Laura siedziała ze Stacy w pokoiku dla służby. Hannah i bliźniaczki gdzieś wyszły, na szczęście. Przyjaciółka leżała na łóżku i przeglądała magazyn o modzie. Zawsze musiała być na topie. Wiedziała co się nosi, a co jest modowym fo pa, dlatego często czepiała się Lau, która nie zwracała uwagi na wygląd. Ważne aby było wygodnie. Dlatego dzisiaj Marano założyła krótkie jeansowe szorty, fioletowe rajstopy i do tego miała duży, ciepły, brązowy sweter oraz zawiązała wokół szyi szary szalik, na nogi założyła czarne botki. Siedziała w fotelu, mając nogi założone na jeden z boków tegoż mebla. Sporo myślała od śmierci ojca. Rzadko bywała w domu. Ten pokoik poniekąd stał się jej nowym domem. Vanessa nie wiedziała gdzie pracuje, co umożliwiało w miarę normalne życie.
- Stacy, muszę ci o czymś powiedzieć. - wyjąkała brunetka.
- O czym? - koleżanka podniosła wzrok z nad lektury.
- Wiesz, bo ja nie idę na ten bal. - wydusiła to z siebie.
- Że co?! - krzyknęła.
- Ciszej! Kim i Brooke chyba już wróciły. - Lau próbowała opanować przyjaciółkę.
- Żartujesz?! Siedzę od kilku tygodni nad sukienkami, wiesz ile nocy zarwałam? Poza tym to już jutro.
- Idź sama, a sukienki sprzedasz.
- Nie denerwuj mnie, ja ci chyba zaraz coś zrobię. Mogłaś powiedzieć wcześniej, a nie teraz, gdy ja tyle pracy w to włożyłam. Przecież to bal, każda dziewczyna o takim czymś marzy.
- Nie chcę tam iść.
- Niby czemu? - Stacy była bardzo zdenerwowana.
- Tam będzie tylu ludzi.
- Jak idziesz do supermarketu to też jest tam sporo ludzi. - odparła Stacy.
- Tak, ale wyobrażasz sobie mnie na tym balu? - Lau nie dawała za wygraną.
- Daj spokój idziesz ten bal i koniec.
- Ja przecież noszę żałobę. - powiedziała Laura.
- Po tym skurwysynie?!
- Nie mów tak o moim ojcu!- krzyknęła.
- A jak mam mówić. Pamiętasz ile razy cię uderzył, albo ile razy uciekałaś z mieszkania w środku nocy? Uwierz nikt ci nie będzie miał za złe jak się rozerwiesz.
- Jednak to był mój ojciec, nie zawsze taki był.
- Tak wiem, jak twoja mama żyła był inny, lecz zrozum Laura to był zwyrodnialec nie twój tatuś, a po takim kimś nie trzeba nosić żałoby, zasłużył sobie na to. - Stacy nie mogła pojąć logiki Lau.
- Ale nie mamy partnerów?
- Ojej na pewno kogoś poznamy na balu, przecież nie każdy przyjdzie z kimś.
- Do mnie żaden chłopak nie zagada, bo jestem służącą. - Lau posmutniała, ale taka była prawda. Żaden facet nie zwracał na nią uwagi, chyba żeby liczyć Ross'a.
- Nikt na balu nie będzie wiedział, że jesteś służącą, bo będziemy mieć maski. - powiedziała ironicznie Stacy.
- To jak poznam, że ten chłopak jest przystojny i w ogóle fajny?
- Ci najfajniejsi zawsze dobrze tańczą.
- Sama nie wiem.
- No weź Laura, nie zostawiaj mnie samej. Chodźmy we dwie, będzie super zobaczysz...
- Stacy weź oddech jak mówisz. - uśmiechnęła się Lau.
- Ty to masz szczęście, może weź na bal Ross'a?
- Co? My się przecież nie znamy. - dziewczyna udawała oburzoną.
- Tak, jakoś często ze sobą się widujecie.
- Co masz na myśli?
- No wiesz ten taniec przy lustrze, teraz pogrzeb. To, że płacił za ceremonię, nie uważasz, że to dziwne?
- Nie wiem co ten blondasek sobie umyślił, ale wydaje mi się, że znalazł jakąś sierotę i chciał się nad nią ulitować. Ja jednak nie potrzebuje litości. Nie wiem jak, ale oddam mu te pieniądze.
- Dobra, dobra nie chciałam cię ze złościć. - Stacy podniosła ręce w geście poddania się.
- Muszę wracać do pracy. - odparła.
- Jesteś ich niewolnikiem czy co? - Stacy żartowała po chwili tych słów żałowała, widząc wzrok Laury.
- Dobra to ja lecę. - powiedziała i pożegnała się z przyjaciółką.
Kylie szykowała się na bal. Kendall kończyła upinać jej włosy. Zawsze sobie pomagały. Rozmawiały o różnych sprawach lecz temat w końcu zszedł na Lynch'ów.
- Jak ty i Rocky?
- Dobrze, wręcz wspaniale. Jest przystojny, zabawny i opiekuńczy.
- Uuu zakochałaś się? - spytała brunetka.
- Wiesz chyba tak. Ciągle o nim myślę i nie mogę doczekać się spotkania z nim. - na twarzy dziewczyny pojawił się rumieniec.
- Zasługujesz na szczęście. - odparła Kylie.
- A ty i Ross? - Kendall zmieniła temat.
- Yyy...
- Coś nie tak?
- Nie skąd. Po prostu trudno mi określić relację między nami.
- Nie rozumiem. Myślałam, że się świetnie dogadujecie.
- Bo tak jest.
- To nie rozumiem o co ci chodzi?- Kendall nie rozumiała swojej siostry.
- Przecież zaprosił cię na bal. Więc musi mu wpadłaś w oko.
- Mam właśnie wrażenie, że jemu chodzi tylko o ten cholerny bal!
- Czemu tak myślisz?
- Bo spotykamy się od pewnego czasu, a nawet się nie całowaliśmy. Żartujemy, flirtujemy lecz gdy sytuacja robi się napięta on się wycofuje.
- Jak to się wycofuje?
- No wiesz byliśmy ostatnio w Malibu. Surfowaliśmy, w pewnym momencie straciłam równowagę i wpadłam do wody, Ross też spadł z deski, zaczęliśmy się chlapać i wygłupiać, w pewnym momencie byliśmy tak blisko siebie. Myślałam, że mnie pocałuje, widziałam to w jego oczach. Zbliżył się do moich ust, lecz stchórzył. Zanurkował. Później było jeszcze kilka takich sytuacji. Zawsze coś go trzyma.
- Może miał kogoś i jeszcze się nie pogodził. - powiedziała.
- Blaire? To nie o nią chodzi, chyba nie jestem tą, którą szuka.
- Nie gadaj głupot! On za tobą szaleje, zobaczysz na balu.
- Może masz rację. Spotykamy się od niedawna. Wszystko się ułoży. - westchnęła.
- Będziesz jego księżniczką dzisiejszego wieczoru. - Kendall promiennie się uśmiechnęła.
Hannah leżała na leżance do masażu. Dwóch mężczyzn sprawiało, że czuła się wspaniale. Nie ma nic lepszego niż masaż.
- Trochę mocniej panowie, to ma być jak salsa. - powiedziała skrzeczącym głosem. Do pokoju wparowały Kim i Brooke, były wściekłe.
- Mamo, mamo! - obydwie krzyczały.
- Co jest moje księżniczki? Poznajcie to Joshua i ktoś tam jeszcze. Oni będą moimi tatusiami, znaczy waszymi.
- Mamo ja i Brooke jedziemy zrobić manicure i pedicure przed balem.
- Pamiętacie o tym, że Laura umówiła was do fryzjera. - powiedziała mama bliźniaczek.
- Właśnie ona też idzie na bal! - wykrzyczała Kim.
- Co? - matka poderwała głowę.
- Słyszałyśmy jak rozmawia z tą swoją przyjaciółką. - odparła Brooke.
- Mamo, ona nie może iść na ten bal, wszytko zepsuje. To służąca. Niech posprząta mój pokój.
- Lub u mnie w szafie. - dodała Brooke.
- Ona nie może iść, to nie wchodzi w rachubę. - powiedziała Hannah.
- Wymyśl coś mamo. - powiedziała Kim.
- Mam dla niej specjalne zadanie. - odparła Hannah.
Nadszedł dla Laury wielki dzień. Dzisiaj bal. Lau sprzątnęła już prawie cały dom. Zostało jeszcze wyjąć naczynia ze zmywarki i Laura pójdzie do domu się wyszykować do wyjścia. Nie chciała tam iść, ale czego się nie robi w imię przyjaźni? Z drugiej strony miała nadzieję, że ten wieczór odmieni jej życie. Siedziała i myła podłogę. Nagle jej oczom ukazały się różowe klapki Hannah. Podniosła głowę i ujrzała jej twarz.
- Tak? - zapytała Lau.
- Musisz zostać dzisiaj po godzinach. - odparła Hannah.
- Dzisiaj nie mogę. - odpowiedziała Lau.
- Dobrze usłyszałam? Nie możesz? Dziewczyno ty należysz do mnie. Za co ja ci płacę? Masz być na każde moje skinienie.
- Ale dzisiaj idę na bal. - powiedziała Laura.
- To nie pójdziesz. - zaśmiała się szyderczo kobieta.
- Ale ja już wszystko sprzątnęłam.
- Nie wszystko.- Hannah poszła w kierunku swojej sypialni. Laura podążyła za nią. Gdy kobieta pociągnęła za klamkę i otworzyła drzwi do swojego królestwa, dziewczyna zobaczyła ogromny bałagan. Wszędzie porozrzucane były ubrania, bielizna, peruki i oczywiście resztki jedzenia.
- Zostało jeszcze to, czyli moje małe królestwo. - powiedziała dumnie kobieta. Laura otworzyła usta ze zdziwienia.
- Ale żeby to posprzątać potrzeba miotacza ognia lub brygady antyterrorystycznej! - powiedziała ironicznie dziewczyna.
- Bez głupich żartów! Bo jak nie to obetnę ci pensję. Zrozumiano? - brunetka pokiwała głową.
- Mam o dwudziestej wywiad w telewizji, a potem z Rachel idę na wycieczkę po klubach. Wrócę do domu po północy, ma być tu wtedy czysto. Zacznij od pozbierania resztek, bo są obrzydliwe. - powiedział wychodząc. Laura spojrzała na zegarek, była za piętnaście trzecia.
- Może zdążę! - pomyślała. Poszła przyszykować się do pracy, wiedziała, że w pokoju Hannah odnajdzie niespotykane do tej pory robaki i być może szkodliwe bakterie. Dlatego postanowiła się przed tym uchronić. Założyła ogromne, gumowe spodnie na szelki, takie jak noszą rybacy i długie rękawice do tego nałożyła na twarz maskę. Zaczęła od zbierania z łóżka resztek jedzenia i ubrań. Uwijała się jak tylko mogła. Odkurzała, segregowała i składała rzeczy, myła i porządkowała ten bałagan. Ciągle miała nadzieję, że zdąży. Początkowo nie chciała iść na ten bal, lecz chyba zmieniła zdanie. Pragnęła tego balu, czuła, że może tam się wydarzyć coś wyjątkowego. Nie wie czy była to kobieca intuicja, czy tylko jakieś złudzenie. Chciała założyć tą sukienkę, pragnęła się poczuć kobieco. Stacy miała rację na balu maskowym nikt nie będzie wiedział kim ona jest. Nie będzie już służącą czy nieśmiałą, szarą dziewczyną. Może zmienić się tam w zupełnie innego człowieka. Z brzydkiego kaczątka ma szansę stać się łabędziem. Laura zdawała sobie sprawę, że to właśnie ten moment w jej życiu. Siedziała na łóżku i składała kolorowe, nieco obciachowe ubrania Hannah. Przy pracy słuchała muzyki. To było jej życie. Tylko właśnie muzyka miała dla niej w życiu sens. Nagle usłyszała znajomą melodię. Uśmiechnęła się bo to była jedna z jej ulubionych piosenek. Zanuciła pod nosem pierwsze słowa piosenki:
- "Got my heart made up on you"
Tak uwielbiała piosenkę zespołu R5. Często przy Stacy mówiła, że nie zna ich, że nie wie nic o tym zespole. Podeszła do odbiornika i nieco zwiększyła głośność urządzenia. Lubiła niektóre ich piosenki. Na przykład przy "Stay with me" czy " One Last Dance" zawsze płakała, były piękne i smutne. Marzyła by kiedyś jakiś chłopak zaśpiewał jej taką piosenkę jak "If I can't be with you". Natomiast "Ain't no way we're goin home" podnosiło ją na duchu w trudnych chwilach. Przypomniały jej się słowa Stacy o tym jak Lau śliniła się do zdjęcia młodego Lynch'a. Tak Ross zawsze się jej podobał. Uwielbiała jego głos, ponieważ był przyjemny, ciepły ale męski. Potrafił zaśpiewać wysokie i niskie dźwięki. Był jedynym facetem, który umiał oczarować ją głosem. Jego ton i barwa uspokajały ją tak jak w parku lub tak jak przy piosence " Heart Made Up On You" sprawiały, że robiło się jej gorąco, że podnosiło się jej ciśnienie. To było coś jak miłosne uniesienie. Ile by ona dała, żeby Ross zaśpiewał jej to do ucha. Oddałaby mu wtedy wszystko. Zawsze na niego dziwnie reagowała, czuła się nieswojo lecz jednak dobrze gdy na nią wpadał. Ich ciała były wtedy blisko, bardzo blisko. Czuła wtedy jego oddech, zapach czy dotyk. Miał nie tylko seksowny głos ale w ogóle był cholernie przystojny. Laura lubiła wysokich mężczyzn a Ross nim właśnie był. Poza tym te jego blond włosy ach....Były nie za krótkie i nie za długie. Trochę początkowo nie rozumiała czemu zawsze ma je potargane lecz później dostrzegła, że dodaje mu to uroku bad boy'a. Uwielbiała jego brązowe oczy, coś się w nich kryło. Sprawiały, że nie mogła się od nich oderwać. Dlatego zawsze leżała totalnie bezbronna jak się na nią przewrócił. No i wreszcie usta, poznała już w parku ich dotyk. Były ciepłe i miękkie. Żałowała, że nie podniosła wtedy trochę wyżej głowy może wtedy by go sprowokowała aby pocałował ją w usta. Uwielbiała jego dłonie. Czasami mężczyźni mieli łapy jak u goryla, on miał idealne. Tuląc się wtedy w parku do jego torsu czuła się bezpiecznie, nic nie było jej straszne. Łapała się czasami na tym, że tęskniła za jego dotykiem. Przecież to nienormalne. Był dla niej obcy a jednak wydawało się jej, że zna go dobrze. Po prostu marzyła o takim chłopaku jak on. Niestety on jest gwiazdą a ona służącą, tak naprawdę nikim. Przykra rzeczywistość.
- O czym ja myślę. - powiedziała zszokowana na głos. Spojrzała na zegarek była już piąta. Tak, spędziła dwie godziny na myśleniu o tym blondynie. Stwierdziła, że musi zadzwonić do Stacy. Wykręciła numer na telefonie stacjonarnym Pool'ów bo Hannah na czas pracy zabierała jej telefon.
- Cześć Stacy, sprzątam sypialnię Hannah... - powiedziała.
- Co?! Ta wiedźma wpuściła się do swojej jamy. - krzyknęła do słuchawki dziewczyna.
- Tak, ale to oznacza, że nie zdążę na bal.
- Dasz radę.
- Nie Stacy, tu jest taki bałagan ja w stajni Augiasza. Przepraszam ale nie pójdę na bal. - powiedziała i rozłączyła się bo usłyszała wściekły głos wiedźmy, która upomniała ją o tym, że nie wolno korzystać jej z telefonu.
***
Hejo wszystkim xD Przybywam z nowiutkim rozdziałem, jak zauważyliście w tym rozdziale są przygotowania do balu co oznacza, że kolejny rozdział to będzie... BAL!!! Ciekawi jesteście co wymyśliłam? Dziewiąty rozdział przyjęliście różnie, więc nie omieszkałam dodać w tym rozdziale Kylie i dorzuciłam bliźniaczki i ich matkę xD Ostatnio chodzi mi pomysł na nowy blog Lau była by tam trochę sztywna i ubierała by się babcinie :P natomiast Ross byłby casanovą i zdradzał by notorycznie swoją dziewczynę, taki lekkoduch. Laura pracowałaby w kancelarii Lynch'ów i ona i Ross by się nie lubili bo przez Ross'a dostałaby gorsze stanowisko. Jednak z czasem ich wzajemne docinki przerodziłyby się w coś więcej. Co o tym sądzicie?