matko, ale wy tępe jesteście.
- Dziękuję - powiedziała uśmiechnięta Brooke.
- Dobra, pomijając waszą głupotę, to nic innego jak dokument potwierdzający, że ta mała szmata Marano nie ma żadnego stypendium - odpowiedziała z wyższością Blair.
- No, przecież ma. Nie stać jej by płacić.
- Nie ma. Ma jednak sponsora.
- Co? - odezwały się jednocześnie bliźniaczki.
- Tak, tej małej ktoś płaci za szkołę.
- Kto? - zapytała Kim.
- I to jest najlepsze, za szkołę płaci Ross Lynch.
- Co? - krzyknęły bliźniaczki.
- Tak. Ross Lynch płaci podwójne czesne.
- Czyli Laura z nim jest bo on płaci za szkołę? A to dziwka.
- Nie sądzę, Kim. Laura chodzi do szkoły dłużej niż z Rossem.
- Wiem! Może się ukrywali - powiedziała Kim.
- Nie, wątpię. Coś byśmy wiedziały. 
- Masz jakiś pomysł?
- Jasne, że mam. Laura nie wie, że Ross jest sponsorem jej studiów.
- Akurat. Musiałaby być totalną idiotką. - Brooke wybuchła śmiechem.
- Na pewno nie większą niż ty - syknęła Blair.
- To co teraz? Idziemy jej powiedzieć? - zapytała Kim.
- Nie. Mam lepszy pomysł.
- Jaki?
- Najpierw zadbajcie by nie miała dla niego czasu.
- Jak? - zapytała Brooke.
- Z kim ja pracuję? Jest u was sprzątaczką, no nie?
- Tak! Mamy dać jej mnóstwo pracy! - powiedziała Kim.
- Eureka! - syknęła Blair.
- Nasza matka, o to zadba.
- To wspaniale. A teraz opowiem wam co dalej - powiedziała i wtajemniczyła bliźniaczki w swój plan.
*** 
Hejka miśki. Jest tu kto? Mam taką nadzieję, bo mamy już 26 rozdział. Jeszcze 4 i koniec :(. Oby wam się podobało ;).  Z okazji Nowego Roku chciałam wszystkim czytelnikom złożyć życzenia. Życzę Wam w 2016 r. mnóstwa szczęścia, miłości i samych sukcesów.  By wszystkie Wasze marzenia spełniły się w Nowym Roku. Zera smutków czy żali, obyście przez cały rok bawili się doskonale.
Wasza Delly ♥



wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział dwudziesty piąty


"Znajdź kogoś, kto nie będzie bał się przyznać, że za Tobą tęskni. Kogoś, kto wie, że nie jesteś idealna, ale będzie traktował Cię tak jakbyś była. Kogoś, kogo największym lękiem, będzie strach przed utratą Ciebie. Kogoś, kto odda Ci swoje serce w całości. Kogoś, kto mówiąc, że Cię kocha naprawdę będzie to czuł. Kogoś, kto będzie chciał budzić się przy Tobie każdego poranka i nawet widząc Twoje zmarszczki i siwe włosy, wciąż będzie zakochiwał się w Tobie na nowo."


  - Tak bardzo cię kocham - wyszeptał.
- Ja ciebie również - odpowiedziała. Siedzieli w jego pokoju. Musiała przyznać, że chłopak się postarał. Ustawił mnóstwo świec, a z głośników leciała piosenka Powerful Ellie Goulding. Siedzieli na kocu, na podłodze i Ross karmił ją lodami.
- Otwórz buzię - powiedział, dziewczyna posłusznie wykonała zadanie, za co dostała porcję lodów.
- Nie musisz mnie karmić - zaśmiała się.
- Muszę dbać o swoją dziewczynę, no nie? - Dał jej kolejną porcję.
- Jestem szczęściarą.
- I to, jaką. - Laura pacnęła go w ramię.
- Twoja pewność nie zna granic.
- Taki już jestem.
- Arogancki?
- Nie kochanie, pewny siebie.

- Można się pomylić - zaśmiała się. Uciszył ją pocałunkiem. Kochała go. Jednak nie znosiła myśli, że nie jest tą pierwszą. Dla niej wszystko było wyjątkowe. Każde ich spotkanie, każde słowo, gest. Nigdy nie była, aż tak zakochana. Jakby dobrze pomyśleć to w sumie nigdy nie kochała. Zawsze wstydziła się tego, kim jest. Nigdy żaden chłopak jej nie zauważył. Była sama. Sama z ojcem pijakiem i siostrą ćpunką. Ona i problemy. Dopiero Ross sprawił, że jej rzeczywistość stała się bardziej znośna. Lepsza. Jakby po burzy pojawiło się słońce. Niestety dla niego nie była to już taka nowość. Był facetem z przeszłością. Był z Blaire i z Kylie. Nie chciała myśleć, że mógłby z którąś z nich tak siedzieć i zajadać się lodami. Na samą myśl czuła zazdrość. Chciała by on przeżywał to tak wyjątkowo jak ona. Szkoda, że nie spotkali się wcześniej, że nie byli dla siebie tymi pierwszymi. Liczyła się, że zostawił jakąś swoją część Blaire i Kylie. Z nimi też miał jakieś wspaniałe chwile. Jednak bolało ją to.
- O czym myślisz? - zapytał. Spojrzała na niego. Szukała w nim jakiejkolwiek oznaki, że to co teraz robią nie ma dla niego znaczenia, jednak widziała tylko w jego oczach miłość. Czuła się wyjątkowa.
- Myślałam o nas - szepnęła. Ross poprawił się na kocu, wziął łyżkę lodów i dopiero po chwili się odezwał.
- Mam się bać?
- Nie. - Uśmiechnęła się słabo.
- O czym dokładnie myślałaś?
- Musisz znać każdą moją myśl?
- Po to żyję - odparł. Spojrzała na niego.
- Dla mnie wszystko co z tobą jest wyjątkowe. Nigdy nie kochałam. Nigdy nikogo tak naprawdę nie miałam. Zawsze byłam sama. 
- I co z tego?
- To, że dla ciebie to nie jest pierwszy związek.
- Boisz się, że nie jesteś dla mnie wyjątkowa? - zapytał. Pokiwała głową.
- Posłuchaj mnie uważnie. Jesteś wyjątkową kobietą i budzisz we mnie takie pragnienia, których nie czułem zarówno przy Blaire jak i z Kylie. Kocham cię i to się tylko liczy. Miłość. Nie bądź zazdrosna o moją przeszłość. To tylko przeszłość. 
- Kochałeś je?
- Kylie nie. Nawet nie byliśmy parą. 
- A Blaire?
- Wydawało mi się, że ją kocham - odpowiedział. Laura nie wiedziała jak zinterpretować jego słowa.
- Co oznacza "wydawało mi się" chyba człowiek wie, czy kocha czy nie.
- I tak, i nie. Byłem bardzo młody jak się z nią związałem. Była pierwszą miłością. Masz do niej sentyment, jednak to nie jest prawdziwa i dojrzała miłość.
- Czy jestem tylko w tobie zauroczona? Jesteś moją pierwszą miłością. - Ross uśmiechnął się pod nosem i wmusił w nią kolejną porcję lodów.
- To tylko ty czujesz. Sama musisz sobie odpowiedzieć. Jednak ja myślę, że to nie jest tylko zauroczenie.
- A co?
- Miłość. Przynajmniej ja tak to czuję. - Patrzyła na niego i nie wierzyła, że ma kogoś takiego u swego boku. Nie wytrzymała i wdrapała mu się na kolana. Pocałowała go.
- Kocham cię - szepnęła.
- Kocham cię - odparł.
- To co nas łączy jest takie zwyczajne, że aż wyjątkowe - powiedział.
- Wiem. Też czuję się przy tobie swobodnie.
- Jakbyśmy się znali od zawsze, no nie?
- Bo jesteśmy sobie przeznaczeni. - Pocałował ją, odłożył lody. Jego ręce wsunęły się pod jej bluzkę. Kochał jej ciało. Była boginią. Przesunął ręce wzdłuż boków. Nigdy się nią nie nasyci. Była wyjątkowa. Nie miał wątpliwości, że chce budzić się przy niej każdego ranka. Chce ją kochać.
- Co robisz w weekend? - wychrypiał.
- Teraz chcesz o tym gadać? - Poruszyła kusząco biodrami. Jęknął. Była jego narkotykiem. Uzależniał się z każdym kolejnym dniem.
- Tak. Może być i teraz.
- Bliźniaczki będą u Blaire, a wiedźma jedzie na podbój Vegas. - zaczęła całować jego szyję.
- Zaczęłaś się przygotowywać do przesłuchania?
- Ross - jęknęła.
- Zaczęłaś?
- Mam lepsze rzeczy do roboty - odparła.
- Może przyjdę w weekend i poćwiczymy?
- Będę zawalona pracą.
- To połączymy przyjemne i pożytecznym - powiedział, po czym położył ją na kocu. 
- Nie gadaj tylko weź się do roboty - powiedziała.
Nie czekał, aż powtórzy.

  Patrzyła na ludzi za oknem. Jedni siedzieli na ławkach inni zaś spacerowali. Niby wszystko wyglądało tak jak w normalnym świecie, ale to nie był normalny świat. To był świat narkomanów. Była tu już kilka tygodni, kilka długich tygodni gdy była czysta. Czuła się strasznie, oddałaby wszystko by wziąć działkę. Dopiero teraz wiedziała, co z niej zrobiły narkotyki. Nie była już tą samą dziewczyną co kiedyś. Sięgnęła dna, a najtrudniej jest się podnieść. Patrzyła na tych ludzi, każdy z nich to osobna historia. Większość z nich jest bardziej uzależniona od niej. Są gotowi zrobić wszystko by zdobyć upragniony lek. Tacy zazwyczaj nie chcą się leczyć. Są zdania, że przeboleją ten okres, a potem wrócą do ćpania. Patrzyła na nich i musiała przyznać, że kilka miesięcy temu była jak oni. Liczyły się tylko dragi. Była gotowa sprzedać rodzinę za ten biały proszek. Teraz miała cel. Miała, po co walczyć. Psycholog powiedział jej, że będzie już zawsze narkomanką, nigdy do końca nie wygra z nałogiem. Całe życie będzie musiała walczyć.
- Vanessa. - Odwróciła się na dźwięk jego głosu. Stał w progu i jej się przyglądał.
- Riker - szepnęła. Chłopak wszedł i usiadł przy stoliku, naprzeciw niej.
- Jak się trzymasz? - zapytał.
- Co ty tu robisz? Jak mnie znalazłeś?
- Laura mi powiedziała.
- Jak ona i Ross?
- Dobrze, powiedziałbym że nigdy nie widziałem swojego braciszka bardziej zakochanego. - Uśmiechnęła się, cieszyła się bowiem szczęściem siostry.
- Nie odpowiedziałaś, jak się trzymasz?
- A jak myślisz? Jestem na głodzie, jak mogę się czuć.
- Vanessa, nawet nie wiesz jak się cieszę, że poszłaś na odwyk.
- Bo nie skończę jak Emily - wyrwało się jej. Riker zmarszczył brwi i spojrzał za okno. Milczał. Zrobiło się jej głupio, pamiętała swój sen. Nie chciała by kiedykolwiek tak cierpiał jak wtedy w jej śnie.
- Czytałem twój list - powiedział po chwili. - Przypomniałaś mi w nim, jak ją znalazłem. Czułem wtedy jakby umarła cząstka mnie. Emily zabrała część mnie do grobu. Długo tkwiłem w tym przekonaniu. Dopiero ty. Ty wszystko zmieniłaś.  Jednak cały czas się bałem, że historia zatoczy koło. Ty też jesteś narkomanką. Jak ona. Co noc śniło mi się, że znajduję cię martwą, Wydawało mi się, że jak cię zostawię, to wszystko się ułoży. Zapomnę.
- I zapomniałeś? - zapytała. Riker odwrócił się od okna i spojrzał na nią.
- Nie, nie zapomniałem. Trudno zapomnieć osobę, którą się kocha.
- Kochasz mnie? - Do oczu zaczęły napływać jej łzy. Riker wstał i kciukami zaczął je wycierać.
- Tak. Zakochałem się w szalenie trudnej, skomplikowanej i pięknej dziewczynie. Starłem się z tym walczyć, ale nie mogę Van. Nie mogę cię zostawić.
- Ale ja jestem ćpunką Riker. Nie możesz mnie kochać. Jesteś dobrym facetem i zasługujesz na coś lepszego niż na takiego wyrzutka jak ja.
- Walczysz z tym i to się liczy.
- Zawsze będę narkomanką. To się nie zmieni.- Riker chwycił jej twarz w dłonie.
- Jak moje uczucia do ciebie - powiedział, po czym ją pocałował.

  Siedzieli na ławce w parku. Nie mieli pomysłu na resztę wieczoru. Byli na pizzy i w kinie, jednak żadne z nich nie chciało wracać do domu.
- Stary powinieneś iść do fryzjera, masz dłuższe włosy niż moja matka - rzekł Justin.
- Odpieprz się - warknął Ross.
- Wyglądasz jak debil w tym kucyku.
- Sam jesteś debil. Kto płacze w kinie?
- To był wzruszający film - oburzył się blondyn.
- Tak, komedia romantyczna. Bardzo wzruszające. - Dziewczyny się zaczęły śmiać.
- Dupek - syknął Justin.
- Dajcie chłopaki spokój. Co robimy? - zapytała Stacy.
- Ja mam kilka pomysłów, na to co chciałbym robić z Laurą.
- Ross! - Laura palnęła go w ramię. Znów wszyscy zaczęli się śmiać.
- No co?
- Jesteś walnięty.
- A nie mówiłem -wciął się Justin.
- Ej, bo mi się nudzi - powiedziała Stacy.
- Może chodźmy do sklepu i kupmy kilka piw - rzucił Justin.
- Genialny pomysł - powiedział sarkastycznie Ross.
- Potem możemy jechać nad jezioro.
- Nad jezioro? - zapytała Lau.
- Ross wie gdzie.
- Nic im nie mów - syknął Lynch.
- Co ma nam nie mówić? - zapytała z ciekawością Stacy.
- Nie nic, Ross ma pewne miłe wspomnienia z tym miejscem. - Zaśmiał się Justin.
- To idziemy czy nie? - Ross podniósł się z ławki.
- A czym tam pojedziemy, jeśli wszyscy będą pić? - zapytała Lau.
- Ktoś chce prowadzić? - zasugerował Ross.
- Ja nie mam prawo jazdy - odparła Lau.
- Ja chcę się nawalić - rzekł Justin.
- Ja też - dodała Stacy.
- Weźmiemy taksówkę - postanowił Lynch. Wszyscy ruszyli do pobliskiego sklepu. Ross nie puszczał ręki Lau. Wciąż miał wyrzuty sumienia, że ją okłamuje. Jednak wiedział jaka będzie jej reakcja jak się dowie. Na samą myśl, że mogłaby od niego odejść, robiło mu się niedobrze.
- Zróbmy zawody - rzucił Justin jak dotarli do sklepu.
- Jakie zawody?
- Kto najszybciej kupi piwa i jakieś zakąski ten wygrywa. - Roześmiali się.
- Kreatywnie kochanie. - Stacy pocałowała w policzek chłopaka.
- I pije za darmo przy następnym wyjściu - dodał.
- A jak ktoś przegra? - zapytała Laura.
- To czeka go zimna kąpiel w jeziorze. - Spojrzał wymownie na Rossa.
- O nie! - Zaprotestował blondyn.
- Co boisz się?
- Nie, ale ty jak zwykle mnie wyrolujesz. Poza tym dziewczyny nie mają szans.
- Spoko, podejrzewam, że są szybsze niż ty. - Zaśmiał się Justin. Weszli do sklepu.
- To, co? Ścigamy się?
- Ja wchodzę - odpowiedziała Laura. Ross spojrzał na nią zdziwiony.
- Jak Laura, to i ja.
- A ty Rossy?
- Ja również.
- Ok, to trzy, dwa... - wszyscy ustawili się do startu. - Jeden, zero, start! - ruszyli biegiem między alejkami. Laura widziała kątem oka jak Stacy i Justin się przepychają, Sama przebiegła dwie alejki zanim stwierdziła, że to bez sensu. Mogła tak biegać całą noc,  po tym supermarkecie. Postanowiła zwolnić i przyjrzeć się tabliczkom oznaczającym kolejne działy. Szła spokojnie i rozglądała się po półkach. Nagle poczuła, że coś na nią wpada i ją przewraca.
- O tu jesteś kochanie.
- Czemu mnie nie dziwi, że to ty?
- Bo to nasza tradycja - powiedział.
- Bardzo bolesna, ta tradycja.
- Dla mnie nie. Powiedziałbym, że nawet przyjemna.
- Nie dziwię się, w końcu to ty zawsze leżysz na mnie. - Cmoknął ją w usta.
- Nie marudź mała. - Wstał i pomógł jej się podnieść.
- Nie spieszysz się jakoś specjalnie - stwierdził.
- Bo nie chcę latać jak wariatka po sklepie. Mam nieco inną taktykę.
- Ciekawe jaką? - zapytał drwiąco.
- Nie powiem ci. - Nagle poczuła jak coś przyciska ją do półki. Czuła jego wargi na swoich. Całował ją żarliwie. Nie wiedziała, o co chodzi. Czuła w nim jednak desperację. Nie odepchnęła go, chociaż źle się czuła, gdy okazywał jej czułość w miejscach publicznych. Odsunął się od niej. Przyglądała się mu szukając odpowiedzi.
- Czasami mam wrażenie, że znikniesz - szepnął.
- Jestem tu. - Przesunęła dłońmi po jego policzkach.
- Kiedyś i tak odejdziesz - powiedział. Nie chciała w to wierzyć, ale w gruncie rzeczy się z nim zgadzała.

  Dojechali nad jezioro. Było już ciemno. Oświetlali sobie drogę latarkami, idąc na brzeg. Usiedli i wpatrywali się w przestrzeń wokół nich. Panowała cisza. Od czasu do czasu słychać było jak woda odbija się od drewnianego pomostu.
- Może zagramy w "Powiedz prawdę"? - zapytał Justin.
- Stary, chyba już za wiele wypiłeś - odezwał się Ross i zabrał butelkę chłopakowi.
- Co to za gra? - zapytała Stacy.
- Każdy z was mówi jakąś żenującą rzecz jaką wie o kimś z nas. Jeśli to prawda może się napić, jeśli nie, omija go kolejka.
- Czy wszystkie twoje gry związane są z alkoholem? - odezwała się Laura.
- Nie, część jest związana z kartami.
- Ok, to kto zaczyna?
- Ja! - pisnęła Stacy. - Laura straciła dziewictwo w wieku 19 lat. - Justin zaczął się śmiać, Laura poczerwieniała na twarzy, a Ross patrzył wszędzie, byle nie na swoich przyjaciół.
- Stacy!
- No, co? Tylko to mi przyszło do głowy.
- Stary, nie chwaliłeś się.
- Nie było czym - burknął Ross. Stacy napiła się łyka. - Teraz ja. - Chwycił butelkę i popatrzył na kumpla.
- Przez trzy miesiące chodziłem do baru, by gapić się na kelnerkę. Jednak nigdy nie zdobyłem się na to by się z nią umówić. - Pociągnął łyk.
- To nie było fair! - odezwał się Justin.
- Kim była ta kelnerka? - zapytała Lau.
- Miała na imię Stacy - parsknął Ross i przechylił butelkę. Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Serio, przychodziłeś by się na mnie pogapić?
- Tak. Jestem ciotą.
- I to jaką - dodał Ross.
- Zamknij się! Teraz ja. Ross jak miał 13 lat umówił się z Becky Miller, jednak nie poszedł na randkę bo zwymiotował.
- Zamorduję cię. - Justin uśmiechnął się chytrze i pociągnął z butelki.
- Jak pojechaliśmy do Vegas, Justin tak się schlał, że tańczył w samych gaciach na rurze, a potem puścił pawia na kelnerkę.
- Już nie żyjesz! - wrzasnął Justin.
- Ross boi się pająków.
- Serio? - zapytała ze śmiechem Stacy.
- Bo powiem o przebierankach.
- Nie!
- O czym? - zapytała Stacy.
- Kiedyś na Halloween Justin, przyszedł ubrany w rzeczy swojej matki.
- Nieprawda!
- Miałeś na sobie jej sukienkę.
- Nie wiedziałam, że to cię kręci. - zaśmiała się Stacy.
- Jesteście wszyscy szurnięci - odezwała się Lau.

  Po tym jak dowiedziała się praktycznie wszystkiego o Rossie i Justinie, jej chłopak gdzieś zniknął. Justin był tak nawalony, że zasnął na trawie, a Stacy odpłynęła zaraz po nim. Laura zobaczyła Rossa jak stoi kilkadziesiąt metrów dalej i patrzy na wodę. Coś jej mówiło, że Ross nie mówi jej o wszystkim. Coraz częściej wpadał w taki stan. Jakby odpływał gdzieś myślami.
- Ross. - Chłopak odwrócił się.
- Nie śpisz?
- Nie. Co robisz?
- Myślę.
- O czym?
- Nic takiego. Chyba powinniśmy wracać.
- Ciekawe jak ich wciągniesz do taksówki.
- Fakt.
- Ross, co się dzieje?
- Nic. Po prostu odpłynąłem.
- Ross, nie zamykaj się przede mną - powiedziała.
- A zamykam się?
- Tak. Czuję, że coś jest nie tak.
- Wszystko w porządku - odpowiedział z naciskiem. Laura podeszła do niego.
- Proszę cię, porozmawiaj ze mną.
- Laura, jest dobrze. Zaufaj mi. - Mógł mówić co chce, ale wiedział, że wcale nie jest dobrze. Niestety, nie pozostawało jej nic innego, jak mu zaufać.
- Czemu odszedłeś z R5? - zapytała. Spojrzał na nią. Nie wiedział czemu, ale to pytanie było jak ostrze. Minęło kilka miesięcy, a on dalej stał w miejscu.
- Czemu pytasz?
- Bo...to wydaję mi się dziwne.
- Dziwne?
- Byliście bardzo sławni, i nagle ty zniknąłeś.
- Musiałem odpocząć.
- A teraz?
- Teraz, co? - Nie rozumiał do czego zmierza.
- Czemu nie wracacie, minęło już kilka miesięcy.
- Nie jestem jeszcze gotów - burknął.
- Nie chodziło o zmęczenie, prawda? - Spojrzał na nią. Wpatrywała się w taflę wody przed nimi.
- Nie, nie chodziło o zmęczenie.
- W takim razie, o co? - Wziął głęboki oddech. Zawsze wszystkim odpowiadał to samo, Wypalenie bla, bla, bla. Jednak doskonale wiedział, że nie to było przyczyną jego odejścia. Może tylko początkowo, już dawno sobie z tym problemem poradził. Jednak nadal nie czuł potrzeby powrotu.
- Wiesz, co to za uczucie gdy całe życie jesteś członkiem czegoś? - zapytał. Laura pokręciła głową. - Ciągle jesteś z kimś. Otacza cię masa ludzi. Każda godzina, minuta polega na spędzaniu czasu z tymi samymi ludźmi.
- I co z tego?
- Wszyscy patrzą na ciebie pod kątem grupy. Twoje pomysły muszą być akceptowane przez resztę.
- Chcesz powiedzieć, że miałeś dość własnego rodzeństwa?
- Tak - odpowiedział cicho.
- Czemu? Przecież, to chyba fajne być z rodziną.
- Nie zawsze. Miałem wrażenie jakby moje życie to był korowód czarno-białych dni. Codziennie te same głosy, te same twarze. Przestałem się cieszyć tym wszystkim. Chciałem być normalny.
- Nie jesteś.
- Wiem o tym.
- To czemu im tego nie powiesz?
- Czego?
- Że masz ich dość.
- Nie zrozumieją. Dla nich R5 to całe życie. Dla mnie już nie.
- Chcesz kariery solowej?
- Może.
- Wydaję mi się, że popełniasz błąd. Ja dałabym wszystko by mieć to co ty. Rodzinę. Robić z nimi wszystko. Wiem coś o byciu samym, i uwierz mi to nie jest fajne. Dałabym wszystko by mieć takie rodzeństwo jak ty. Myślę, że nie dasz bez nich rady, tak jak oni nie dadzą rady bez ciebie - powiedziała. Ross czuł, że znów ma o czym myśleć.
***