Chciałbym coś ci dać, ale nie wiem co
Nawet nie stać mnie, na odważny krok
A do gwiazd,
Nie zabiorę cię, w fantastyczny lot
Mamy tylko nas, mamy tylko to
A do gwiazd, za daleko stąd ~ Video "Fantastyczny lot"
Wybiegli na ulicę. Miasto tętniło życiem. Laura pociągnęła go w stronę metra. Nie wiedział, co ona kombinuje, ale był podekscytowany. Wreszcie ją odnalazł. Była już tylko jego. Nie miał pojęcia gdzie ona go ciągnie. Tym bardziej mu się to podobało. Miał wrażenie, że wciągnęła go do pierwszego lepszego pociągu. Poprowadził ją w róg składu i przytulił. Zauważył jej perlisty uśmiech, a serce mu podskoczyło. Nie miał wątpliwości, że to, co do niej czuje jest poważne. Modlił się by nikt go nie rozpoznał. To mogło zepsuć ich dzień.
- Dokąd mnie ciągniesz, słonko? - Laura znowu odpowiedziała mu uśmiechem.
- Tajemnica. - szepnęła. Właśnie w tej chwili przez jego głowę, przemknęło milion kosmatych myśli. Miał nadzieję, że chociaż jedną z nich dzisiaj spełni.
- Zabijesz mnie dziewczyno. - westchnął, a ona się roześmiała. Niestety zwróciło to uwagę kilku dziewczyn, które zaczęły szeptać między sobą. Widział z jaką prędkością wiadomość roznosi się po składzie. Jeszcze chwila, a w ruch pójdą telefony, a co gorsza zaczną się piski.
- Kochanie. - powiedział cicho.
- Tak?
- Chyba musimy wysiąść. - widział, że kilka dziewczyn zaczyna się do nich przysuwać.
- Jeszcze kilka przystanków.
- Zaraz nie będzie tu przyjemnie. - Laura rozejrzała się po wagonie.
- Chodź. - wyciągnęła go na stacji. Złapała taksówkę.
- Wie pan gdzie jest opuszczone wesołe miasteczko? - zapytała kierowcy. Ross spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Tak, wsiadajcie.
- Gdzie ty mnie wieziesz? - zapytał rozbawiony.
- Zobaczysz. - uśmiechnęła się kokieteryjnie.
Kierowca wysadził ich przy opuszczonym wesołym miasteczku za miastem. Ross zastanawiał się po, co tu przyszli. Podeszli do ogrodzenia.
- Przeskakuj. - powiedziała. Ross zmierzył ją wzrokiem.
- Cóż, jestem dżentelmenem, więc panie przodem. - Laura zaczęła się wspinać po siatce. Nie mógł się powstrzymać i zaczął podglądać jej bieliznę, którą było widać spod króciutkiej sukienki.
- Nie podniecaj się za bardzo. - zaśmiała się. Wiedziała, co tak przykuło uwagę Ross'a.
- Przy tobie jest to trudne. - odpowiedział i po chwili oboje byli na terenie parku.
- Co tu robimy? - zapytał.
- Zwiedzamy. - odparła. Ruszył za nią. Widać było, że to miasteczko było od dawna opuszczone. Sprzęty były pokryte rdzą, wszystkie oznaczenia stoisk były rozmyte przez deszcz, a z niektórych budek odchodziła farba.
- Jak dawno zamknęli to miasteczko? - zapytał.
- Jakieś dziesięć lat temu. Pomyśleć, ze kiedyś to miejsce tętniło życiem.
- Trudno to sobie wyobrazić.
- Może dla ciebie. Ja widziałam to miejsce za życia. Nie ma lepszego miejsca jak to.
- Teraz jest trochę upiorne.
- Boisz się? - uśmiechnęła się szeroko.
- Ja? Coś ty. - zajrzał do jednego z budynków i zobaczył salę luster. Przypominała scenerię z horrorów. Popękane, pożółkłe szkło, farba odchodząca z sufitu, pajęczyny. Nie rozumiał czemu tu są. Podeszli do budki, w której kiedyś mieścił się zapewne mały bar.
- Coli? - zapytała. Popatrzył na nią zdziwiony.
- Masz tu colę?
- Tak. - podała mu spod lady jedną butelkę.
- Mam tu taki mały zapas.
Minęli karuzelę z kucykami i doszli do serca miasteczka. Stała tam scena. Zaskoczyło go to. Raczej nie spotykał tego w innych tego typu miejscach. Lau przysiadła na jej brzegu. Usiadł koło niej. Chwile oboje patrzyli na otoczenie wokół siebie. Kiedyś tętniące życiem, teraz rudera.
- Przychodziłam to co niedziela z tatą. - powiedziała po chwili.
- Dlatego znasz to miejsce.
- Opowiadałam ci kiedyś o mojej rodzinie?
- Mówiłaś tylko o ojcu i siostrze, kiedyś na zapleczu restauracji. - była zaskoczona, że pamiętał tę rozmowę.
- A o tym co było przed?
- Nie. - odparł cicho.
- Mój tata był z pochodzenia Włochem. Urodził się w Toskanii. Jego rodzice mieli winnicę. Rodzina Marano prowadziła ją od wielu wieków. Moi dziadkowie byli szczęśliwi, gdy urodził im się syn. Niestety, któregoś lata nadeszła straszna susza. Dziadek zaczął dokładać do interesu. Jakby tego było, którejś nocy wybuchł pożar. Spłonęła cała winnica.
- I?
- Moi dziadkowie postanowili wyjechać z Włoch. Przylecieli do Chicago. Tata miał wtedy trzy lata. Tam się wychowywał. Gdy miał 16 lat zmarła babcia, a gdy skończył 20 lat dziadek.
- Jak wylądował w L.A?
- Nie wiem. Po pogrzebie wsiadł w swoją starą ciężarówkę i wylądował tu. Zaczął pracować we włoskiej knajpie. Jego szef go traktował jak syna i pokierował nim tak, że zdobył wykształcenie.
- A twoja mama?
- Pochodziła z New Jersey. Miała bogatych rodziców. Dziadek był bankowcem, a babcia lekarzem. Mama od zawsze kochała muzykę. Chodziła na balet, śpiewała w chórze kościelnym. Dziadek i babcia chcieli by została lekarzem, albo księgową. Gdy miała 16 lat przez miasto przejeżdżało wesołe miasteczko.
- Uciekła z nimi?
- Tak. Dziadkowie jej szukali, ale nie znaleźli. Prawie.dziesięć lat jeździła z nimi po Stanach. W końcu postanowili zostać w Los Angeles. Mój tata, kiedyś tu przyszedł, wtedy ją zobaczył. Mówił, że zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Mama tu tańczyła i śpiewała. Była wspaniała. Przychodził tu codziennie. W końcu kiedyś do niej podszedł i zagadał. Po miesiącu się pobrali. Tata, wkrótce skończył studia i został na uczelni, mama występowała tu i teatrze. Grała w musicalach. Rok po ślubie urodziła się Vanessa. Mama miała drobną przerwę. Gdy wróciła wypatrzyła ja Hannah. Mama była jej tancerką. Odeszła jak miałam się już urodzić. Wróciła tu do miasteczka i do teatru. Co roku teatr robił musical świąteczny. Grali go w Boże Narodzenie. Mama co roku, brała w nim udział. Dla mnie to było wspaniałe, ale Van miała już 11 lat i zaczęła chcieć mieć takie święta jak reszta dzieci. Tamtego roku mama obiecała, że te święta spędzi z nami w domu. Pamiętam jak się cieszyłyśmy. - po policzku pociekła jej łza.
- Przed wieczorem zadzwonił telefon. Piekłyśmy wtedy z tatą ciastka. Mama z kimś rozmawiała. Po czym powiedziała, że jej koleżanka zachorowała i ona musi jechać. Pamiętam, że Vanessa była wściekła. Mama chciała ją jak zawsze ucałować przed wyjściem, a ona uciekła do pokoju. Tata powiedział, żeby się nią nie przejmowała i mama wyszła. - głos jej się załamał na to wspomnienie.
- Wtedy widziałaś ją po raz ostatni. - powiedział.
- Tak. Pamiętam, że tata poszedł do Vanessy i z nią rozmawiał, a ja oglądałam bajki. Minęło chyba ze dwie godziny jak ktoś zapukał do drzwi. To był policjant. Pamiętam, że gdy nas zobaczył z Vanessą zbladł. Powiedział, że chce porozmawiać z tatą, więc my poszłyśmy do pokoju. Długo tam siedziałyśmy. Gdy tata przyszedł miał czerwone oczy. Vanessa dowiedziała się wcześniej, mi powiedzieli przed pogrzebem. Wcześniej mówili mi, że mama gdzieś wyjechała. Myślałam, że dlatego Vanessa ciągle płacze i wszyscy są smutni. Pogrzeb mamy był ostatnim dniem, gdy wszystko jeszcze grało. Wcześniej przychodziliśmy tu, co niedziela, by oglądać mamę, potem nie było już nic. Tata zaczął pić. Najpierw tylko po pracy. Później co raz częściej. Cztery lata po śmierci mamy, tata stracił pracę, a my przeprowadziliśmy się tu. Vanessa od tamtego wypadku zastępowała mi matkę, lecz po przeprowadzce tu zaczęła być dla mnie i ojcem. Przez rok praktycznie wegetowałyśmy. Nie raz było tak, że byłam głodna. Ojciec tylko pił, a Van nie mogła jeszcze iść do pracy. Jedliśmy tyle co na stołówce w szkole.Było trochę lepiej jak zaczęła pracować. Wszystko się zmieniło pięć lat temu. Poznała jakiś dziwnych ludzi. Zaczęła ćpać. Najpierw jakoś sobie radziła, później odpuściła. Wtedy pomogła mi Stacy. Gdyby nie jej rodzina umarłabym, nie raz u niej nocowałam, przychodziłam żeby coś zjeść. Dopiero jak miałam 16 lat zaczęłam pracować w barze.
- Było ci pewnie cholernie ciężko.
- Bardzo. Ojciec pił, żeby się nie wkurzył i nie wszczynał awantur kupowałam mu wódę, Vanessa stoczyła się totalnie. Byłam sama.
- Cholera chciałbym, byś nie musiała przez to przechodzić.
- Nie martw się, to już przeszłość. - odparła.
- Tak, ale tyle wycierpiałaś.
- Ross pamiętasz, co ci powiedziałam na pogrzebie ojca?
- Że nie chcesz litości.
- Właśnie, nie chcę współczucia i litości. To mnie dobija.
- To nie jest litość Laura, to miłość. - spojrzała na niego. To, co powiedział bardzo ją wzruszyło. Pocałowała go czule. Starała się tym pocałunkiem powiedzieć wszystko co czuje. Wspaniała była wizja, że ma teraz kogoś komu na niej zależy. Tak długo się opiekowała innymi, teraz czuła, że Ross nią się dobrze zajmie. W jego objęciach czuła coś, czego jej brakowało. Szczęście. Wreszcie osiągnęła to, o czym marzyła. Była szczęśliwa.
- Vanessa idzie na odwyk. - powiedziała. Widziała zaskoczenie na jego twarzy. Wiedziała, że będzie jeszcze większe jak powie mu kto jest powodem tak nagłej zmiany decyzji.
- Serio? To chyba dobrze.
- Bardzo dobrze. - uśmiechnęła się.
- Za wszelką cenę chcesz ją ratować, prawda?
- To moja siostra, gdyby nie ona...- urwała.
- Wiem kotku. Doskonale wiem, o co ci chodzi.
- Kilka lat temu załamałam się. - powiedziała cicho.
- To znaczy?
- Sama utrzymywałam rodzinę. Dom, rachunki, a oni wszystko utrudniali. Pamiątki po mamie były i są dla mnie świętością. Oni wszystko wynosili. W końcu pękłam. Wzięłam garść tabletek i popiłam wódką. Gdyby nie Vanessa...
- Ćśś, skarbie. - przytulił ją mocno. Była taka silna, a jednak bardzo delikatna. Wiedział, że od tej pory nie dopuści do tego, by cierpiała.
- Ona uratowała mnie, ja ratuję ją.
- Rozumiem, nie płacz skarbie. - otarł kciukami jej łzy na policzkach.
- Chociaż gdyby nie twój brat, to niewiele bym wskórała. - Ross oderwał się od niej.
- Co?! - Laura zaśmiała się.
- Riker i Vanessa.
- Oni razem?
- Yhy.
- Cóż najwidoczniej Lynch'owie mają słabość do panien Marano. - zaśmiał się i pocałował Laurę.
- Oj macie. - uśmiechnęła się szeroko.
Nie miała pojęcia gdzie Ross ją ciągnie. Ulżyło jej, że mogła z kimś pogadać o swojej przeszłości, ale najbardziej podobało się jej, że Ross jej nie ocenia. Kocha ja taką jaką jest.
- Dlaczego byłeś z Blair? - zapytała.
- Czemu pytasz?
- Sorry za wyrażenie, ale to suka. - Ross uśmiechnął się.
- Poznałem ja jak miałem 14 lat. Była moją pierwszą dziewczyną. Wspierała mnie jak zaczynaliśmy tworzyć zespół. Nie zawsze była taka jak teraz. Wiem, że jest suką. Wszystko się zmieniło jak poszliśmy do liceum. Nie wiedziałem, że jest taką jędzą. Przy mnie była słodką Blair. Któregoś dnia zobaczyłem jak się odzywa do ciebie. Później widziałem jeszcze kilka takich scenek. Byłem z nią, bo...wydawało mi się, że jest dla mnie odpowiednia.
- Kochałeś ją?
- Nie. Powiedziałbym, że byłem nią silnie zauroczony. Chyba, żeby liczyć szczeniacką miłość.
- Długo z nią byłeś.
- Z wygody. Jesteśmy na miejscu. - stanęli przy drabince prowadzącej na dach jednej z hal.
- Niedaleko stąd jest chyba twoja szkoła?
- Tak, blisko.
- Trochę dziwna dzielnica.
- Kiedyś to było zagłębie przemysłowe L.A. Sporo jest tu takich hal, ale kocham to miejsce ze względu na widok.
- Opuszczonych ruin?
- Nie. - zaśmiał się. - Wchodź.
- Po tej drabince? Może ty pierwszy?
- Ja wolę iść za tobą.
- Czemu?
- Bo masz sukienkę.
- I co z tego?
- Cóż...masz śliczny tyłeczek, po za tym jakbym szedł przed tobą to nie miałbym zabawy.
- Idiota. - Laura zaczęła wspinać się po drabince.
- Cóż za widoki. - zaśmiał się blondyn.
- Przymknij się Lynch. - zatkało ją jak weszła na dach. Było stamtąd widać ocean. Akurat słońce zachodziło i jego już pomarańczowa poświata odbijała się w tafli wody.
- Pięknie?
- Cudownie. - odparła. - Jak znalazłeś to miejsce?
- Tata mi je pokazał. Gdy miałem jakieś 10 lat, zmarł mój żółw Rafael, strasznie to przeżyłem. Tata zabrał mnie tu i powiedział, że mogę tu wracać ilekroć będę czuł potrzebę by pobyć sam.
- To słodkie. Przykro mi z powodu twojego żółwia.
- Dzięki. Zatańczysz?
- Co?
- Pytam czy zatańczysz?
- Tu?
- A czemu nie? - wyciągnął dłoń. Laura popatrzyła na niego i uśmiechnęła się szeroko.
- Dobrze. - wyszeptała. Ross wyjął telefon i z playlisty wybrał piosenkę "Love me like you do".
- Myślę, że to odpowiednia piosenka. - odparł i chwycił Lau w ramiona. Kołysali się w rytm muzyki, a Laura podśpiewywała pod nosem tekst piosenki. Ross obrócił ją tak, że stanęła do niego plecami. Jedna rękę położył jej na sercu, drugą przytrzymywał w talii. Słyszał jak jej serce bije mocniej.
Uderzenie uderzenie przerwa.
Uderzenie uderzenie uderzenie przerwa.
Uderzenieuderzenieuderzenie przerwa.
Wyciągnął dłoń, a jej ręka podążyła za jego. Pochylił się i chwycił w pasie, podniósł ja do góry i obrócił się powoli. Po czym postawił ją na ziemi, a ona wygięła się i położyła prawą rękę na jego szyi. On wtulił twarz w jej włosy. Obróciła się i stanęła do niego twarzą w twarz. Złapał ja jedną dłonią mocno w talii, a drugą pokierował tak, że wygięła się mocno do tyłu. Jego dłoń przesunęła się po jej dekolcie. Nagle wróciła do pozycji stojącej i objęła go mocno. Zrobił kilka kroków do tyłu. Po czym złapał ją za uda i uniósł lekko gdy Ellie śpiewała refren, a on raz po raz podnosił ją do góry i stawiał z powrotem na ziemi kręcąc się wokół własnej osi. Nie potrzebowali słów, by się rozumieć w tańcu. Obrócił ją i przycisnął do siebie.
- Kocham cię Laura. - wyszeptał jej do ucha. Po czym znowu uniósł ją do góry. Objęła go nogami w pasie, a on pochylił się i zakreślił półkole. Ich usta się połączyły. Całował ja z taką pasją jak nigdy przedtem. Złapał ją w talii i uniósł, musiała go puścić. Po czym leciutko się kręcąc postawił ja na ziemi. Piosenka ucichła. Stali i patrzyli sobie w oczy. Ich oddechy mieszały się ze sobą.
- Ja też cię kocham. - odparła.
Odprowadził ja do domu. Nie podobało mu się, że mieszka w takiej okolicy. Byłby spokojniejszy gdyby mieszkała w bardziej bezpiecznej dzielnicy, Doszli na jej piętro.
- Zaskoczony, że tak mieszkam? - stanęli przed jej drzwiami.
- Trochę.
- Nie stać mnie na nic lepszego.
- Vanessa jest w domu?
- Nie, Stacy miała wziąć ją do siebie.
- Dobrze się dzisiaj bawiłem.
- Ja też. Dziękuję.
- Widzimy się jutro?
- Jasne.
- To do zobaczenia. - pocałował ja w czoło i zaczął schodzić po schodach. Laura odwróciła się i zaczęła szukać kluczy, wyjęła je i włożyła do zamka. Poczuła czyjś oddech na karku. Odwróciła się gwałtownie i poczuła czyjeś usta na swoich. Przyparł ja do drzwi. Klamka wbijała jej się w plecy. Wyczuła ręką zamek i przekręciła klucz, drugą rękę wsunęła w jego włosy. Jego dłonie zsunęły się niżej na pośladki. Przycisnął ją do siebie. Laura wyczuła ręką klamkę i otworzyła drzwi. Oderwała się od Ross'a i przekroczyła próg mieszkania. Ross spojrzał na nią zmieszany. Myślał, że zbytnio się pospieszył.
- Laura, sorry...- nie dokończył, bo Laura pociągnęła go za kurtkę do mieszkania. Złapał ją w pasie, i znów przywarł do jej ust. Boże jakie one były miękkie i słodkie. Mógłby je całować cały dzień i noc. Zamknął drzwi kopniakiem i popchnął ją na ścianę. Gdy wessał jej dolną wargę, jęknęła. Chciał jeszcze usłyszeć ten dźwięk. Złapał ja za uda i podniósł, oplotła go nogami w pasie. Ich pocałunki stawały się coraz gorętsze i bardziej namiętne. Laura zaczęła szarpać go za kurtkę. Sam by najchętniej się jej pozbył, ale to oznaczało by, że musi ja puścić. Postawił ją na ziemi i ściągnął kurtkę nie odrywając się od jej ust. Potem znów ją podniósł i przyparł do ściany. Po chwili Laura nie była już w stanie wytrzymać więcej.
- Sypialnia. - wychrypiała. Ross niosąc ją i całując wpadł na szafkę, spadł z niej wazon i się potłukł, ale to nie był dla niej problem. W pewnym momencie zatrzymał się.
- Gdzie? - zapytał.
- Po lewo, pierwsze drzwi. - odpowiedziała, po chwili byli już w jej pokoju. Ross zamknął kopniakiem drzwi i rzucił ją na łózko.
- Nie pamiętasz gdzie jest moja sypialnia?
- Serio? Teraz akurat o tym myślisz? - powiedział i wspiął się na nią. Spojrzał jej głęboko w oczy. Jego dłoń przesunęła się po jej policzku. Pocałował ją w czoło. Przymknęła oczy. Potem zostawił pocałunki na powiekach, nosie, policzkach. Obcałował kontur jej ust. Dopiero musnął jej wargi.. Rozchyliła usta, a on wsunął tam koniuszek swojego języka. Jej dłonie zsunęły się po barkach i plecach, dotarły nad brzeg jego koszulki. Szarpnęła za nią. Zrozumiał, po chwili jego koszulka leżała na podłodze. Objęła go mocno. Jego dłoń zacisnęła się na piersi. Zaczął ją pieścić przez materiał sukienki, druga zsunęła się niżej, między jej uda. Dotknął jej tam gdzie chciała.
- Jesteś całkowicie mokra, co my teraz zrobimy? - wychrypiał jej do ucha.
- Coś wymyślisz. - zaczął całować ją za uchem wędrując w dół jej szyi. Jej sukienka zaczęła się unosić. Po chwili i jej nie było. Przyglądał się jej przez pewien czas.
- Jesteś piękna. - powiedział i pocałował ją w usta. Dłońmi bawił się jej piersiami. Wygięła się w łuk. Chciała poczuć go bliżej siebie. Wtopić się w jego ciepłe ciało.
- Spodnie. - wyszeptała. Uśmiechnął się seksownie i wstał.
- Bardzo pani wymagająca. - ściągnął swoje buty, skarpetki i spodnie wraz z bokserkami, a potem jej sandałki. Sięgnął do kurtki i wyjął foliową paczuszkę, położył ja na biurku. Po czym zaczął całować jej stopy, wędrując wyżej. Zatrzymał się na moment przy figach. Uśmiechnął się i pokierował w górę, całując jej brzuch. Zatrzymał się przy staniku.
- Nie lubię tego biustonosza. - odparł i ściągnął jej stanik.
- Tak lepiej. - dodał gdy została w samych majtkach. Wessał prawą brodawkę do ust, a ona krzyknęła. Drugą zaś ugniatał w dłoni. Czuła jak sutki jej twardnieją, a piersi robią się nabrzmiałe. Gdy zadowolił się już prawą piersią, wessał do ust lewy sutek, a prawą pierś ugniatał w dłoni. Zataczał kółka wokół brodawki, doprowadzając ją na skraj szaleństwa. Oddychała szybciej, jej skóra była śliska od potu i paliła. Chciała go tylko w jednym miejscu.
- Podoba ci się? - wymruczał.
- Ross...
- Co kochanie?
- Proszę...
- O co prosisz?
- Chcę cię. - wydyszała.
- Masz mnie, kotku. Jestem cały twój.
- Chcę cię tam. - wyszeptała. Uśmiechnął się.
- Cierpliwości, kotku. - wyszeptał jej do ucha. Jego dłonie wsunęły się za gumkę majtek, po czym mocno ja pociągnęły.
- Nie lubiłem tych majtek. -powiedział, po czym ją pocałował.
- Ja też nie. - odparła między pocałunkami. Jego palce zawędrowały między jej uda, po czym wsunął w nią dwa palce, a kciukiem ocierał o łechtaczkę. Westchnęła głęboko i zacisnęła się na jego palcach. Poruszał się w niej chwile, rozgrzewając ją do czerwoności. Jeśli wcześniej nie słyszał jak dyszała to teraz zapewne usłyszał. Wysunął z niej palce. Rozerwał prezerwatywę. Pocałował ją namiętnie, wsunęła dłonie w jego cudowne włosy, po czym wszedł w nią głęboko. Krzyknęła. Odczekał chwilę, by oboje poczuli to połączenie jakie ich teraz łączyło.
- Nie zamykaj oczu. - powiedział stanowczo. Po czym wysunął się z niej i wsunął kawałeczek. Myślała, że oszaleje. Potem zrobił to samo, jego usta całowały ja z miłością, a jego ruchy stawały się szybsze. Zaczął kreślić kółka na jej podbrzuszu. Cholerne kółka. To ją jeszcze bardziej nakręcało. Była cała rozpalona. Czuła jak jej ciało całe się napina, jak coś w niej narasta. Jęczała, głośno dawała znać o swojej przyjemności.
- No kurwa dalej maleńka. Dojdź dla mnie. - gdy to powiedział eksplodowała. Jej ciało drżało, a ona czuła się fantastycznie. Słyszała jak on po chwili doszedł, krzycząc:
- O kurwa Laura! - po czym opadł na nią wgniatając ją w materac. Leżeli tak chwile próbując się uspokoić.
- Kocham cię Laura.
- Ja ciebie też. - odparła. Pocałował ją, przytulił się do jej pleców, po czym oboje zasnęli.
***
Hejka miśki! Co tam? Jak tam wakacje? Ja mam je od połowy maja. Fajnie no nie XD Sorry, że tak długo nie było rozdziału, ale przez pewien czas pracowałam. Nigdy w życiu nie pracujcie w call center :/ Boże nawet nie chcę do tego wracać. Na dodatek ostatnio moi wspaniali rodzice wymyślili malowanie ogrodzenia. Kuźwa czy ja nie mam co robić w wakacje tylko durny płot malować? No, ale jakoś skończyłam ten rozdział, ba zaczęłam pisać już dziewiąty na Just Love Me. Niedługo i tam będzie nowy rozdział. Cóż w tym rozdziale dałam Wam mnóstwo Raury :D Myślę, że Wam się spodoba. Mamy tu opisaną przeszłość Laury, pierwszą randkę naszej Raury i scenkę +18. To już ostatnia tego typu scenka na tym blogu :( Nie myślcie jednak, że Ross i Laura będą żyli w celibacie. Nie. Po prostu nie będę już tak szczegółowo opisywała ich stosunków :P Cóż nie martwcie się nie długo wróci do Was reszta ekipy. Vanessa i Riker, rodzeństwo Lynch'ów i...bliźniaczki i Blair. Dawno ich nie było :D Rossy Lynch cieszysz się? :D Kto idzie na koncert R5? Ja tam będę z Rossy Lynch, może mnie spotkacie heheh. Miłych wakacji i do napisania ;)
Delly Anastasia Lynch.
- Przed wieczorem zadzwonił telefon. Piekłyśmy wtedy z tatą ciastka. Mama z kimś rozmawiała. Po czym powiedziała, że jej koleżanka zachorowała i ona musi jechać. Pamiętam, że Vanessa była wściekła. Mama chciała ją jak zawsze ucałować przed wyjściem, a ona uciekła do pokoju. Tata powiedział, żeby się nią nie przejmowała i mama wyszła. - głos jej się załamał na to wspomnienie.
- Wtedy widziałaś ją po raz ostatni. - powiedział.
- Tak. Pamiętam, że tata poszedł do Vanessy i z nią rozmawiał, a ja oglądałam bajki. Minęło chyba ze dwie godziny jak ktoś zapukał do drzwi. To był policjant. Pamiętam, że gdy nas zobaczył z Vanessą zbladł. Powiedział, że chce porozmawiać z tatą, więc my poszłyśmy do pokoju. Długo tam siedziałyśmy. Gdy tata przyszedł miał czerwone oczy. Vanessa dowiedziała się wcześniej, mi powiedzieli przed pogrzebem. Wcześniej mówili mi, że mama gdzieś wyjechała. Myślałam, że dlatego Vanessa ciągle płacze i wszyscy są smutni. Pogrzeb mamy był ostatnim dniem, gdy wszystko jeszcze grało. Wcześniej przychodziliśmy tu, co niedziela, by oglądać mamę, potem nie było już nic. Tata zaczął pić. Najpierw tylko po pracy. Później co raz częściej. Cztery lata po śmierci mamy, tata stracił pracę, a my przeprowadziliśmy się tu. Vanessa od tamtego wypadku zastępowała mi matkę, lecz po przeprowadzce tu zaczęła być dla mnie i ojcem. Przez rok praktycznie wegetowałyśmy. Nie raz było tak, że byłam głodna. Ojciec tylko pił, a Van nie mogła jeszcze iść do pracy. Jedliśmy tyle co na stołówce w szkole.Było trochę lepiej jak zaczęła pracować. Wszystko się zmieniło pięć lat temu. Poznała jakiś dziwnych ludzi. Zaczęła ćpać. Najpierw jakoś sobie radziła, później odpuściła. Wtedy pomogła mi Stacy. Gdyby nie jej rodzina umarłabym, nie raz u niej nocowałam, przychodziłam żeby coś zjeść. Dopiero jak miałam 16 lat zaczęłam pracować w barze.
- Było ci pewnie cholernie ciężko.
- Bardzo. Ojciec pił, żeby się nie wkurzył i nie wszczynał awantur kupowałam mu wódę, Vanessa stoczyła się totalnie. Byłam sama.
- Cholera chciałbym, byś nie musiała przez to przechodzić.
- Nie martw się, to już przeszłość. - odparła.
- Tak, ale tyle wycierpiałaś.
- Ross pamiętasz, co ci powiedziałam na pogrzebie ojca?
- Że nie chcesz litości.
- Właśnie, nie chcę współczucia i litości. To mnie dobija.
- To nie jest litość Laura, to miłość. - spojrzała na niego. To, co powiedział bardzo ją wzruszyło. Pocałowała go czule. Starała się tym pocałunkiem powiedzieć wszystko co czuje. Wspaniała była wizja, że ma teraz kogoś komu na niej zależy. Tak długo się opiekowała innymi, teraz czuła, że Ross nią się dobrze zajmie. W jego objęciach czuła coś, czego jej brakowało. Szczęście. Wreszcie osiągnęła to, o czym marzyła. Była szczęśliwa.
- Vanessa idzie na odwyk. - powiedziała. Widziała zaskoczenie na jego twarzy. Wiedziała, że będzie jeszcze większe jak powie mu kto jest powodem tak nagłej zmiany decyzji.
- Serio? To chyba dobrze.
- Bardzo dobrze. - uśmiechnęła się.
- Za wszelką cenę chcesz ją ratować, prawda?
- To moja siostra, gdyby nie ona...- urwała.
- Wiem kotku. Doskonale wiem, o co ci chodzi.
- Kilka lat temu załamałam się. - powiedziała cicho.
- To znaczy?
- Sama utrzymywałam rodzinę. Dom, rachunki, a oni wszystko utrudniali. Pamiątki po mamie były i są dla mnie świętością. Oni wszystko wynosili. W końcu pękłam. Wzięłam garść tabletek i popiłam wódką. Gdyby nie Vanessa...
- Ćśś, skarbie. - przytulił ją mocno. Była taka silna, a jednak bardzo delikatna. Wiedział, że od tej pory nie dopuści do tego, by cierpiała.
- Ona uratowała mnie, ja ratuję ją.
- Rozumiem, nie płacz skarbie. - otarł kciukami jej łzy na policzkach.
- Chociaż gdyby nie twój brat, to niewiele bym wskórała. - Ross oderwał się od niej.
- Co?! - Laura zaśmiała się.
- Riker i Vanessa.
- Oni razem?
- Yhy.
- Cóż najwidoczniej Lynch'owie mają słabość do panien Marano. - zaśmiał się i pocałował Laurę.
- Oj macie. - uśmiechnęła się szeroko.
Nie miała pojęcia gdzie Ross ją ciągnie. Ulżyło jej, że mogła z kimś pogadać o swojej przeszłości, ale najbardziej podobało się jej, że Ross jej nie ocenia. Kocha ja taką jaką jest.
- Dlaczego byłeś z Blair? - zapytała.
- Czemu pytasz?
- Sorry za wyrażenie, ale to suka. - Ross uśmiechnął się.
- Poznałem ja jak miałem 14 lat. Była moją pierwszą dziewczyną. Wspierała mnie jak zaczynaliśmy tworzyć zespół. Nie zawsze była taka jak teraz. Wiem, że jest suką. Wszystko się zmieniło jak poszliśmy do liceum. Nie wiedziałem, że jest taką jędzą. Przy mnie była słodką Blair. Któregoś dnia zobaczyłem jak się odzywa do ciebie. Później widziałem jeszcze kilka takich scenek. Byłem z nią, bo...wydawało mi się, że jest dla mnie odpowiednia.
- Kochałeś ją?
- Nie. Powiedziałbym, że byłem nią silnie zauroczony. Chyba, żeby liczyć szczeniacką miłość.
- Długo z nią byłeś.
- Z wygody. Jesteśmy na miejscu. - stanęli przy drabince prowadzącej na dach jednej z hal.
- Niedaleko stąd jest chyba twoja szkoła?
- Tak, blisko.
- Trochę dziwna dzielnica.
- Kiedyś to było zagłębie przemysłowe L.A. Sporo jest tu takich hal, ale kocham to miejsce ze względu na widok.
- Opuszczonych ruin?
- Nie. - zaśmiał się. - Wchodź.
- Po tej drabince? Może ty pierwszy?
- Ja wolę iść za tobą.
- Czemu?
- Bo masz sukienkę.
- I co z tego?
- Cóż...masz śliczny tyłeczek, po za tym jakbym szedł przed tobą to nie miałbym zabawy.
- Idiota. - Laura zaczęła wspinać się po drabince.
- Cóż za widoki. - zaśmiał się blondyn.
- Przymknij się Lynch. - zatkało ją jak weszła na dach. Było stamtąd widać ocean. Akurat słońce zachodziło i jego już pomarańczowa poświata odbijała się w tafli wody.
- Pięknie?
- Cudownie. - odparła. - Jak znalazłeś to miejsce?
- Tata mi je pokazał. Gdy miałem jakieś 10 lat, zmarł mój żółw Rafael, strasznie to przeżyłem. Tata zabrał mnie tu i powiedział, że mogę tu wracać ilekroć będę czuł potrzebę by pobyć sam.
- To słodkie. Przykro mi z powodu twojego żółwia.
- Dzięki. Zatańczysz?
- Co?
- Pytam czy zatańczysz?
- Tu?
- A czemu nie? - wyciągnął dłoń. Laura popatrzyła na niego i uśmiechnęła się szeroko.
- Dobrze. - wyszeptała. Ross wyjął telefon i z playlisty wybrał piosenkę "Love me like you do".
- Myślę, że to odpowiednia piosenka. - odparł i chwycił Lau w ramiona. Kołysali się w rytm muzyki, a Laura podśpiewywała pod nosem tekst piosenki. Ross obrócił ją tak, że stanęła do niego plecami. Jedna rękę położył jej na sercu, drugą przytrzymywał w talii. Słyszał jak jej serce bije mocniej.
Uderzenie uderzenie przerwa.
Uderzenie uderzenie uderzenie przerwa.
Uderzenieuderzenieuderzenie przerwa.
Wyciągnął dłoń, a jej ręka podążyła za jego. Pochylił się i chwycił w pasie, podniósł ja do góry i obrócił się powoli. Po czym postawił ją na ziemi, a ona wygięła się i położyła prawą rękę na jego szyi. On wtulił twarz w jej włosy. Obróciła się i stanęła do niego twarzą w twarz. Złapał ja jedną dłonią mocno w talii, a drugą pokierował tak, że wygięła się mocno do tyłu. Jego dłoń przesunęła się po jej dekolcie. Nagle wróciła do pozycji stojącej i objęła go mocno. Zrobił kilka kroków do tyłu. Po czym złapał ją za uda i uniósł lekko gdy Ellie śpiewała refren, a on raz po raz podnosił ją do góry i stawiał z powrotem na ziemi kręcąc się wokół własnej osi. Nie potrzebowali słów, by się rozumieć w tańcu. Obrócił ją i przycisnął do siebie.
- Kocham cię Laura. - wyszeptał jej do ucha. Po czym znowu uniósł ją do góry. Objęła go nogami w pasie, a on pochylił się i zakreślił półkole. Ich usta się połączyły. Całował ja z taką pasją jak nigdy przedtem. Złapał ją w talii i uniósł, musiała go puścić. Po czym leciutko się kręcąc postawił ja na ziemi. Piosenka ucichła. Stali i patrzyli sobie w oczy. Ich oddechy mieszały się ze sobą.
- Ja też cię kocham. - odparła.
Odprowadził ja do domu. Nie podobało mu się, że mieszka w takiej okolicy. Byłby spokojniejszy gdyby mieszkała w bardziej bezpiecznej dzielnicy, Doszli na jej piętro.
- Zaskoczony, że tak mieszkam? - stanęli przed jej drzwiami.
- Trochę.
- Nie stać mnie na nic lepszego.
- Vanessa jest w domu?
- Nie, Stacy miała wziąć ją do siebie.
- Dobrze się dzisiaj bawiłem.
- Ja też. Dziękuję.
- Widzimy się jutro?
- Jasne.
- To do zobaczenia. - pocałował ja w czoło i zaczął schodzić po schodach. Laura odwróciła się i zaczęła szukać kluczy, wyjęła je i włożyła do zamka. Poczuła czyjś oddech na karku. Odwróciła się gwałtownie i poczuła czyjeś usta na swoich. Przyparł ja do drzwi. Klamka wbijała jej się w plecy. Wyczuła ręką zamek i przekręciła klucz, drugą rękę wsunęła w jego włosy. Jego dłonie zsunęły się niżej na pośladki. Przycisnął ją do siebie. Laura wyczuła ręką klamkę i otworzyła drzwi. Oderwała się od Ross'a i przekroczyła próg mieszkania. Ross spojrzał na nią zmieszany. Myślał, że zbytnio się pospieszył.
- Laura, sorry...- nie dokończył, bo Laura pociągnęła go za kurtkę do mieszkania. Złapał ją w pasie, i znów przywarł do jej ust. Boże jakie one były miękkie i słodkie. Mógłby je całować cały dzień i noc. Zamknął drzwi kopniakiem i popchnął ją na ścianę. Gdy wessał jej dolną wargę, jęknęła. Chciał jeszcze usłyszeć ten dźwięk. Złapał ja za uda i podniósł, oplotła go nogami w pasie. Ich pocałunki stawały się coraz gorętsze i bardziej namiętne. Laura zaczęła szarpać go za kurtkę. Sam by najchętniej się jej pozbył, ale to oznaczało by, że musi ja puścić. Postawił ją na ziemi i ściągnął kurtkę nie odrywając się od jej ust. Potem znów ją podniósł i przyparł do ściany. Po chwili Laura nie była już w stanie wytrzymać więcej.
- Sypialnia. - wychrypiała. Ross niosąc ją i całując wpadł na szafkę, spadł z niej wazon i się potłukł, ale to nie był dla niej problem. W pewnym momencie zatrzymał się.
- Gdzie? - zapytał.
- Po lewo, pierwsze drzwi. - odpowiedziała, po chwili byli już w jej pokoju. Ross zamknął kopniakiem drzwi i rzucił ją na łózko.
- Nie pamiętasz gdzie jest moja sypialnia?
- Serio? Teraz akurat o tym myślisz? - powiedział i wspiął się na nią. Spojrzał jej głęboko w oczy. Jego dłoń przesunęła się po jej policzku. Pocałował ją w czoło. Przymknęła oczy. Potem zostawił pocałunki na powiekach, nosie, policzkach. Obcałował kontur jej ust. Dopiero musnął jej wargi.. Rozchyliła usta, a on wsunął tam koniuszek swojego języka. Jej dłonie zsunęły się po barkach i plecach, dotarły nad brzeg jego koszulki. Szarpnęła za nią. Zrozumiał, po chwili jego koszulka leżała na podłodze. Objęła go mocno. Jego dłoń zacisnęła się na piersi. Zaczął ją pieścić przez materiał sukienki, druga zsunęła się niżej, między jej uda. Dotknął jej tam gdzie chciała.
- Jesteś całkowicie mokra, co my teraz zrobimy? - wychrypiał jej do ucha.
- Coś wymyślisz. - zaczął całować ją za uchem wędrując w dół jej szyi. Jej sukienka zaczęła się unosić. Po chwili i jej nie było. Przyglądał się jej przez pewien czas.
- Jesteś piękna. - powiedział i pocałował ją w usta. Dłońmi bawił się jej piersiami. Wygięła się w łuk. Chciała poczuć go bliżej siebie. Wtopić się w jego ciepłe ciało.
- Spodnie. - wyszeptała. Uśmiechnął się seksownie i wstał.
- Bardzo pani wymagająca. - ściągnął swoje buty, skarpetki i spodnie wraz z bokserkami, a potem jej sandałki. Sięgnął do kurtki i wyjął foliową paczuszkę, położył ja na biurku. Po czym zaczął całować jej stopy, wędrując wyżej. Zatrzymał się na moment przy figach. Uśmiechnął się i pokierował w górę, całując jej brzuch. Zatrzymał się przy staniku.
- Nie lubię tego biustonosza. - odparł i ściągnął jej stanik.
- Tak lepiej. - dodał gdy została w samych majtkach. Wessał prawą brodawkę do ust, a ona krzyknęła. Drugą zaś ugniatał w dłoni. Czuła jak sutki jej twardnieją, a piersi robią się nabrzmiałe. Gdy zadowolił się już prawą piersią, wessał do ust lewy sutek, a prawą pierś ugniatał w dłoni. Zataczał kółka wokół brodawki, doprowadzając ją na skraj szaleństwa. Oddychała szybciej, jej skóra była śliska od potu i paliła. Chciała go tylko w jednym miejscu.
- Podoba ci się? - wymruczał.
- Ross...
- Co kochanie?
- Proszę...
- O co prosisz?
- Chcę cię. - wydyszała.
- Masz mnie, kotku. Jestem cały twój.
- Chcę cię tam. - wyszeptała. Uśmiechnął się.
- Cierpliwości, kotku. - wyszeptał jej do ucha. Jego dłonie wsunęły się za gumkę majtek, po czym mocno ja pociągnęły.
- Nie lubiłem tych majtek. -powiedział, po czym ją pocałował.
- Ja też nie. - odparła między pocałunkami. Jego palce zawędrowały między jej uda, po czym wsunął w nią dwa palce, a kciukiem ocierał o łechtaczkę. Westchnęła głęboko i zacisnęła się na jego palcach. Poruszał się w niej chwile, rozgrzewając ją do czerwoności. Jeśli wcześniej nie słyszał jak dyszała to teraz zapewne usłyszał. Wysunął z niej palce. Rozerwał prezerwatywę. Pocałował ją namiętnie, wsunęła dłonie w jego cudowne włosy, po czym wszedł w nią głęboko. Krzyknęła. Odczekał chwilę, by oboje poczuli to połączenie jakie ich teraz łączyło.
- Nie zamykaj oczu. - powiedział stanowczo. Po czym wysunął się z niej i wsunął kawałeczek. Myślała, że oszaleje. Potem zrobił to samo, jego usta całowały ja z miłością, a jego ruchy stawały się szybsze. Zaczął kreślić kółka na jej podbrzuszu. Cholerne kółka. To ją jeszcze bardziej nakręcało. Była cała rozpalona. Czuła jak jej ciało całe się napina, jak coś w niej narasta. Jęczała, głośno dawała znać o swojej przyjemności.
- No kurwa dalej maleńka. Dojdź dla mnie. - gdy to powiedział eksplodowała. Jej ciało drżało, a ona czuła się fantastycznie. Słyszała jak on po chwili doszedł, krzycząc:
- O kurwa Laura! - po czym opadł na nią wgniatając ją w materac. Leżeli tak chwile próbując się uspokoić.
- Kocham cię Laura.
- Ja ciebie też. - odparła. Pocałował ją, przytulił się do jej pleców, po czym oboje zasnęli.
***
Hejka miśki! Co tam? Jak tam wakacje? Ja mam je od połowy maja. Fajnie no nie XD Sorry, że tak długo nie było rozdziału, ale przez pewien czas pracowałam. Nigdy w życiu nie pracujcie w call center :/ Boże nawet nie chcę do tego wracać. Na dodatek ostatnio moi wspaniali rodzice wymyślili malowanie ogrodzenia. Kuźwa czy ja nie mam co robić w wakacje tylko durny płot malować? No, ale jakoś skończyłam ten rozdział, ba zaczęłam pisać już dziewiąty na Just Love Me. Niedługo i tam będzie nowy rozdział. Cóż w tym rozdziale dałam Wam mnóstwo Raury :D Myślę, że Wam się spodoba. Mamy tu opisaną przeszłość Laury, pierwszą randkę naszej Raury i scenkę +18. To już ostatnia tego typu scenka na tym blogu :( Nie myślcie jednak, że Ross i Laura będą żyli w celibacie. Nie. Po prostu nie będę już tak szczegółowo opisywała ich stosunków :P Cóż nie martwcie się nie długo wróci do Was reszta ekipy. Vanessa i Riker, rodzeństwo Lynch'ów i...bliźniaczki i Blair. Dawno ich nie było :D Rossy Lynch cieszysz się? :D Kto idzie na koncert R5? Ja tam będę z Rossy Lynch, może mnie spotkacie heheh. Miłych wakacji i do napisania ;)
Delly Anastasia Lynch.