Dzień dobry! Założyłam tego bloga 5 sierpnia, nie był to mój pierwszy blog, ale pierwszy o Raurze. Chyba wam się spodobał bo po niespełna 4 miesiącach mam 10 000 wyświetleń. Pora na małe podsumowanie. Do tej pory napisałam 11 rozdziałów i jeden One Shot. Pod każdym rozdziałem jest od 13 do nawet 30 komentarzy! Bardzo wam dziękuję bo to naprawdę dużo dla mnie znaczy, chwalicie mnie i czasami poprawiacie. Ze smutkiem myślę o tym, że ten blog prędzej czy później się skończy, bardzo polubiłam tą historię, już mam pomysł na ujawnienie się kopciuszka i na pierwszą randkę Ross'a i Laury. ♥ Na pewno was zaskoczę, bo nieco odejdę od koncepcji filmu, chociaż kluczowe elementy zostaną bo muszą. Zdradzę tylko, że wiele się wydarzy nie tylko w życiu Raury ale i innych bohaterów m.in Delly czy Riker'a oraz Vanessy. O reszcie nie mówię bo ciągle mam nowe pomysły. Pojawią się też znane wam piosenki i nie mówię tu o New Classic :P Ale to jeszcze przed nami. Pora na kilka wyróżnień. Wasze komentarze czasami mnie bawią a czasami wzruszają, tak więc pragnę podziękować wszystkim czytelnikom a przede wszystkim :
Rossy Lynch - za to, że rozbraja mnie swymi rozdziałami w komentarzach, no po prostu płaczę czasami ze śmiechu ♥
Pinki - za to, że nazywa mnie Dellson i pudlem oraz mobilizuje mnie do pisania kolejnych rozdziałów.
Tinsley - za to, że dba o to bym nie zapomniała szczegółów z filmu, oraz za to, że po prostu czytasz te moje wypociny, ty i Pinki jesteście moimi bożyszczami z bloggera :D
Zwariowana Alex - ciebie to się boję, bo ty za dużo wiesz, dziękuję za komentarze. ♥
Klaudia Yeah - dziękuję za to, że jesteś wierną czytelniczką ( wszystkie jesteście ♥ ), nie jestem pewna ale wydaje mi się, że jesteś od pierwszego rozdziału, naprawdę dziękuję.
Pozwólcie jeszcze, że już trochę skrócę notkę, tak więc dziękuję z całego serca jeszcze innym czytelniczkom, które komentują każdy lub prawie każdy rozdział:
Karcia Lynch
Wiktoria Martin
wszystkim anonimowym ♥
Rossy
Becia Brzezińska
Ryba XDD
Paula Lynch
Aleksandra Grzesik
Patka Cher ( chciałabym pisać tak ja ty ♥)
Uwielbiam was wszystkie motywujecie mnie do dalszej pracy, mam nadzieję, że tak też będzie na nowym blogu, który pojawi się jeszcze przed Nowym Rokiem (taką mam nadzieję) ♥
- Ross pannę młodą przenosi się przez próg a nie przez całą ulicę. - powiedziała.
- Serio? Teraz mi mówisz? - zaśmiał się chłopak. Byli parą od dwóch lat. On strażak, ona nauczycielka. Poznali się podczas pożaru szkoły. To on jej wtedy pomógł. Pamięta jaki był wtedy chamski, wydawał się być gruboskórny i gburowaty. Później spotkała go na ulicy, był zupełnie innym człowiekiem, uczepił się i nie chciał odpuścić. Chodził za nią póki się z nim nie umówiła. Zakochała się w nim do szaleństwa. Był pierwszym mężczyzną, który chciał ją taką jaką jest. W końcu wychodził to co chciał, dwa miesiące temu pobrali się. Kupili wymarzony, stary dom z werandą, niestety trzeba było go wyremontować. Ross wraz z rodzeństwem i przyjacielem remontowali go wieczorami po pracy. Do tej pory mieszkali w domu rodziców Lau. Jednak po ich śmierci, nie chciała tam mieszkać, poza tym połowę domu zajmowała Vanessa z rodziną. Laura nie miała nigdy dobrych kontaktów z matką. Z ojcem było inaczej, mama natomiast zawsze ją ignorowała, chłodno traktowała. Vanessa się z tym pogodziła, Laura nie. Nie rozumiała co takiego zrobiła, że matka ją odpychała. Dużym wsparciem dla niej była babcia. Zawsze powtarzała Lau, że znajdzie kogoś kto będzie ją wspierać. Chyba nareszcie znalazła swoje szczęście w życiu, odkąd poznała Lynch'a czuła się potrzebna, kochana i szczęśliwa. Ross niósł ją przez ulicę do ich nowego domu, nie była tu odkąd kupili dom, dzisiaj cały dzień jej mąż wraz z rodzeństwem przewozili rzeczy. Dom nie był całkowicie wykończony, jednak ona nie chciała czekać, nie zniesie ani dnia dłużej w swoim domu rodzinnym.
- Długo jeszcze? - zapytała, miała bowiem zawiązaną przepaskę na oczach.
- Jeszcze trochę, już dochodzimy. Całe szczęście bo ciężka jesteś.
- Ej nie mów tak. Chyba wiedziałeś co brałeś. - zaśmiała się.
- Chyba nie, bo wziąłem sobie tłustą żonę. - odpowiedział.
- Kurde wyszłam za idiotę. - doszli na miejsce. Postawił ją na ziemi. Spojrzał z krzywą miną na dom, tylko połowa była wykończona.
- Jak zamkniesz prawe oko a otworzysz lewe to zobaczysz tą lepszą część. - powiedział odwiązując przepaskę. Niestety Lau pokręciła wszystko i zobaczyła niewykończoną część.
- Hmm, zakryłam niewłaściwe oko.
- Wiem, powinienem ci zapewnić lepsze warunki. - na jego twarzy pojawił się smutek.
- Ross, słuchaj nie myśl tak, jesteś wymarzonym mężem. Włożyłeś w ten dom mnóstwo pracy, nie oczekuję wygodnego życia w luksusie. Najważniejsze jest to, że to nasz wspólny dom. - powiedziała i przytuliła się do niego.
- Wykończona jest tylko kuchnia i sypialnia no i toaleta.
- Damy radę. - powiedziała i poszła w kierunku wejścia. Weszli do domu, wszędzie były folie i narzędzia budowlane.
- Chodź. - Ross pociągnął ją za rękę. Weszli po schodach i skręcili do jednego z pokoi. Była to ich wspólna sypialnia. Wszędzie stały świece a na łóżku były rozsypane płatki czerwonych róż. Laura ze łzami w oczach spojrzała na swojego partnera. Ten ją przytulił i czule pocałował. Szybko wylądowali na łóżku. Kolejne części garderoby lądowały na podłodze. Byli młodzi jednak czuli, że chcą ze sobą być do końca swoich dni. Ich miłość była nietypowa, bo Laura była wyjątkową dziewczyną. Jej mąż musiał mieć dużo cierpliwości, bo ona wiecznie ładowała się w kłopoty. Leżała teraz wtulona w jego tors, słuchała bicia jego serca i kreśliła palcem kółka na jego piersi. Uwielbiała ten moment, gdy było już po wszystkim i leżeli wtuleni w siebie. On przesunął palcem po jej przedramieniu, poczuła, że ma gęsią skórkę. Ostatnio wiele się wydarzyło w ich życiu; ślub, śmierć rodziców Laury, zginęli w wypadku samochodowym, oboje odeszli razem. Lau bała się, że żyli gdy samochód płonął. Ross zawsze powtarzał jej, że siła uderzenia w tira była tak duża, że na pewno już nie żyli gdy wybuchł pożar. Do tego po długiej chorobie umarła przyjaciółka Lau, Kate. Przyjaźniły się od dziecka, niestety była ciężko chora i zapadła w śpiączkę. Jej mąż walczył o nią do końca, po jej śmierci załamał się. Wydarzenia te wpłynęły na jej postawę, zaczęła się zastanawiać nad sensem swojego życia.
- Co jest? - zapytał Ross wpatrując się w sufit.
- O co ci chodzi? - Lau oderwała się od jego ciała.
- Przecież widzę, że ostatnio jesteś przybita. - spojrzał jej w oczy.
- Wiesz ostatnio sporo się wydarzyło. - znowu się do niego przytuliła, poczuła , że on ją przytula.
- Chodzi o Kate?
- Tak.
- Jak się trzyma Andrew? - zapytał blondyn.
- A ty jakbyś się trzymał gdybym to ja umarła?
- Nawet tak nie mów, bez ciebie moje życie nie ma sensu.
- Póki śmierć nas nie rozłączy... - spojrzała mu prosto w oczy.
- Nas nie rozłączy. - odparł.
- Jak to? Każdego rozłącza.
- Wierzę w to, że nasza miłość jest silniejsza niż grób. A ty?
- Też chcę w to wierzyć. - poczuła jego pocałunek. Oderwała się od niego.
- Jakbym kiedyś była w śpiączce, to odłącz mnie. - powiedziała.
- Co? Żartujesz?! - powiedział zdenerwowany Lynch.
- Nie chcę leżeć podłączona do tych rurek, wolę odejść.
- Przestań, nie chcę tego słyszeć. - był coraz bardziej zdenerwowany.
- Jakbym umarła to pragnę abyś ułożył sobie życie, nie chcę widzieć tam z góry, że jesteś sam, nieszczęśliwy, znajdź sobie kogoś, żyj dalej.
- Nie, dobrze wiesz, że nie dałbym rady, za bardzo cię kocham. - odparł.
- A ty? - zapytała.
- Co ja?
-No jeśli ty...- Lau bała się dokończyć to zdanie.
- Jeśli ja bym leżał w śpiączce to, nie wiem co masz zrobić. Jeśli będziesz żyła to zostaw mnie, może mnie uratują, ale jeśli ciebie już nie będzie to niech mnie odłączą, bo i tak nie będę miał dla kogo żyć. - słowa te wzruszyły Lau.
- Ale będziesz musiała żyć sama, żadnych mężczyzn prócz mnie. - powiedział śmiejąc się. Laura mimo woli także się uśmiechnęła. Ross wbił się w jej usta. Zaczęli się namiętnie całować, całowali się łapczywie tak jakby było im siebie mało. Przyjemną chwilę przerwał im telefon.
- To twój. - powiedział Ross. Lau oderwała się od niego i sięgnęła po telefon, spojrzała zdziwiona na wyświetlacz, była to Rydel.
- Rydel dzwoni. - odparła zaskoczona.
- Do ciebie? Odbierz. - dziewczyna odebrała i usłyszała roztrzęsiony głos blondynki.
- Przyjedź. - powiedziała.
- Co się stało? - Lau dopytywała zaniepokojona.
- Musisz mnie stąd zabrać.
- Ale co się stało? - powiedział zdecydowanie.
- Ten skurwiel próbował się do mnie dobrać.
- Twój były?
- Tak byłam w klubie i on.. - dziewczyna zaczęła płakać.
- Gdzie jesteś?
- W LA Club Crawl, wiesz gdzie to jest?
- Tak, przyjadę po ciebie z Ross'em. - odparła wstając z łóżka.
- Nie, nie bierz go, przyjedź sama! - powiedziała Delly i się rozłączyła.
- Co ona chciała?- zapytał Ross.
- Muszę ją odebrać z klubu, coś się stało. - odparła ubierając się.
- Jadę z tobą. - Ross zerwał się z łóżka.
- Zostań, zaraz wrócę, ona chce abym przyjechała po nią sama. Będę za godzinę. - powiedziała całując go w policzek, po czym wybiegła z pokoju.
Jechała szybko, bardzo zaniepokoił ją głos Rydel. W pewnym momencie zobaczyła, że coś wybiega jej przed maskę. Mocno zahamowała i skręciła ostro w prawo. Poczuła silne uderzenie, przed jej oczami zapanowała ciemność. Obudziła się w jakimś ciemnym miejscu. Poczuła, że ma na sobie jakąś długą suknię. Podniosła się i zrobiła kilka kroków, czuła, że jej gołe stopy są w wodzie. Było tam chłodno, nagle oślepiło ją światło, spojrzała w nie. Było bardzo jasne. Odruchowo zaczęła iść w jego kierunku. Szła coraz szybciej, aż w końcu wbiegła w jego blask.
Ross leżał na łóżku, Lau długo nie wracała, dzwonił już do niej kilka razy, nie odbierała. Dzwoniła też Rydel, powiedziała, że Riker ją odbierze. Chłopka wstał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
- Gdzie ona jest? - powtarzał. Nagle zadzwonił jego telefon. Odebrał.
- Halo...tak przy telefonie...co się stało?! Tak zaraz będę. Który szpital? - rozłączył się i wybiegł z domu.
Laura stała w jakimś miejscu, miała na sobie białą suknię.
- Ross? - zaczęła wołać.
- Gdzie ja jestem? - nagle oślepiło ją światło, w jego blasku ujrzała trzy postacie. Po chwili dostrzegła, że to jej babcia i rodzice. Starsza pani stała na przodzie za nią ojciec a w oddali matka.
- Babcia? - staruszka pokiwała głową.
- Ale co wy tu robicie? - dziewczyna nic nie rozumiała.
- To ty nie wiesz? - zapytał ojciec.
- Czego nie wiem?
- Przyszliśmy cię zabrać, nie bój się taka jest kolej rzeczy. - powiedziała babcia. Do Laury dotarło to co się stało, była w przedsionku do "tamtego świata". Umarła.
- Ale przecież ja jestem młoda, dopiero co wyszłam za mąż. Nawet nie nic nie poczułam i co już jestem martwa? - w jej oczach pojawiły się łzy.
- Chodź z nami tam będziesz szczęśliwa, o niego się nie martw, on da sobie radę, jest silnym mężczyzną. - babcia wyciągnęła w jej kierunku rękę. Chciała z nimi iść, tęskniła za nimi, z drugiej strony miłość do Ross'a trzymała ją na Ziemi. Już miała iść w ich stronę, gdy usłyszała głos swojego męża:
- Proszę cię, kocham cię bardzo, nie zostawiaj mnie. Błagam cię, ja bez ciebie nie dam rady, tak bardzo cię kocham. - miał łzy w oczach, zakładał jej na palec obrączkę.
- Póki śmierć nas nie rozłączy... - szepnęła i spojrzała w oczy babci.
- Oj moja maleńka, to jeszcze nie twój czas. - Laura poczuła chłodny powiew wiatru, zaczęła się oddalać od ciepła światła.
Ross tulił się do ciała Lau, miał łzy w oczach, ta rozmowa z lekarzem, zastanawiał się czy dobrze robi. Lekarz powiedział jasno, że muszą ją wprowadzić w stan śpiączki farmakologicznej, ale on i tak nie widzi szans na przeżycie. Za duże obrażenia wewnętrzne. Siedział na krześle obok łózka a głowę miał położoną na jej klatce piersiowej, wysłuchiwał jej każdego oddechu, zdawało mu się, że są coraz rzadsze. Nagle poczuł czyjąś rękę w swoich włosach.
- Ross. - wyszeptała. Chłopak zerwał się z miejsca, nie wierzył w to co widzi. Zaczął całować jej dłoń. Płakał ze szczęścia, przecież mówili, że nie ma szans na jej przebudzenie.
- O matko, obudziłaś się! - krzyknął.
- Widziałam. - szepnęła.
- Co widziałaś? - zapytał zdziwiony.
- Widziałam światło. - wykrztusiła z siebie. Ross zrozumiał, że o mało ją nie stracił, wiedział, że jego żona była o krok od śmierci.
- Miłość do ciebie mnie uratowała.
- Serio?
- Nie mogłam cię zostawić. - w jej oczach pojawiły się łzy, płakali oboje ze szczęścia. Tak bardzo się cieszyli, że mogą być razem.
- Póki śmierć nas nie rozłączy... - szepnęła i zamknęła oczy.
- Nie rozłączy. - odpowiedział ze łzami w oczach Ross.
***
Cześć wszystkim, tu Delly Lynch lub jak to mówi Pinki Dellson Lynch. Zamiast dać wam rozdział dwunasty to napisałam One Shot'a. Tak jestem okropna XD Od razu małe info, szantażujecie mnie, że rozdział ma być do 29 listopada, straszycie mnie jednorożcami, jakimiś młotami itd. No cóż postaram się ale bardzo w to wątpię. Muszę jeszcze dokończyć dwunasty rozdział, powiem tak jeśli myślicie, że to będzie tak samo jak w filmie to się mylicie, mam dla was DUŻĄ niespodziankę w kolejnym rozdziale. Ujawnię rąbek tajemnicy, pojawi się Riker. Do napisania ~ Delly Lynch
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ ♥
Hejo wszystkim, tu Delly Lynch, tak ta porąbana wariatka od tego słabego bloga o kopciuszku xD mam dla was wszystkich małe info, tak też znowu ociągam się z rozdziałem. Przepraszam, ale miałam i mam sporo sprawdzianów a za miesiąc piszę próbne matury LOL. Obiecuję wam, że jednak w ten weekend pojawi się nowy wpis. Mianowicie jeszcze was potrzymam w niepewności i zamiast dodać dwunasty rozdział, wstawię One Shot xD Tytuł: "Póki śmierć nas nie rozłączy." Jak wam podoba się ten pomysł? Co do rozdziału dwunastego, to nie mam pojęcia kiedy go wstawię, bo na tygodniu nie ma szans a w ostatki idę na osiemnastkę, więc wątpię, że dodam rozdział 29 listopada. No cóż, mówi się trudno. Jeszcze jedno info, pracuję nad nowym blogiem, mam już pierwszy rozdział, zaczęłam pracę nad kolejnym. Jestem ciekawa jak go ocenicie, bo bardzo różni się od tego. Może macie jakieś pomysły co mogło by się tam wydarzyć, uprzedzę tylko, że Ross i Lau początkowo będą się nienawidzić i ciągle będą sobie dogryzać, z czasem pewna sprawa a nawet sprawy ich połączą.♥ Jak macie jakieś pomysły to piszcie w komentarzach lub na tt @Delly_PrincesR5 ewentualnie na e-mail dellyprinces@gmail.com lub marta20020@onet.pl. Mam nadzieję, że mi pomożecie. Kocham was. Do napisania ~ Delly Lynch.
Rydel prasowała koszulę Ross'a. To ona najczęściej pomagała mamie. Czekała na wiadomość od Ellington'a. Niestety telefon ani razu dzisiaj nie wibrował. Miała złe przeczucia. Nie chodziło tylko o Ratliff'a , chyba także bała się o Ross'a. Nie wie czemu, ale czuła, że jej brat robi wielki błąd. Miała okazję zobaczyć go z Kylie i wiedziała, że on się oszukuje. Tak pragnie miłości, że chce na siłę kogoś mieć. Tak się nie da. Szkoda tylko, że daje on tej dziewczynie nadzieję. Do pokoju wparował Ross.
- Masz moją koszulę? - chłopak ubrany był w spodnie od garnituru. Trzymał w jednej ręce krawat w drugiej marynarkę. Był zdenerwowany.
- Tak trzymaj. - podała mu białą koszulę, a ten nerwowo zaczął ją zakładać.
- Spokojnie braciszku. - powiedziała, podeszła do blondyna i pomogła mu zapiąć koszulę oraz zawiązała mu krawat. Wygładziła na końcu kołnierz i powiedziała:
- Wyglądasz świetnie, powalisz Kylie z nóg. - uśmiechnęła się.
- Tak, tak ... Kylie. - wydukał.
- Nie denerwuj się to tylko bal.
- Wiem, ale chce aby to był wyjątkowy wieczór dla niej. - odparł.
- Na pewno będzie. - uśmiechnęła się blondynka. Zawsze potrafiła ukoić jego nerwy.
- Jadę po nią, już czas. - chłopak wziął kluczyki i pożegnał się z siostrą. Obiecał, że będzie o dziewiętnastej, więc musi się streszczać. Rydel pomachała mu na pożegnanie, po czym znowu spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu.
- Coś jest nie tak. - szepnęła widząc brak wiadomości.
Ross po dwudziestu minutach jazdy był już pod domem sióstr Dawson. Zgasił silnik, poprawił jeszcze włosy i wziął głęboki oddech. Chciał aby to był wyjątkowy wieczór, jednak serce mówiło mu, że robi błąd. Nie chciał dopuścić do siebie tej myśli, że Kylie nie jest tą dziewczyną. Wysiadł z samochodu i podszedł do furtki. Nagle otworzyły się drzwi domu Dawson'ów. Jego oczom ukazała się młodsza z sióstr.
Miała na sobie jasną sukienkę bez ramion z rozłożystym dołem. Włosy miała upięte w wysokiego koka. Na ręce zauważył biały bukiecik, który jej wcześniej wysłał.
- Cześć Ross. - uśmiechnęła się.
- Wow! - krzyknął.
- Co? - dziewczyna go przytuliła.
- Wyglądasz...
- Tak wiem pięknie, chodźmy bo się spóźnimy. - powiedziała i poszła w kierunku jego samochodu. Wszystkie obawy Lynch'a zniknęły.
Laura dalej sprzątała, obawiała się, że nie zdąży do północy. Sprzątała od kilku godzin, a efektów nie było widać. Spojrzała na zegarek była już dwudziesta pierwsza. Chciała wrzeszczeć, krzyczeć lub po prostu płakać. Zawsze będzie służącą. Vanessa miała rację jak śmieciem się rodzisz to śmieciem zostajesz. Ona głupia się łudziła, że można żyć marzeniami. Tak, właśnie nimi żyje. Siedzi i sprząta pokój tej wiedźmy, podczas gdy powinna być na balu. Bawić się, tańczyć. Ona jednak sprzątała i ciężko pracowała. Wpadła nawet na pomysł by podpalić ten pokój. Szybko by przynajmniej posprzątała. Wyobraziła sobie Hannah i jej dwie córki, które widzą swój spalony dom. Zaczęła się śmiać. Nie mogła przestać, miałyby za swoje. Szkoda jednak marnować życie za kratami przez jakiś przygłupów. Kim i Brooke niski iloraz inteligencji odziedziczyły po matce. Jednak najgorsza była Blaire. Bo była inteligentna, przez co była niebezpieczna, świetnie manipulowała bliźniaczkami. Trudno uwierzyć, że to była Ross'a. Znów on pojawił się w jej myślach. Zastanawiała się kto z nim poszedł. Nie wiedziała czemu o nim ciągle myślała. Zrobił na niej spore wrażenie tym, że zapłacił za pogrzeb jej ojca. Nie musiał tego robić, przecież jej nie zna a jednak pomógł jej. Nie zdawała sobie z tego sprawy ale jakaś niewidzialna siła pchała ją w jego ramiona. Ciągle śniła się jej scena z parku. Nigdy jeszcze nie poczuła się tak dobrze w objęciach i to zwłaszcza innego mężczyzny. Co w nim takiego jest?
- Cholera znowu o nim myślę. - szepnęła. Usiadła na łóżku i zakryła twarz rękoma
- Przestań Lau, przestań. - powiedziała.
- To nienormalne, powinnam się leczyć, Lau przestań!
- Cholera! - jeszcze raz przeklęła i wstała, przeczesała ręką włosy. Do drzwi ktoś zadzwonił. Laura poszła otworzyć. Ku jej zaskoczeniu ujrzała przyjaciółkę. Trzymała dwa pokrowce na ubrania.
- Stacy? Co ty tu robisz?
- Przyszłam ci z pomocą. - odparła.
- Stacy, powinnaś być na balu, i tak mi nie pomożesz.
- Co ty masz na sobie? - przerwała Stacy.
- Nawet nie wiesz ile gatunków robaków odkryłam. - zaśmiała się.
- Ok powiedzmy, że rozumiem.
- Stacy nie musisz tego robić. Marzyłaś o tym balu.
- Jeszcze nic straconego. - uśmiechnęła się.
- Nie mów, że to nasze sukienki.
- Tak to one.
- Stacy muszę posprzątać.
- A co jeśli zrobię to za ciebie? - powiedziała brunetka.
- Nie dasz rady, nawet jeśli byśmy we dwie sprzątały.
- Kto powiedział, że ja będę sprzątać. - Stacy odsunęła się i Laura ujrzała grupkę mężczyzn z mopami, odkurzaczami i samochód firmy sprzątającej.
- Aww nie musiałaś. - na twarzy Lau pojawił się uśmiech.
- Spoko to kumple mojego brata. Posprzątają za nas. - do Laury podszedł młody brunet, dość przystojny. Lau natychmiast zapomniała o Lynch'u.
- Hej jestem Jim. - uśmiechnął się.
- Laura. - wydukała Marano.
- Stacy powiedziała, że idziecie na bal z chęcią pomożemy. - powiedział i uśmiechnął się, przez co Lau straciła na moment kontakt z rzeczywistością.
- Chodźcie.- Stacy przepchnęła koleżankę i zaprowadziła ich do pokoju Hannah. Gdy weszli wszyscy wrzasnęli.
- To będziemy sprzątać przez dwa dni. - powiedział Jim.
- Dom musi być posprzątany do północy. - powiedziała Laura.
- To jest niewykonalne.
- Obiecałeś Jim. - powiedziała Stacy.
- Coś nie tak? - zapytała Marano.
- Nie. - odparła brunetka. - Bierzcie się za sprzątanie i ukryjcie samochód. - powiedziała.
- A ty kochana chodź, musimy się wyszykować. - powiedziała i wyciągnęła Lau z pokoju.
Sala była nieziemsko ustrojona, wszędzie światełka, kwiaty. Ross stał z Kylie i Justin'em, który nie miał pary. Ross zapomniał powiedzieć mu, że znalazł partnerkę. Chłopak był nieco na niego obrażony, bo blondyn wprowadził go w błąd, i powiedział, że wszyscy się przebierają, tak więc Justin przebrał się za kupidyna. Okazało się, że kolor balu to czerń.
- Nie wygodna ta maska. - powiedział Lynch poprawiając maskę.
- Uważaj bo przerwiesz gumkę i każdy będzie wiedział kim jesteś. - powiedziała Kylie. Ross nie mógł oderwać od niej wzroku. Wyglądała ślicznie i tajemniczo w tej masce, strasznie mu się podobała w tej sukience. Była najpiękniejszą dziewczyną na balu. Postanowił, że to będzie wyjątkowa noc dla niego i dla niej. Ciągle się oszukiwał, pragnął miłości a Kylie była jedyną, która wydawała się być dobra dla niego. Nie to, że miał jakieś specjalne upodobania, ale po klęsce związku z Blaire, uważniej przyglądał się dziewczynom, szukał tej jedynej tej, która powali go na kolana. Chyba szukał ideału, lecz nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Co tak się gapisz? - spytała go Kylie.
- Nie nic, zatańczysz?- zapytał szarmanckim tonem.
- Yyy...chyba dobrze nam tutaj. - na twarzy dziewczyny pojawił się rumieniec.
- Jak chcesz stary to ja z tobą zatańczę. - odparł Justin.
- Hahaha... ale śmieszne, wiesz jakoś zawsze interesowały mnie dziewczyny. - powiedział zgryźliwym tonem.
- A kupidyna nie chcesz? - zapytała śmiejąca się Kylie.
- I ty przeciwko mnie? Co za ludzie! - i Ross nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Chodź. - pociągnął dziewczynę w stronę parkietu, lecz napotkał spory opór z jej strony. Spojrzał na nią pytająco.
- Przepraszam, ale nie umiem tańczyć. - twarz Kylie był wręcz czerwona, musi bardzo bała się tego momentu i wstyd jej było, że zepsuje ten magiczny wieczór.
- Ja też nie umiem, chodź. - pociągnął ją za rękę, lecz Kylie wyrwała mu swoją dłoń.
- Ross ja mówię serio, jak tańczę to wyglądam jak inwalida. - powiedziała zdenerwowana.
- Daj spokój. - odezwał się Justin.
- To cały wieczór będziemy podpierać ściany?
- Ja raczej tak. - powiedział zajadający jakąś przekąskę Justin.
- Ciebie nie pytałem. - odpowiedział ostrym tonem blondyn.
- Przykro mi Ross, nie chciałam ci zepsuć ci wieczoru. Sorry muszę iść do łazienki. - powiedziała, po czym opuściła chłopaków.
Bliźniaczki miały obydwie białe sukienki z marszczonego materiału, z wielkimi, bufiastymi rękawami, do tego białe długie rękawiczki. Wyglądały trochę jak upiorne panny młode, raczej każdy je na balu unikał. Grasowały po sali tropiąc Lynch'a.
- To on. - powiedziała Kim, pokazując na jednego z chłopaków.
- Nie to nie on, a tamten? - dodała Brooke.
- Zgłupiałaś, to nie on, kup sobie okulary. - syknęła Kim.
- Masz coś w aparacie. - powiedziała dziewczyna.
- Musimy go znaleźć.
- Jak go znajdziecie to dajcie znać. - powiedziała Blaire.
- Ooo cześć. - powiedziały równocześnie bliźniaczki i przywitały się z koleżanką.
- Słyszałam, że przyszedł z jakąś lafiryndą. Jednak ja nie odpuszczę tak łatwo. - powiedziała Blaire.
- Tak ostatnio spotykał się z Kylie Dawson. - powiedziała Kim.
- Nawet ładna. -dodała Brooke, lecz spojrzenie Blaire spowodowało, że wycofała się z tych słów.
- Ładna sukienka. - Kim próbowała załagodzić sytuację.
- Ładna twarz. - odpowiedziała zgryźliwie brunetka.
- Jak go znajdziemy? - zapytała Brooke.
- Ross to najlepszy tancerz na świecie, poznacie jego ruchy. Jak go znajdziecie to dajcie znać. - powiedziała dziewczyna po czym się oddaliła.
- Ugh... zawsze to samo. - syknęła Kim. Bliźniaczki powróciły do poszukiwania Lynch'a.
Ross i Justin stali przy stole i popijali poncz. Ross nie był w dobrym nastroju, Kylie długo już nie wracała, zaczął się niecierpliwić.
- Czemu mi powiedziałeś, że każdy się przebiera? - z zamyślenia wyrwał go przyjaciel.
- Hey sam mówiłeś, że to bal maskowy. - odpowiedział Lynch.
- Wyglądam jak wariat w tym stroju kupidyna, żadna panna ze mną nie zatańczy.
- Nie bój się ze mną też.
- No właśnie załatwiłeś sobie dziewczynę a ja co?
- Jajco, jak widzisz i tak się nie będę bawił, bo moja partnerka tylko ładnie wygląda.
- To po co ją zaprosiłeś? - zapytała Justin.
- Bo...sam nie wiem. Rocky mi ją podesłał, to siostra jego dziewczyny.
- Zawsze możemy bawić się we dwóch. - odparł chłopak.
- Wiesz rozumiem, że jesteśmy kumplami, ale bez przesady.
- Dobra, nie unoś się tak, spójrz. - Justin pokazał palcem w stronę schodów. Stały tam dwie dziewczyny, akurat oświetlił je światło, chyba przyszły dopiero teraz na bal. Ross odwrócił się i także je ujrzał. Jedna miała czarne długie włosy, chyba uczesane w niedbały warkocz. Ubrana była w jakąś nieco oryginalną jasną sukienkę z długimi rękawami. Wyglądała dość ekstrawagancko bardziej była w guście Justin'a. Ross zwrócił uwagę, jednak na dziewczynę obok, która właśnie na niego spojrzała, miała na twarzy złotą, piękną maskę. Usta pomalowane miała mocnym czerwonym odcieniem. Grzywkę miała podpiętą do góry i pofalowane włosy. Ubrana była w czerwoną sukienkę bez ramion, z długimi czarnymi rękawiczkami. Bardzo się wyróżniała na tle czerni jaka dominowała wśród uczestników balu.
- Kto to? - zapytał Justin.
- Nie wiem, ale muszę się dowiedzieć. - odpowiedział chłopak.
Dziewczyny zeszły ze schodów.
- Co teraz? - zapytała Laura.
- Chodź tam. - odpowiedziała Stacy.
- Idą tu. - powiedział nieco spanikowany Justin.
- Spokojnie. - chłopcy nieco się oddalili i udawali, że rozmawiają. Koleżanki podeszły do stolika z przekąskami, Lau nalała sobie ponczu. Chłopaki zaczęli się nieco przepychać, który powinien podejść, w końcu odwrócił się Ross.
- Hej!- zwrócił się do Laury, ta przestraszona spojrzała na niego.
- Hej. - odpowiedziała.
- Niezłe wejście. - dziewczyna go niezrozumiała.
- No tam na schodach, wszyscy na ciebie patrzyli. - Lau odwróciła się do Stacy z gestem " Co ja mam robić!", Stacy szepnęła: "Zagadaj go". Sama zaś podeszła do kupidyna.
- Trochę nie pasujesz do tego towarzystwa. - powiedziała.
- Wiesz za to ty pasujesz. Niezła kiecka. - odpowiedział Justin.
- To był komplement? - dziewczyna się uśmiechnęła.
- Tak, to był komplement. Jestem Justin, kojarzysz mnie?
- Wiesz Justin to dość popularne imię w USA, więc czemu miałabym cię kojarzyć?
- Bo wydaje mi się, że cię znam. - odparł Justin.
- To najwidoczniej tylko ci się tak wydaje. - odpowiedziała Stacy.
- Oj na pewno mnie znasz, jestem kolegą Ross'a Lynch'a.
- Wow, zawsze podrywasz laski na ten tekst. - powiedziała.
- Hello, to przecież zawsze robi wrażenie na dziewczynach.
- To ja jestem pierwsza na którą to nie podziałało. Jeszcze takiej osoby jak ty nie spotkałam. Chodź zatańczymy. - powiedziała po czym zaciągnęła go na parkiet i tam zaczęli tańczyć.
- Piękna sukienka. - powiedział Lynch.
- Fajna peleryna...znaczy kapota...to znaczy fajna płachta. Lau jąkała się jak małe dziecko, nigdy do tej pory nie flirtowała i chyba słabo jej to wychodziło.
- Chyba ci chodzi o marynarkę, dzięki. - odpowiedział śmiejąc się. Na twarzy Marano pojawił się silny rumieniec. "Ale wtopa" - myślała. Musi jakoś kontynuować tą rozmowę, więc wypaliła z tekstem.
- Chcesz ponczu? - chłopak pokazał jej, że w trzyma w ręce kubeczek.
- Widzę, że masz. - uśmiechnęła się, chciała się oderwać od tego chłopaka, czuła się coraz bardziej głupio, dolała sobie napoju. DJ pod głosił muzykę, przez co było trudno się komunikować.
- Strasznie tu głośno! - krzyknął Ross.
- Co?! Nie lubię chodzić na takie imprezy! - odpowiedziała.
- Co mówiłaś?!
- Że nie chodzę na imprezy! - krzyknęła.
- Ja też! - odkrzyknął.
- Zatańczysz?
- Co?!
- Pytałem czy zatańczysz ze mną! - powtórzył.
- Z miłą chęcią. - odpowiedziała. Poszli razem na środek sali.
- Poczekaj. - Lau podeszła DJ.
- Możesz zagrać numer 5? - powiedziała i podała mu odtwarzacz.
- Jasne. - odpowiedział a Laura wróciła do partnera. Na sali rozległa się muzyka z jej MP4.
- Ładne. - powiedział Lynch.
- Dzięki. - obydwoje zaczęli tańczyć w rytm muzyki. Ross patrzył jej w oczy, były piękne. Żadna dziewczyna nie miała takich. W pewnym momencie Lau zakreśliła nogą półokrąg po podłodze.
- Co to było? - zapytał zdziwiony.
- Powiedzmy, że muzyka przeze mnie przemawia. - odpowiedziała. Ross rozejrzał się po sali, po czym spojrzał na nią i przyciągnął ją do siebie. Rytm muzyki, w tym momencie się zmienił. Zaczęli tańczyć tango, czyli taniec kochanków, taniec namiętności.
- Brak między nami barier językowych. - powiedział.
- Idiotki Ross jest tam! - do bliźniczek podeszła Blaire, była wściekła.
- To musi być on! - powtórzyła.
- Tak to on, a kim jest ta przybłęda, która z nim tańczy? - zapytała Brooke.
- Nie wiem, ale trzeba coś zrobić. - powiedziała, a bliźniczki porozumiewawczo się spojrzały i opuściły koleżankę.
Para wzbudziła ogromne zainteresowanie, wszyscy na nich patrzyli. Jednak ich to nie obchodziło. Wydawało się im obojgu, że są sami. Laura stała się odważniejsza. On nie mógł oderwać od niej wzroku. Tańczyli, w pewnym momencie Ross obrócił ją a potem przyciągnął ją powoli do siebie. Miał ochotę wbić się w jej piękne czerwone usta. Nigdy nie widział piękniejszej i tak dobrze tańczącej kobiety. Ich ciała świetnie się rozumiały. Byli jednością w tańcu. Czuli się jakby znali się całe życie. Każdy ruch jednej strony był doskonale zrozumiany przez drugą. W pewnym momencie puściła jego rękę i lekko przyklęknęła, zaraz potem poczuła jak ją z powrotem przyciąga do swojego ciała. Kolejny obrót, tym razem Lau zaplotła nogę na jego udzie, on przyciągnął ja jeszcze bliżej, ona natomiast podniosła drugą nogę do góry. Wszyscy bili brawa, ona jednak patrzyła w jego oczy a on uśmiechał się z niedowierzaniem, jeszcze kogoś takiego nie spotkał. Z łazienki w tym momencie wyszła Kylie. Zobaczyła ich. Widziała wzrok Ross'a gdy przytrzymywał Lau. Słyszała brawa innych uczestników balu. Zrozumiała już wszystko. Wiedziała, że Ross ją nieświadomie oszukiwał. Para dalej tańczyła, chcieli aby ta chwila trwała wiecznie, w pewnym momencie Ross uniósł Lau do góry ta automatycznie zaplotła swoje nogi w jego pasie. Natychmiast jednak postawił ją na ziemi, jej sukienka wirowała. Zaczęli przez moment tańczyć solo, szukali namiętnie wzroku drugiej połówki. Ross próbował z powrotem złapać w swoje objęcia tajemniczą nieznajomą, lecz ta odepchnęła go, po czym zrobiła kilka obrotów, w tym samym momencie Kim i Brooke wysypały z wazy czekoladowe kulki. Laura pośliznęła się i upadła na podłogę. Na sali rozległ się śmiech. Ross podbiegł do niej i pomógł jej wstać.
- Wow byłaś nieziemska! - powiedział podekscytowany.
- Nieprawda upadłam. - powiedziała poprawiając sukienkę.
- To nic, nigdy nie poznałem kogoś takiego, jesteś wspaniała. Nigdy dotąd nie tańczyłem w ten sposób.
- Ja też nie. - powiedziała. Podbiegli do nich Justin i Stacy.
- Wszystko w porządku? - zapytała Stacy, Lau pokiwała twierdząco głową.
- Muszę wiedzieć kim jesteś. - powiedział Ross, po czym zerwał maskę.
- Ross! - powiedziała zdziwiona w tym momencie zabił zegar była za piętnaście dwunasta.
- Wybacz mi. - dziewczyna podbiegła do DJ i zabrała odtwarzacz.
- Chodź! - zwróciła się do Stacy, obie podążyły w stronę wyjścia. Jednak kiedy przechodziły koło Ross'a chłopak wytrącił MP4 z jej ręki.
- Czekaj zgubiłaś! - podniósł odtwarzacz z podłogi, lecz nieznajoma go nie usłyszała. Kątem oka zobaczył Kylie. Stała i patrzyła na niego. Zrozumiał, że o niej zapomniał. Na pewno wszystko widziała. Dziewczyna także biegiem ruszyła w kierunku wyjścia. Chłopak nie wiedział co zrobić, biec za nimi? Czy może zostać? W końcu wybiegł przed budynek. Na parkingu dostrzegł dwie dziewczyny, wiedział, że to ta tajemnicza nieznajoma. Gdy spojrzał w lewo ujrzał uciekającą Kylie.
- Za którą biec? Za którą biec? Za którą... - powtarzał zdenerwowany w myślach. Ma wybierać między dziewczyną, którą uwodził przez kilka tygodni, której dał nadzieję czy dziewczyną, która zawładnęła jego sercem, w której się zakochał od pierwszego wejrzenia. Podjął decyzję, pobiegł za jedną z nich.
***
Hello!!! Wróciłam po długiej przerwie. Z góry przeproszę, za takie długie zwlekanie z jedenastym rozdziałem, ale wiecie szkoła i Wszystkich Świętych. Przepraszam za to, że nie widzicie moich komentarzy pod swoimi blogami, ale mam nawał teraz nauki, a powinnam zacząć powtarzać do matury. Napisałam dla was One Shot'a. Jak dobrze pójdzie to zobaczycie go przed wtorkiem. Mam nadzieję, że spodobał się wam ten rozdział, w końcu mamy tu densik Raury :) Jak myślicie za kim pobiegnie Ross? Informacja dla Aleksandry Grzesik, Riker pojawi się w dwunastym rozdziale, obiecuje xD Kocham was i mam nadzieję, że nie będziecie czekać długo na nowy rozdział.